No to ja pierwszy.
3:44:22
Życiówka poprawiona o prawie 15 minut, plan minimum, czyli zejście poniżej 3:45, wykonany. Był apetyt na więcej, ale nie udało się. Może jeszcze nie ten poziom, może na początku trochę za dużo słońca, może to kilkukrotne wbieganie i wybieganie z tuneli (chyba ze 4 razy i to po 25 km, a podbiegi przy wybieganiu konkretne), a przede wszystkim może ten tłum, który prawie do samego końca wybijał z rytmu. Najgorsze były szpalery kibiców po 27-28 km, które zwężały się do 3-4m... a na tym etapie już wiele osób szło no i co jakiś czas były nagłe hamowania.
Ale jak mówią, złej baletnicy...
Może w optymalnych warunkach wycisnął bym te 3:40, ale to tylko gdybanie.
Generalnie bieg bardzo fajny, chociaż minusów też trochę było. Woda w butelkach na wodopojach to super patent. Natomiast Powerade ze swoim jednym stanowiskiem, gdzie wlewali na dno kubeczków to nieporozumienie. Liczba toitoi na starcie to kompletna kpina.
Z perspektywy tego biegu mogę powiedzieć, że jak ktoś narzeka na organizację Maratonu Warszawskiego i podbiegi na trasie to co najmniej się czepia
