papillon pisze:Cava Ty gupolu zatoka pucka jest czysta, my robimy badania wody i po żyjątkach widać jak się to zmieniło NIGDY w życiu nie przeżyły by tu iglicznie, a teraz jest ich pełno!
Ale ja właśnie DLATEGO tam nie wchodzę, a nie dlatego, że jest skażone.
Jakby było skażone i nic tam nie żyło, to bym nawet weszła.
A tak? Ryby, meduzy, glony, ślimaki, wodorosty i jeszcze sraki tam za przeproszeniem ptakają.
A Ty mi jeszcze mówisz, że jakieś krewetki na dodatek.
Ja dziękuję bardzo. Ja tam nie wchodzę.
Co do pulsometru- u mnie pierwsze około 1,5-3 km to różne cuda się dzieją i biegnie mi się jak za karę i jak słoniowi.
Potem jest i lżej i puls nie szaleje.
Natomiast raz zauważyłam, jak wiele ma do gadania głowa.
Biegłam sobie równym tempem, już miałam głowę przewietrzoną i byłam skupiona na biegu i myślałam o tym, że sobie pobiegnę jeszcze podbiegi porobić.
Mam taki który mnie dosłownie zażynał, bo około 250 metrów i z narastającym kątem- im wyżej tym stromiej
I tak biegnę, wyobrażam sobie jak go biegam i na ile razy starczy mi pary żeby równo zrobić, i nagle czuję ze coś nie tak.
Niby biegnę równo, nie przyśpieszyłam a serce się tłucze niewspółmiernie do wysiłku.
Sprawdziłam i tempo i puls i wyszło mi, że tempo trzymam a puls skoczył o prawie 10 jednostek.

Już samo myślenie o wysiłku, (stres związany z przewidywanym wysiłkiem?) spowodowało nagły skok pulsu.
Przestałam sobie wyobrażać podbieganie i związany z nim wysiłek i puls spadł mimo ze cały czas tak samo biegłam.
Tak samo na starcie przed biegiem jak stoję, to potrafię mieć puls ponad 170 (u mnie to już dużo). :/ I taki a nawet wyższy, trzyma się przez pierwsze parę minut mimo zbyt wolnego tempa, żeby faktycznie taki puls wywołać.
Stres.
Może się Papilotka stresujesz ze masz przed sobą bieganie, a jak już wiesz że swoje odrobiłaś i już wracasz , to stres przechodzi i puls się uspokaja?