Dość dużo się działo, więc z przyjemnością przejrzałem mój dzienniczek treningowy i skonfrontowałem swoje wrażenia z liczbami.
W ciągu roku przebiegłem 1928 kilometrów. Miałem jedną dłuższą przerwę spowodowaną kontuzją (3,5 tygodnia) w lutym. W lipcu dwa tygodnie odpuściłem w czasie wakacji. Poza tym udało się trenować regularnie. Wyszło średnio 41 km na tydzień (nie licząc "pustych" tygodni).
Ogólnie zasada była taka, że im więcej trenowałem, tym gorzej mi szło. Szczyt formy osiągnąłem wiosną. Życiówkę na dychę nabiegałem praktycznie z samych easy (które biegam wolniej niż wychodzi z tabelek Danielsa). Wydawało mi się, że w tym czasie mocno szlifowałem szybkość, ale przed startem na 10 km zrobiłem w sumie... 3 treningi klasycznych R (licząc od powrotu po kontuzji). Żadnych interwałów, ciągłych tyle co kot napłakał. Siły biegowej zero, za to regularne treningi judo.
W maju i czerwcu ćwiczyłem repsy już w miarę regularnie i zdarzyło mi się biegać dwusetki po 33". Nie robiłem ich więcej niż 2400m w czasie jednego treningu. Na wiosnę też osiągnąłem moje najlepsze wyniki na średnich dystansach.
Od lipca wprowadziłem do treningu interwały. Mówiąc szczerze, to ani ich nie lubię, ani mi nie wychodzą. Ponoć trzeba ćwiczyć właśnie to co nie wychodzi, ale moje pierwsze podejście do interwałów skończyło się 3,5-tygodniową kontuzją (naciągnąłem łydkę właśnie w czasie tego akcentu), a drugie zbiegło się ze spadkiem formy. Chyba trudno mi się dziwić, że nie podzielam wiary w cudowną moc tego elementu.
Jakieś dwa tygodnie przed wiosenną dychą zaczął się atak pokrzywki. Zazwyczaj trwało to u mnie kilka dni, tym razem całe lato brałem leki, bo alergia wyjątkowo mnie polubiła i wracała aż do października. Ciężko powiedzieć, czy miało to jakikolwiek wpływ na wyniki. Raczej słaba wymówka, skoro pylenie się skończyło, a forma nie poszła w górę.
Dopiero po biegu w Kleszczewie całkowicie zmieniłem trening i zacząłem biegać dwa ciągłe w tygodniu (lub ciągły i zawody) i dwa razy ćwiczyłem na podbiegach. Na efekty tego treningu trzeba będzie jednak poczekać. Przez zimę chciałbym sporo popracować nad siłą biegową, tym bardziej, że ostatnio często chodzę do pracy na popołudnie i musiałem zrezygnować z treningów judo.
Dlaczego zaliczyłem regres? Tego nikt nie jest w stanie stwierdzić na pewno. Dla mnie najważniejsze, że udało się uniknąć poważniejszych kontuzji i nie straciłem zapału do biegania. A słabsze wyniki tylko zaostrzają apetyt i podrażniają ambicję!
Teraz dwa tygodnie roztrenowania. Potem do końca roku głównie easy i starty na piątkę, jak się trafią.
Przynajmniej tytułu bloga nie muszę zmieniać
