gocu pisze:A dla mnie śmieszne i trochę żałosne jest to, że uważasz, że z definicji alkohol jest fajny. To naprawdę wiele o tobie mówi.
Mi brak alkoholu nie przeszkadza, nie cierpię tego smaku.
Nie wiem co w tym śmiesznego lub żałosnego ...
Też uważam, że alkohol z definicji jest fajny.
I definicja ta nie ma nic wspólnego z moim podejściem. Jest to z definicji używka, którą "zażywa" się dla przyjemności - jakkolwiek by tę przyjemność indywidualnie definiować (mówię o zastosowaniu zgodnym z "instrukcją obsługi"
)
Ale jak z każdą używką, mogą być osoby, którym ona nie pasuje (smak też - chociaż jest taka mnogość smaków alkoholi, że ciężko mi uwierzyć, że ktoś nie lubi smaku bsolutnie wszystkich napojów, które zawierają alkohol).
Bardzo szanuję osoby "ortodoksyjnie niepijące", ale nie rozumiem dlaczego ma to się wiązać z tak zajadłą krytyką osób spożywających alkohol w rozsądnych ilościach (nie pokuszę się o zdefiniowanie tego pojęcia, ale na pewno nie obejmuje ono picia do nieprzytomności
).
A jak już sprawia im to przyjemność ... to "naprawdę wiele o nich mówi". Chyba jest to jednak lekka przesada.
Bieganie też jest z definicji fajne. Dla mnie też.
Bo "zdrowe" (pomijając 10-tki kontuzji z którymi się zmagamy
), przyjemne, odprężające, itd.
Ale sam znam sporo osób mających zgoła odmienne zdanie i jeszcze trochę argumentów na ich wsparcie.
I mogą sobie je mieć - ich prawo. Ale nie chciałbym, żeby mówili że to że biegam "wiele o mnie mówi" w kontekście mocno pejoratywnym (że niby jakiś poje ... ny jestem).
P.S. oczywiście nie porównuję bezpośrednio alkoholu i biegania - proszę w tym kontekście nie wieszać na mnie psów. Dostrzegam różnicę
.