Wilcze Gronie 2014
Pojechaliśmy.....4 osobowa ekipa, 3 zawodników i jedna osoba obsługi technicznej
Spokojnie odebraliśmy pakiety, był czas pogadać, przebrać się i spokojnie rozgrzać.
O równej 11:00 padł strzał, a raczej kilka strzałów i ruszylismy na trasę. Trochę źle się ustawiłem, daleko od pierwszej lini i musiałem mocno hamować przez pierwsze 300m zanim wylecieliśmy na główną drogę, ktoś sie wogóle chyba przewrócić, albo rozmyślił, nie wiem ale było zamieszania co nie miara...jak wylecielismy na główną drogę to już poszło jak z płatka.
Pierwszy km poszedł w 3:45, pozostałe 870m asfaltem w 3:16 więc średnia utrzymana, potem zaczeła się wspinaczka.
Na dzień dobry zobaczyłem co się będzie działo na lodzie...dwóch kolesi własnei zjeżdża w dół, prosto do rzeki, trzeci na kolanach z niej własnie wyłazi...pobiegłem bokiem, wiem juz że trzeba unikać podłoża w kolorze białym
Pamiętałem z zeszłego roku że ten pierwszy podbieg jest groźniejszy....3,6km w górę w sumie 450m , a czasy: 6:44, 9:54!! , 7:19 i końcówka bardziej płaska udało się już biec tempem 5:31/km...a potem rura w dół...
Na szczęście zbieg nasłoneczniony wiec nie było lodu, czasem troche błota...pierwszy km zbiegu poszedł w 4:05, wyprzedziłem kilka osób, ze dwie osoby wyprzedziły mnie....takie zbieganie na maxa jest bardzo ryzykanckie, mały błąd i mozna zaliczyć niezłą glebę, moje mięsnie jedna odwykły od gór, ostatni raz biegałem po górach podczas Chudego Wawrzyńca....na drugim km na kamieniu skręciłem lekko nogę i szybko zapada decyzja że jednak zwalniam , bo to nie jest mój najwazniejszy start i nie ma co ryzykować. wiec drugi km zbiegu wychodzi w 4:35, potem trzeci bardziej płaski, ale już drogą pada po 3:53, dobiegam do punktu zywieniowego, ale nie korzystam, biegnę dalej bo niczego mi nie potrzeba, w koncu to tylko 15km, 30km kabyły danielsa biegam bez żarcia i picia wiec takie byle co mnei nie może ruszyć
Druga góra jest zdecydowanie łatwiejsza, pamiętam to z zeszłego roku, jest już niżej, nie ma lodu, jest za to duża ilośc błota....ale cały czas juz biegnę, nie ma przechodzenia w marsz. Kryzysów na trasie nie stwierdzono, wiedziałem że wytrzymałościowo już musi być ok i dam spokojnie radę.
Tam gdzie podbiegi biegnę w tempie ok 6:00/km, tam gdzie zbieg mam 4:08/km , na 12 km dobiega do mnie Maciek Więcek, biegnę z nim gdzieś 1,5km ale potem wyraźnie przyspiesza i mogę pomarzyć o utrzymaniu jego tempa. Problemem dla mnie jest błotnista nawierzchnia, może to wina butów, ale nie dawałem rady biec tak szybko po tym bo mi najnormalniej w świecie uciekały nogi....ostatnie 500m to zbieg, chyba najtrudniejszy na całej trasie...lód, niewiele dających przyczepność kamieni , nogi już jednak mocno zmęczone, cięzki odcinek, tymbardziej ze to finisz i trzeba przyspieszyć....wybiegam na trawę, a tam dla mnie jeszcze gorzej, kilka powazniejszych uślizgów sprowadza mnie prawie do parteru...ale dobiegam do mety nie tracąc pozycji...
Okazuje się ze 32 miejsce zająłem....chyba niezłe, biorąc pod uwagę że nie wyjechałem się zbyt bardzo i pozostał mały niedosyt, biorąc pod uwagę kompletny brak startów czy biegów w górach od bardzo dawna.
Mieliśmy piękną wiosenną pogodę, cudowne widoki w trakcie biegu, takich rzeczy w zeszłym roku nie było, był mróz, śnieg po pachy i wiatr w drugiej części....tym razem aura wynagradzała cały trud. Bieg podtrzymał swój poziom z zeszłego roku, bardzo mi się podobało, wszystko jak należy....no i znów mam tą chęć biegania po górach, którą ostatnio zatraciłem wpadając w wir reżimu treningowego do maratonu.....polecam wszystkim ten bieg :uuusmiech:
Fotki:
Przed startem omawialiśmy obuwie na bieg:
Zaraz po starcie jeszcze czysty:
Ostatni zbieg...aparat bardzo wypłaszcza, ale ostatnie 500m wg garmina to było 130m w dół, jeszcze w dodatku po lodzie
Patrząc po innych to w sumie jednak byłem czysty
No i focia z RUBIN musiała być, pozdrowienia dla niej
