A jestem.
No jakoś tam było. :/
Powinnam chyba być bardzo zadowolona, bo poprawiłam 10 km o minutę. Przebiegłam w 00:54:41.
jeszcze niedawno, osiągniecie czasu 55 minut na 10 km, wydawało mi się bajką o żelaznym wilku.
Jak mi mąż mówił po biegu na 10 km w lutym (biegłam go 1 godzinę i 2 minuty), że dam radę pobiec 10k w 55 minut, to się pukałam w głowę i nawet miałam pretensje, że się ze mnie naigrawa.
Ale nie jestem zadowolona bo wiem że skrewiłam.
Przynajmniej takie mam wewnętrzne uczucie.
Byłoby inaczej, jakbym pobiegła wolniej, ale wiedziała że pobiegłam na swojego maksa i byłam przygotowana realnie do swoich aktualnych możliwości.
Ale skoro na zwykłym biegu sama ze sobą, mogę zrobić ponad 6 km ze średnim tempem 5.20 a się nie zarzynam bo nie mam takiego zwyczaju ani takiej motywacji, to przy adrenalince startowej powinnam to przynajmniej utrzymać na 10 km i to z palcem w nosie i te 53 minuty zrobić, ewentualnie z małym kawałeczkiem. No równe 54 ewentualnie.
Ale jak się wie, że się jest ogólnie zmęczonym a się nie śpi solidnie w przeddzień tylko łazi po domu do 2giej w nocy choć wstać trzeba 6:40; jak się żre na kolację przedstartową smażone grzyby, jak się na dokładkę chleje wino zamiast nawadniać, no to... czego chcieć. Się ma za swoje.
Na blogu się wywnętrzniłam, nie będę tu smęcić.
Sam Bieg Westerplatte jest wspaniały!
Doskonale zorganizowany, bardzo przyjemna trasa, wszytko dopięte organizacyjnie na ostatni guzik.
Na pewno będę chciała biec go za rok i bardzo polecam.

Na prawdę świetna impreza biegowa.