27 lipca 2013
ZAWODY
(II edycja)
"Nie wiadomo dokładnie, gdzie znajduje się piekło, ale zapewne jakieś diabelskie siedlisko znajdowało się w okolicach Olkusza."
Bieg Herosa należy do biegów ekstremalnych. Jest to jedyny taki bieg w Polsce, gdzie biegacz ma okazję pokonać 10 km po rozżarzonym piasku. Po takim biegu, żadna inna dycha nie jest już taka straszna. Zapraszam na relację z biegu po Pustyni Błędowskiej
Na pustynię wybrałam się kilkoma osobami z GB "Gwarek". To był wyjątkowo szalony i zdeterminowany skład.
Jak dobrze, że jesteście!
Weryfikacja zawodnika w Biurze Zawodów przebiegała bardzo szybko. Organizator zapewnił dla chętnych koszulkę startową, oraz drugą (okolicznościową) dla każdego zawodnika na mecie.
Widoki były najlepsze! Start i meta znajdowały się na wzniesieniu, z którego rozlegała się panorama Pustyni Błędowskiej.
Zapowiadana na ten dzień prognoza pogody przewidywała ok 30 stopni. Temperatura piasku to ok 70 stopni. Dobrze, że niebo było częściowo przysłonięte chmurami, momentami spadło trochę kropel deszczu. Ochłody dodawał też delikatny wiatr.
Bieg Herosa miał dwie kategorie:
"Lisy Pustyni" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi oraz przeszkodami przygotowanymi przez organizatora – czołganie, przeprawa linowa itp.), oraz
"Miraże" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi.
Wybrałam wersję light hard, czyli "Miraże". Start rozpoczął się o punktualnie o 14. Po krótkim objaśnieniu trasy, wszyscy ruszyli przed siebie.
Już po chwili buty nabrały dodatkowego ciężaru. Piasek od razu wypełnił jego wolne przestrzenie. Na początku długi zbieg sprawił, że nogi poruszały się bez większego wysiłku, lecz po chwili kilkadziesiąt biegaczy wyrównało swoje tempo.
Bieg w piasku jest ciężki i niewiele można na nim zdziałać, szczególnie jeśli nie jest się profesjonalistą. Większość osób biegła podobnym tempem, a tylko ci którzy tracili siły odpadali.
Temperatura jak na zachmurzone niebo była wysoka. Co jakiś czas słońce mocno przygrzewało. Już po kilometrze moje buty były wypełnione po brzegi piaskiem, czułam, że brakuje mi miejsca na palce. Jednak postanowiłam biec dalej. Szukałam na trasie wystających kępek traw, lub bardziej stabilnego podłoża (którego było bardzo niewiele). Nogi z trudem wybijały się ze piaszczystego podłoża. Trzeba było biegać ze śródstopia. Po śladach pozostawionych na piasku było widać, jaką techniką biegli pozostali biegacze. Uwierzcie mi, że nie było widać ani jednej odbitej całej podeszwy.
Co jakiś czas przechodziłam do marszu. Żaden doping nie był w stanie zmusić mnie do dłuższego biegu. Bardzo szybko słabłam. Biegłam bardziej górną częścią ciała, niż dolną.
Cały czas starałam się nie zgubić z pola widzenia osób biegnących przede mną. Oprócz braku oznaczenia kilometrów, samo oznaczenie trasy mogło niektórym sprawić problem. Tym bardziej w sytuacji, gdy odstawało się od reszty grupy. Przywiązane gdzieniegdzie taśmy do drzew, kilka chorągiewek, które się przewracały, skutecznie utrudniały orientacje w terenie. Czasami sama musiałem się oddalić dobiegając do kolejnej osoby przede mną, czasami trasa nam się rozwidlała ze względu na dwie kategorie. Nie było łatwo.
Słońce zaczęło przypiekać coraz bardziej. Dobrze, że na trasie były 3 punkty odżywcze. Były one prawdziwym zbawieniem. Już po 3 kilometrze minął mnie starszy pan (najstarszy uczestnik biegu). Tempo miał naprawdę imponujące! Wielki szacunek dla niego. Były momenty, ze już nie potrafiłam biec. Przechodziłam często w kilometrowe marsze.
Po ok 5 km z terenu lekko zalesionego wybiegłam na pustynię. Tam już była prawdziwa patelnia. Zdecydowałam się opróżnić zawartość swoich butów. Przez 5 km czułam nieprzyjemne rozpychanie i ich ciężar. Pozbycie się piasku z butów przyniosło natychmiastową ulgę. Nogi zrobiły się lekkie. Nawet przebiegłam kawałek trasy z przyjemnością, lecz nie trwało to zbyt długo. Po chwili poczułam znajomy ciężar...
Moje białe skarpetki zrobiły się koloru szarego. Nogi po kolana były brudne z piasku. W takich warunkach bardzo łatwo można było sie poddać...Upał, piasek, zagrzebujące się stopy, tempo które trudno było zwiększyć, określona ilość wody to wszystko doprowadzało do tego, że walczyłam ze swoimi słabościami psychicznymi. Do tego palący ból mięśni nóg i niecodzienne obciążenie. Ostatnie trzy kilometry były najgorsze. Meta była w zasięgu wzroku. Nawet bez problemu można było posłuchać spikera.
Jednak odcinek trasy, który musiały pokonać nogi, był wciąż bardzo długi. Miałam wrażenie, że nigdy się nie skończy. Na dodatek do mety prowadził kilometrowy podbieg. Nogi uginały się z wysiłku, a głowa kazała dalej walczyć. Większą połowę musiałam pokonać marszem. Dzięki wspaniałemu dopingowi "moich" wiernych kibiców dobiegłam do mety. I to w całkiem dobrym stylu

Potrafili dodać mi sił.
Bieg zaliczam do bardzo udanych. To była niezapomniana przygoda!

Będę z niecierpliwością czekać na kolejną edycję tego unikalnego biegu.
Wyniki już niebawem
_______________________________________
Tak na marginesie:
mclakiewicz wspomniał ostatnio coś na temat parkujących kobiet. Po wczorajszym biegu wróciłam z ciekawą karteczką za wycieraczką...
