A żeby jednak za daleko nie odbiegać od meritum to o adaptacji coś tam sobie przemyślałem i się podzielę. Jak dzisiaj pamiętam ból po moim pierwszym maratonie, mówię o tym bólu dzień po. Co schodek nowe wyzwanie. Podobnie było po moim pierwszym biegu ultra. Co schodek, krótki przerywany spazmami szloch. I wreszcie ten ból na treningach kiedy przekraczałem, choćby nieznacznie granicę 70 km na tydzień. Piszczele paliły mnie żywym ogniem. Dzisiaj dzień po przebiegnięciu dwumaratonu i jednym dniu tzw zdroworozsądkowego odpoczynku, wyjdę pobiegać. Nic mnie nie boli, po schodach chodzę tradycyjną metodą po dwa stopnie. I czego to dowodzi? Tylko tego, że świetnie się adoptujemy i nie potrzebujemy do tego tysięcy lat ewolucji. Na szczęście ni pływam co zapewne oszczędzi mi w przyszłości błon pławnych między palcami. Adoptujcie się i nie przeginajcie z tą powszechnie przereklamowaną regeneracją.

P.S. Poglądy autora nie są poparte żadnymi badaniami naukowymi.