Panucci, wg życzenia, krótka relacja z mojego startu w Orlenie.

Do maratonu przygotowywałem się wg planu danielsa, zaczynając w połowie pierwszej fazy (koniec listopada). Maksymalny tygodniowy kilometraż ustaliłem na 90 (wyszły tylko dwa takie tygodnie w cyklu). W ogóle nie robiłem stabilizacji i siłki. Jedynie przed treningiem 5 minut i po treningu ok. 15 minut ćwiczeń (rozciąganie, 20 pompek, 30 brzuszków i 20-30 przysiadów).
Z treningów wypadł mi cały tydzień z powodu choroby, a następny był ulgowy. Przez chorobę i starty kontrolne (10 km i HM) wypadło mi kilka treningów specjalistycznych (nie wykonałem dwóch kluczowych treningów 24 km TM). Poza tym okres przygotowawczy przepracowałem dobrze, kończąc na poziomie 53.
Świeżość przed maratonem poczułem dopiero na 3 dni przed startem.
Przed startem odżywiałem się jak zwykle, czyli jadłem wszystko, jedynie od czwartku było więcej makaronu.
Na pasta party byłem głodny, więc zjadłem porcję i dwie dokładki makaronu z sosem (po zjedzeniu pomyślałem, że może to błąd tak się opychać).
W dniu biegu na 2 godziny przed startem zjadłem trochę płatków owsianych z wodą i bakaliami oraz bułkę z masłem i miodem, pół godziny później jeszcze banana. Do startu wypiłem jeszcze pół litra izotoniku.
Na ręce miałem opaskę z rozpiską temp wg Marco na 3:04:10 i tego zamierzałem się trzymać.
Pierwszy kilometr biegu wolny, bo tłoczno, drugi już wg rozpiski, ale ponieważ czułem się świetnie, a tętno było bardzo spokojne, to postanowiłem biec o parę sekund szybciej od założeń. Na półmetku miałem już około 1 minuty nadróbki w stosunku do planu. Bezproblemowo biegłem do ok. 22 km, kiedy zaczęło mocniej boleć prawe kolano i poczułem lekkie zmęczenie. Na 23 km dogoniłem Krzycha, który miał problemy z żołądkiem, chciałem go pociągnąć ze sobą, ale powiedział, że nie da rady i żebym biegł swoje. Gdybym wtedy wiedział, że może mieć później problemy ze skurczami, to zostawiłbym mu ampułkę z magnezem, którą miałem przy sobie, a nie wykorzystałem jej (na pasta party Krzychu mówił, że nigdy ze skurczami nie miał problemów).
U mnie nasilał się ból kolana i pachwiny, ale był do zniesienia, więc go ignorowałem. Od ok. 30 km byłem już dość mocno zmęczony, ale biegłem z wiatrem, więc tempo lekko wzrastało, postanowiłem do końca utrzymywać tempo w okolicach 4:15 (wg Marco miało to być 4:18). Od około 36 km biegło się coraz trudniej, starałem się rozluźnić skracając krok. I tak leciało na walce o utrzymanie tempa, ale ściany nie było. Ostatnie 2 kilometry to mocna spinka i długi finisz. Na ostatniej prostej wyprzedziłem jeszcze parę osób i na metę wpadłem półprzytomny, kolana same ugięły się i poleciałem do parteru - wolontariuszka natychmiast mnie złapała, ale po chwili doszedłem do siebie. Dopiero wtedy (po ok. 2 min.) zatrzymałem stoper. Byłem szczęśliwy, pobiegłem maksa tego dnia, a uzyskany czas miło mnie zaskoczył. O 11 minut poprawiona życiówka z września!
Na trasie zjadłem 4 żele i piłem co 2,5 km po dwa łyki (na przemian izotonik i wodę).
Tempa wg garmina:
1. 04:38
2. 04:28
3. 04:23
4. 04:19
5. 04:17
6. 04:03 (zbieg)
7. 04:21
8. 04:21
9. 04:27 (podbieg)
10. 04:19
11. 04:16
12. 04:20
13. 04:21
14. 04:22
15. 04:20
16. 04:19
17. 04:18
18. 04:22
19. 04:17
20. 04:07 (zbieg)
21. 04:18
22. 04:18
23. 04:23
24. 04:17
25. 04:19
26. 04:22
27. 04:18
28. 04:18
29. 04:18
30. 04:17
31. 04:16
32. 04:19
33. 04:15
34. 04:11
35. 04:13
36. 04:14
37. 04:15
38. 04:15
39. 04:15
40. 04:14
41. 04:07
42. 03:58
Podsumowując, myślę że nie zaszkodziła mi przerwa w treningach spowodowana chorobą i że "zastąpienie" treningów 24 km TM startami na 10 i 21 km wyszło mi na dobre. Myślę, że dobrze dobrałem kilometraż (4-5 treningów tygodniowo) i tempa treningowe. Sam maraton rozegrałem bardzo dobrze (powolne podkręcanie tempa), choć w dużej mierze na wyczucie.
Po takim wyniku nie pozostaje mi nic innego, jak przymierzyć się do łamania trójki już na jesieni. Nie zamierzam jednak zwiększać kilometrażu (ew. tylko o 5 km), a jedynie lekko podbić tempa do poziomu 54 lub 55. Z drugiej strony korci mnie aby pobiegać bez planu, wyleczyć urazy i kontuzje i nie napinać się już na wynik do końca tego roku.
Jestem zachwycony planem Danielsa - jest prosty, elastyczny i na mnie działa bardzo dobrze.