08.09.2013
Zajęcia The Runners
dystans - 4,81 km
czas - 38:10
Miało być wybieganie. Było nie wiadmo co. Pobiegliśmy dłuższą drogą nad jeziorko. Pod wiaduktem zrobiliśmy gimnastykę, kilka podbiegów i ktoś zdecydował, że wracamy na stadion. Nie biegniemy zaplanowanej trasy. Zwyczajowo biegłam z Renią. Renia się nad sobą rozczula za bardzo... Biegnie wolniutko (choć wiem, że potrafi więcej), pod górki maszeruje, bo brakuje je potem sił (tak tłumaczy). Czasem wolałabym pobiec szybciej, więcej, ale - biegając grupą, ktoś musi dostosować się do najwolniejszej osoby.
Powrót na stadion był błędem. Nasz trenejro - zajmował się zawodnikami MMA. Robił im badanie zakwaszenia. Na naszym treningu

a co chodzi? Dzieciaki robią cokolwiek, młodzież obiaja się na płotkach, reszta stoi i pier....lala. Nosz qwa mać. Nie po to zbieramy się, żeby stać i gadać. Renia w gorącej wodzie kąpana, powiedziała kilka słów za dużo/za głośno. Pokłóciła się z mężem, i po co?
Czas ustalić pewne rzeczy z naszym trenerem. On jest trenerem, czy nie...
10.09.2013
dystans - 5,86 km
czas - 38:42
śr. tempo - 6:36 min/km
Ojjjjj....budzik zadzwonił o 5. Wyłączyłam, odwróciłam się na prawą stronę i postanowiłam pobiegać po pracy. O 6 zadzwonił po raz kolejny, dzień minął jak codzień, o 13 przebrałam się, podjechałam szybko po wyniki badań krwi (biuściasta pani z odkrytym dekoltem dziwacznie na mnie paczała - pochmurno, ja w rajtach, opaskach, spłaszczonym sportowym stanikiem biuście, koszulince i chuście, a ona taka wystrojona) trochę poczekałam aż odnaleźli wyniki ( na pierwszy rzut oka w normie) potem nie mogli znaleźć wyników badań z wymazu - już się spociłam, że coś nie tak, bo leżały w osobnej kuwetce, ale one też ok, więc pojechałam na pętle z Kozłowska górką - wyzwanie biegaczy. No dobra - początkujących biegaczy
Podjęłam męską decyzję - dziś lecę pod górkę
Początek ciężki, łydy bolą, krótkie jakieś się zrobiły i lekko zdrewniałe

co jest???? trasa wciąż delikatnie pod górkę - może to jest to czego nie lubią moje łydeczki, myślę sobie, co będzie pod prawdziwą górę??
W nagrodę za wyzwanie, od początku trasy świeci słońce, gorąco - ufff, świeci w oczka, oczka łzawią, ale ostatnio pochmurno było - nie narzekam. Lecę, najpierw lekko z górki - nie lubię zbiegów

. Nogi lecą - każde jakby osobno, chodnik nierówny, będzie gleba, czy nie będzie... Nie było, ale zza zakrętu wynurza się górka. Zaczyna się łagodnie, ale " końca nie widać, nie widać". Nie dam się, myślę, w połowie dyszę jak miech kowalski, ale - nie dam się! Górka coraz bardziej stroma, ale, myślę, byle do zakrętu. Za zakrętem, wciąż górka, ale - byle do znaku, za znakiem - do zakrętu i..... w końcu płasko. Złachałam się, musiałam zwolnić do marszu na jakieś 200 m. No coż, dumna z siebie, potruchtałam. O dziwo, teraz już biegło się przyjemnie.
Po powrocie do domku - poznałam przyczynę paskudnego początku biegu - przeziębienie! Niestety gardło boli i drapie. A niedługo zawody

Byle tylko Tomka nie zarazić
15.09.2013
Choroba z grubsza odeszła. Zatoki pełne, w głowie szumi, ale - nie ma lekko. Trzeba ją przegonić, najlepiej biegusiem
Zajęcia The Runners
dystans - 7,81 km
czas - 55:09
śr. tempo - 7:04
Kolejna trasa z Renią. Dziś postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Panowie postanowili zrobić poza standardową trasą na jeziorko - rundę wkoło. Jak dla mnie - JESZCZE - za daleko, więc powiedziałam Reni, że pobiegniemy dłuższą drogą nad jeziorko. Okazało się, że panowie też pobiegli dłuższą trasą, tylko jak zawsze - szybciej. My z Renią truchtałyśmy. Bałam się, że choroba znów narobiła spustoszeń, ale - o dziwo - nie! Biegło się bardzo przyjemnie. Pod wiaduktem spotkaliśmy sąsiada z kolegą. Sąsiad - mój guru biegania

jeszcze kiedyś z nim pobiegnę

, przywitaliśmy się, i potruchtałyśmy dalej. Nad jeziorkiem gimnastyka, chwila pogawędki i wracamy. Dwóch panów do nas dołączyło, całą drogę przegadaliśmy, oczywiście Renia pod góreczki uskuteczniała marsz. Już ja ją nauczę
Tydzień do zawodów. Prognozy dobre - przebiegnę i dobiegnę
