Quentino-komentarze
Moderator: infernal
- Gwynbleidd
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 830
- Rejestracja: 07 paź 2009, 18:12
- Życiówka na 10k: poniżej czterdziestu
- Życiówka w maratonie: powyżej trzech
Jaja sobie koledzy robicie? Jakbym Guziała wczoraj słuchał - nie udało się ale poza tym to pełen sukces
Ja oczywiście rozumiem że przy takiej robocie i przede wszystkim takim treningu atak na starą życiówkę miał małe szanse powodzenia. Ale fighters fight i Que zaczął na 3:10. Pięknie i romantycznie. Nie udało się - trudno. Tylko po co to całe pieprzenie o happeningu...
Que, mogłeś to zawrzeć krócej:
-I co, są bunkry? - Bunkrów nie ma, ale też jest !@#$%.
Ja oczywiście rozumiem że przy takiej robocie i przede wszystkim takim treningu atak na starą życiówkę miał małe szanse powodzenia. Ale fighters fight i Que zaczął na 3:10. Pięknie i romantycznie. Nie udało się - trudno. Tylko po co to całe pieprzenie o happeningu...
Que, mogłeś to zawrzeć krócej:
-I co, są bunkry? - Bunkrów nie ma, ale też jest !@#$%.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Gwyn - żadne romantycznie. A zacząłem dokładnie tak jak napisałem - na 3:10, bo to jest dla mnie tempo prawie komfortowe. Dla moich płuc, dla mojego serca, słowem dla mojej wydolności. Natomiast już nie dla nóg. Nogi u mnie nie działają, i wiem, że trudno Ci uwierzyć, ale moja robota to dla nich prawdziwa masakra.
Zaskoczyłeś mnie negatywnie, bo staram się pisać ze zrozumieniem i zazwyczaj liczę na czytanie ze zrozumieniem.
Sukcesem byłaby oczywiście życiówka w granicach...dwóch minut. I w nią celowałem licząc na positive split. Już po 10km wiedziałem, że z tymi kopytkami to nie ma najmniejszych szans, więc pojawił się rozsądek i marzenia. Marzenia w ramach rzeczywistości. A rzeczywistość była bolesna - ukończę lub nie, z kontuzją czy bez. A potem chciałem zejść poniżej 3:30. Udało się i to nie był sukces. To nie była porażka.
To była zajebista radość, taka moja, nie podblogowa, nie Twoja. Bo to ja tam biegłem, nie Ty.
Pisałem już kilkukrotnie, że zaczynam moje bieganie z innego pułapu. Nie zza wygodnego biurka, tylko zza roboczej dewastacyjnej demolki.
Pewnie nie wiesz o czym piszę. I dobrze, bo Ci nie życzę sytuacji takiej jak moja.
Wczoraj wyprzedziły mnie ostatnie patałachy biegowe. Jeszcze dwa lata temu strasznie bym cierpiał z tego powodu. Teraz mam większy luz i cieszę się z tego co wczoraj się udało pobiec.
Na poprawianie starych życiówek, mam nadzieję, przyjdzie jeszcze czas. Ale nie prędko.
Jestem tego świadomy, bo na tym etapie więcej nie jestem w stanie udźwignąć. A dokładnie moje nogi.
Wybacz, ale nic na to nie poradzę, że potrafię cieszyć się z rzeczy, które mnie naprawdę cieszą.
Pozdrawiam biegowo.
Zdrovyś!
Quentino
Zaskoczyłeś mnie negatywnie, bo staram się pisać ze zrozumieniem i zazwyczaj liczę na czytanie ze zrozumieniem.
Sukcesem byłaby oczywiście życiówka w granicach...dwóch minut. I w nią celowałem licząc na positive split. Już po 10km wiedziałem, że z tymi kopytkami to nie ma najmniejszych szans, więc pojawił się rozsądek i marzenia. Marzenia w ramach rzeczywistości. A rzeczywistość była bolesna - ukończę lub nie, z kontuzją czy bez. A potem chciałem zejść poniżej 3:30. Udało się i to nie był sukces. To nie była porażka.
To była zajebista radość, taka moja, nie podblogowa, nie Twoja. Bo to ja tam biegłem, nie Ty.
Pisałem już kilkukrotnie, że zaczynam moje bieganie z innego pułapu. Nie zza wygodnego biurka, tylko zza roboczej dewastacyjnej demolki.
Pewnie nie wiesz o czym piszę. I dobrze, bo Ci nie życzę sytuacji takiej jak moja.
Wczoraj wyprzedziły mnie ostatnie patałachy biegowe. Jeszcze dwa lata temu strasznie bym cierpiał z tego powodu. Teraz mam większy luz i cieszę się z tego co wczoraj się udało pobiec.
Na poprawianie starych życiówek, mam nadzieję, przyjdzie jeszcze czas. Ale nie prędko.
Jestem tego świadomy, bo na tym etapie więcej nie jestem w stanie udźwignąć. A dokładnie moje nogi.
Wybacz, ale nic na to nie poradzę, że potrafię cieszyć się z rzeczy, które mnie naprawdę cieszą.
Pozdrawiam biegowo.
Zdrovyś!
Quentino
- Gwynbleidd
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 830
- Rejestracja: 07 paź 2009, 18:12
- Życiówka na 10k: poniżej czterdziestu
- Życiówka w maratonie: powyżej trzech
Kurde, Que, teraz to Ty mnie negatywnie zaskoczyłeś.
Ja Ci nie odmawiam prawa do cieszenia się z wyniku. Zawsze jednak miałeś do biegania podejście sportowe, liczył się przede wszystkim wynik, plany i środki treningowe a nie "przeżycia", "wiatr we włosach" i "słońca zachody". Stąd Twoje i innych komentatorów URRAAA! trochę mnie dziwi - w końcu pobiegłeś kilkanaście minut słabiej niż wynik na który zacząłeś.
No i tych ostatnich patałachów biegowych mi trochę szkoda - jak rozumiem to szeroko pojęta definicja maratończyków z wynikami z zakresu 3:10-3:27? Trochę Ci puściły nerwy.
W każdym razie widzę że wpisy nawet humorystyczne ale nieschlebiające nie są mile przez Ciebie widziane. Nie ma problemu, będę o tym pamiętał.
Ja Ci nie odmawiam prawa do cieszenia się z wyniku. Zawsze jednak miałeś do biegania podejście sportowe, liczył się przede wszystkim wynik, plany i środki treningowe a nie "przeżycia", "wiatr we włosach" i "słońca zachody". Stąd Twoje i innych komentatorów URRAAA! trochę mnie dziwi - w końcu pobiegłeś kilkanaście minut słabiej niż wynik na który zacząłeś.
No i tych ostatnich patałachów biegowych mi trochę szkoda - jak rozumiem to szeroko pojęta definicja maratończyków z wynikami z zakresu 3:10-3:27? Trochę Ci puściły nerwy.
W każdym razie widzę że wpisy nawet humorystyczne ale nieschlebiające nie są mile przez Ciebie widziane. Nie ma problemu, będę o tym pamiętał.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Gwyn - nie, no, bez przesady. Aż tak źle to ze mną nie jest
Moje podejście do biegania "sportowego" się nie zmieniło. Na wiatr we włosach przyjdzie czas tuż przed włosów wypadnięciem. W ostatnich miesiącach starałem się bardzo wiernie opisać moją chujową rzeczywistość okołobiegową. Wiedziałem, że jestem w czarnej dupie, ale nie wiedziałem, że to dupa rdzennego mieszkańca RPA zapierdalającego na przodku w kopalni.
Te dwa ostatnie starty były dla mnie wyzwaniem i wielką niewiadomą. Zrobiła się z tego wielka wiadoma - silnik bardzo dobry, cała reszta bardzo słaba. Przyznaję, że to mnie bardzo zmartwiło, bo nie sądziłem, że tak sobie układ jezdny rozklekotałem. Niemniej jednak, zarówno po halfie jak i po wczorajszym calaku nabrałem jeszcze większego apetytu na bieganie i na starty!
Oczywiście żegnam się na tym etapie z maratonem. Bywam nierozsądny, ale głupi to już rzadziej. Dopóki nie zamienię roboty na pracę, nie ma mowy o maratonie.
Teraz skupiam się na piłowaniu pod dychę i jej okolice. Aż mi się kopytka wyrywają, nawet jeśli jeszcze czują wczorajsze 42 kmetry. Głodu biegania nabrałem.
Co do patałachów biegowych, to jasne, że zabrakło tam kursywy, emotki, cudzysłowiu itp. Braćmi mi byli najbliższymi ci wszyscy poganiacze mułów, którzy mnie wczoraj wyprzedzali. Ja byłem mułem, ale pognać się nie dałem. Tyle.
Co do krytycznych uwag. No jasne, że nie lubię
Ale trafione - bardzo cenię!
A tak już na podsumowanie tej mojej pieprzonej roboty. Jestem w stanie przyjąć w każdej chwili takie wyzwanie - zapraszam każdą osobę, która biega teraz w przedziale 3:00 - 3:10, na pół roku do mnie do pracy. Po pół roku startujemy w maratonie. Stawiam na siebie całą kasę, którą bym zarobił w tym czasie.
Nie przyjmę tylko jednego zakładu - nie stanę na tych samych zasadach w szranki do walki z...wczorajszym zwycięzcą poznańskiego maratonu...Prawdopodobnie nie dożyłby tych 6 miesięcy. Więc to by było nie fair.
Wiem, że strasznie trudno zrozumieć moje zatarte biodra, ale takie teraz są. Liczę na to, że do dychy da się z nimi odpowiednio dogadać.
Nie obrażam się, bo nie widzę powodu.
Jutro albo pojutrze wracam do biegania. Teraz mi 4 latek i bliźniaki wchodzą na głowę, a głowa choć tęga, to tylko jedna...
Darz bór!
Q.
Moje podejście do biegania "sportowego" się nie zmieniło. Na wiatr we włosach przyjdzie czas tuż przed włosów wypadnięciem. W ostatnich miesiącach starałem się bardzo wiernie opisać moją chujową rzeczywistość okołobiegową. Wiedziałem, że jestem w czarnej dupie, ale nie wiedziałem, że to dupa rdzennego mieszkańca RPA zapierdalającego na przodku w kopalni.
Te dwa ostatnie starty były dla mnie wyzwaniem i wielką niewiadomą. Zrobiła się z tego wielka wiadoma - silnik bardzo dobry, cała reszta bardzo słaba. Przyznaję, że to mnie bardzo zmartwiło, bo nie sądziłem, że tak sobie układ jezdny rozklekotałem. Niemniej jednak, zarówno po halfie jak i po wczorajszym calaku nabrałem jeszcze większego apetytu na bieganie i na starty!
Oczywiście żegnam się na tym etapie z maratonem. Bywam nierozsądny, ale głupi to już rzadziej. Dopóki nie zamienię roboty na pracę, nie ma mowy o maratonie.
Teraz skupiam się na piłowaniu pod dychę i jej okolice. Aż mi się kopytka wyrywają, nawet jeśli jeszcze czują wczorajsze 42 kmetry. Głodu biegania nabrałem.
Co do patałachów biegowych, to jasne, że zabrakło tam kursywy, emotki, cudzysłowiu itp. Braćmi mi byli najbliższymi ci wszyscy poganiacze mułów, którzy mnie wczoraj wyprzedzali. Ja byłem mułem, ale pognać się nie dałem. Tyle.
Co do krytycznych uwag. No jasne, że nie lubię
Ale trafione - bardzo cenię!
A tak już na podsumowanie tej mojej pieprzonej roboty. Jestem w stanie przyjąć w każdej chwili takie wyzwanie - zapraszam każdą osobę, która biega teraz w przedziale 3:00 - 3:10, na pół roku do mnie do pracy. Po pół roku startujemy w maratonie. Stawiam na siebie całą kasę, którą bym zarobił w tym czasie.
Nie przyjmę tylko jednego zakładu - nie stanę na tych samych zasadach w szranki do walki z...wczorajszym zwycięzcą poznańskiego maratonu...Prawdopodobnie nie dożyłby tych 6 miesięcy. Więc to by było nie fair.
Wiem, że strasznie trudno zrozumieć moje zatarte biodra, ale takie teraz są. Liczę na to, że do dychy da się z nimi odpowiednio dogadać.
Nie obrażam się, bo nie widzę powodu.
Jutro albo pojutrze wracam do biegania. Teraz mi 4 latek i bliźniaki wchodzą na głowę, a głowa choć tęga, to tylko jedna...
Darz bór!
Q.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1812
- Rejestracja: 04 maja 2010, 20:24
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Chicago
Hmm ja moge do twojej roboty przyjść i stanąć z Tobą do maratonu lepsze 11 h niż od 6:30 do22:30 praca moze mniej męcząca ale przez ten cały czas jestem na nogach !
Train Hard,Win Easy!!
KOMENTARZE
ZwycięscySąZrobieniZczegośCoZnajdujeSieWGlebiNichSamych-PragnienieMarzenieWizjaMuszaMiecWytrzymaloscDoOstatniejMinuty,
MuszaBycTrocheSzybsiMuszaMiecUmiejetnosciIWole
AleWolaMusiBycMocniejszaNizUmiejetnosci
KOMENTARZE
ZwycięscySąZrobieniZczegośCoZnajdujeSieWGlebiNichSamych-PragnienieMarzenieWizjaMuszaMiecWytrzymaloscDoOstatniejMinuty,
MuszaBycTrocheSzybsiMuszaMiecUmiejetnosciIWole
AleWolaMusiBycMocniejszaNizUmiejetnosci
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Ciawaraz - jesteś idealnym kandydatem
Cały gzymsik chowa się w niewinnym - praca może mniej męcząca - tu jest pies podgrzewany. Taki hot - dog.
Ze mną pracują chłopacy młodsi i silniejsi. Jeden jest w wieku mojego pierworodnego. Silne pasztety. Wszyscy wiedzą, że najbardziej efektywnym gościem w robocie jestem ja. Za przeproszeniem, MVP tej harówy. Ich nie namawiam do biegania, bo się z trudem regenerują na następną nockę.
Tzn. jednego, dwudziestoparolatka udało się namówić na bieganie, ale sam stwierdził, że nie może tego pogodzić z robotą. To są fakty.
Z kolei patrząc na Twoje wcześniejsze bieganie, to gdybym był złośliwy, napisałbym, że rozminąłeś się o 20 minut na wczorajszej trasie. Ale, że nie jestem, to gratuluję bardzo dobrego startu, bo widzę, że NA TĘ CHWILĘ odwaliłeś kawał dobrej roboty. Stać Cię na dużo więcej i to mi wygląda na kwestię czasu i bardziej sprzyjających warunków.
Ja do maratonu wrócę, gdy będę mógł sobie pozwolić na normalną regenerację.
Teraz zamierzam się cieszyć z tego co mam, niewiele tego jest, ale zadowolenia nie kryję.
Zdrovyś!
Q.
Cały gzymsik chowa się w niewinnym - praca może mniej męcząca - tu jest pies podgrzewany. Taki hot - dog.
Ze mną pracują chłopacy młodsi i silniejsi. Jeden jest w wieku mojego pierworodnego. Silne pasztety. Wszyscy wiedzą, że najbardziej efektywnym gościem w robocie jestem ja. Za przeproszeniem, MVP tej harówy. Ich nie namawiam do biegania, bo się z trudem regenerują na następną nockę.
Tzn. jednego, dwudziestoparolatka udało się namówić na bieganie, ale sam stwierdził, że nie może tego pogodzić z robotą. To są fakty.
Z kolei patrząc na Twoje wcześniejsze bieganie, to gdybym był złośliwy, napisałbym, że rozminąłeś się o 20 minut na wczorajszej trasie. Ale, że nie jestem, to gratuluję bardzo dobrego startu, bo widzę, że NA TĘ CHWILĘ odwaliłeś kawał dobrej roboty. Stać Cię na dużo więcej i to mi wygląda na kwestię czasu i bardziej sprzyjających warunków.
Ja do maratonu wrócę, gdy będę mógł sobie pozwolić na normalną regenerację.
Teraz zamierzam się cieszyć z tego co mam, niewiele tego jest, ale zadowolenia nie kryję.
Zdrovyś!
Q.
- zbyszektt
- Rozgrzewający Się
- Posty: 25
- Rejestracja: 25 sty 2012, 15:40
- Życiówka na 10k: 39:37
- Życiówka w maratonie: 3:20:38
Hmmm.... ciekawa dyskusja - co ważniejsze - ściganie się czy wiatr we włosach i słońca zachody?
Muszę się przyznać, że w niedzielę czując swoją słabość wybrałem to drugie, choć ścigać się lubię. I czułem się właśnie patałachem, zwłaszcza jak mnie wyprzedzali ludzie chociażby ważący ładne kilka kg więcej. Ale radość z biegu miałem dużą.
Co więcej - moja radość rośnie, gdyż wydaje mi się, że jak dotąd najtrafniej (?) wytypowałem jesienne wyczyny Quentino. No chyba, że nasz bohater zmieni zamiar walki z krótkimi dystansami i poprawi się jeszcze na 21km?
Muszę się przyznać, że w niedzielę czując swoją słabość wybrałem to drugie, choć ścigać się lubię. I czułem się właśnie patałachem, zwłaszcza jak mnie wyprzedzali ludzie chociażby ważący ładne kilka kg więcej. Ale radość z biegu miałem dużą.
Co więcej - moja radość rośnie, gdyż wydaje mi się, że jak dotąd najtrafniej (?) wytypowałem jesienne wyczyny Quentino. No chyba, że nasz bohater zmieni zamiar walki z krótkimi dystansami i poprawi się jeszcze na 21km?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Cze
Jak zlikwidujesz opory własnego ciała które przeszkadzają w rozwijaniu prędkości startowych kilometraż 35/ tydzień wystarczy by obstawiać pudełka kategorii wiekowych w lokalnych zawodach. Też pracuję dosyć dużo więc nie wychylam się raczej za w/w cyferkę. Dowody na powyższą teorię znajdują się na karcie pamięci niejakiego aparatu cyfrowego należącego do Agaty i Jacka do którego dostęp masz możliwy.
Szlifowanie cyfr w dzienniczkach treningowych ma się tutaj na nic. Cyferki same wychodzą na zawodach. Jedyne co potrzebujesz to timer do treningów specjalistycznych; zegarek na zawodach jest zbytnim balastem obciążającym i powodującym asymetrię ruchów ciała.
Cholera ... jakoś lubię czytać jak piszesz; więc sam się przemogłem i coś nabazgrałem.
Do zobaczenia.
Jak zlikwidujesz opory własnego ciała które przeszkadzają w rozwijaniu prędkości startowych kilometraż 35/ tydzień wystarczy by obstawiać pudełka kategorii wiekowych w lokalnych zawodach. Też pracuję dosyć dużo więc nie wychylam się raczej za w/w cyferkę. Dowody na powyższą teorię znajdują się na karcie pamięci niejakiego aparatu cyfrowego należącego do Agaty i Jacka do którego dostęp masz możliwy.
Szlifowanie cyfr w dzienniczkach treningowych ma się tutaj na nic. Cyferki same wychodzą na zawodach. Jedyne co potrzebujesz to timer do treningów specjalistycznych; zegarek na zawodach jest zbytnim balastem obciążającym i powodującym asymetrię ruchów ciała.
Cholera ... jakoś lubię czytać jak piszesz; więc sam się przemogłem i coś nabazgrałem.
Do zobaczenia.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Jurek - Ty mnie tu od razu w miękkie podbrzusze - opory własnego ciała...Ja już się dawno temu pogodziłem, że z pustego i Sławomir nie naleje. Taki egzemplarz.
I tak się cieszę, że przez ostatnie dwa lata biegam "lepiej niż gorzej", ale te moje 190cm i wrodzony brak rytmu to są ograniczenia nie do przeskoczenia.
Wiem, że Yacool cały czas na mnie czeka, ale jeszcze sporo wody musi z kranu nakapać.
Temat Nil, a nawet Ganges. Zdecydowanie na dłuższą rozmowę z serii "do zobaczenia".
A więc - do zobaczenia!
Zdrovyś!
Quentino
I tak się cieszę, że przez ostatnie dwa lata biegam "lepiej niż gorzej", ale te moje 190cm i wrodzony brak rytmu to są ograniczenia nie do przeskoczenia.
Wiem, że Yacool cały czas na mnie czeka, ale jeszcze sporo wody musi z kranu nakapać.
Temat Nil, a nawet Ganges. Zdecydowanie na dłuższą rozmowę z serii "do zobaczenia".
A więc - do zobaczenia!
Zdrovyś!
Quentino
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Żebym miał Jacka na wyciągnięcie dłoni tak jak ty to bym już dawno biegał technicznie podobnie do Bekele. Przez to że to cały czas 500 km i spotkania raz do roku na zajęciach na miękkim podbiegu jeszcze cały czas gonię króliczka trochę po omacku. Natomiast ćwiczenia proponowane przez Y. wykonywane systematycznie dają zauważalny progres. Nie to że biegam dychę poniżej 30'. Biegam ją poniżej 40' ale na pełnym luzie i to jest fajna zabawa. Śmieszne w tym wszystkim jest natomiast to że biegam po 30-35km/ tydz i z tego robię ten wynik.
Ciekaw jestem ile bym biegał żebym miał ze 20 wiosen mniej i więcej czasu wolnego?
Inna sprawa. W moim słowniku nie ma takiego słowa – "wrodzony" – co to za robal? Albo nad czymś pracujesz albo nie?
Chamska siła jest fajna do pewnego momentu gdzie kończy sie skala a ty nadal oglądasz kupry kolegów i zaleczasz kontuzje.
Mi wystarcza 200 stron wątku BBL Poznań; ty masz Warmińską pod bokiem.
Co do spotkania, to myślę że najlepszym miejscem byłaby jakaś knajpa; tam najlepiej resetować głupie pomysły. (np. bieganie zmoratonów powyżej 3 godzin)
Ciekaw jestem ile bym biegał żebym miał ze 20 wiosen mniej i więcej czasu wolnego?
Inna sprawa. W moim słowniku nie ma takiego słowa – "wrodzony" – co to za robal? Albo nad czymś pracujesz albo nie?
Chamska siła jest fajna do pewnego momentu gdzie kończy sie skala a ty nadal oglądasz kupry kolegów i zaleczasz kontuzje.
Mi wystarcza 200 stron wątku BBL Poznań; ty masz Warmińską pod bokiem.
Co do spotkania, to myślę że najlepszym miejscem byłaby jakaś knajpa; tam najlepiej resetować głupie pomysły. (np. bieganie zmoratonów powyżej 3 godzin)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Z tym Jackiem na wyciągnięcie dłoni, to chyba myślałeś o innym jacku
Ograniczeń mam więcej niż się na pozór wydaje...także czasowych, ale zostawmy to.
Tak, bieganie zmoratonów powyżej 3 h to nie dosyć, że głupi pomysł, to jeszcze szkodliwy. Dlatego teraz skupiam się na tym co realne.
Q.
Ograniczeń mam więcej niż się na pozór wydaje...także czasowych, ale zostawmy to.
Tak, bieganie zmoratonów powyżej 3 h to nie dosyć, że głupi pomysł, to jeszcze szkodliwy. Dlatego teraz skupiam się na tym co realne.
Q.
- f.lamer
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2550
- Rejestracja: 23 lis 2011, 10:10
- Życiówka na 10k: czydzieści9ipół
- Życiówka w maratonie: czydzwadzieścia
że niby po danielsa często sięgasz?Quentino pisze:Z tym Jackiem na wyciągnięcie dłoni, to chyba myślałeś o innym jacku
no, to chyba nieźle ci w tej robocie płacą
Self-improvement is masturbation.
Now, self-destruction…
Now, self-destruction…
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
pawson - pogoda zdecydowanie tak. Zdaje się była idealna pod zmoraton. Marzyć o calaku? Jest tyle fajniejszych rzeczy do wymarzenia. Np. jak nie pobiec calaka pomimo, że wszyscy dookoła biegają...to jest dopiero wyzwanie. Dzięki!
f.lamer - płacą zawsze za mało, to taki światowy standard niezależnie od ilości zer przed przecinkiem. A po Jacka Danielsa nie sięgam, bo od kilkunastu już lat nie piję alkoholu, a i tabelki z różowego planu też mi nie wchodzą.
Zdrovaś!
Q.
f.lamer - płacą zawsze za mało, to taki światowy standard niezależnie od ilości zer przed przecinkiem. A po Jacka Danielsa nie sięgam, bo od kilkunastu już lat nie piję alkoholu, a i tabelki z różowego planu też mi nie wchodzą.
Zdrovaś!
Q.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1374
- Rejestracja: 08 maja 2009, 08:32
Dlaczego druga i trzecia linijka kodu to bzdura?3 km – 3'52”/km
1 x 500 m – 3'20”/km
2 x 210 m – 2'55”/km