Jestem ciekawy opinii forumowiczów na temat mojego celu na nocny półmaraton we Wrocławiu, 14 czerwca. Nastawiam się na 1:55, ale nie wiem czy nie jest to zbyt zachowawcze.
Mam 30 lat, biegam dość regularnie od lipca zeszłego roku. Od marca regularnie realizuje plan "maraton w 6 miesięcy" znaleziony gdzieś w sieci, trochę dostosowany pod możliwości czasowe. 4 treningi w tygodniu, przebieg obecnie ok. 47km/tydzień, docelowo maks. ok. 60km przed maratonem. Do tej pory jeden start w zawodach na 10km (53min - po antybiotyku, w deszczu i źle wymierzona trasa - wolałbym zapomnieć;) a życiówka zrobiona na sprawdzianie z garminem na 10km to 47:38 (kwiecień 2014).
I tak - z kalkulatorów mi wychodzi, że mogę przebiec tą połówkę nawet w 1:45, niby podstawy do obliczeń dobre, ostatnio przebiegłem treningowo 10km w niecałe 50min na średnim tętnie 163 - dokładnie tyle co wybiło w kalkulatorze na bieganie.pl. Z drugiej strony, w sobotę robiłem pierwsze wybieganie 21km, założyłem sobie tempo rosnące - 5:50-5:40-5:30 i po 17km niestety opadłem z sił co poskutkowało męczarnia, czasem 2:00:00 (ironia losu;)) i średnim tętnem 164. Popijałem, ale nie korzystałem z żadnych żeli. W ten weekend kolejne wybieganie 21, chce przetestować jakiś żel i powtórzyć plan.
Myślicie, że na zawodach warto od początku się ustawić na łamanie 1:50 czy lepiej zostać 1:53-1:55? Jakoś nie czuję tego średniego 5:12/km

Co radzicie, atakować 1:50?
