Ale religijny wymiar "biegactwa" chyba jednak istnieje.
Widzę, że wielu osobom wejście w "biegactwo" wypełnia jakąś pustkę w ich życiu. Neoficka gorliwość wylewa się tu na forum z wielu postów.
Bieganie pochłania czas i przesuwa akcenty w życiu.
Zamiast być środkiem do czegoś ważniejszego, staje się celem samym w sobie.
Żałośnie brzmią przytyki, że ktoś jest gorszy bo ma nadwagę i nie jest w stanie przebiec się do autobusu. Nasza "biegacka chudość" powoduje, że jesteśmy lepszymi ludźmi?
Proszę tylko nie pisać, że takie zaangażowanie w "biegactwo" jest lepsze od siedzenia z browarem przed telewizorem.
Zarówno namiętne bieganie, jak zaleganie przed TV samo w sobie jest tylko formą egoistycznego wypełniania sobie czasu i dostarczania przyjemności.
Poza bieganiem i oglądaniem telenowel, jest jeszcze cały piękny świat.
Przypominam dewizę Churchilla na długie życie w dobrej formie: "No sports".