TRASA: szerokie leśne alejki, część z nich była utwardzana.
POGODA: chłodno, dłonie marzły i dość pochmurnie (14°C).
OBUWIE: Merrell Bare Access 2 (341 km przebiegu).
█ BIEG NA POŻEGNANIE LATA ~10 KM
█ SUMA: 52'01"/ 9,35 km = 05'33"
█► 5'40"
█► 5'44"
█► 5'36"
█► 5'41"
█► 5'53"
█► 5'26"
█► 5'18"
█► 5'30"
█► 5'27"
█► 4'46"
Po dotarciu na miejsce, krótki spacer do biura zawodów - usytuowany w parku/lesie, w którym mieliśmy biegać. Odbiór numeru startowego i może po 10 minutach zaczęliśmy się z ojcem rozgrzewać. Kilka minut truchtu, dwie przebieżki i to by było na tyle. On wziął jedzie udział w rozgrzewce organizowanej przez jednego z partnerów zawodów - trochę poskakał, powyginał się i tym podobne. Ja sobie podarowałem tę część. Na starcie staliśmy kilka minut, przedstawiciel organizatora chciał nam coś przekazać, ale z mojego miejsca nie było go zbyt dobrze słychać - mówił bez jakiegokolwiek nagłośnienia, a zawodnicy wokół woleli rozmawiać między sobą.
Co do samego biegu, to nie wiedziałem na co mnie stać w realiach zawodów, więc postanowiłem wystartować w tempie trochę szybszym niż to z ostatniego dłuższego treningu, w którym czułem się bardzo dobrze - czyli po ok. 5'45"/km - a do tego mieć tyle siły, żeby móc przyspieszyć w drugiej części dystansu. Nie więc miałem parcia na dobre miejsce przy starcie, bo to nie ta forma, poza tym wolałem stracić kilkanaście sekund teraz niż później kuleć na trasie. Efekt był taki, że pobiegłem spokojnie, a sporo ludzi startujących za mną wzięło się za galop i w efekcie mnie wyprzedziło. Do 7-8 kilometra wyprzedziłem chyba większość z tych, którzy przesadzili z tempem, a sam nie zostałem minięty przez nikogo. To zaliczam do plusów tego dnia.
Biegło się średnio, ale po kolei.
Gdzieś w okolicach punktu startu/mety złapany przez obiektyw aparatu trzymanego i obsługiwanego przez moją rodzicielkę
Organizator zadbał o oznaczenie trasy (choć nie była ona wyłączona z ruchu, to osoby postronne jak już chciały przejść daną ścieżką, decydowały się poczekać aż biegnąca hołota przemieści się dalej, a przy tym klaskać i dopingować uczestników biegu - to było niezwykle miłe i dawało lekkiego kopa

).
A co do kopa, to przez większą część dystansu biegłem sam - kilkanaście metrów przede mną grupa, kilkanaście metrów za mną grupa. Może na kilometr przed końcem drugiej pętli (miały być po 3,3 km, ale skończyło się na tym, że cała trasa miała ok. 9,4 km - taki pomiar dał OnMove 500, ale na run-logu kilka innych osób ma podobne dane) udało mi się dobiec do jednego jegomościa. W mocnym tempie dobiegłem z nim do końca pętli, mijając przy tym parę osób. Potem przyszły kolejne dwa kaemy pokonane samotnie, bo łepek przyspieszył na tyle, że nie miałem co gonić, bo padłbym po kilkuset metrach. Na 2,5 km do mety złapałem dwóch gości i biegłem za ich plecami. Na ostatnim kilometrze zdecydowałem się ich wyprzedzić, wejść na wyższe obroty i jakoś dobiec do mety, choć miałem już dość i tylko wizja mety za 700... 500... 400 metrów ciągnęła nogi. Na ostatnich 100-200 m musiałem jeszcze wykrzesać dodatkowe siły i przyspieszyć, bo znajomi panowie zdecydowali się na mocny finisz, a ja nie chciałem minąć mety za ich plecami, skoro tak się wyrywałem do przodu chwilę wcześniej
Cieszę się, że pierwsze zawody od powroty do biegania za mną, a pierwsza prawie dycha w ogóle. Osiągnąłem wynik, który chodził mi po głowie i był realnym założeniem. Na trasie miałem lekkie problemy z oddechem - miejscami brakowało tchu, ale wchodziłem na prędkości znane mi tylko z mocnych akcentów treningowych, które zacząłem robić niedawno i nie byłem gotowy biec w tempie 5'10"-5'15"/km ciągle. W każdym razie ostatnie prawie 400 m zrobiłem w tempie mocno poniżej pięciu minut. Fakt, że udało się włączyć jeszcze wyższy bieg podbudowuje. Na plus była także atmosfera zawodów i mini bufet zafundowany przez organizatora - gliwicki klub Pędziwiatr (ciasto było pyszne!

).
Minusem natomiast jest wynik starcia z ojcem. Na treningu pod koniec 6 km zostawiłem go daleko w tyle, on sam mówił, że nie miał z czego pobiec szybciej, a ja kończyłem w tempie ok. 5'20"/km. Na starcie zawodów ojciec ustawił się bliżej pierwszych rzędów zawodników i tyle go widziałem. Miałem nadzieję, że może na drugim, no, na trzecim okrążeniu w końcu go dopadnę, ale nieee, nic takiego nie miało miejsca. To on przywitał mnie na mecie, sącząc już przygotowany przez organizatorów napój...
Aha, i takiego bólu łydek jeszcze nie miałem. Zaczął mi doskwierać na ostatniej pętli, pod koniec biegu myślałem, że niedługo stanę na chwilę i odsapnę, a po jego zakończeniu ledwo szedłem - czułem szpilki jak cholera. Teraz jeszcze trochę pobolewa, ale jest znacznie lepiej
Trochę o zegarku: Od momentu kiedy wysiadłem z auta do złapania fixa przez zegarek minęło... no właśnie ile, z 20 minut. Na początku chciałem ustalić koordynaty, ale nic z tego, mimo że robiłem to na odsłoniętej polanie. Później zacząłem truchtanie po alejkach z włączonym trybem "free run" i czekałem aż zegarek złapie jakieś satelity. Na szczęście zdążyłem przed startem... Dla odmiany dzisiaj nie miałem żadnych problemów ze zgraniem danych na komputer. i bądź tu człowieku mądry.
Po testowaniu Geonaute OnMove 500 przez blisko 2,5 miesiąca zdecydowałem, że dzisiejsze zawody będą moim ostatnim kontaktem z tym sprzętem. Jutro jadę do Decathlonu zwrócić zegarek.
Jeszcze nie wiem czym wypełnię powstającą lukę: powrót do komórki wydaje się teraz opcją mocno średnią, albo rozejrzę się za innym zegarkiem z GPS, albo kupię tańszy pulsometr, który będzie miał również możliwość łapania międzyczasów (a w domu narysuję trasę danego treningu i obliczę poszczególne tempa (no, wtedy żegnajcie statystyki poszczególnych kilometrów, ale w przypadku interwałów nie powinno być większych problemów).
Merrell Bare Access 2: buty sprawdzają się świetnie, biega mi się w nich doskonale, a po dzisiejszych zawodach w miejscu prezentowanej w poprzednim wpisie dziurki po wewnętrznej stronie prawego buta, zauważyłem dwie dodatkowe - jedną w najbliższym sąsiedztwie tej pierwszej, a druga centymetr dalej i zaczynam poważnie obawiać się o dalszy żywot butów... a jeszcze 350 km w nich nie przelatałem
Wpis wygenerowany za pomocą programu Sporttracks 2.1 i dodatku Spark Exporter Plugin.