BIEGNIJ WARSZAWO 06,10,2013
Czyli mój start sezonu.
Na początku chciałbym by każdy kto zechce przeczytać moją dość osobistą relację z tego startu, by uczcił minutą ciszy bo niestety ten bieg zabrał z naszej społeczności na pewno wspaniałego biegacza.
-----------------------------------
No więc, do Warszawy pojechałem już w piątek wieczorkiem. Cały weekend spędziłem u mojej kochanej rodzinki, którą pozdrawiam serdecznie
Chciałem powiedzieć, że naprawdę dzielnie znosili moje zrzędzenia i dyrdymały, że z czym ja się porywam, że na mój wymarzony czas jeszcze za wcześnie i takie typowe dla mnie zrzędzenia
Niedziela-obudził mnie budzik nastawiony na 8,40. Toaleta, na śniadanie na moją prośbę przygotowała moja ukochana siostrzyczka zupę pomidorową, tak, po pomidorówce biega mi się najlepiej

na deser czekolada gorzka
Potem zacząłem się ubierać, naturalnie nr. startowy przypięła mi do koszulki moja siostrzyczka. Na start pojechałem z Jej mężem a moim największym Przyjacielem Marcinem.
Na miejscu zorganizowane były różnego rodzaju pokazy i występy taneczne. Generalnie było miło. Oczywiście tłum biegaczy w jednakowych koszulkach robił spore wrażenie.
Postałem troszkę w kolejce do WC, zrobiłem rozgrzewkę, poszedłem zwiedzić stadion Legii Warszawa-Pepsi Arena.
Na start poszedłem około 11,30 gdzie było już naprawdę sporo ludzi ale bez większych problemów zdołałem się ustawić mocno z przodu.
Od godziny 11,40 ustawiony w swoim miejscu startowym jeszcze skakałem rozgrzewałem stopę. Z ulgą odetchnąłem, gdy komentator powiedział, że będzie liczony czas netto.
Godzina 12,00 Start
Wiedziałem, że na początku z uwagi na dość sporą liczbę startujących

będę miał niewielką stratę czasową, ale pierwszy kilometr minąłem z czasem 5,18 więc nie było tak źle ,no i wtedy się zaczęło

cały czas biegło mi się bardzo ciężko, naprawdę miałem wrażenie, że wlokę się niesamowicie... nie miałem w sobie przysłowiowego Powera... na 4-tym km już pogodziłem się z myślami, że nie dałem rady, tłumaczyłem sobie, że i tak już dość sporo dokonałem i takie tam, pit-stop z wodą troszkę mnie ożywił ale nadal było ciężko i trudno, naprawdę każdy metr pokonywałem naprawdę na ogromnym zmęczeniu, miałem wrażenie, że na granicy moich możliwości...
Ale mając w głowie wszystkich, którzy mi kibicują, nie zatrzymałem się nawet na chwilkę
Na 8-mym km gdy zaczął się zbieg to nie wiem czy przyspieszyłem, czy z racji z zbiegu potoczyłem się w dół
Widząc metę na 200m nie wiadomo skąd przyspieszyłem na tyle ile Mama z Tatą mi dali
Przebiegając metę i widząc czas 46 minut pytałem wszystkich czy to aby nie pomyłka, czy organizator dobrze mierzy czas? Wiem,że brzmi to naprawdę śmiesznie ale tak było

Pan z organizacji biegu stanowczo twierdził, że o żadnej pomyłce nie może być mowy!
Nie, nie dotarło to do mnie, byłem zbyt wyczerpany by się cieszyć. Po odebraniu medalu i długim odpoczynku na trawniku, zadzwoniłem do Marcina by zabrał to co ze mnie zostało do domu

Niedługo potem dostałem sms-a w czasem 46,03 i miejscem 989 Yupi, chyba naprawdę się nie pomylili.
Pobiłem swoje marzenie o 4 minuty, pisząc do Was tą relację jestem pełen szczęścia i satysfakcji
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się przyczynili do mojego sukcesu. Dziękuję z całego serca za doping, myśli, kciuki !
Kłaniam się nisko przed Wami
łukasz