kachita - maraton sam się nie pobiegnie...

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wypadałoby napisać, co tam ostatnio (nie) biegałam...

sobota, 5 kwietnia
Obrazek
6,91 km w 45:05
średnie tempo: 6:31
średnie tętno: 158
max tętno: 180

Buty: Skechers GoRun

Szczerze mówiąc, już nie pamiętam tego biegu. Zapewne biegło się ciężko, jak to zwykle w sobotę ;)

wtorek, 8 kwietnia
Obrazek
5,14 km w 33:48
średnie tempo: 6:35
średnie tętno: 159
max tętno: 168

Buty: Skechers GoRun

Tu za to było dramatycznie źle. Zmusiłam się do wyjścia, a mój organizm robił wszystko, żeby mnie zniechęcić. Mega kolka, do tego było mi tak potwornie niedobrze, że parę razy byłam pewna, że za moment się uleje. Ale na szczęście się nie ulało, tyle dobrze. W pewnym momencie zrobiło mi się do tego jeszcze słabo i miałam mroczki przed oczami, ale to podejrzewam, że zaczęłam histeryzować ;) Ale i tak skróciłam pętlę i przeszłam się kawałek do domu. Masakra.

sobota, 12 kwietnia
Obrazek
6,55 km w 41:04
średnie tempo: 6:16
12 min rozciągania

Buty: Wielkie Minimusy

Wczoraj zakupiłam wspomniane post wyżej Minimusy. Czaiłam się na nie od dłuższego czasu, wreszcie znalazłam sklep, gdzie a) był mój rozmiar, b) były w promocji ;) Jak pisałam, potruchtałam w nich trochę na bieżni w sklepie oraz dookoła sklepu i nie miałam ochoty ich zdjąć. Tak więc co było robić, kupiłam, mając nadzieję, że mnie to zmotywuje do biegania, bo jak widać, ostatnio coś jakoś nie mogę się zmotywować, nawet nadchodzący maraton mnie nie przeraża (no dobra, trochę przeraża, ale wiem, że jakoś się do mety doczłapię, a że czas będzie katastrofalny, to oj tam, oj tam). No i faktycznie, dzisiaj od rana miałam ochotę przetestować nabytek.
Jak widać, biegło się dziś dość żwawo, miałam wrażenie, że wlokę się jak furmanka, a tu tymczasem takie tempo. Cały czas próbowałam zwalniać, ale jakoś nie szło, dopiero pod koniec zabrakło mi pary w płucach... Może to słynny efekt nowych butów, a może to faktycznie przez to, że podeszwa jest twarda i nie traci się energii w zagłębianie się w amortyzacji i piance? Ciężko powiedzieć po jednym bieganiu, ale będę obserwować trend.
Jeśli chodzi o łydki, to luzik, nic nie czułam ani nie czuję, być może nawet były mniej spięte niż zwykle. Taka ciekawostka. Co czułam, to lewego halluksika, ale on mnie czasem pobolewa nawet w Skechersach. I niestety, lewy zapiętek mnie obtarł. Muszę to obadać, być może za mocno zasznurowałam buty.
No, to tyle. Mam nadzieję, że jutro zmotywuję się do long runa. Czymam kciuki za wszystkich, którzy jutro biegną! Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

niedziela, 13 kwietnia
Obrazek
22,59 km w 2:33:39
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 162
max tętno: 208
kilka min rozciągania

Buty: GoRun Czarne

Dzisiaj od rana tylko maratony i maratony :bum: Nawet specjalnie nastawiłam wcześnie budzik, żeby kibicować! A to duże poświęcenie z mojej strony ;) Przełączałam sobie między TVP a Eurosportem i kurczę, na TVP cały czas jakieś wywiady były, biegania nie pokazywali prawie wcale (dobrze, że Henia pokazali!), tymczasem na Eurosporcie elegancja, elita z ujęcia z lewej, elita z ujęcia z prawej, z góry, z dołu, cały czas biegli i biegli :hahaha: I bardzo byłam rozczarowana, że Haile zszedł, bo nie mogłam się napatrzeć, jak leciutko biegnie - cała reszta przy nim wyglądała jak ciężkie niezgrabne orki... Cóż.
Z tego wszystkiego udało mi się zmotywować do wyjścia na ostatni tak długi long przed moim maratonem. Nie było dobrze. Całkiem źle też nie było, ale nie było dobrze. Parę razy musiałam się zatrzymać, a to na rozciąganie, a to na popas, a to na światłach. Najbardziej martwi mnie to, że bolały mnie dość nieprzyjemnie kolana. Ale co się dziwić, biegam mało, to są nieprzyzwyczajone do większego obciążenia. Cóż, mam dwa tygodnie, żeby je przyzwyczaić choć trochę. Ale i tak ten maraton będzie bolał. Z drugiej strony przed Warszawą biegałam jeszcze mniej, więc a nuż pójdzie dobrze? Z trzeciej strony może być upał - w Duesseldorfie wiosna i lato zaczynają się szybciej niż w reszcie kraju. Taki Dolny Śląsk trochę ;) Ale z czwartej strony za tydzień pobiegam trochę po trasie, więc może przyzwyczaję się do klimatu :taktak: O rany, chyba zaczynam się denerwować :bum:
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

środa, 16 kwietnia
Obrazek
8,12 km w 52:50
średnie tempo: 6:30
średnie tętno: 163
max tętno: 182
chwila rozciągania

Buty: Skechers GoRun

We wtorek byłam niewyspana, zmęczona, wymiętolona, poza tym był pogodowy armageddon, więc przeniosłam bieg na środę. I bardzo dobrze. Na początku było nieco topornie, potem się rozkręciłam, parę razy mnie poniosło i pędziłam szczerząc zęby, żeby za chwilę się nieco opamiętać, bo ludzie z samochodów dziwnie patrzyli ;) Chyba łapie mnie adrenalinka przedstartowa :taktak:

czwartek, 17 kwietnia
Obrazek
6,12 km w 37:13
średnie tempo: 6:05
średnie tętno: 163
max tętno: 206 (ściema jakaś)
chwila rozciągania

Buty: Minimusy

Dzisiaj miałam mało czasu i chęć na coś szybszego, zrobiłam sobie więc taki mały BNP - 5 kilosków, krótko i na temat: 6:15, 6:07, 5:57, 5:49, 5:35. Potem chwilka odsapnięcia i nieco ponad kilometr szuranda do domu po 6:41. Było fajnie, chociaż pod koniec nieco kolka złapała, ale w sumie półtorej godziny przed wyjściem jadłam płatki z mlekiem, więc może dlatego.
Minimusy fajnie podają, ale są straaaasznie szerokie... Dzisiaj na domiar złego miałam jakieś takie śliskie skarpety, stopa mi latała po bucie na wszystkie strony. Muszę do nich zakładać skarpetki z jakimś wzorkiem antypoślizgowym :bum: Na szczęście zapiętek dziś już nie obcierał. Może by pobiec w nich Piertyną? Zastanowię się.
W weekend mam nadzieję pobiegać, zobaczymy, co z tego wyjdzie ;)

Update zdrowotny
We wtorek zrobiłam kontrolne badania krwi. Jest lepiej, tym razem hemoglobinę mam idealnie na dolnej granicy normy, hematokryt ciuteńkę powyżej. Coś tam innego mam za dużo, ale do lekarza pójdę dopiero po świętach albo i nawet po maratonie. W każdym razie jeszcze chyba się muszę trochę podleczyć. Dalej jestem dość blada, ale już nie tak upiornie jak wcześniej :bum: Jem trochę mało mięsa, ale jakoś nie mam natchnienia. Za to posmakował mi świeżo wyciskany sok z buraków i jabłek. Nie dość, że dobry, to jeszcze sycący. Ale moja dieta nadal pozostawia wiele do życzenia. Ale ogarniam się, więc jest nadzieja. Stay tuned!

I korzystając z okazji - wesołych Świąt!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

sobota, 19 kwietnia
Obrazek
7,49 km w 49:22
średnie tempo: 6:35
średnie tętno: 165
max tętno: 213 (ściema)

Buty: GoRun czarne

Gościnne występy u brata nad Renem. Przebiegłam się promenadą, gdzie będzie meta i start w niedzielę, było ciepło i się nieco strzaskałam ;) Ostatnie kilkaset metrów było pod mocny wiatr i pod górkę, z której będę zbiegać do mety.
Prognoza pogody jest zmienna, przed świętami pisali, że będzie 20 stopni i 10h słońca, dziś piszą, że będzie 16 stopni, 1h słońca i duża szansa na deszcz. Sajens fikszyn.
W niedzielę nie biegałam, bo jakoś tak albo siedzieliśmy przy stole, albo na tarasie z drinkiem w ręku. Dobrze, że chociaż na spacer się wybraliśmy z Tatą i Bratem. Każdy, kto był kiedyś z Rakoskimi na spacerze wie, że to żadne tam pitu pitu - wyprzedzaliśmy wszystkich na promenadzie :bum:
A jakby ktoś był ciekawy, to tu będę biegła:
Obrazek

wtorek, 22 kwietnia
Obrazek
6,88 km w 45:07
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 191 (straszliwa ściema)
max tętno: 239 (jeszcze straszliwsza ściema)

Buty: Skechers GoRun

Plumkanko dla podtrzymania. Wyszłam dość późno, bo a to coś zjadłam, a to deszcz lunął, a to gadałam przez telefon. Wędzony serek trochę mi ciążył na żołądku, pozdrawiając od czasu do czasu :bum: , nieco męczyła kolka. W czwartek ostatni bieg przed maratonem, a w piątek lecę. Z jednej strony czuję się absolutnie nieprzygotowana, z drugiej w sumie biegałam wprawdzie mało, ale dość regularnie. No nic, będzie bolało, ale jakoś doturlam :)
Pulsometr coś mi ostatnio masakrycznie ściemnia, może dlatego, że zalepiam się plastrem, żeby mi nie robił dziury w mostku? A może po prostu jest gupi :hahaha: :bum: Głupawkę chyba mam... :ojoj:
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

czwartek, 24 kwietnia
Obrazek
6,55 km w 42:41
średnie tempo: 6:31
chwila rozciągania

Buty: Skechers GoRun

Ostatnia przebieżka przed niedzielą. Na początku trochę topornie, ale może dlatego, że za szybko zaczęłam i że dostałam fontanną z kałuży prosto na brzuch i nogi, przez co się deczko wkurzyłam. Ale potem szło dobrze, żal było kończyć. Biorę to za dobrą monetę ;)
Mój numer startowy to 2505, strona maratonu to http://www.metrogroup-marathon.de/en/ , czymajcie kciuki, bo będzie walka ;)
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Dobiegłam, z życiówką poprawioną o ponad 7 minut :) Jutro wracam na Ojczyzny łono, to może nawet jakąś relację czasnę ;)
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

niedziela, 27 kwietnia
Obrazek

Metro Group Marathon Düsseldorf

Czas netto: 4:50:53
Open: 2500/2700
Open K: 463/533
K35: 69/76

Buty: Czarne GoRuny

Wypadałoby relację jakąś napisać - trochę śpiąca jestem, no ale fani czekają :bum: To zacznijmy od początku.

W piątek wylądowałam w Düsseldorfie wczesnym popołudniem i na wstępie nieco zbladłam - przepiękna pogoda, słonko, 26 stopni, lato normalnie. Na szczęście prognozy pogody były łaskawe, zapowiadali na niedzielę znaczne ochłodzenie i deszcz. Tak więc udaliśmy się z bratem nad Ren zrelaksować się przy piwku :spoko: Na ulicach była już pięknie wymalowana trasa, poziom adrenaliny we krwi nieco skoczył ;) Wieczorem pycha jedzenie i winko na dobry sen. Wyspałam się bardzo dobrze, chociaż oczywiście już mi się śnił maraton i mój wynik.
W sobotę poszłam odebrać pakiet - expo było bardzo rozczarowujące, zasadniczo były to same stoiska reklamowe. I jedno stoisko Diadory, gdzie kupiłam koszulkę eventową. W ogóle nachodziłam się trochę w sobotę i gdzie nie poszłam, tam na ulicy niebieska linia. Docierało do mnie, że kurczę, nalatam się w niedzielę :bum: Masakra, czułam się bardzo nieprzygotowana - przecież w tym roku nie przebiegłam nawet 500 km, średnia tygodniowa wychodziła mi na poziomie 30 kilometrów, no nie ma opcji. Ale zapłacone, więc co robić, pobiegnę tak jak się uda ;) Wieczorem się rozpadało (całe szczęście, bo było strasznie duszno), najadłam się przepysznego makaronu frutti di mare, obejrzeliśmy z Bratem walkę Kliczki, który nawiasem mówiąc mieszkał tego dnia w hotelu zaraz obok, a potem poszłam się położyć. Nie spałam zbyt dużo i zbyt dobrze, standard.
Rano wstałam przed budzikiem, zjadłam bułeczki z dżemem, herbatka, woda, 5 razy kibel ;) i ok. 30 minut przed startem wyszłam z domu. Padało mocno, było przyjemnie chłodno. Delikatnym truchcikiem udałam się w stronę startu, daleko nie było ;) Idąc za przykładem prawie wszystkich porozciągałam się pod mostem, szybka wizyta w tojce i idę na start. Ponieważ nie było zbyt wielu uczestników (większość jednak brała udział w sztafecie, która wystartowała godzinę później), start poszedł sprawnie. Na ręku rozpiska wg Marco na 4:50 (miałam też wydrukowaną na 4:45, ale nie czułam się na taki wynik), początek mega wolno, więc spokojnie sobie truchtam. Obok mnie truchta nieformalna grupa na 4:45, ale ponieważ tempo mieli podobne, to lecieliśmy parę km razem. Po chyba 10. km zostałam nieco z tyłu, ale kolejne 10-15 km później ich dogoniłam, a potem zupełnie zostawiłam z tyłu.
Tymczasem biegnę sobie, macham do widzów (pod parasolami i w kaloszkach :hej: ), podziwiam widoki, kilometry jakoś lecą, jest dobrze. Zbliża się pierwszy podbieg na most, ale jakoś tak słaby jest, bo prawie w ogóle go nie czuję. Na moście po raz kolejny mijamy się z elitą, kurczę, jak oni zasuwają! Przy strefie zmian sztafety jest sporo kibiców, dużo ludzi puszcza muzykę z okien, bardzo dużo japońskich kibiców (jak też i zawodników), nawet trafili się nasi, którzy widząc moją piękną koszulkę zaczęli śpiewać "Polska, biało-czerwoni!" :hahaha: Deszcz powoli staje się mniejszy, ale i tak mam kompletnie mokre buty, koszulkę i wszystko. Nic to, jest za to przyjemnie chłodno. W końcu znowu wracamy na most, ponad 2 godziny biegu za mną, Kenijczycy pewnie już kończą tam na dole. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie, no ale zbliżamy się do reprezentacyjnej i najdroższej ulicy miasta, gdzie sporo kibiców, trzeba trzymać fason. Jest muzyka, są oklaski, jakiś wodzirej chce ze mną zatańczyć, w sumie co mi zależy, łapiemy się pod ręce i robimy kółeczko :bum: Na półmetku mam czas 2:25:09, czyli mam nadrobioną ok. 1 minutę. Bardzo podobny międzyczas jak w Warszawie. Lecę dalej. Trasa jest bardzo ładna, Düsseldorf to bardzo zielone miasto, wszędzie są drzewa. Przez to mój GPS chyba trochę wariuje, brzęczy na długo przed ustawionymi znacznikami kolejnych kilometrów. W okolicy 25-27 kilometra do lekkiego dyskomfortu w kolanie (który pojawił się tak koło 10-12 km) dołącza nieco większy dyskomfort w biodrach oraz śmieszne skurcze w palcach u lewej stopy - to te skurcze, które absolutnie nie bolą, ale przez które podwijają mi się palce. Cóż, toenails are for pussies ;) Ponad trzy godziny biegu, jestem zmęczona. Żele jem regularnie co ok. 8 km, wody piję sporo, punkty są chyba co dwa kilometry, na każdym biorę kilka łyków, przemywam twarz, kark i ręce gąbką, taka rutyna, dobrze mi to robi na głowę. Wspominam, że w Warszawie ok. 26 km musiałam przejść do marszu. Tutaj postanawiam potruchtać nieco dłużej, na ile będzie sił. No i tak jakoś truchtam, truchtam, aż tu nagle do mety pozostaje mi 10 km (takie były fajne wielkie nalepki na ulicach od Lotniska, np. jeszcze 9876 km do Tokio i 10 km do mety :) ). Nadróbka jest już ciut mniejsza, ale nadal ok. minuty, więc chociaż w sumie nie muszę, to przechodzę na krótko do marszu. Nogi bolą, ciężko jest się zmotywować do wznowienia biegu, ale jakoś idzie. I o dziwo, idzie całkiem szybko! Według pobieżnych obliczeń w głowie, czego bym nie zrobiła, to będzie życiówka! Mija mnie wprawdzie mnóstwo ludzi, ale to wszystko są ci od sztafety, maratończyków prawie nie widać, a jeśli już, to ja ich wyprzedzam. Niektórych sztafetowców zresztą też. Coraz częściej słyszę też od nich właśnie "Czeszcz!" albo "Bardso dopsze!", nawet jakiś Polak się trafił, stuknął mnie w ramię i pyta "Daleko jeszcze?" :bum: Miło :)
Ok. 35-36 km widzę moich kibiców, macham, są słit focie, już tak blisko do mety. Wtem czuję, że coś mnie kłuje w stopę. Kurde, myślę sobie, paznokieć mi odpadł! No ale nie będę się zatrzymywać i go wyciągać ze skarpety, już niedaleko, wytrzymam, nie boli wcale tak mocno. Spaceruję jeszcze raz, potem znowu się widzę z moimi kibicami, mówię, że za ok. 20 minut będę na mecie, że będzie życiówka. Już wprawdzie nie wyglądam tak rześko jak te 3 km wcześniej, ale trzymam fason. Spaceruję chwilę znowu, potem jeszcze raz, ale na ostatnie półtora kilometra się zbieram w sobie i biegnę. Na ostatnie kilkaset metrów zrywam się nawet do czegoś w stylu mocnego finiszu, zresztą akurat jest z górki, to łatwiej szybko biec ;) I w końcu jest, meta! Łał! Patrzę na zegarek i oczom nie wierzę - 4:50:53. Druga połowa w 2:25:43. Prawie równo z pierwszą, mimo tych kilku spacerów! Nogi bolą bardzo, ale tak się cieszę, że już nie muszę biec :bum: :hahaha: Po drodze widzę krzesełko, więc siadam, żeby wyciągnąć paznokcia - okazało się, że to jednak był wredny odcisk na łuku stopy. Pobieram piwo, pączka i dwa batoniki czekoladowe, przy wyjściu spotykam się z rodziną, piwo jest tak pyszne, medal się graweruje, nogi bolą, jest pięknie :hej: I tak bardzo się cieszę, że mój brat mieszka tylko 500 metrów od mety :bum:

Nie wiem, z czego nabiegałam tę życiówkę, bo naprawdę nie czułam się przygotowana, nie zrobiłam wszystkich długich wybiegań, które planowałam zrobić, miałam lenia, obżerałam się, co też odbiło się na wadze startowej... A tymczasem jakoś tak starczyło sił na drugą część, tempo trzymałam momentami naprawdę niezłe, no i te spacery były króciutkie, nie to co w Warszawie. Strach się bać, co się będzie działo, jak się kiedyś przyłożę do treningu i jeszcze do tego zgubię nadprogramowe kilogramy :sss:

Dla kronikarskiego obowiązku wspomnę, że w poniedziałek nogi były nieco ciężkie, ale nie było dramatu. Coś ciągnęło w biodrze, coś w przywodzicielu, po dłuższym siedzeniu w bezruchu ciężko było się podnieść, ale generalnie samopoczucie było bardzo dobre. Bardziej mi chyba dokuczały masakryczne obtarcia na tułowiu - każdy szew, który mógł albo i nie mógł, obtarł mnie do żywego mięsa. Podczas biegu tego nie czułam, ale pod prysznicem już tak. Wygląda to naprawdę makabrycznie :bum: Nic to, zagoi się :taktak: Z ciekawostek - oprócz mnie maraton biegła jeszcze jedna Polka, oczywiście była szybsza ode mnie (coś koło 4:11). Ale można powiedzieć, że ja byłam w tej klasyfikacji druga, a ona przedostatnia :hejhej:

Jutro mam umówiony masaż, może wyjdę trochę potruchtać. Ale długi weekend będzie raczej niebiegowy. A potem trzeba szykować się do Pietryny...
Ostatnio zmieniony 29 kwie 2014, 16:31 przez kachita, łącznie zmieniany 1 raz.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Kaczita na półmetku trzyma fason i pozuje

Obrazek

Kaczita tuż przed metą jest sfokusowana i pędzi
Foto 2.JPG
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 30 kwie 2014, 23:17 przez kachita, łącznie zmieniany 2 razy.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

środa, 30 kwietnia
Obrazek
5,12 km w 34:28
średnie tempo: 6:44

Buty: Skechers GoRun

Wyszłam sobie dziś wczesnym popołudniem na mały pomaratoński rozruch, sprawdzić, co tam się dzieje z nogami i w ogóle. Nie powiem, że było lekko, bo nie było ;) Nogi ciężkie, a i wydolność jakaś taka nie do końca... No i mega ciepło! Zatrzymałam się na chwilę raz, potem drugi i jakoś dało radę dokończyć pętelkę.
Zaraz potem pojechałam na umówiony masaż - ałałała, bolało :bum: Ale nogi jakby nieco lżejsze się zrobiły. I łatwiej się schylać ;)
Obejrzałam też dziś mój osobisty Finisher Clip. Oesu, ale tasiam :hahaha: :hahaha: :hahaha: I te rączki do góry tak resztką sił wyrzucam :hahaha: :hahaha: :hahaha: Ubaw po pachy ;)

Jutro jadę majówkować, buty wezmę, ale nie wiem, czy wyciągnę je z walizki. Stay tuned!


EDIT: Ooo, znalazłam focię tych zajebistych nalepek :D
Obrazek
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 5 maja

55 min body pump

Tysiąc słów o tym treningu ;)

Obrazek

wtorek, 6 maja
Obrazek
6,67 km w 44:40
średnie tempo: 6:42

Buty: Skechers GoRun

Borze szumiący, myślałam, że a) nie wyjdę, bo się nogi pode mną ugną na schodach, b) nie dam rady zacząć truchtać, c) nie dotoczę się do pierwszych świateł, a potem d) do końca pętelki. A tu proszę, jakoś tam się doturlałam, chociaż lekko nie było. Chyba odpuszczę jutro TRX, ale za to w piątek może się przejdę na basen? Bo ten, zważyłam się ostatnio i jakaś masakra się pokazała. I w dodatku spodnie, które w zeszłym roku na mnie wisiały, w tym są jakieś takie dopasowane :lalala: Tak że ten, trzeba się nieco ociosać.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

czwartek, 8 maja
Obrazek
7,55 km w 49:28
średnie tempo: 6:33

Buty: Skechers GoRun

Nogi jeszcze nieco ciężkie i obolałe, ale idzie ku lepszemu. Cieszyłam się z czerwonych świateł na przejściach, więcej nie pamiętam ;)

sobota, 10 maja
Obrazek
8,27 km w 55:41
średnie tempo: 6:44

Buty: Skechers GoRun

Oesu, ale dramat. Wyszłam coś koło 15-stej, w najgorszą duchotę - zanosiło się na deszcz, więc ten. Słońce waliło po oczach, żar lał się z nieba, mimo delikatnego wietrzyku nie było czym oddychać, a nogi dalej nieco ciężkawe. Robiłam przerwy niemal co 15 minut, druga wypadła akurat koło wzgórza ze Cmentarzem Żołnierzy Polskich, no to się wdrapałam na wzgórze. Pokontemplowałam widoki, zbiegłam i potruchtałam dalej. Generalnie szału nie było.

niedziela, 11 maja
Obrazek
8,28 km w 53:09
średnie tempo: 6:25
7 minut rozciągania

Buty: Skechers GoRun

Miałam biegać rano, ale zabalowałam wczoraj co nieco i poszłam spać o 4. Nic to. W dzień znowu duszno, pochodziłam trochę po mieście z rodzicami i nie miałam za bardzo nastroju na bieganie. Ale wieczorem jakoś tak mnie naszło, więc wyszłam. Okazało się, że w międzyczasie trochę popadało i było dość rześko, więc na dobre mi to nawet wyszło. Po raz pierwszy od dawna bez żadnej czapki, buffa i innych okryć na głowę, więc poczułam wiatr we włosach, zew natury, a że nogi wreszcie lekkie, to jakoś tak poszło dość żwawo :hej: I tym razem trafiłam na zieloną falę na przejściach. Byłoby super, gdyby nie to, że jakoś po 6,5 km złapał mnie skurcz podbrzusza, że aż mnie zgięło w pół. Przerwa, masowanie, rozciąganie, truchtam dalej. Kilkaset metrów później znowu mnie zgięło - przerwa, masowanie, rozciąganie, truchtam dalej. A że już było lepiej, to nawet dokręciłam małą pętelkę wokół osiedla. Żal było kończyć.
Jutro znów skatuję nogi, ale mam nadzieję, że nie tak bardzo, jak w zeszły poniedziałek. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 12 maja

60 min body pump

Nie było już takiego dramatu, jak tydzień temu, ufff. Oczywiście bywało już lepiej, ale bywało też gorzej. Myślę, że niedługo trzeba by zwiększyć obciążenie na sztandze...

wtorek, 13 maja
Obrazek
7,49 km w 49:16
średnie tempo: 6:35
średnie tętno: 164
max tętno: 214

Buty: Skechers GoRun

Zakwasy po sztangach w normie, ale odczuwalne. Jakaś taka zmęczona byłam, po pracy położyłam się chwilę na sofie i gdyby nie zadzwonił telefon, to bym przysnęła i nie wyszła. No ale zadzwonił, więc się ogarnęłam. Nie byłam dziś rączą łanią, raczej poruszałam się z gracją i lekkością orka. No ale cóż, bywa. Pulsometr jakieś ściemy pokazywał, chyba go w ogóle rzucę w kąt i wyciągnę tylko raz na jakiś czas, kontrolnie. Albo wreszcie wymienię tę baterię w nadajniku ;)

czwartek, 15 maja
Obrazek
8,12 km w 51:44
średnie tempo: 6:22

Buty: Skechers GoRun

O rany, ale dziś wiało. Od rana mnie od tego wiatru głowa bolała :lalala: Trochę mi się nie chciało wychodzić, ale przypomniałam sobie, co mi pokazała dziś rano ta kłamliwa zdzira waga i motywacja wróciła. I dobrze, bo truchtało się całkiem fajnie, mimo wiatru. Jakoś tak żwawo, ale na standardowym zmęczeniu. Czyżbym się nieco wytrenowała? :spoko:
W sobotę spontanicznie biegnę jako zastępstwo w biegu firmowym, ma padać, więc będzie błotko! :bum: Pumy już czekają. A w niedzielę, jak padać nie będzie, mam w planach pojechać do Sobótki i połazić trochę po Ślęży. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

sobota, 17 maja

Obrazek

Bieg Firmowy

Czas netto: 28:14 (mła), 1:44:52 (sztafeta)

Buty: Puma Faas Trail

Takie tam zawody na spontonie :hej: ASK spytała w innym wątku, czy bym nie pobiegła, bo im w ostatniej chwili zawodnik się kontuzjował, no to pobiegłam :bum: I było bardzo fajnie :)
Ogólnie to wstałam rano, zjadłam śniadanko i plan był taki, że na miejsce startu udam się na nogach - doszłam do Parku Grabiszyńskiego, stamtąd w ramach rozgrzewki dotruchtałam do Wzgórza Żołnierzy Polskich i znalazłam ekipę, która okazała się bardzo miła i sympatyczna. Ścieżki w parku - jak zwykle po dużych opadach - zamieniły się w ogromne jeziorokałuże, ewentualnie błoto po pachy. Jako że padało coraz mocniej, organizatorzy skrócili trasę i zamiast 5,2 km było coś około 4,7. Biegłam na drugiej zmianie, więc zasadniczo rozgrzewka była już tylko wspomnieniem, a zimno było bardzo. Tymczasem ja w krótkim rękawku i geterkach za kolano. Ale twardą trzeba być nie mientką, poza tym wiedziałam, że się rozgrzeję biegnąc. Udało mi się wypatrzyć moją imienniczkę, od której przejęłam pałeczkę, no i ogień. Pierwszą kałużę ominęłam, ale koleś, który akurat mnie wyprzedzał, nie, więc dostałam elegancko fontanną po nogach :hahaha: Od tej pory już nie przejmowałam się kałużami ani błotem i szłam środkiem jak przecinak :bum: Raz się zdziwiłam i zachwiałam, bo kałuża była głębsza niż myślałam, ale wszystko zostało pod kontrolą. I tu muszę pochwalić moje Pumcie - ani razu nie uślizgnęła mi się noga, trakcja idealna, gdyby nie to, że widziałam, że lecę po kałużach i błocie, to bym nigdy nie powiedziała, bo trzymały się podłoża wzorowo. Jedynie mogłyby tak mocno nie nasiąkać wodą ;)
Oczywiście zaczęłam za szybko i potem mi sił brakło (trzeba było chwilkę odsapnąć w marszu), ale jakoś tam poszło. Jak na sponton, bez przygotowania, to nawet nieźle :) Drużyna była zadowolona, to się liczy :taktak:
Plan miałam taki, że po biegu truchcikiem wrócę sobie te 5 km do domu. Dlatego też spakowałam do mojego plecaczka biegowego tylko koszulkę na zmianę, jakiś mały ręczniczek (w ostatniej chwili), a na grzbiet miałam tylko leciutką wiatróweczkę. Tymczasem lało tak strasznie, że przemoczona byłam doszczętnie, do tego przemarzłam, a wiatróweczka nie grzała nic a nic. No i gacie mokre. Makaron był niezły, nieco rozgrzał, ale potem wciągnęłam zimne piwko, więc to ciepło to jak woda w piach :bum: Całe szczęście, że jeden z zawodników drugiej drużyny firmowej jechał w moją okolicę, to mnie podwiózł, bo byłam gotowa wołać taksówkę (cashu wprawdzie też nie miałam, ale to dałoby się załatwić). Oczywiście przez pół godziny nie wychodziłam spod prysznica, bo nie mogłam się rozgrzać :) Ale skończyło się dobrze, nie przeziębiłam się ani nic, więc na plus. Myślę, że to wino, co je obaliłyśmy wieczorem z przyjaciółką, też pomogło :spoko:
No, to tyle o zawodach :)

W niedzielę trochę połaziłam po pagórkach w okolicy Raduni, a po powrocie do domu padłam na nos i zasnęłam na sofie, a jak się obudziłam, to była już 22, więc nici z biegania.

poniedziałek, 19 maja

1h body pump

Mamy nowy układ - z jednej strony hurra!, wreszcie nie będzie tych cholernych wypadów w tył ze stepu, z drugiej strony ała, ała!, jest masakra na ramiona. Jak po tym układzie nie pozbędę się pelikanów, to znaczy, że nie ma dla mnie żadnej nadziei ;) Oczywiście po nowym układzie będą zakwasy, zawsze tak jest... I ten, za jakieś dwa tygodnie wrzucę coś więcej na sztangę :taktak:

wtorek, 20 maja
Obrazek
Rozgrzewka: 1,7 km w 11:08, śr. tempo: 6:32
7 min rozciągania
Tysiączki:
1. 5:41
2. 5:36
3. 5:31
4. 5:28
Schłodzenie: 1,65 km w 11:15, śr. tempo: 6:50

Buty: Wielkie Minimusy

W sobotę Bieg Piotrkowską, więc trzeba było jakiś akcencik walnąć. Najprostszy akcencik to oczywiście tysiączki, stwierdziłam, że 4 starczą. Nogi ciężkie i obolałe po wczorajszych sztangach, w tyłku zakwasy (o ramionach nawet nie wspominam, ledwie je do góry podnoszę :bum: ), więc tak sobie planowałam pobiec po 5:50-5:55, przerwy 3 minuty w marszu. Wyszło jak widać powyżej :ojoj: Nie wiem, skąd się te tempa wzięły, zwłaszcza, że pierwsze dwa powtórzenia weszły luźniutko i musiałam się zmuszać do zwalniania, na trzecim zaczęłam czuć jakiś wysiłek, a na ostatnim dopiero myślałam nieco intensywniej o tym, ile jeszcze do końca ;) Aczkolwiek też weszło bez większej walki, sylwetka wyprostowana, głowa w górze. Czy to buty, czy co? Nie wiem, co o tym myśleć, zwłaszcza, że w sobotę wcale mi nie poszło jakoś super, średnie tempo było w okolicy 6:00... Ale w sumie nie nastawiam się na ściganie w Łodzi, będzie co będzie.
W czwartek jeszcze dziabnę coś niezbyt długiego, może z przebieżkami, a może bez. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

czwartek, 22 maja
Obrazek
7,09 km w 45:50
średnie tempo: 6:28

Buty: Skechers GoRun

O rany, ale upał... :trup: Wyszłam późno, ale i tak upociłam się jak mysz. A przy szóstym kilometrze za to jakieś dreszcze mnie naszły, aż dziwne. Hm. Przeszło i nawet jakiegoś powera na koniec dostałam, pewnie dlatego, że w domu czekały borówki :)
Dziś też cały dzień bolała mnie głowa, tabsy brane w pracy nie pomagały, więc po powrocie dziabnęłam z grubej rury Solpadeine. No i za mało dziś piłam zdecydowanie. Generalnie nie mój dzień... :lalala:
Nadal trzymają zakwasy w tyłku i tricu, ale mam nadzieję, że do soboty przejdą, podobnie jak upał -aczkolwiek na to drugie nie liczę za bardzo, prognozy nie są sprzyjające. No nic, trzeba będzie to znieść z godnościom osobistom ;) Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

sobota, 24 maja
Obrazek

12. Bieg Ulicą Piotrkowską

Czas netto: 1:00:51

Open: 2502/2952
Open K: 511/803
K30: 226/330

Buty: Minimusy

Jakoś nie mam natchnienia do opisu tego startu, więc będzie krótko.
Po pierwsze: pogoda. Oł boj. Ta burza, co ją mijałyśmy po drodze z Wrocławia, w końcu przeszła bokiem, ale tuż przed startem zaczęło się błyskać, wiało, było parno i duszno. Do tego od zmiany ciśnienia bolała mnie głowa i byłam nieco śnięta. Nie najlepsza pogoda na bieganie, no ale co zrobić. Przynajmniej lampy nie było.
Po drugie: trasa. W tym roku była trudniejsza niż w zeszłym, jakieś pętle, w tym wredny podbieg, co go lecieliśmy dwa razy, nie jestem przyzwyczajona do biegania po fałdowanym ;) Ten podbieg zrobił mi z ud watę, masakra jakaś. Po piątym kilometrze nie czułam już w ogóle nóg, strasznie dziwne uczucie ;) Dobrnęłam resztką sił do szóstego i byłam tak zagotowana, że musiałam się przejść. Kilometr później przeszłam się jeszcze raz. Ale za to ostatnie 2,5 km chyba z górki były, bo jakoś tak szybko mi weszły. Z drugiej strony leciałam je w totalnym amoku, licząc kroki w głowie (dużo ich wyszło ;) ), doganiając kolejnych biegaczy przede mną, zupełnie nie zwracałam uwagi na trasę, więc kto wie, czy tam też pod górkę nie było :hejhej: Tempo 9. i 10. km to 5:59, 5:28 i ostatnie 50 metrów po 4:10. W sumie OK. Gdybym była lepiej wytrenowana, to kto wie, co bym tam nabiegała :spoczko:
Po trzecie: moja waga "startowa". Rok temu ważyłam 3 lub 4 kg mniej, nie pamiętam dokładnie. Jest mnie dużo i nie czuję się z tym najlepiej, a dieta mi chwilowo idzie średnio, zrzuciłam może pół kilo i może jakiś centymetr w biodrach, bo spodnie wreszcie się nie opinają, a są dopasowane ;) A w zeszłym roku na mnie wisiały. Nie jest dobrze. Ale dziś zakupiłam książkę o kaizenowym odchudzaniu się, zobaczymy, co tam piszą :bum:

Wziąwszy te trzy rzeczy pod uwagę oraz to, że chyba jeszcze nie do końca się zregenerowałam po maratonie, nie wspominając o sztangach, mój tegoroczny wynik, gorszy tylko o minutę dziesięć od zeszłorocznego, nie jest taki zły :) Nie jest też dobry, no ale nie nastawiałam się przecież na rekord.

Pochwalę również Ikę - w tym roku pobiegła znowu poniżej godziny, tylko o jakieś 20-30 sekund wolniej niż w zeszłym. A tym razem w ogóle nie trenowała biegania, tylko łaziła na tych bieżniach takich, co to się je napędza siłą nóg. Namawiam ją na połówkę we Wro :)

A tu lecę w tym amoku ;)

Obrazek


niedziela, 25 maja
Obrazek
6,58 km w 42:56
średnie tempo: 6:31

Buty: Skechers GoRun

Dziś we Wro dla odmiany upał. Było mi gorąco jak leżałam na sofie i nie robiłam nic :trup: W związku z tym postanowiłam wreszcie napompować te opony w rowerze i pojechałam na stację. Potem pojechałam na wybory, potem coś zjeść, potem na szybkie zakupy, tego jeżdżenia na rowerze wyszło mi tak z niecałą godzinę. Strasznie nie chciało mi się iść biegać, ale gdzieś koło wpół do dziewiątej się zebrałam. Nadal było gorąco, więc ledwo wydyszałam krótką pętlę osiedlową, z dwoma przerwami na światłach na odsapnięcie. I w sumie tyle. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
ODPOWIEDZ