Siostra była sama tzn ze mną, na usg jeździłyśmy razem, na patologii ciąży ja przywoziłam siaty z gazetami, owocki soczki i dotrzymywałam jej towarzystwa, nigdy nie zapomnę widoku nogi Mikiego gdy był jeszcze w brzuchu, ale twierdził że czas na stretching

Potem doszliśmy do wniosku, że nie ma opcji by zajmowała się chorym małym dzieckiem obca osoba w postaci niani, więc do 4 urodzin uczestniczyłam w jego życiu codziennie jako 2 noga rodzicielska.
Nie wspominam tego jako traumy, nie podjęłam decyzji świadomie bo co może wiedzieć ledwo upieczona osiemnastolatka... żałuję że wtedy nie miałam dzisiejszych doświadczeń i spostrzeżeń bo może miałabym więcej siły wtedy.
Miki był dzieckiem z zaburzeniami na podłożu neurologicznym potrafił płakać bez opamiętania 2 h siedząc na podłodze aż padał ze zmęczenia. Ale był też słodkim dzieckiem które dawało wiele emocji i frajdy. Mój mąż uważa, że mnie to skrzywdziło, że nie powinnam się wtedy nim zajmować bo dziś nie chcę mieć swoich dzieci. Ale to nie prawda, ja dzisiaj mam świadomość co to jest dziecko i czego wymaga on niestety małe dzieci widuje w marketach i może ze 3 razy w roku u znajomych. Ja nie demonizuję tego czasu choć było ciężko i sama się dziwię jak czasami wytrzymałam, jak kreatywną osobą musiałam być przy Mikołaju żeby nauczyć go czegokolwiek. Do dziś ma tak dziwne problemy ze względu ze ma zespół Aspergera np nie umie sznurować butów, ma problem z niektórymi ćwiczeniami fizycznymi, nie jest w stanie nauczyć się grać na flecie czego pani od muzyki nie może pojąć. Rozwija się inaczej niż "normalne dzieci".
Może zabrzmi to dziwnie, ale nie jestem osobą która nie nadaje się by mieć dzieci i wiem że doskonale bym sobie poradziła z wychowaniem, jestem niestety typem człowieka który musi przeczytać najpierw 38 książek, zrobić doktorat i upewnić się ze wszystko umie i wszystko wie zanim za coś się zabierze - mam taki defekt, ale walczę z tym

Natomiast to co odbiera mi chęć posiadania dziecka to ciąża, poród, połóg. Nasze szpitale, lekarze te noce nieprzespane, kolki etc.
Myślałam o adopcji w zasadzie odkąd pamiętam, stwierdziłam że nie mam potrzeby by dziecko było moim kolonem, ważniejsze dla mnie jest to że w domach dziecka jest za dużo dzieci, które źle trafiły. Mam mnóstwo znajomych i osób w rodzinie które adoptowały dzieci i jest to dla mnie bardzo naturalna forma rodzicielstwa. Całe życie myślałam, że właśnie dziecko adoptuję w odpowiednim czasie. Jednak mój mąż kategorycznie odmówił współpracy w tym temacie.
Tym trudniej mi się zdecydować nawet jeśli przełknęłabym bycie ciężarówką to potem niestety nie wiem co mnie spotka. Tak jak PaulinaJ która chce mocno dziecka i wpędza to ją w stan depresyjny niechęć posiadania dziecka jest równie straszna dla kobiety.
Wszyscy wokół bombardują nas już teraz mnie radami, nakazami, pytaniami... czuję się z tego powodu niekompletna, wybrakowana...