Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)

Moderator: infernal

Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

31 sierpnia 2013

III Chyża Dziesiątka Nowy Tomyśl

Co by tu napisać, żeby jakoś brzmiało...
Nie zaspałam, choć się nie wyspałam, wstałam, pojechałam. Połamana jakaś, mina posępna i w ogle źle, buuu...
Odebrałam pakiet, spotkałam Kachitę i Mimika i papa mi się zaczęła uśmiechać. Pogadaliśmy chwilę i poszliśmy się przebrać. Nastrój na nie, nie-moc, chęci na szybkie bieganie brak. Rozgrzewki machnęłam niecały kilometr. Jakieś wymachy, rozciąganie. Poranny chłód znika, pojawia się duchota. Idziemy na start, piąteczki, nastrój wciąż "Jaka krzywda mi się dzieje, że tu biegnę" :hahaha: choć przecież sama chciałam :tonieja: .
Zaczynamy biec. Jakoś idzie, ale strasznie mi się chce pić. Nicto, lecim. Pierwsze 3km: 4:47/ 4:49/ 4:49. Samopoczucie ok. Potem jakoś tak się dziwnie dzieje, że mimo wrażenia szybkiego biegu, tempo spada--> 5:04/ 5:00/ 5:03/ 5:07. Oczywiście tradycyjnie mam chęć zejść z trasy, Przy siódmym kaemie wodopój i nagle nogi mi się zatrzymują. Muszę zrobić postój, czuję to. Dziwna rzecz, na dyszce chyba mi się to nie zdarzyło. Piję wodę, schodzę na bok i zastanawiam się czy nie zaczekać na Kachitę, ale myślę sobie - nie wiem ile będę musiała czekać, to biegnę dalej. Przez ten przystanek tempo 8km 5:45. Zaczynam biec. Jakoś się zbieram i ostatnie dwa kilometry po 5:00 i 4:38.
Całość netto 50:15.
K 30 16 na chyba 90.

Nie powiem, żebym była zadowolona.

Nicto, czekamy z Mimikiem na Kasię. W końcu pojawia się na mecie. Idziemy coś zjeść, po chwili dołącza Szymon. Siedzimy gadamy, mimo gorszego nastroju jest fajnie. W końcu trzeba się oporządzić. Wracamy na losowanie nagród. I muszę powiedzieć, że spotkanie z Kachitą, Szymonem i Mimikiem należało zdecydowanie do najfajniejszych momentów tego dnia. Wysyłam smsy do znajomych, od kolegi klubowego dostaję telefoniczny ope-er, że:
- czego ja od siebie chcę
- pobiegłam 2 maratony z tygodniowym odstępem i jestem zmęczona, a biegnę te zawody z tygodniowym odstępem od ostatniego maratonu
- po co w ogóle tak szybko biegłam
- zrobiłam bardzo dobry wynik
- wkurzyłam go swoim niezadowoleniem :hahaha:

No i w sumie to ma rację :bum:

Wnioski mam takie:
1. Kiedy tylko staję na linii startu i chcę pobiec na wynik, zawsze od samego początku moje ciało i głowa się buntują. To zresztą widać po tym, co robię na treningach, a na zawodach. I zgoda, czasem jest tak, że jestem zmęczona za szybkimi tempami treningowymi i wychodzi to na zawodach, ale z drugiej strony - znam swoje odczucia w obu przypadkach, na niekorzyść startów. Czuję niechęć do tego przymusu zawodów, szybkiego biegania, kompletnie nie czuję ducha rywalizacji. Owszem, jest satysfakcja i radość, że kogoś wyprzedzam. Ale wynika to raczej z poczucie dobrze ułożonego biegu. A na treningu chcę, a nie muszę.

2. Jak to jest, że kiedy biegnę dyszkę w 90 proc. przypadków mam ochotę zejść z trasy, a kiedy biegnę maraton mam takich chwil bardzo mało, wręcz prawie w ogóle?

3. Po kiego mi ta korona maratonów robiona w 2 lata, skoro - jeśli Bóg da i nogi pozwolą - zrobię 5x42 w tym roku? Co za różnica - takie miasto czy inne?

4. Nie będę biegać na wynik. Najfajniejsze rezultaty osiągam wtedy, kiedy kompletnie tego nie planuję.
I koniec.

I kiedy tak teraz o tym myślę, to naprawdę powinnam się stuknąć w łepetynę. Mogę biegać i daje mi to radość. A cała reszta jest tylko dodatkiem :)

Po losowaniu, w którym nikt z nas niczego nie wylosował, zmiana planów - miałam zahaczyć o Poznań, a potem jechać jeszcze do znajomków, ale okazało się, że kumpela odwołała spotkanie. Więc od razu pojechałam do przyjaciół, a tam niespodzianka - pyszny, ciepły obiad, którego w ogóle się nie spodziewałam ;) Zjadłam dużo :)
Tym bardziej, że byłam z siebie mega zadowolona, że nigdzie nie zabłądziłam jadąc po raz pierwszy tą trasą. A z moim talentem do dziwnych skrętów-wykrętów, to naprawdę sukces :hahaha: Co prawda w drodze do Nowego Tomyśla poleciałam autostradą, więc trudno byłoby zabłądzić, ale już z powrotem jechałam inaczej.

Podsumowanie sierpnia: 295km


Jutro sobie długo i wolno pobiegam :)
New Balance but biegowy
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

1 września 2013

25.5km.
Ze znajomymi. Razem zrobiliśmy 25km po 5:49, a te 0.5 to szybki dobieg na miejsce, bom spóźniona była i nie chciałam czekać aż maszyna załapie sygnał.
Fajnie było, trochę gadaliśmy, trochę milczeliśmy, nogi niosły - całkiem sympatycznie.

Regeneracja jest dla mnie najtrudniejszym elementem treningu. Dwa dni przerwy przed zawodami jeszcze jakoś wytrzymuję, ale generalnie zbyt mnie nosi i po dniu wolnego już buty zakładam. Tak mam i już.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

3 września 2013

Nie bardzo chciało mi się biegać. Ale jak wróciłam z pracy, to na myśl o nie-bieganiu...jakoś dziwnie....a że głodna byłam przeokropnie to chwyciłam kawałek kiełbachy, zagryzłam dwoma bananami, chwilę odsapnęłam i poleciałam. Dzisiaj w planie były interwały, tylko jakoś tak...chęci i siły nie było...stwierdziłam, że zrobię 10min + 60min TM. Ale że leciałam na tzw wkurzeniu, to okazało się że rozgrzewka wpadła dość szybko. No to jak doleciałam na stadion, stwierdziłam że jednak jest moc i zrobię te interwały.
Wyszło tak:
Rozgrzewka 2km po 5:16.
2x5km T21 (5:10). Standardowo szybciej - pierwsze 5km po 4:46, drugie po 4:51.
Oczywiście biegło mi się lekko i w miarę przyjemnie, jak to zwykle nie na zawodach bywa, choćbym była na nich super wypoczęta. Kiedyś zrobię sobie test i zobaczę, jak na treningu mogę dychę pobiec. I wyjdzie na moje :sss:
Przerwa między seriami 12min 30sek w truchcie. Po drugiej serii, po ok 7min truchtu przerwa na rozciąganie, potem już powrót do domu, trochę szybszy. Dodatkowy 1.37km po 5:08, bo gnałam żeby zdążyć Młodego odebrać z pkp, ale jak dobiegłam, to się okazało że niepotrzebnie :hahaha: bo se dojechał wcześniej.
Razem dzisiaj 17.7km.
Jutro mają być przebieżki, ale zrobię jednak ten TM, a przebieżki przerzucę na czwartek. Wiem, że po dzisiejszym bodźcu powinien być odpoczynek, ale akurat zachciało mi się inaczej. I już :)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

4 września 2013

W końcu powrót do rannych treningów - yes, yes, yes :hahaha:

Wg założeń dzisiaj TM, maszyna wyliczyła że w 60min po 5:30 powinno wyjść 10.9km.
Rozgrzewka wyszła mi 1.84km po 5:30, czyli w zakładanym TM, no to już wiedziałam co się święci... ;)
Cała reszta 11.66km po 5:09. Ostatnie 2.66km po 5:04/5:00/5:04.
3x wiadukt z obu stron.
Tym razem przystanki, a to na światłach, a to na akcję strajk nosa-chusteczka
Razem 13.5km.
Nie powiem, trochę się dzisiaj zmachałam. Tak też i wyglądałam po wejściu do domu :hahaha:
Aha, sprawdziłam biegowo tego-tu. Nawet fajne.
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

6 września 2013

Wczoraj nie wyściubiłam nosa z chaty, chęć była, potem się zmyła. Tak to już jest, że po południu ciężko mi się wygrzebać na trening. To pojszłam dzisiaj rano. Miało być wolne 50min + 8x30s.
No...Mocne bieganie ostatnio wolę; poczuć mocne nogi.
Wyszło najpierw 8km po 5:08 --> 5:20/ 5:10/ 5:13/ 5:01/ 5:03/ 5:10/ 5:05/ 5:01.
Przebieżki 8 sztuk w przerwach marsz: 3:48/ 3:48/ 3:41/ 3:31/ 3:53/ 3:33/ 3:44/ 3:43.
Na szybkości się nie skupiałam, bardziej na tym żeby dobrze technicznie pobiec.
I powrót do domu 2km: 5:12/ 5:19.
Udało się znów wpleść 3xwiadukt z obu stron.
Złachałam się dzisiaj trochę, ale tak właśnie miało być. Teraz jeszcze będę musiała znaleźć energię, żeby po południu umyć trochę okien :hahaha:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

7 września 2013

Wczoraj okna w większości umyte, energia była, mogłabym machnąć w sumie wszystkie gdyby nie to, że już ciemno było i jakoś niekomfortowo się zrobiło :)

Dzisiaj podbiegi. Miało być 8km i 6x40s podbiegów.

No wyszło troszkie inaczej.
Najpierw 7km po 5:43.
Ustawiłam maszynę na 10x 45s i przerwę na minutę w marszu. Przerwa okazała się za krótka, bo nie zdążyłam zejść z górki, więc wyszło ok 1.5min, co oczywiście wielkiego znaczenia dla mnie nie ma.
Długość wszystkich podbiegowych odcinków to 1.58km. Tempo takie: 4:45/ 4:48/ 4:32/ 4:54/ 5:02/ 5:02/ 4:58/ 4:38/ 4:31/ 4:15.
Po 3 podbiegu poczułam, że nogi są zmęczone po ostatnich treningach i zwolniłam. Końcówka mocniejsza.
Powrót do domu 4.35km po 5:34.
No naprawdę starałam się biec wolno, naprawdę ;) I znów nie wyszło, ech...

Edycyjnie, uśmiech na fajną sobotę:

-Niepotrzebnie narzekasz, ten bigos jest całkiem dobry.
-Może i dobry, ale normalnie ludzie do kina biorą popcorn.

:hahaha:
Tak sobie wracałam i przypomniało mi się, jak zimą biegałam tam interwały po śniegu, z wysiłkiem osiągając tempo w okolicach 5/km....Mała rzecz, a cieszy :)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

8 września 2013

Wczoraj zawitałam do Młodego. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pooglądaliśmy programy i kabarety różne. Zeszło nam chyba do 1 w nocy, zanim się wgramoliłam do łóżka, zanim usnęłam, to chyba jakoś 2 się zrobiła. O 4 obudził mnie tupot Zuzkowych stóp i wydobywające się zza smoczka: "tatu...mamu..." Zaproponowałam "ciociu", z nadzieją że da rodzicom pospać ;) Udało się na 20 sekund, po których słychać było już tupot dwóch par stóp - eskorta do sypialni rodziców. Jeszcze chwila rozpaczy ("Gdzie jest mój konik???" - dzielny tatu na wpół śpiący odnalazł i przyniósł) i dziecię zasnęło wtulone w rodziców. Zasnęłam i ja :hahaha:
O 7:30 zadzwonił budzik, gdyż umówiłam się z Ziomalką, że skoro już jestem w okolicy, to wybierzemy się nad słynną Rusałkę. Nie widziałyśmy się sporo czasu, że ho ho, oprócz Maniackiej. Wstałam i poczułam, że mam pośladki - dzięki wczorajszym podbiegom. Skubnęłam jakąś kanapkę, choć poprzedniego dnia zjadłam tyle, że mogłam se ją darować. Popiłam kawą i po doprowadzeniu się do stanu używalności biegowej wyruszyłyśmy. Dobiegłyśmy nad jeziorko po ok 4km. Zrobiłyśmy 3 pętle. Po drodze, którą żeśmy całą przegadały, musiałyśmy się hamować "ej, wolniej!" :hahaha: Dużo biegaczy, można było nie nadążyć machać :taktak: Pod koniec 3 pętli wykręciłyśmy tak, żeby dobiec do Piątkowskiej. Tam się rozstałyśmy i pobiegłam do domu. Wyszło mi 19.75km po 5:51. Ostatnie 1.75km po 5:25.
W domu, po prysznicu i śniadaniu, krótki spacer z Młodym i Zuzką - ma energii tyle, że mogłaby przedszkole obdarować - na miejscu nie usiedzi dłużej niż 10min. Tak więc - jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć w moim wydaniu - poczułam dziś zmęczenie :hahaha:

Zastanawiam się nad przyszłym tygodniem.
Myślałam o wtorku i środzie. Wtorek interwały lub TM, środa wolne 10km + przebieżki. Ale może jeszcze dodać w czwartek/ piątek luźniutkie 5km? Zastanowię się. Gdyż jak pomyślę o tym, ile jem...w połączeniu z niebieganiem przez 3 dni, nie wróży to dobrze... :taktak:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

10 września 2013

Przełożyłam sobie trening na rano, po południu nie byłoby-się-chciało-mi. A i czasu więcej schodzi. Miały być interwały, ale zmieniłam sobie na TM, a TM zmieniły sobie moje nogi na to, co chciały.
piotr_j pisze:Kto wierzy, że Ania będzie biegała wolno? :D
Tak więc...wygrałeś :hahaha:

Wyszło 9km: 5:17/ 5:00/ 5:10/ 4:57/ 4:52/ 4:55/ 4:45/ 4:51/ 5:08.

Samo się biegło, co poradzę? :niewiem:

Ale jutro to już na pewno wolno ;)

Zobaczymy, czy przetrwam dzisiaj w pracy po 3.5h snu. Abo zasnąć nie mogłam.
Good news taki, że można rano jeszcze latać na krótko.
edycyjny ps. przy okazji odkryłam, że otwarto już nowe rondo...chyba 150-te ;)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

11 września 2013

Wczoraj 1h popołudniowego kanapo-spania.
Dzisiaj rano po-budzikowa "jeszcze chwila" zmieniła się w 2h :)
Wykolebałam się na 7.77km po 5:39.
Tak sobie myślę, czy w piątek jeszcze wyjść na 4-5km + 4-5przebieżek. Co myślicie?
Z dno-hitów na środę - wszystkie znaki w lodówce i obwodach wskazują, że zaczął się proces jesiennego grubnięcia... :echech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

Na piątek 13-go wpis niebiegowy ;)

Ojoj
Obrazek

Takie coś
Obrazek

I takie
Obrazek

I to
Obrazek

Takie tam
Obrazek

I jeszcze
Obrazek

Fiuu
Obrazek

Na niebie
Obrazek
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

15 września 2013

Ojacie :)

Dojechałam raz-dwa-czy. Na wjeździe do Wrocka napotkałam anioła stróża, który tez jechał na maraton i intuicyjnie pojechałam za nim. W druga stronę moja intuicja nie zadziałała i "trochę" pokrążyłam po mieście. Muszę jednak sprawić sobie nawigację. Pal licho paliwo, ale ten czas!!! Po drodze jeszcze zapytałam miłych państwa, okazało się że ich syn zrobił dzisiaj 4:05, i to na pewno dlatego dzięki ich wskazówkom trafiłam od razu tam gdzie chciałam :hahaha:

No nicto, przyjechałam i zaraz dołączyłam do Kasi, Marcina i Jurka.
Obrazek
Pogadaliśmy trochę i poszłam się przebrać. Po wyjściu z szatni obok Kasi stał Mimik, yeah! To naprawdę miło z jego strony, że przyjechał i wspierał mentalnie :)
No nic, czea było się rozgrzać. Coś tam potruchtałam i ustawiłam się w przedziale 3:15-3:59. Cieszyłam się na ten start. Radość radość i jeszcze raz radość :)
W końcu wystrzał.
Biegnę, plan jest na 5:40 przez 3-5km. Potem zobaczymy. Wychodzi szybciej, ale bez większego wysiłku. Biegnę dalej. Czuję, że lekkie początki przeziębienia dają pewien dyskomfort. Niemniej, tempo utrzymuje się w okolicach 5:30-5:40. Tak gdzieś do 20km. Myślę sobie, że teraz mogę już lecieć po 5:40, a 4h i tak złamię. Ale tempo nie schodzi. Gdzieś tak ok 21-23km łapie mnie coś na kształt kryzysu, żadna nowość...na treningu bywa upierdliwy, a co dopiero na zawodach. No ale biegnę dalej. Po chwili wszystko wraca do normy, choć łatwo nie jest. No ale lekko być nie może :) w końcu to TEN dystans. Brać za pewnik, że pójdzie lekko - nieee, po Dębnie już się nie odważę :)
Myślę sobie o różnych rzeczach...Jak idzie chłopakom: Leonowi, Wigiemu, Wikingowi. Myślę u Zuzi :) Wyobrażam sobie jak moja rodzina w niebiesiech i anielskich szatach mi kibicuje-->Tata: Ach, widzieliście jak pięknie ich wyprzedziła! Moja krew!!! Babcia (fanka Tadeusza R): Idzie szybciej niż toruński maybach! :hahaha: Wujek: Nie mogę na to patrzeć z nerwów! Idę zapalić! Zostaje tata, wierny kibic
Takie to scenariusze sobie buduję, ale o dziwo - pomagają :)
Kiedy zbliżam się do 30km czuję, że nogi coraz to cięższe....Oho, szykuje się ściana. Trudno, trzeba odetchnąć. Akurat jest punkt odżywczy. Piję dużo wody, izotoników, przechodząc w marsz. I niestety, od tego momentu tempo zaczyna mi siadać. Do tej pory 3:55 wydawało się całkiem realne.... Na 31km, po punkcie - 6:00. Kolejne kilometry to 5:42/ 5:53/ 5:49. Na 35km 5:36 (ten, na którym mnie nie było ;) ) Robi się naprawdę ciężko i tak jak wydawało mi się, że ze spokojem łyknę 4h, tak teraz zaczynam wątpić. 5:55/ 5:35/ 5:36/ 5:41 - teraz jak na to patrzę, to aż mnie dziw bierze, bo wydawało mi się, że się wlekłam na maksa. 39 i 40km po 5:41 i 5:52. Myślę sobie, że znów kopsnęłam się w obliczeniach i nici z 4h. Gdzieś w głowie są słowa: "Nie zatrzymuj się, Ja dam Ci siłę" No ale po macie na 40km muszę przystanąć, nogi ciężkie jak z ołowiu. Po chwili ruszam dalej, ale tempo z tego kilometra to 6:12. Garmin od dłuższego czasu na każdym z kaemów pokazuje mi standardowo 250m więcej, jakoś tak chyba za bardzo się rzucałam na trasie :hahaha: . Ta świadomość ulgi nie przynosi.
W końcu ostatni kaem!!! Biegnę szybciej, wiem że muszę znaleźć w sobie siłę, bo jestem coraz bliżej mety i patrząc na zegarek widzę, że jednak to co wydawało mi się nierealne, da się spełnić. I ten ostatni kilometr pokonuję w 5:20. Zostało się jeszcze 500m (dokładnie 532 pokazała maszyna). Skręcam w prawo i widzę metę. Znajduję w sobie siłę, żeby jeszcze przyspieszyć, ale ten odcinek strasznie się dłuży. Dobiegam do pani, ona orientuje się że chcę ją dogonić i tak się ścigamy do mety :)
Obrazek

Wydaje mi się, że jednak o sekundę? sekundy? byłam lepsza ale pewności nie mam, muszę sprawdzić w wynikach. I te ostatnie 500m wypadło po 4:42, więc możecie sobie wyobrazić, jaka to była walka ;)

Obrazek

I jeeest!!! Meta i 3:59:20 :)
Za metą padam na kolana, a kiedy siadam, łzy płyną mi do oczu :)
3 maraton w ciągu miesiąca. I to właśnie w tym trzecim złamałam 4h :)

Znajdują mnie Kasia z Mimikiem, których doping słyszałam na ostatnich metrach - dzięki!!!
Idziemy do punktu z masażem. Zaczyna się robić chłodno, dobrze że mam folię, bo na dodatek deszcz padał podczas maratonu. Kładę się na ławce, panie pomagają mi ściągnąć buty i masują zbolałe łydki.
Obrazek
Po chwili trzeba już zejść niestety, bo kolejni zawodnicy w kolejce. Idę się wykąpać, potem flepy do auta i wracam do Kasi, Mimika i Marcina. Siedzimy, gadamy. W końcu trzeba się rozstać. Zanim dojadę do domu, dłuuuuga droga, o czym było wyżej :hahaha:

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za doping, czułam to, naprawdę!!! :)

******
Bardzo się bałam tego startu. Lęk, strach, niewiara w to, że mogę marzyc o 4h. Do piątku. W piątek wszystko puściło. Zaczęłam się cieszyć, nie mogłam się doczekać niedzieli.
Do Wrocławia jechałam nie tylko z nadzieją na złamanie 4h. Miałam też inne, osobiste powody.
W 2007 mój tata będąc w drodze z/ do (już nie pamiętam) Wrocławia miał zawał. Za kierownicą auta, które prowadził. Na całe szczęście zauważyli to panowie pracujący przy drodze. Za ten zawał (choć wiem, że głupio to zabrzmi) - jechałam wyrównać rachunki. Biegnąc i słysząc czasem karetkę myślałam o tym, jak wieźli go do szpitala wojskowego na sygnale. Jak musiało to na niego wpłynąć, bo po zawale zwolnił tempo i to był świetny czas, aż do momentu choroby - a nawet w trakcie niej. Dlatego jechałam też spłacić dług.
Niezależnie jak na to spojrzeć - z Wrocławiem jesteśmy kwita :)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

16 września 2013

Upojona sukcesem, trochę statystyk wrzucam ;)

5km - 0:27:58 / 1783
10km -0:56:01 / 1780
15km -1:23:58 / 1814
20km -1:58:13 / 1825
25km - 2:20:10 / 1797
30km - 2:48:42 / 1731
35km - zniknęłam :hahaha:
40km - 3:47:06 / 1624
42.195km -3:59:20/ 1601

Open 1601/ 3501
Open K 97/ 443
K35 - 16/ 89
Naucz. 76/157

Dzisiaj samopoczucie ok. Trochę nogi zmęczone, jak wchodzę po schodach, ale generalnie mało co czuję, że wczoraj maraton biegłam. Widać się obijałam ;)

W tym roku jeszcze Poznań ma szansę mnie zakwasami sponiewierać :)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

18 września 2013

A...nie biegam, to chociaż napiszę czemu.
Gdyż odpoczywam.
Po południu na treningi nie mam czasu ani siły, to jedyną porą byłoby rano. No ale jednak czuję potrzebę wyspania się, więc nie wstaję po nocy :hahaha: Dziś najtenprzykład pospałam chyba z 8h i mało mi było.

Ach no i dzisiaj miałam wizytę fizjo. Był zaskoczony, że po tym 3x42 nie złapałam kontuzji i że jak na takie ekscesy, moje mięśnie nie są za bardzo zmęczone.
Miałam zaplanowane rozbieganie pomaratońskie na dzisiaj, z którego zrezygnowałam - w związku z tym, że w poniedziałek po południu zaczęły mnie "uwierać" piszczele,a w zasadzie coś po ich zewnętrznych stronach (ból to nie był). Przyznam się - a co mi tam! :spoczko: - bałam się że jednak sobie nagrabiłam i spadnie na mnie las "a nie mówiłam/łem?". Ale dzisiaj już jest o wiele lepiej, prawie o tym dyskomforcie zapomniałam, a fizjo też mnie uspokoił że to zmęczeniowe i nic groźnego. Muszę "tylko" popracować nad tym, żeby mi kolana nie leciały do wewnątrz, bo przy ich zgięciu pięknie widać jakie są pokrzywione :taktak:

Ale że biegać nadal mi się nie chce, to najprędzej potruchtam coś w sobotę. to mówiłam ja, która w życiu roztrenowania nie robiła :spoko: Co niestety odbywa się ze szkodą dla mojego wyżyłowania, którego już zresztą nie ma. Chlip chlip... :echech:
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

21 września 2013

No wreszcie! Już się doczekać nie mogłam :)
Miałam już wyjść wczoraj z rańca, ale pospałam i nie wstałam :)

Dzisiaj poczułam ten tydzień nie-biegania, tak-jedzenia. Nie muszę chyba mówić, która część mojego ciała ulegała największej sile grawitacji... :echech: :bum:
Bieg był bez założeń. Niby miało być wolno, a było tak jak muzyka niosła, w przerwach chyba co kaem na akcję chusteczkową.
A niosła tak: 5:37/ 5:22/ 4:52/ 5:04/ 5:05/ 4:52/ 5:04/ 4:50/ 4:53 (wiadukt, więc nie jest źle)/ 5:18/ 5:07

Czyli że razem 11km po 5:06.

Niebieganie mi nie służy, ani fizycznie ani psychicznie, a to ostatnie zdecydowanie ;)
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

22 września 2013

Miało być długie wybieganie, gdzieś tak w okolicach 20, no może 25km.
Chwilę po wyjściu spotkałam kolegę z klubu. Ale że musiałam chwilę odczekać aż maszyna załapie sygnał, to stwierdziliśmy że najwyżej go dogonię po drodze. Po 2km zamajaczył mi w oddali, ale nie chciało mi się wyrywać do przodu. Po 4km jednak go dogoniłam. Okazało się, że biegł do lasu, to się zabrałam razem z nim. Polecieliśmy inną trasą niż te, które znam. Fajnie, tempo konwersacyjne, kolebało się w okolicach 6-6:14. Mimo tego, czułam że nogi zmęczone po wczorajszym bieganiu.
Po 19km się rozdzieliliśmy, włączyłam muzykę i poleciałam do domu. Kaemy, które biegłam już sama (3.5km) dla odmulenia szybsze: 5:11/ 5:01/ 5:03/ 4:57.
Łącznie dziś 22.5km.
Z tej okazji właśnie się poobżerałam własnoręcznie zrobionymi muffinkami :spoczko:
ODPOWIEDZ