Biegów kilka Wróbla Ćwirka - Maraton 2014

Moderator: infernal

Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Czwartek, 5 czerwiec 2014

POGODA: Bardzo przyjemnie, słonecznie, ciepło i praktycznie bezwietrznie. Jak nie Irlandia.
DYSTANS: 6,8 km
CZAS: 31:17

TRENING:

1,9 km BS - 9:47 (5:09/km)
4,9 km - 21:30 (4:23/km)

Dzisiejsze wyjście w teren było najprawdopodobniej moim ostatnim przed niedzielnym biegiem na 5 km. W porównaniu z wcześniejszymi w tym tygodniu, tym razem chciałem zrobić coś szybszego. Początkowa pętla była rozgrzewkową, bez szaleństwa, tak aby wejść odpowiednio w trening. Z kolei potem poszło już mocniej. 1100 metrów po mniej więcej 3:50/km, następnie 800 metrów spokojnym tempem aby uregulować zmęczenie. Druga pętla to samo: 1100 mocno i 800 spokojne. Zakończyłem mocnym 1100 i to było na tyle. :usmiech:

Tak się ostatnio zastanawiałem i wyszło mi, że bardzo emocjonuję się przed zawodami. Co prawda to tylko 5 kilometrowe biegi jak dotychczas, i praktycznie po okolicznych mieścinkach, ale jednak mam myślówy. Planuję i wyobrażam sobie jak może być? Jak rozegrać bieg, czy szybko, czy spokojnie za liderami, jakie obrać tempo? Na chwilę obecną wiem, że dam radę mocno finiszować. Dwie ostatnie imprezy to były 2 szarże kilkudziesięciometrowe, czyli jak trzeba to siły są. Nie obraziłbym się gdyby udało się zrobić rekord życiowy, gdyby zejść do 19 minut - świetna sprawa! :hej: Ale jak to uczynić? Niby ostatnie tygodnie w miarę regularnie trenuję, na nic szczególnie nie narzekam, więc może się uda? Wy również podchodzicie do kolejnych biegów z myślą o ustanowieniu rekordu życiowego na danym dystansie? Ciężki orzech do zgryzienia.

Na zakończenie tego wpisu chciałbym Wam przedstawić mój przedostatni bieg, który odbył się 11 maja 2014 r w Edgeworthstown, i w którym pierwszy raz w karierze znalazłem się na podium :hejhej: Zapraszam:

EDGEWORTHSTOWN 5K RUN

,,Chyba byłem nazbyt naiwny w swoim rozumowaniu, gdy wyobraziłem sobie, że siarczysty deszcz może zbić z tropu Irlandczyków, może im przeszkodzić i ich spowolnić. Wielka, ciemna chmura w pewnym momencie pękła i lunęło z góry bardzo soczyście. Uśmiechałem się w sobie i pomyślałem: ,,tak, teraz jest ta chwila, w której dołożę do pieca i pomknę przed siebie jak antylopa…’’Impreza biegowa w Edgeworthstown wynikła dość przypadkowo. Planowałem w ten konkretny weekend wystartować gdzie indziej, ale zmodyfikowałem nieco plany, gdyż mój niedoszły bieg był bardziej marszem, eventem, z którego zbierano fundusze na konkretny cel. Postanowiłem odpuścić i skorzystać z szansy, którą dawał mi start w (standardowo) biegu na 5 kilometrów, w mieście oddalonym od mojego o 20 minut jazdy samochodem.

Pojechałem tam z nastawieniem dobrego przebiegnięcia tej trasy, choć uczciwie muszę przyznać, że nie wiedziałem do końca, czego mogę się spodziewać, bo zaniedbałem straszliwie parę wcześniejszych tygodni, jeśli idzie o trening. Niby coś tam kilka razy przed wyścigiem pobiegałem, ale były to głównie spokojne wyjścia w teren, bez żadnego specjalnego przygotowania. Wszystko miało wyjść w praniu.

Jedno było pewne, wiadomo, że spokojnie tego biegu się nie załatwi. Chmury na górze tak się rozbestwiły, że opanowały niebo w całości. Zresztą padało już od samego rana, nie jakoś intensywnie, ale ciągle i nie zapowiadało się niestety, aby nastąpiła diametralna zmiana pogody. Edgeworthstown duże nie jest, ale trochę musiałem się zastanowić, gdzie jest główna baza zawodów. Po kilku chwilach zlokalizowałem i już stałem na właściwym parkingu. Do startu była godzinka, więc spokojnie poszedłem zapłacić i odebrać numer. Byłem piąty w kolejce i taki też mi dali numerek startowy. Wróciłem do samochodu i bez stresu oczekiwałem godziny zero.

,,Będę mokry, to nieuniknione’’ – myślę sobie i wyszedłszy z samochodu przemaszerowałem w kierunku linii startu. Ludzi zbyt dużo nie było, paru stewardów, samochód gardy, garstka biegaczy. Nie zanosiło się na ogromną imprezę, szanse pewnie na to byłyby większe, gdyby nie paskudna aura, która zapewne odstraszyła ludzi. Edgeworthstown nie jest jakąś zapadłą dziurą, w porównaniu z takim Abbeyshrule jest to wręcz miasto, więc potencjał na organizację tego typu wydarzenia tam mają. Jednak w niedzielę, 11 maja przybyło na ściganie się zaledwie trzydziestu paru, więc były to takie można powiedzieć mini-zawody. Parę minut przed startem lunęło jak z cebra, ale czekać nie było, na co i wszyscy w końcu ustawiliśmy się na linii startu. Po paru sekundach gwizdek wydał z siebie gwizd i ruszyliśmy!

Ja z pierwszego rzędu od razu praktycznie znalazłem się w czołówce. Na początku parędziesiąt, może z 200 metrów biegłem na 3 miejscu, potem przez moment byłem 4 i w końcu znów znalazłem się w pierwszej trójce. Gościu – lider wystrzelił jak z armaty i głupotą byłoby, gdybym na przykład zechciał się z nim ścigać – nie moje tempo, nie moja biegowa waga. Skupiłem się na zawodniku numer 2, którego się uczepiłem i leciałem tuż za nim. To, co się działo za mną, to była zagadka, nie odwracałem się za siebie w ogóle.

Fajną sprawą było to, że na samym przodzie jechał samochód Gardy, który pokazywał drogę a przy okazji czyścił ją, tak, aby biegło się sprawnie. Co prawda owo auto widziane było zapewne tylko przez pierwszego pędziwiatra, a i przydawało się tylko w niektórych fragmentach, gdyż trasa wiodła lokalnymi terenami, tam gdzie ruchu nie było żadnego, ale to zawsze jakieś udogodnienie i dogadzanie zawodnikom.

Skupiałem się jednak głównie na sobie, na odpowiednim tempie, tak, aby biec sprawnie i aby nie dać się nikomu wyprzedzić. Tak do około 3 kilometra trzymałem właściwy dystans, różnica pomiędzy mną a miejscem drugim nie była większa niż 1-2 metry. Za mną też pewnie wielkich dziur nie było, bo słyszalne były kroki. Dopiero po tych 3 kilosach sprawa się wyjaśniła i pewne było, że o 2 miejscu trzeba zapomnieć. W między czasie tak się rozpadało, że było już mi wszystko jedno, w jakim stopniu będę mokry. Miałem już dobre kilkadziesiąt metrów straty, ale za sobą ciągle słyszałem jakieś plask, plask, plask, plask! Wiało i padało, mokro na ulicy, lecz ciągnąłem do przodu w miarę równym tempem, a w pewnym momencie wydawało mi się, że to tempo jest całkiem mocne. Upatrywałem w tym szansę, że goniący mnie trochę odpuszczą i w miarę spokojnie obronię tę 3 pozycję.

Nie myślałem praktycznie o rekordzie osobistym, nawet nie zerkałem na zegarek, w głowie miałem cały czas, aby utrzymać te historyczne dla mnie 3 miejsce. Wpadliśmy do miasteczka, ja już dość mocno wypruty, jeden zakręt, drugi zakręt, koniec biegu tuż tuż, co raz bliżej, aż tu nagle, jakieś może 200 metrów przed końcem ktoś mnie wyprzedza… Trochę się załamałem, bo praktycznie 95% dystansu biegłem 3, a tu na koniec stracę to? Kurcze coś źle zrobiłem? Może za szybki był start a może po prostu wychodzą braki w słabym trenowaniu? No nic, trudno, 4 miejsce niby też nie jest złe – trzeba je przyjąć z pokorą.

Przed samiuteńką metą, jakieś 30 metrów przed końcem rzucam jeszcze wszystko na jedną szalę i zaczynam desperacki finisz! Ku mojemu zdziwieniu koleś, który mnie wyprzedził parę chwil wcześniej biegnie sobie spokojniutko, pomału zbliża się do mety, niczego się nie spodziewając. Ja sadzę długie susy, macham szaleńczo rękami, połykając przy tym ostatnie metry i sapiąc jak dziki koń. On dalej jakby czymś omamiony, a może z braku sił, bezstresowo sobie leci. ,,Jesteś mój’’ – myślę i praktycznie metr przed końcem skutecznie kontratakuję i wyrywam, wyszarpuję wręcz to 3 miejsce! Czas: 19: 55, wyprzedzam gościa o sekundę. Wspaniała końcóweczka i aż sam się zaskoczyłem, że udało mi się wykrzesać siły na ten ostateczny sprint. Warto walczyć do końca, bez dwóch zdań.

Gdy doszedłem już do siebie, gdy oddech mi się już unormował, skorzystałem z przygotowanego przez organizatorów, skromnego bufetu i poczęstowałem się bananem. Oprócz nich były pomarańcze i woda. Deszcz cały czas padał, kolejni biegacze kończyli swój bieg, część towarzystwa zaczęła się rozchodzić i w pewnym momencie ja również postanowiłem pójść do samochodu. Straszliwym zaniedbaniem z mojej strony był brak zmiennego ubrania i ręcznika. Mokry jak szczur musiałem jechać do domu, zachowałem się w tej kwestii jak największy amator, no, ale człowiek uczy się na błędach i w przyszłości na pewno o tym nie zapomnę.

Cały ten dzionek był fajny, pomimo nawet, że pogoda paskudna. Mój występ uważam w sumie za całkiem udany, ale jedna rzecz mnie zdziwiła. Mianowicie całkowicie olano jakby wszystkich po biegu. W tym sensie, że prosto z linii mety można było jechać do domów, żadnego wspólnego spotkania, żadnych ciepłych napojów, kanapek, tego wszystkiego, co z reguły jest po biegowych imprezach. Nie wiem, może spowodowane to było zbyt słabą frekwencją? Ale chyba nie, bo nawet skromnych medali dla czołowych miejsc nie przygotowano. To taka łyżeczka dziegciu w tej małej łyżce miodu. Może za rok pójdzie im z tym lepiej?''
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
New Balance but biegowy
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Sobota, 7 czerwiec 2014

POGODA: pochmurnie, ale bez deszczu i jak na tutejsze warunki całkiem ciepło.
DYSTANS: 5,55 km
CZAS: 31:04 (5:36/km)

Miałem nie biegać już przed niedzielnym wyścigiem ale zdecydowałem się jednak wyjść aby delikatnie przefiltrować płuca. :usmiech: Bardzo spokojnie, tempem, którym biegam praktycznie od święta, pokonałem 5,5 km. Jutro zapowiadają deszcze, ale ma być 20 stopni, więc nie powinno być źle. Najważniejsze aby zbyt mocno nie wiało, to jakoś to będzie :spoczko:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Abbeyshrule 5k

Jestem po kolejnej ,,piątce'' i wyszło bardzo dobrze. Nie dość, że udało się ustanowić nowy rekordzik – 19: 06, to jeszcze pokonałem wszystkich i wygrałem wyścig. :hej: Świetna niedziela, życzyłbym sobie takich więcej. Jeszcze przed biegiem nieśmiało czułem, że może być dobry rezultat a najważniejsze jest to, że wydaje mi się, że miałem jeszcze jakieś rezerwy, które pozwoliłyby mi uszczknąć trochę z tego i prawdopodobnie zejść poniżej 19 minut.

Biegłem mniej więcej od pierwszego kilometra sam, więc nie było, jako takiej rywalizacji, sam sobie nadawałem tempo i pilnowałem tylko, aby nikt mnie nie wyprzedził. Utrzymywałem jak na mnie wysokie tempo, pierwszy kilometr 3: 32, kolejny trochę spadł (do około 3: 50) a generalnie całość utrzymywała się w 3: 49/km. Praktycznie w ogóle nie miałem żadnego kryzysu, oddychałem równomiernie i w zasadzie przez cały dystans nie czułem zagrożenia/nie słyszałem żadnych kroków za plecami. W pewnej chwili siarczyście zaczęło padać, ale nie przejmowałem się tym akurat, starałem się bardziej znaleźć motywacje na mocniejszą pracę w tym momencie, a nuż rywalom ten deszcz obrzydzi bieg a ja w tym czasie dołożę do pieca? Nie wiem, takie moje dywagacje, które mogły się sprawdzić, ale oczywiście nie musiały.

Biorąc pod uwagę mój ubiegłoroczny występ w Abbeyshrule dziś jest znaczna poprawa : 19: 06 > 21: 42 – czyli trening i systematyczna praca działają. :usmiech: Muszę mocno popracować a jestem bardziej niż pewny, że progres będzie cały czas. Patrząc tylko pod moim kątem, dochodzę do wniosku, że ustabilizowałem formę i ogólnie, jeśli nic nieprzewidywalnego nie wydarzy się podczas moich kolejnych startów na 5k, to powinienem regularnie biegać te 19 + bądź -. Czuję się pozytywnie naładowany i już chce mi się trenować i poprawiać, może zbyt ambitnie, ale lubię to! A gdy w końcu zjawi się mój nowy Forerunner 310, to już w ogóle będzie pełnia szczęścia! :taktak:

Gdy dorwie się do jakiś zdjęć z tego wydarzenia, to się niechybnie pochwalę :spoczko:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wtorek, 10 czerwiec 2014

POGODA: Chmur dość sporo na niebie ale ciepło. I bez deszczu.
DYSTANS: 5,5 km
CZAS: 24 min 35 sec

TRENING

1,9 km BS - 9:38 (5:04/km)
3,6 km - 14:57 (4:09/km)

Powrót do treningu po udanej niedzieli nie do końca wypalił, bo pomimo, że czułem się dobrze, nic mnie nie bolało, to jednak w pewnym, newralgicznym momencie musiałem przestać biegać i wracać czym prędzej do domu. Do tej chwili szło wszystko dobrze, mocne fragmenty były mocnymi fragmentami, odpoczynek to odpoczynek ale z siłami natury się nie wygra. :lalala: Przyatakował mnie numer 2 i chcąc nie chcąc trzeba było pędzić do domu :trup: Na trase już nie wracałem, zrobiłem ponad 5 kilometrów, więc tak do końca źle nie było, a jak coś to jutro dołożę trochę podczas jutrzejszych biegów. Ehhh, życie... :usmiech:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Środa, 11 czerwiec 2014

DYSTANS: 7, 54 km
CZAS: 33:14 (4:24/km)

TRENING:

1,87 km - 8:31 (4:33/km)
5,67 km (4:21/km) – 3 okrążenia po 1,87 km:
-1,87 km - 8:16 (4:25/km)
-1,87 km – 8:12 (4:23/km)
-1,87 km – 8:00 (4:17/km)


Najważniejsza rzecz z dzisiejszego treningu jest taka, że testowałem już w warunkach bojowych moją nową busolę Forerunnera 310. :usmiech: Całkiem niespodziewanie pojawił się on u mnie po 7 dniach roboczych od momentu zamówienia (miało być w przedziale 8-18). Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi sporo przed 8 rano i gdy zauważyłem na naszym podjeździe samochód pocztowy, to już wiedziałem, o co chodzi. Myślę, że przyjdzie jeszcze czas na dogłębniejszą analizę na temat tego zegarka, tak ogólnie mogę stwierdzić, że jest OK. Dla mnie nawet bardzo ok, bo tyle ma on w sobie możliwości do monitorowania treningu, że głowa mała. Cieszę się tym jak dziecko, który dostało garść cukierków, dla mnie to takie cukierki właśnie, cukierkowe urozmaicenie w codziennym bieganiu. Mówi się, że technologia to nie wszystko i oczywiście jest to prawda, ale bardzo te nowinki techniczne pomagają w osiąganiu lepszych rezultatów, w udoskonalaniu samego siebie. Ja mam wielkie marzenie i wielką nadzieję, że przy pomocy tego Forerunnera wyrzeźbię niezłą biegową formę i wejdę w jeszcze głębsze tajniki tego fajnego sportu. :taktak:

Z rzeczy czysto technicznych to:
- przyciski są intuicyjne i jestem pewien, że po kilkunastu razach wejdą w krew przy korzystaniu z zegarka
- pola wyświetlane na ekranie również dobrze skomponowane, ja miałem 4 okienka i w ogóle nic mi w nich nie przeszkadzało. Kwestia tylko taka, co do nich wybrać, bo możliwości jest baaaardzo dużo
- mocowanie na ręce także dobre, choć trochę miałem zbyt mocno ściśnięte, muszę odpowiednio uregulować/popuścić
- głośne, piskliwe sygnały przy naciskaniu, nie ma siły, aby nie usłyszeć. Wibracji jeszcze nie testowałem.
- po treningu bardzo ładnie podane są wszystkie czasy, całość ujęta w dobrej statystyce, że tak powiem, nic nie umknie, każdego ona zadowoli, dobra sprawa.

Dobra, to tak na szybko. Reszta w przyszłości. A co do biegań to wyszło to dosyć mocno, nawet pierwsze kółko, które miało być w założeniu BS nie stało się takim. Kolejne 3 koła oscylowały w 4:20/km – 5km wyszło mi 21:54 zdaje się, czyli jak na trening ładnie. Jest to trochę ponad 10 sekund od mojego pierwszego rekordu życiowego, po którym byłem ściorany jak świnia fizycznie rok temu. Po wszystkim poszło rozciąganie i fruuu do domu.



Czwartek, 12 czerwiec 2014

DYSTANS: 10,8km
CZAS: 51:01 (4:41/km)

TRENING:

1,88km – 9:04 , 4:49/km, 140cal

9 km – 41:57 , 4:39/km, 669cal, w tym 6 interwałów po 1km + 6x500m odpoczynek:

1km – 3:46,
-500m – 2:42 (5:25/km)
1km – 3:55
-500m – 2:49 (5:39/km)
1km – 3:54
-500m – 2:58 (5:57/km)
1km – 3:57
-500m – 3:03 (6:06/km)
1km – 4:15
-500m – 3:10 (6:20/km)
1km – 4:20
-500m – 3:02 (6:05/km)

Nie ma, co pisać, zamordowałem się tym treningiem… :trup: Szósteczka kilometrowych interwałów z wymyślonym dla mojego VDOT tempem dały mi mocno we znaki. W sumie jest w tym trochę mojej winy, bo właściwe tempo powinno wynieść 4: 04/km a ja wystartowałem w czterech pierwszych tysiączkach w tempie poniżej 4: 00 (pierwszy poszedł nawet, w 3: 46), co zemściło się w dwóch ostatnich. Reasumując to ¾ treningu wyszła za szybko a ¼ zbyt wolno – trzeba to będzie w przyszłości poprawić i realizować takie tempo, jakie być powinno.

A zegareczek? Cudowna rzecz z ustawieniami treningu interwałowego. Rzecz jasna biegowy wyga, który z tego typu zegarkami ma do czynienia, nie będzie się już teraz tym podniecał, ale dla mnie, osoby, która niedawno jeszcze zapisywała wszystkie treningowe czasy ołówkiem na skrawku papieru jest to skok niemal milowy. Jest teraz o wiele łatwiej, praktycznie wszystko jest na talerzu, wystarczy tylko zerkać na ekran bądź zdać się na sygnały dźwiękowe. Fajna sprawa, gdy kończył się pierwszy tysiąc, że parę sekund wcześniej pika – później, gdy kończył się 500 metrowy odpoczynek to znów sygnał pikania, że to tuż, tuż i że trzeba startować z następnym interwałowym tysiączkiem. Ile pozostało dystansu do zakończonego biegu, czy to 1km czy 500m również dobra rzecz. Dopiero raczkuję, więc minie trochę czasu aż zapoznam się z innymi opcjami treningowymi, będzie trzeba stworzyć jakiś własny plan treningowy i biegać, trenować, sprawdzać, porównywać, monitorować, ah! :hej:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Sobota, 14 czerwiec 2014

POGODA: przedsmak ciepłych i letnich dni, które mam nadzieję nadciągną nad Irlandię na dłużej. Niegroźne chmury, słońce, fajna temperatura – oby tak dalej
DYSTANS: 10,57 km
CZAS: 47:31 (4:31/km)

TRENING:

1,13 km – 5:16 (4:39/km)
1,89 km – 8:27 (4:27/km)
7,56 km – 34:08 (4:30/km), w tym trzy okrążenia 1,89 km:
-1,89 km – 8:15 (4:22/km)
-1,89 km – 8:09 (4:19/km)
-1,89 km – 7:50 (4:09/km)

Aura tego dnia była naprawdę przyjemna. Z dnia na dzień biega się lepiej i jak na Irlandię jest ciepło. Oczywiście ,,cieplej’’ w Irlandii a ,,cieplej’’ np. w Polsce to dwie różne bajki. Tutaj przy 20 stopniach wszyscy uznają, że jest lato i każdy paraduje w krótkim rękawku. :nienie:

Samo bieganie wyszło mi dość żwawo. Dwa dni wcześniej dołożyłem trochę do pieca interwałami, później był dzionek przerwy i w sobotę wróciłem na kolejną dawkę kilometrów. Pierwsze około 3 były spokojne, ale już potrójne okrążenia (po 1,89 km) poszły mocno. Z okrążenia na okrążenie było szybciej a w ostatnim wyszło 4:09/km. Zastanawiałem się czy dałbym radę przedłużyć ten mocny bieg na kolejne rundki i w którym momencie bym spuchł? Zapatruję się optymistycznie w tej kwestii, że z czasem potrafię przyspieszać, bo niby człowiek ma więcej w nogach, ale, jak co, do czego przychodzi, to potrafi wykrzesać jeszcze siły. :usmiech:

Z rzeczy nie biegowych, to od wczoraj (prawdopodobnie aż do środy, a może i dłużej) nadciągnęła nad Zieloną Wyspę nieprawdopodobna fala ciepła i słońca. W związku z tym wylądowaliśmy wczoraj na plaży; a człowiek głupi, nieprzyzwyczajony, to rozebrał się, chodził po piasku i nie posmarował kremem przeciwsłonecznym. Oczywiście słońce spiekło i teraz odczuwam katusze i męki. W związku z tym odpuściłem dzisiejsze, poniedziałkowe bieganie i mam nadzieję, że jutro poczuję się lepiej i parę kilosów zaliczę. Szkoda słów, błąd żółtodzioba. :trup:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Środa, 18 czerwiec 2014

POGODA: Ciepło, momentami słońce grzało nieźle, pomimo, że było już po 19
DYSTANS: 6 km
CZAS: 26:02 (4:19/km)

Tego dnia wybiegłem po godzinie 19. Udało się wcześniej urwać z pracy i jeszcze przed mundialowym spotkaniem Hiszpanów chciałem zaliczyć parę kilometrów. Powyższe 6 kilosów zrobiłem w dosyć żwawym tempie (4:19/km) i gdyby to przenieść na jakiś z tutejszych biegów lokalnych, to na 5k myślę, byłbym w pierwszej 15 może? Wybrałem naszą longfordzką trasę wzdłuż obwodnicy a następnie przez miasto i do domu. Pętla znana mi bardzo dobrze, to na niej między innymi odbywają się zawody czy to na 5 czy na 10 kilometrów.

Czwartek, 19 czerwiec 2014

POGODA: niebo spowite chmurami, ale nie ma z tego deszczu i jest w sumie ciepło
DYSTANS: 8 km
CZAS: 36:26 (4:33/km)

TRENING:

2 km BS – 9:55 (4:57/km)
1 km (I) – 4:02
500m – 2:37 (5:14/km)
1 km (I) – 3:57
500m – 2:40 (5:21/km)
1 km (I) – 3:53
500m – 2:45 (5:31/km)
1 km (I) – 3:53
500m – 2:44 (5:29/km)

Jak nakazuje moja tradycja tego dnia odbył się mocniejszy trening. Interwały, bo o nich mowa nie dały mi tak samo w kość jak tydzień wcześniej, ale mimo tego się zmęczyłem. Postanowiłem skrócić z 6 na 4 kilometrowe odcinki z przerwami pomiędzy na 500 metrów. Założyłem sobie, że będzie to po 4:10/km, jednak nie utrzymałem w ryzach tego tempa i spadło ono poniżej 4:00/km. Kurcze, w przyszłości nie mogę dawać ponosić się emocjom i lecieć tyle ile trzeba, bo prawdę mówiąc, gdybym przedłużył tę sesję o kolejne 2 kilometry to prawdopodobnie nie utrzymałbym tego tempa i mogłoby ono w rezultacie polecieć na łeb na szyję, coś na kształt tego co stało się w poprzednim tygodniu. No ale, generalnie biegło mi się dobrze. Wcześniej zrobiłem 2 km biegu spokojnego a już po wszystkim rozciąganie. Zegarek po raz kolejny dał radę i robienie z nim interwałów to sama przyjemność (o ile można stwierdzić, że interwały to przyjemność)

Piątek, 20 czerwiec 2014

POGODA: dalej chmury, ale w końcówce biegu zaczęło wydostawać się słońce i zrobiło się ciepławo
DYSTANS: 5 km
CZAS: 23:32 (4:42/km)

Ten dzionek zrobiony został dość szybko. Miałem małe okienko czasowe, do którego wskoczyłem i wyszło z tego tylko 5 km. Całość na spokojnie, bez szaleństw w tempie konwersacyjnym, tak aby utrzymać ciąg biegowy, aby zaliczyć kolejny dzionek. Takie to trochę poszarpane, ale jakby spojrzeć na kalendarz, to ten czerwiec jest na pikowany dniami biegowymi, i jak na mnie, to wyjdzie w końcowym rozrachunku fajna dawka kilometrowa.

Ze spraw przyszłościowych to do mojej imprezy, którą mam w temacie bloga, zostało już tylko 2 miesiące. Oczywiście maraton to nie będzie, ale chciałbym bardzo pobiec na połowie królewskiego dystansu. Nie wiem, może udałoby się wejść w jakiś 16 tygodniowy program przygotowujący do połówki, może spróbuje na bazie planu zmodyfikować i stworzyć coś pod siebie. Zobaczymy, nie wykluczam także startu w jakiejś kolejnej 5-tce. Wiem, że powinno być w miarę systematycznie, że od najmniejszego dystansu do dłuższego, ale myślę, że te prawie półtora roku biegania jakoś mnie przygotowało do półmaratonu. Nie robię co prawda jakiś dłuższych biegań, ale swoje kilometry w nogach mam, I jeszcze przez te 2 miesiące postaram się dołożyć, a także wydłużyć jednostki treningowe jeśli idzie o dystans. :usmiech:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Bedzie to post zbiorczy, z 4 początkowych dni tego tygodnia. Trochę się tego nazbierało, nie zdążyłem regularnie pododawać, więc leci kupa: :usmiech:

Poniedziałek, 23 czerwiec 2014

POGODA: było słońce, były chmury i było ciepło. I jakoś tak dusznawo
DYSTANS: 6 km
CZAS: 26:35 (4:26/km)

Rozpocząłem ten tydzień spokojną, znaną mi 6 kilometrową rundką wzdłuż obwodnicy. Niby było spokojnie, to jednak towarzyszył mi jakiś kryzys fizyczny. W drugiej części treningu opadłem z sił i pomimo, że to tylko 6 km, to przyznaję, że myślałem aby jak najprędzej dobiec do końca, zaliczyć co trzeba i udać się do domu. Trochę w tym mojej winy, bo po pierwsze poeksperymentowałem delikatnie z jedzeniem przed treningiem, co najpewniej było błędem a po drugie pierwsze 3 km pokonałem w o wiele za szybkim tempie i dlatego w końcówce, mówiąc kolokwialnie, spuchłem. Ale udało się zaaplikować parę kilometrów po dwudniowej, weekendowej przerwie. Chciałbym w tym tygodniu wyjść w teren pięciokrotnie i zakończyć tydzień z ogólnym dystansem, co najmniej 35 kilometrowym. W moim interesie, jeśli realnie chce myśleć o sierpniowym półmaratonie, to należałoby te dystanse wydłużać. Zarówno dzienne, pojedyncze, jak i ogólne, tygodniowe. Plus parę, mniej więcej 15 kilometrowych.

Wtorek, 24 czerwiec 2014

POGODA: ciepło, choć zachmurzenie opanowało większość nieba.
DYSTANS: 9,85 km
CZAS: 46:43 (4:45/km)

TRENING:

4,19 km – 18:56 (4:31/km)
3 km podbiegów i zbiegów:
300m – 1:24 (4:35/km) - podbieg
300m – 1:32 (5:07/km)
300m – 1:23 (4:39/km) - podbieg
300m – 1:32 (5:07/km)
300m – 1:23 (4:38/km) - podbieg
300m – 1:38 (5:29/km)
300m – 1:25 (4:44/km) - podbieg
300m – 1:38 (5:29/km)
300m – 1:21 (4:31/km) - podbieg
300m – 1:37 (5:34/km)

2,66 km – 12:47 (4:48/km)

Można powiedzieć, że w tym dniu wydarzyła się rzecz dla mnie historyczna. Szykowałem się do tego momentu już od jakiegoś czasu, odwlekałem, co prawda regularnie, ale w końcu się udało. Podbiegi, bo o nich mowa, jest to rodzaj treningu, na który bardzo liczę i mam nadzieję, że regularne go stosowanie, poprawi moje rezultaty. Zobaczymy po paru tygodniach, bo pewnie wtedy będzie można to sprawdzić, będzie można zobaczyć czy w nogach jest większa moc i lepsza wytrzymałość. Zlokalizowałem właściwe miejsce, drogę idącą pod górkę, kilkaset metrów dobrego nachylenia. Dobieg do tej miejscówki zajął mi niecałe 19 minut, leciałem spokojnie i nową trasą, która wiodła częściowo przez nasze miasteczko i powiem szczerze, ze nie jestem amatorem biegania ulicami miasta. O wiele lepiej w parku czy ogólnie w ustronnych miejscach. No, ale dobiegłem i od razu udałem się pod góreczkę.

Góreczka to jest nieduża ulica, sunąca parę kilometrów i kierująca samochody do niedużej wioski Moydow. Ja sobie zaadoptowałem jedynie początkowy, kilkusetmetrowy jej fragment, ustawiłem na zegarku 5 podbiegów (razem z odpoczynkowym zbiegiem) i zacząłem zasuwać. Męczące, ale tak fajnie męczące, bo wiadomo, że to ma procentować. Na razie uznałem, że 300 metrów w górę jest właściwe, w razie, czego można to przedłużyć spokojnie o drugie tyle. Prawdę powiedziawszy, to w moim sportowym życiu tego typu trening nie jest aż tak do końca nowością. Trochę się tego nabiegało, gdy przez 9 lat trenowałem piłkę nożną, wówczas często mieliśmy treningi biegowe, czy to po płaskim, czy po rozmaitych górkach właśnie. Zobaczymy jak to dalej pójdzie, myślę, że raz na tydzień w zupełności podbiegi wystarczą, ewentualnie będę je wydłużał, czy poprzez dystans czy częstotliwość. Już po wszystkim, wróciłem do domu inną trasą, trochę krótszą (2,66km), ale równie niewygodną, ulicami, koło samochodów i chodnikami. Zdecydowanie nie dla mnie.


Środa, 25 czerwiec 2014

POGODA: pełne zachmurzenie i ciągły, czasem mocny deszcz
DYSTANS: 8 km
CZAS: 37:26 (4:40/km)

Poszczególne kilometry:
1km – 5:02
2km – 4:55
3km – 4:55
4km – 4:48
5km – 4:39
6km – 4:34
7km – 4:25
8km – 4:02

Tym razem przytrafiła się innego rodzaju historia niż to miało miejsce 2 dni wcześniej w poniedziałek, kiedy w drugiej części biegu siły mnie opuściły. Tym razem zacząłem spokojnie i z każdym kolejnym kilometrem było szybciej. Najważniejsze jest to, że taka narastająca taktyka zadziałała i potwierdziła się ta stara biegowa prawda, że lepiej wolniej na początku, aby szybciej przy końcu. Patrząc na czasy poszczególnych kilometrów tak właśnie było u mnie, choć narodziło się to w trakcie biegu, bo planowałem raczej całość w spokojnym tempie. No, ale, zauważyłem, że organizm działa sprawnie, to postanowiłem do piecyka dołożyć trochę więcej węgla. Teoretycznie, na 10 km była by szansa na zejście poniżej 44 minut, więc całkiem całkiem. Z drugiej jednak strony, delikatnie się zaskoczyłem, bo przecież dzień wcześniej biegałem pod górę i nogi powinny być ciężkawe. Dzisiaj pogoda się załamała i zaczął w końcu padać deszcz. Od razu lepiej się zrobiło, bo taka deszczowa, trochę chłodnawa aura sprzyja i służy o niebo lepiej aniżeli skwar i zaduch.

Czwartek, 26 czerwiec 2014

POGODA: ciemne chmurzyska, ale bez deszczu. Ciepło, na krótki rękawek w sam raz.
DYSTANS: 9,5 km
CZAS: 43:04 (4:32/km)

TRENING:

2 km BS – 9:57 (4:57/km)
7,5 km Interwały:
1km – 3:49
500m – 2:32 (5:04/km)
1km – 3:53
500m – 2:46 (5:32/km)
1km – 3:50
500m – 2:48 (5:37/km)
1km – 3:54
500m – 2:57 (5:54/km)
1km – 3:53
500m – 2:42 (5:24/km)

Czwarteczek, jak to jest u mnie w zwyczaju zarezerwowany jest na sesję interwałową, czyli trening najcięższy w całym tygodniu. Standardowo w ruch poszły odcinki kilometrowe, na 500 metrach truchtu. W poprzednim tygodniu miałem takich powtórzeń 4, ale tym razem dołożyłem jeden, tak że w sumie wyszło 5 km interwałów i 2,5 kilometra odpoczynku. Poprzedziłem to 2 kilometrowym, spokojnym biegiem. Esencja, czyli znienawidzone przez większość interwały, choć oczywiście zmęczyły mnie dość mocno, to jednak poszły w miarę sprawnie. Tak się zastanawiałem, jeśli idzie o przerwy pomiędzy kolejnymi kilometrami, to czy 500 metrowa jest właściwa? I czy obrać sobie jakieś tempo w tym truchcie, czy po prostu na wyczucie, takie, aby się jak najlepiej zregenerować? Po wszystkim spokojnie się porozciągałem i do autka, do domu. :spoczko:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Niedziela, 29 czerwiec 2014

POGODA: częściowe zachmurzenie z pojawiającym się słońcem, ciepło
DYSTANS: 11 km
CZAS: 49: 30 (4: 30/km)

Czasy poszczególnych kilometrów:

1km – 4:40
2km – 4:44
3km – 4:39
4km – 4:29
5km – 4:28
6km – 4:31
7km – 4:35
8km – 4:22
9km – 4:22
10km – 4:06
11km - 4:26

Udało się zaksięgować ten tydzień porządną dawką kilometrów, w całkiem satysfakcjonującym tempie. Co prawda, jak to bywa w niedzielę, miało być spokojne wybieganie, od pewnego momentu jednak, zaczął się bardzo żwawy bieg w tempie 4: 30/km i mniej. Nie potrafię czasami utrzymać siebie w ryzach i gdy ma być wolno, wcale tak nie jest. Dostaję powera i mknę, choć nie powinienem… Jednak w tym konkretnym momencie poczułem się mocno, to i postanowiłem tę siłę jakoś spożytkować. Stanęło na 11 kilometrach, trasą nową, choć znaną mi, bo parę miesięcy wstecz już raz ją robiłem. Fajna odmiana od codziennych czy to parkowych, czy uliczno-obwodnicowych, longfordzkich zakątków.

Biegnąc tak, doszedłem do pewnego – nie odkrywczego zapewne, – ale interesującego mnie, wniosku. Mianowicie, gdy biegnie się jakąś dłuższą trasą od punktu A do punktu B, to te kilometry wchłaniane są bardzo sprawnie. Nim się człowiek zorientuje, a ma już za sobą kilometr numer 3,4,5,6,7 itd. Zgoła inaczej jest, gdy biegnie się w kółko, zaliczając kolejne okrążenia. Prawdę mówiąc moja parkowa pętla licząca prawie 1,9 km bywa w swojej powtarzalności nużąca i dobrze od czasu do czasu zamienić ją na coś innego. Bywa to męczące i dziwie się, chyląc czoła zarazem, jak wytrzymują to zawodnicy biegnący 10 000 metrów po 400 metrowych rundkach stadionowych? Psychika wytrenowana na najwyższym poziomie.

Wspomniane 11 kilometrów wiodło mnie w znacznej części przez lokalne, momentami dość kręte drogi. Zauważyłem podczas biegu, że na asfalcie, w co niektórych miejscach namalowane były strzałki informujące biegaczy o trasie maratonu i półmaratonu. Tymi właśnie traktami, którymi ja biegłem, biegną także uczestnicy sierpniowej, najważniejszej w Longford imprezy biegowej. Myślę, że warto byłoby się z tymi okolicami szerzej zapoznać, aby mieć lepsze obycie przed 24 sierpnia. W związku z tym, jeśli dobrze pójdzie, to chciałbym raz w tygodniu tam wracać.

W nadchodzącym tygodniu chciałbym zrobić mniej więcej to samo, co w tym właśnie, co zakończonym. 5 jednostek treningowych z podbiegami we wtorek, z interwałami w czwartek i długim biegiem niedzielnym. Oprócz tego w poniedziałek, środę (lub piątek) spokojniejsze biegi + jakieś przebieżki. Ucieszyłbym się również, gdyby udało się upchać gdzieś jakiegoś typu ćwiczenia siłowe, coś na kształt mobilnej siłowni wykonywanej w domu. Tydzień napięty, lecz tylko przy solidnej pracy mogą nadejść oczekiwane rezultaty. Najważniejsze, aby podejść do tego z głową i aby nie nabawić się żadnej kontuzji.

Ostatni czerwcowy tydzień zamknąłem w 44 kilometrach. Jest rekord, trzeba podtrzymać. Kolejnym miłym momentem jest fakt, że na 10 kilometrze miałem 45:02, czyli jakby nie patrzeć to legitymuje się nowym (nieoficjalnym) personal best na tym dystansie :hej:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Kolejna porcja treningów z tego tygodnia. :usmiech:

Wtorek, 1 lipca 2014

POGODA: bez chmurki, niebieskie niebo i ciepło. Choć rano było jeszcze rześko.
DYSTANS: 8,18 km
CZAS: 40:07 (4:54/km)

TRENING:

5,18 km BS – 25:09 (4:51/km)

3 km Podbiegi – 300m w górę i 300m w dół odpoczynek:
300m – 1:17 (4:17/km) podbieg
300m – 1:40 (5:36/km)
300m – 1:19 (4:24/km) podbieg
300m – 1:44 (5:48/km)
300m – 1:20 (4:27/km) podbieg
300m – 1:42 (5:42/km)
300m – 1:15 (4:11/km) podbieg
300m – 1:45 (5:52/km)
300m – 1:17 (4:18/km) podbieg
300m – 1:34 (5:15/km)

Po niedzielnej 11-stce, w poniedziałek postanowiłem zrobić sobie wolne i rozpocząć tydzień wtorkiem. Jako, że wtorek, to poszły w ruch mięśnie czworogłowe i zmagania z góreczką. Ów wzniesienie ma według mnie wejść już na stałe w kanon mojego biegania, więc nie była to jakaś wielka nowość i niespodzianka. Nie był to też debiut, bo tydzień wstecz takowy nastąpił, za nowość można uznać fakt, że na trasie znalazłem się już o 8 rano. Świetne rozpoczęcie dnia, w dodatku na niebie nie było prawie żadnej chmurki, poranek orzeźwiał jak to bywa o poranku, tak więc grzechem byłoby sobie odpuścić. Dotarłem na miejsce samochodem, następnie udałem się nad kanałek i tam, w ramach przygotowania do głównej części treningu, ażeby się też troszeczkę rozbudzić i pobudzić machnąłem trochę ponad 5 kilometrową rundkę. Na spokojnie, z tempem oscylującym w okolicach 4:50/km. Potem poszły w ruch wspomniane podbiegi. Łatwo nie było, ale też być nie miało. Zrobiłem wyjść w górę 5 (+ 5 zejść odpoczynkowych) – w sumie wyszło 3 km. Pod koniec każdego odcinka sapałem jak dziki, ale zaliczyłem wszystko jak należy, z czego w końcowym rozrachunku jestem niezwykle zadowolony. Będą procentować podbiegi, oj będą ! :hej:

Środa, 2 lipca 2014

POGODA: ciepło, ale zbliżający się wieczór przynosił chłodek. Trochę wiatru i sporo gęstego deszczu
DYSTANS: 6 km
CZAS: 26:58 (4:29/km)

Udało się pobiegać praktycznie w ostatnim momencie dnia. Wyruszyłem o 21:20, gdy ciemności pomału zaczęły nadchodzić i skierowałem się na bieg po pętelce obwodnica-miasto-obok parku – moje osiedle, całość 6 km. Nie był to taki bardzo spokojny bieg, oczywiście nie rwałem do przodu jak gazela, ale tempo miałem w granicach 4:30-4:40/km. Przemieszczając się fragmentem, który ciągnie w dół kilkaset metrów, doszedłem do wniosku, że w pierwszym możliwym momencie, czyli pod koniec września pewnie, muszę zrobić wszystko, aby ustanowić mój nowy personal best na 5 km. Ten właśnie zbieg daje możliwości na dobry rezultat i należy ten dar od trasy wykorzystać.

Czwartek, 3 lipca 2014


POGODA: pełne zachmurzenie, dosyć wietrznie ale ciepło
DYSTANS: 9,5 km
CZAS: 42:23 (4:28/km)

TRENING:

2km BS – 9:33 (4:46/km)

7,5 km Interwały. 1km interwał, na 500m odpoczynku w truchcie.
1km – 3:39
500m – 2:40 (5:21/km)
1km – 3:39
500m – 2:47 (5:34/km)
1km – 3:47
500m – 2:57 (5:54/km)
1km – 3:57
500m – 2:49 (5:39/km)
1km – 3:54
500m – 2:41 (5:23/km)

W czwartek tradycyjnie ukochany i dający pełną satysfakcję trening z interwałami. Ktoś kiedyś powiedział, że jest to najcięższy i najbardziej dający w kość trening biegowy i prawdę mówiąc trudno się z taką opinią nie zgodzić. Na każdym poziomie wytrenowania, czy biegasz 4:00/km, czy 3:30/km zawsze sapiesz i się męczysz. Nie miałem inaczej, ale w 5 powtórzeniach nie wyszedłem powyżej 4 :00/km. Dwa pierwsze tysiączki po 3:39/km niejako zdefiniowały dalszą część treningu, bo z kilometra na kilometr było już tylko wolniej (oprócz ostatniego powtórzenia). Ale biorąc pod uwagę historię moich interwałów, to trzeba przyznać, że jest postęp. Czasy są lepsze a i fizycznie chyba więcej wytrzymuję. W przyszłości, jeśli miałbym wprowadzać jakieś modyfikacje to raczej skróciłbym czas odpoczynku a dalej śmigał kilometrowe odcinki, ucieszyłbym się niezmiernie, gdyby udało się dojść do poziomu 3:30/km, tak aby utrzymywać to tempo i się nie męczyć przy tym drastycznie. W tym momencie 3:30 dla mnie to kosmos, ale ludzie potrafią biec tym tempem na odcinku 10 kilometrowym. Pytam się, jak to możliwe? :niewiem: Chyba trzeba być biegowym robotem. :trup:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Sobota, 5 lipca 2014

POGODA: bardzo przyjemnie, nie ciepło, rześko, ze słońcem i cieniem, idealnie.
DYSTANS: 6 km
CZAS: 26:21 (4:23/km)

Sobotni trening okazał się być ostatnim w tym tygodniu. Nie udało się tym razem zrobić pięciu wyjść, stanęło na czterech i tym samym kilometraż wyszedł mniejszy. Niestety biegu długiego (niedzielnego) również nie było, ale za to dwa dni (wtorek, czwartek) konkretnej mocy w siebie wstrzyknąłem.

Wracając do soboty, to wyruszyłem na trasę po pracy i chciałem przebiec tylko 6 km. Świtało mi, co prawda w głowie, aby to zwiększyć, do 8, ale koniec końców stanęło na 6. Nie mam konkretnego planu, więc często wprowadzam modyfikacje, dni w poszczególnych tygodniach nie są identyczne, czasem jest czegoś więcej, czasem mniej, bywają te dzionki również przemieszane. Najważniejsze w moim odczuciu jest jednak to, że pojawiła się regularność. Że nie odpuszczam i nie mam jakiś dziwnych, kilkudniowych przestojów, które kiedyś się zdarzały. Cztery treningi w tygodniu to minimum, bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że wejdzie mi ta częstotliwość w krew. Do godziny zero nie zostało już dużo czasu i teraz każdy przebiegnięty dzień się liczy, każda dawka kilometrów jest na wagę złota.

A więc ta szóstka wyszła mi 4: 23/km – nie są to BS, wychodzi zawsze szybciej… Przez pewien fragment starałem się utrzymywać 4: 40 i zobaczyć jak organizm reaguje, bo między innymi takim właśnie tempem chciałbym lecieć na sierpniowej połówce. Wychodziło to całkiem fajnie, nie było wielkiego zmęczenia, ale to nie wiadomo jakby się sytuacja miała dajmy na to na 15 kilometrze? Jeszcze żadnej strategii nie mam, ale może być tak, że 4: 40 utrzymywałbym właśnie do 15 kilometra a potem, w zależności od zapasów energii zwiększyłbym to do 4:30. Czas pokaże, ufam, że 4: 30 nie będzie problemem.

Dziś trafiłem do sklepu sportowego, poszedłem na dział dla biegaczy i zafundowałem sobie parę skarpetek. Mieli przecenę, i z 11 euro zeszło na 7,70 – szare skarpety firmy 1000 MILE. Widywałem w tutejszych sklepach tę firmę i mniej niż 10 euro nie było nigdzie. Czy ktoś z Was już miał z nimi do czynienia? Oprócz tego rodzynka (mam nadzieję, że w przyszłości coś od nich uda się jeszcze wziąć) w mojej garderobie prym wiedzie Pro Touch, dobre robią ciuchy i całkiem prawdopodobne, że z nimi na dłużej zostanę. Polecam. :taktak:
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Pora nadrobić zaległości. W telegraficznym skrócie wyglądało to tak:

Poniedziałek, 7 lipca: 5.6km – 25:40 (4:34/km)
Wtorek, 8 lipca: 3.4km – 16:27 (4:49/km)
Środa, 9 lipca: 13.05km – 1:01:30 (4:43/km)
Czwartek, 10 lipca: 8km – 35:01 (4:23/km)
Sobota, 12 lipca: 6.1km – 26:51 (4:24/km)
Niedziela, 13 lipca: 14km – 1:07:23 (4:49/km)

Dwa pierwsze dni w sumie do zapomnienia. O ile jeszcze w poniedziałek zrobiłem (do momentu zdechnięcia baterii w zegarku) te ponad 5 km, to już we wtorek tragedia. A dlaczego tragedia? Toaleta numer 2 i szybka ewakuacja do domu… Po dwóch falstartach zmobilizowałem się w środę i w sumie nabiegałem 13 km. Rozłożyłem to na dwie tury a pomiędzy zrobiłem małe rozciąganie. Pod koniec dopadło mnie lekkie zmęczenie i chyba więcej bym nie podołał. Czwartek natomiast to standardowe kilometrówki interwałowe na 500m odpoczynku. Jak zwykle dały w kość, ale dwa pierwsze odcinki po 3:32/km i generalnie wszystkie poniżej 4:00 cieszą. W piątek była przerwa, w sobote w miarę spokojna szóstka po obwodnicy a w niedzielę kulminacja, czyli długi bieg na dystansie 14 kilometrów. Godzina i 7 minut z groszami – czas spokojny, bieg również, takie trochę sprawdzenie. Początkowe kilometry po około 4:30, ale później spadało w dół i przy 8-9km było już pod 5:00. Później przyspieszyłem i całość wyszła 4:49/km. Zakładałem wcześniej, że może 4:40 na półmaratonie będzie, zerkałem nawet w stronę 4:30, jednak wydaje się, że zacznę wolniej, może nawet 4:50 na początku, nie wiem. Te 14 km było fajnym doświadczeniem. Przydatny m i nie tak bardzo męczącym, co cieszy. Pod koniec wpadłem w swego rodzaju trans i gdybym się sprężył, to mógłbym nawet dobiec do 20 kilometra. Reasumując tydzień, to znów wypadły podbiegi, za to kilometraż był rekordowy: pękło 50 km! Biegałem przez 6 dni (również rekord) i miałem dwa razy bieg długi.


Kolejny, obecny tydzień zaczął się również niespecjalnie:

Środa, 16 lipca: 6km – 27:25 (4:34/km)
Czwartek, 17 lipca: 9.5km – 45:31 (4:47/km)

Poniedziałek i wtorek niestety w ogóle odpuściłem, środa poszła znów średnio-spokojnie na 6 kilometrach, ale za to w czwartek, zgodnie z tradycją przyłożyłem do pieca. Interwały tym razem x6 km i całość zamknęła się w 9,5 km. Kilometrówki troszeczkę wolniej niż tydzień temu, nie udało się zejść ani razu poniżej 3:50. Aura dobra, ale strasznie duszno – na koniec byłem mokry jak gdybym wyszedł prosto z jeziora. Ogólnie trening na plus.

Do końca tygodnia powinienem wyjść w teren jeszcze tylko raz. W niedzielę lecę do Polski i tam jestem ponad 2 tygodnie - powrót 6 sierpnia czyli prawie 3 tygodnie przed półmaratonem. W Polsce oczywiście też zamierzam biegać, ale przyszły tydzień biegowo rozpocznę najpewniej dopiero od środy...
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Nie wyglądał ten mój urlop w Polsce pod względem biegowym jak należy. Przez całe 17 dni wyszedłem w teren zaledwie cztery razy – trochę ratuje ten mizerny wynik fakt, że dwa razy jeździłem na rowerze, ale nie ma się co oszukiwać – zaniedbałem. Wszystkie treningi były tylko i wyłącznie spokojnymi biegami, bez żadnych podbiegów czy interwałów. Prawdę mówiąc tylko jeden dzień zasługuje na większą uwagę, bo zrobiłem wówczas 13,5 kilometra, czyli jak na mnie, wynik dość ciekawy. Z kolei jedno z pedałowań na rowerze zatrzymało się na 44 kilometrach – niespodziewany wyjazd, z dawką niemalże morderczą. :usmiech: Nie, nie było tak źle, ale czuć mięśnie, tyłek i nogi czułem – szczególnie w kolejnym dniu. O ile sobie dobrze przypominam, to nigdy w życiu nie przejechałem za jednym zamachem (z przerwą godzinną po 22 kilometrach) takiego odcinka rowerem – może mam w sobie jakieś ukryte predyspozycje kolarskie? :hej:

Wracając do biegów, to trochę mnie zmartwiła tak słaba częstotliwość treningowa, mając na uwadze fakt, że moja główna impreza biegowa, czyli półmaraton, zbliża się wielkimi krokami. Miałem regularnie i spokojnie wykonywać założony plan treningowy, nie jakiś specjalistyczny, tylko taki bardziej pod siebie, a tu niestety delikatnie się posypało. Ważną rzeczą jest to, że już się na tę połówkę zapisałem, czyli jak się nic nieprzewidywalnego nie wydarzy, to 24 sierpnia stanę w szranki z innymi biegaczami i będę uczestniczył w najważniejszym biegowym święcie w moim mieście. Prawdę mówiąc to już nie mogę się doczekać, pomału zaczynają włączać się filmy, wizualizacje, staram się obmyślać strategię, w głowie mi od tego huczy. :hahaha:

W międzyczasie wróciłem z Polski do Irlandii i tutaj odbyłem jeden bieg 6 kilometrowy. Narzuciłem sobie dosyć żwawe tempo, chyba nawet zbyt żwawe, choć to tylko 6 kilometrów… Tak czy siak, muszę koniecznie ujarzmić moje zapędy tempowe na półmaraton i starać się przebiec te 21 km równo, bez spiny, tak, aby końcowy rezultat ucieszył a nie podłamał. Wiem, że jako debiutant, powinienem się radować z każdego wyniku, nawet z ukończenia, ale w głowie kołacze mi myśl, że dobrze byłoby ukończyć w granicach 1:40. Optymistycznie? Być może, ale czuję, że byłbym w stanie to osiągnąć. :oczko:

23 lipiec (rower) – 44km - ok. 2h 20 min
26 lipiec (bieg) – 8km - 38 min (4:45/km)
27 lipiec (bieg) – 5km - 23:44 (4:45/km)
30 lipiec (rower) – 13,24km - 43:13
2 sierpień (bieg) – 7km - 32:26 (4:38/km)
4 sierpień (bieg) – 13,5km – 1:04:09 (4:45/km)
9 sierpień (bieg) – 6km – 27:00 (4:30/km)
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Poniedziałek, 11 sierpień 2014

8km BS - 37:34 (4:42/km)

Zanim napiszę coś o dniu wczorajszym wrócę jeszcze do niedzieli. Udało się wyskoczyć na godzinną partyjkę badmintona, w której trzeba przyznać, trochę się nabiegałem i naskakałem. Efekt? Niedzielny ból prawie że wszystkich mięśni. Z tym średnio dobrym fizycznym samopoczuciem wszedłem w niedzielę, gdzie zaliczyłem godzinny basen, ale basen typowo rekreacyjny bo z dwójką małych dzieci :usmiech: Za to na koniec dnia byłem już na trasie i zmierzyłem się w spokojnym biegu z dystansem 8 kilometrowym. Wszystko bez problemu, ale niestety, po długich tygodniach odezwał się mój lewy bark. Dolegliwość, która swego czasu pojawiała się i znikała, czasem z lewej strony, czasem z prawej i martwiło mnie to, bo pomyslałem sobie, że dłuższego dystansu zrobić nie dam rady, w obawie o załączeniu się tej kontuzji.

Bark to jedno, a druga sprawa, również zagadkowa to to, że po paru kilometrach zaczęło mnie uciskać w klacie. Kiedyś miałem taki przypadek i nie wiem czy jest to z braku regularnego biegania ostatnio, że może jakieś mięśnie nie wytrzymują, że jest jakiś nacisk? Przy dystansach 14, 13 km nic takiego nie miało miejsca w poprzednich tygodniach, ale gdyby przydarzyły mi się takie bóle w połówce, to nie wiem jakbym ją ukończył? A może jest to jakieś cholerstwo bardziej poważne? Mieliście podobny przypadek?
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
Cwirek
Wyga
Wyga
Posty: 136
Rejestracja: 29 cze 2013, 22:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Longford/Ireland
Kontakt:

Nieprzeczytany post

13 sierpień, środa 2014

6km – 27:23 (4:34/km)

1km – 2:17
2km – 7:57
3km – 3:54
4km – 1:56
5km – 1:43
6km – 1:33
7km – 3:59
8km – 884m, 3:41 (4:33/km)

Spokojna, bez napinania szóstka w założeniu i taka w sumie była, ale za to zegarek szalał jak nigdy. Dziwna przygoda z moim Garminem, bo praktycznie pokazywał tylko właściwie czas, bo dystans i tempo świrowało maksymalnie. W momencie, gdy wystartowałem zdarzyła się rzecz dziwna, bo po 2 krokach pokazywało, że jest już 35 metrów. Następnie tempo, które na pierwszym kilometrze wyniosło 2:17/km, w kolejnym 7:57/km. Pomiędzy 4 a 7 km mierzyło mi kilometrowe odcinki po przebiegnięciu zaledwie kilkuset metrów. Gdybym nie wiedział, że pętelka ma 6 km, to w życiu bym w danym momencie nie kojarzył, który akurat jest kilometr. To dziwne zachowanie zegarka zwaliłem na fakt, że bateria była już na wyczerpaniu i w związku z tym GPS zwariował. Ale z drugiej strony, gdy zacząłem ładować, to było te 35% mocy, więc powinno śmigać jeszcze jak należy.

14 sierpień, czwartek 2014

10km – 46:57 (4:41/km)
755 cal

1km – 4:54
2km – 4:42
3km – 4:43
4km – 4:43
5km – 4:46
6km – 4:43
7km – 4:41
8km – 4:39
9km – 4:41
10km – 4:21

Po ,,dniu zegarka’’ przyszedł już normalny trening bez niespodzianek. Naładowałem na full i działało. Postawiłem znów na bieg spokojny – chcę do przyszłej niedzieli już tylko takie robić – interwały i podbiegi wrócą później. Tak, więc tym razem po ścieżynkach mojego parku przebiegłem 10 kilometrów. Tempo umiarkowane, myślę, że coś pod przyszłą niedzielę. Nie było większych problemów, choć pod koniec oddech jakby stał się delikatnie płytszy. Tak się zastanawiam, czy dystans 20 kilometrów pozwoli mi na utrzymanie założonego tempa, czy aura zawodów mnie porwie i uda się zrobić coś ponad plan? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Co do barku i klaty, to na szczęście to drugie minęło, z kolei to pierwsze delikatnie było, ale wszystko w granicach przyzwoitości. Ufam, że w niedzielę będę jak młody Bóg. :hej:



W sobotę 16, wyjście w teren praktycznie od razu do zapomnienia. Przydarzyła się nie przyjemna historia, po której w brutalny dla mnie sposób musiałem zakończyć bieg. Do feralnego momentu udało się zaliczyć zaledwie 3 km, przy średnim tempie około 5:00/km. :trup:

15 sierpień, sobota 2014


11,7km – 59:18 (5:04/km)

Natomiast niedzielna przyniosła już fajny dystans 11,7 km. I tutaj zwolniłem znacznie i trzymałem się w okolicach 5:04/km. Były kilometry, w których truchtałem nawet po 5:15/km – dopiero w ostatnich fragmentach przyspieszyłem do 4:30/km. Biegłem rankiem i miałem towarzysza. Kolegę Słowaka, który podobnie jak ja zadebiutuje w niedzielnym półmaratonie. Fajnie, we dwójkę zawsze raźniej, choć z tego, co on planuje, to może się zdarzyć tak, że tuż po starcie się odłączymy. Zobaczymy jak to będzie, ale możliwe, że zrobię czas o ok. 10-15 minut lepszy od niego. Co do planowanego czasu właśnie, to w głowie mi się kołacze, co chwile inne tempo, inny rezultat, a może ponieść się nogom i spróbować mocniej? A może lepiej spokojnie i w trakcie biegu przyspieszać? 4:40/km? 4:35/km? 4:50/km? Ehhh... Natłok myśli debiutanta :niewiem: Tak sobie wizualizuję a sprawą fundamentalną może być fakt, że trzeba najpierw dobiec a potem zastanawiać się nad wynikami końcowymi. Przecież jakby nie spojrzeć, to ja w życiu na raz tylu kilosów nie przebiegłem. Nie wiem jak się moje ciało będzie sprawowało na 16/17/18 kilometrze? Optymistycznie sądzę, że wtedy zacznę gonić i włączać wyższy bieg, a jak rozpocznę ostatni kilometr, to już w ogóle chciałbym śmigać bardzo szybko i wpaść na metę niemal sprintem :lalala:

Jeszcze na koniec sucha liczba: tydzień zamknąłem 5 biegami, które łącznie dały 38,7 kilometrów.
BKWC - Blog
Komentarze

5km - 19:06
10km - 41:28 (nie oficj.)
21km - 1:31:57

www.wrobels.pl - blog z życia emigranta

Obrazek
ODPOWIEDZ