klosiu pisze:
Klanger, monodiety zwykle nie są tuczące
. Myślę że nie utyjesz też na przysłowiowym chlebie i wodzie. Co nie znaczy że są zdrowe.
Myślę że po prostu miałeś trudności z dostarczeniem odpowiedniej ilości kalorii - moje standardowe 3000kcal to w owocach 6-7 kilo. Myślę że sam bym schudnął
.
No monodietą bym frutarianizmu nie nazwał (ale żeby była jasność,
nie polecam i nie propaguję tego podejścia do żywienia!), chyba że jedzenie HF jest też monodietą, bo je się głównie tłuszcze w różnej postaci.
Przykładowy dzień z punktu widzenia tego co jadłem wyglądał tak (notowałem, więc mam dane - jak widać czasami się przydają
):
banany - 14szt., winogrona - 0,3kg, jabłka - 3 szt, ananas - 0,3kg, pietruszka - pęczek, marchew - 0,2kg, pomidory - 0,4kg, cebula - 0,3kg, papryka - 0,3kg, seler - 0,2kg, nasiona siemienia lnianego - łyżka stołowa, nasiona sezamu - łyżka stołowa > coś około 2500kcal
Kupa jedzenia, i to różnorodnego, wszystko surowe - na bank nie jest to monodieta.
Na bank nie jest to do uciągnięcia finansowo przed dłuższy okres czasu, bo niestety koszt warzyw i owoców jest znacznie większy niż mięsa (szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę gęstość kaloryczną)
Traktowałem to jako eksperyment, co czym już kiedyś tu pisałem.
Podnoszę ten temat, nie po to by epatować owocami, ani by kogokolwiek nawracać na taki czy inny sposób żywienia, tylko po to by pokazać, że
nie można generalizować.
Choćby w temacie, że jedynie na tłuszczach się zrzuci czy utrzyma odpowiednią wagę - już pomijając, że to jest forum sportowe o bieganiu, a nie forum o zrzucaniu kilogramów.
@kfadam w swojej notce poniżej przedstawił niemal całą historię swojego życia
i widać, że temat wagi nie może być rozpatrywany jedynie przez pryzmat diety, w rozumieniu tego co się wsadza do buzi z myślą o zaspokojeniu potrzeb energetycznych człowieka, ale również trzeba brać pod uwagę inne zmienne, jak choćby leki, które de facto spowodowały najbardziej gwałtowny wzrost masy ciała itd itd itd.
Ale ja pisałem o owocach jako dodatku do urozmaiconej diety. Wtedy szczególnie te słodsze owoce mogą być tuczące.
Urozmaiconej czyli jakiej? Kawa z masłem? Karkówka, i warzywa czy
to coś co proponuje Yurek?
No pewnie, że jak ktoś będzie wpier...ał nieziemskie ilości i nic nie robił to przyjdzie taki moment, że wchodząc na wagę się zdziwi, ale to dotyczy również sytuacji gdzie w diecie dominują tłuszcze (o czym sam pisałeś, że od pewniej ilości kal jednak waga stanęła).
Żeby była jasność, ta dyskusja jest bardzo interesująca, i fakt że ścierają się tutaj różne poglądy jest dodatkowo motywująca do ewaluacji swoich przyzwyczajeń żywieniowych, przeglądania literatury naukowej (ale naprawdę naukowej z IF (impact factor), a nie www blogerka znam się na jedzeniu pl czy com).
Moim zdaniem w tej dyskusji należałoby jedynie unikać autorytatywnych stwierdzeń, typu "jak coś to coś" (wywal to będzie git, itd), bo życie bywa mocno skomplikowane
Inna sprawa to te cholerne przegryzki, czyli model jedzenia 5-6 razy dziennie, i nie doprowadzania siebie do sytuacji głodu. Myślę, że to jest główna różnica pomiędzy tym co było kiedyś (śniadanie, obiad+kompot, ew. podwieczorek, kolacja), a tym co jest dziś (śniadanie, za 2h drugie śniadanie, za 2h lunch, za 2h coś przekąszę, bo mam małego głoda, a do obiadu jeszcze czas, za 2h obiad, ale wcześniej zanim go zjem to muszę coś wciągnąć, bo z głodu padnę przy robieniu obiadu, za 2h kolacja, bo coś by się zjadło, no i może piwko takie pyszne zimne w lodówce, albo ciepłe, grzane bo teraz tak zimno, za 2h... no niby nie powinno się jeść po 18, ale ssie mnie, więc coś tam bym zjadł, o może jabłuszko, przecież to samo zdrowie itd
I na końcu wychodzi, że owoce (albo mięso, albo pyry, albo cokolwiek co się samemu od początku do końca zrobi) są/jest do dupy i tuczą
Ale na ten temat trzeba rozmawiać, bo może ktoś kto to przeczyta (choć bolesne to czasami bywa - taka ilość postów), zacznie zmieniać swoje nawyki, i poeksperymentuje z własnej roboty jedzeniem, albo z tłuszczami czy mięsem, albo wręcz odwrotnie z warzywami i owocami etc.
Amem
---
@sturmkatze jak nie musisz nie kupuj mleka kokosowego - obok tego co napisałeś powyżej są również dodatki chemiczne (E). Mleko kokosowe można bardzo prosto samemu zrobić - kupujesz wiórki (albo kokosa, i go mielisz na wiór) zalewasz wodą ciepłą, tak powiedzmy 60oC (wyraźnie ciepła jak rękę włożysz co gara), i zostawiasz na jakiś czas (np. na noc w lodówce, jak całość przestygnie oczywiście), ale równie dobrze możesz po chwili do blendera to wrzucić i blendować tak długo, aż zrobi się mleczna ciecz. Wody dajesz według upodobań, na 50-100g wiórków litr to jest OK. Blenduj partami, po czym przesącz przez drobne sitko, a wiórki wrzuć znowu do pozostałej niezblendowanej masy (tak 2x). I gotowe. Pachnie pysznie, i jest pyszne (naleśniki można z tego zrobić zamiast z mleka, albo placek drożdżowy -
cukier i tłuszcz
, albo popijać z bidonu podczas jazdy na rowerze, tylko trzeba uważać, na pozostałe wiórki, by się nie zaksztusić
)