Nowy tydzien, nowe zaleglosci
26.11.2013 Wotrek
Elixia Power
Czas: 1 godz.
Jejku, jak dawno na sztangach nie bylam! Szok. Pozapominalam oczywiscie ile mam sobie zarzucic na konkretne partie ciala, ale to nic nie szkodzi, bo i tak byla jakas nowa prowadzaca co miala jakas szalona choreografie. W ciagu jednej piosenki najpierw cwiczylismy ze sztanga, potem zmiana na hantelki, a na koncu cos tam na stepie. Istne szalenstwo, nie moglem nadazyc. Poza tym muza na maxa, nic nie rozumiem co mowi, jednym slowem wesolo. A na koniec przy przysiadach naladowalam se po 5 kg i zadowolona czekam na polecenia, a tam niespodzianka, jakies glebokie przysiady, cuda wianki, myslalam ze padne trupem

na drugi dzien chodzilam jak paralityk. Jak dziecko wieczorem mnie poprosilo zeby je wniesc na barana po schodach, to jak ukucnelam to nie moglam sie podniesc z tymi 16 kg na plecach
28.11.2013 Czwartek
Bieznia
Dystans: 5.5 km
Czas: 37 min
Tempo: 6:55 min/km
Jakos tak mnie naszlo na trening na biezni, zeby sobie w koncu tempo skontrolowac. To tez wybralam sie wieczorem na silownie w celu wykonania planu co mi sie zalagl w glowie. Silowia wieczorem to takie troche dziwne miejsce, ci wszyscy ludzie co tam cwicza wieczorami mnie przerazaja

jak kolesie co na bica biora 36 kg
Wracajac do biegania. Plan byl zaczac od 7 min/km i co 3 mni podkrecac tempo o 0.12 min/km. Jak doszlam do 6, pobieglam tak 5 min i powoli zwalnialam do 7. Po 30 min troche mi brakowalo do 5 km, wiec znowu podkrecilam tempo nawet ponizej 6, coby to miec szybciej z glowy, bo goraco mi bylo strasznie. Jak dobilam do 5 to wlaczylam schlodzenie i tak jeszcze 5 min sie chlodzilam.
Ogolnie fajny ten trening na biezni ze wzgledu na dobra kontrole tempa, aczkolwiek moglaby ona stac na dworze, albo cos, bo lalo sie ze mnie jak z kranu. Ja nie wiem kto kontroluje temperature na tej silce
01.12.2013 Niedziela
Truchtanie
Dystans: 12.5 km
Czas: 1 h 23 min
Tempo: 6:38 min/km
W sobote caly dzien robilam z dziecmi kalendarz adwentowy, wykonczylo mnie to niesamowicie.
A w niedziele pogoda byla piekna, tylko troszku wialo, wiec postanowilam to wykorzystac tylko dla siebie. Plan byl pobiec sobie ok. dychy bardzo wolno. Oczywiscie tempa nie kontrolowalam, bo mnie to stresuje za bardzo, bieglam na wyczucie. I tak oto moje wyczucie mnie zawiodlo

bo tempo bylo o wiele, wiele za szybkie jak na mnie i taki dystans.
Ale po kolei. Pierwszy km baardzo ciezko, myslalam ze doslowie w miejscu stoje. Dotoczylam sie nad moje ulubione jeziorko, ale ludzi tam bylo tyle, ze ciezko bylo sie mijac. Szybko podjelam decyzje o troszke dluzszej wycieczce nad fiord wzdluz ktorego latem jezdzilam na rowerze, a powinno byc mniej ludzi. Troche balam sie wiatru, ale okazalo sie ze niepotrzebnie bo po tamtej stronie miasta wialo znacznie mniej. I tak sobie truchtalam elegancko po asflatowych sciezkach, upajajac sie pieknymi widokami i pogoda.
Foto ukradzione, ale bylo mniej wiecej tak:
Mina mi troche zrzedla, jak przyszlo wracac do domu i przeturlac sie przez wielka gorke. Myslalam ze ducha wyzione. Dwa razy przeszlam do marszu, zmachalam sie jak glupia. I dobrze ze zalozylam stare najki, bo na jedenastym kilametrze to juz ledwo nogami powloczylam i nie dawalam rady ze srodstopia biegac, zwlaszcza z gorki (jak wreszcie osiagnelam ten punkt programu).
W sumie bylo prawie 100 m up, wiec chyba wcale niemalo, tym bardziej jestem zaskoczona srednim tempem.
Oczywiscie przyszlo mi za te ekscesy zaplacic, dzis mnie podbicie prawej stopy boli
