OMG !!!!!! Ja mieszkam na wsi pod miastem Gdynia, mam swoją miko rolę - szklarnię i warzywnik, ogród do ogarnięcia, ale teraz od początku grudnia mam free time. Chociaż zaraz w lutym zaczynam wysiew, pikowanie, hartowanie i tak do wiosny, żeby nie było był to pomysl męża na lepsze życie dopełnienie sportu żywieniem eko, mieliśmy robić to razem, wyszło jak zawsze. Mam psa i 3 koty, kilka wolnożyjących, które doglądam.
Męża który dopiero od 3 miesięcy robi cokolwiek w domu. Poza tym sprzątanie, gotowanie i cały domowy świat z remontami włącznie na mojej głowie. Oraz praca zawodowa. Niestety mam taki zawód że nie mogę sobie nic zaplanować, pracuję na zlecenie i nigdy nie wiem kiedy będzie klient i ile czasu zajmie mi kolejny projekt. Np ten weekend miałam pracujący.
To trochę komplikuje planowanie, dlatego staram się biegać rano bo wiem, że potem będę miała telefony i upierdliwych ludzi ciągle na głowie, więc nie będzie opcji, a o 18 będę już padać na ryjek.
Mam małą siłownię w domu (pokój dziecięcy)

tak więc ćwiczę jeżeli nie mam opcji jechać na siłownię, albo robię tam dywanówkę. Szkoda mi czasu na siłce na leżenie na macie, mogę robić w domu.
Teraz bieżnia wywędrowała na piętro przed tv i mogę chodzić, chcę rozbudować mięśnie nóg i pośladków, jako ćwiczenie wspomagające dostałam polecenie chodzenia pod górę, nastawiam bieżnie na któryś z wysokich poziomów i chodzę póki co 30 min, przedłużę do min godziny. Potem będę zwiększać nachylenie.
Nie wyobrażam sobie posiadania dzieci i tej reorganizacji, najbardziej tego że dziecko właśnie cały czas wisi na rodzicu. Nie wiem jakby to było ale małż nie wykazuje po prostu zainteresowania w takich tematach. Pomijam koty które to on przywleka do domu i może 2 razy w życiu kuwetę im posprzątał, ja zajmuję się wszystkim zaopatrzeniem, leczeniem zabawianiem. Pies był na próbę przed dzieckiem. Długo nie wytrzymał 3 dni i wywędrowałam spać z psem do innego pokoju. On musi się wyspać, ja nie... jestem typem człowieka który robi co musi, jak jest 10 h snu to świetnie jak są 3 tez musi wystarczyć. Jednym słowem nie zdał egzaminu, ale uważa że pies to pies a nie dziecko. Więc wszystkie 4- 5 spacerów dziennie, karmienie i szkolenie, leczenie etc na mojej głowie. Ryzykować nie będę zwłaszcza że nie czuję potrzeby wewnętrznej posiadania dziecka. Za to czuję obowiązek społeczny, chociaż ludzie patrząc na nas już przestają pytać chyba myślą ze nie możemy mieć dzieci. Ale zostaliśmy wykluczeni ze środowiska , bo każdy posiada od 1 do 3 pociech, a my nie. Mimo że nie buszujemy po klubach nocnych, nie pijemy i nie prowadzimy typowego życia pary bezdzietnej, która korzysta z życia jak może.
Ale nasi znajomi się odizolowali spotykają z innymi rodzicami... na kinderbalach i kawie w sali zabaw. W sumie się nie dziwię bo większość rodziców rozmawia tylko o dzieciach. Mam koleżanki które poza dzieckiem nie mają nic, praca i dom na zmianę, mimo że cierpliwie słucham to jednak rozmówcą dobrym nie jestem, bo o czym mam opowiadać, a ze poszłam biegać, potem do pracy i na siłownię, wieczorem do kina... a ona jezu w kinie byłam jak byłam w 1 ciąży potem już nie było kiedy, alb że pojechaliśmy w nocy się wykąpać nad zatokę bo był mega upał. Mamy mnóstwo takich pomysłów i cała wiosna do jesieni właśnie tak żyjemy poza pracą, ciągle nas nie ma i coś robimy.
tak to wygląda niestety...
Nie wiem czy będę miała dzieci teraz mam co robić, czasem mój tata się zajmuje domem jak jedziemy gdzieś i jest urobiony a i tak zostawiam mu 30 % mojej "pracy". Mówi że z dzieckiem miałabym mniej roboty niż z tym wszystkim. Póki co dziecko gdzieś wewnętrznie traktuję jak intruza i zamachowca na mój komfort życiowy, póki to się nie zmieni pewnie dalej będę dokarmiać koty i sprowadzać do domu bezdomniaki

uszczypliwi czasem mówią na mnie Wioletka.

"Ból jest nieunikniony, cierpienie jest wyborem." Tak więc cierpieć nie zamierzam!