Provitamina - Biegnę! Nie oglądam się za siebie.
Moderator: infernal
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
20 lipca 2013
ZAWODY
VIII Dobrodzieńska Dycha w Dobrodzieniu
Kolejny szczególny bieg za mną... Jednak znajomi mieli rację, że to jedna z fajniejszych imprez biegowych w okolicy. Tym bardziej, że można spotkać tyle znajomych twarzy.
Z naszego forum spotkałam mimika. Dobrze, że wychwycił mnie z tłumu. Miałam wielką nadzieję, spotkać się z Renią…Jednak los chciał inaczej (nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję ).
Co do samego biegu, to nie udało mi się pobić swojego życiowego rekordu. Dlaczego?
Przeanalizowałam wszystko i doszłam do takich wniosków:
1) ogólne przemęczenie – ostatnio na nic nie mam czasu, gonie bez sensu, nie dbam o siebie. Nawet tutaj bywam rzadziej. Dzień przed biegiem nie odpoczęłam nawet chwili.
2) podbiegi na trasie – już pierwszy km był pod górkę. A potem, co jakiś czas pojawiały się długie, dobijające podbiegi. Cały czas czułam to w nogach. Nie wiem czy moje nogi odpuściły pierwsze, czy głowa. Teraz zdecydowanie twierdze, że głowa. Już podczas drugiego km pojawiła się myśl: „co ja tutaj robię?!”.
3) tempo – chciałam pobiec każdy km po 5:20 min/km. Niestety pierwszy km pobiegłam za szybko (4:42 min/km!). Tłum ruszył, a ja za nim. Lotna loteria porwała większość. Za późno się zorientowałam, że pędzę zbyt szybko.
4) biegłam bez kontroli tempa, czasu itp. Był przy mnie mój biegowy towarzysz, który miał zadbać o to by było tak jak należy. Dbał o moje samopoczucie – owszem, ale widocznie za bardzo. Chyba nie miał sumienia mnie poganiać, a szkoda. Gdy stoi się nade mną z batem, daje z siebie więcej. Po 5 km już wiedziałam, że nie osiągnę swojego celu. Jednak dziękuje mu za obecność, za to, że nosił mi wodę, osłaniał przed wiatrem i motywował, gdy było trzeba. Najważniejsze, że po prostu był. Dla mnie.
Ogólnie i tak jestem zadowolona. Fajnie było wziąć udział w tym biegu. Podejrzewam, że za rok pojawię się na nim ponownie
Trochę cyfr.
Jak widać, wyszło słabo...
00:56:32
Open: 522/607
K: 65 /94
K20: 24/27
21 lipca 2013
Dystans: 17.43 km
Czas: 1:53:32
Śred. tempo: 6:30 min/km
Długo czekałam na ten dzień. W końcu mój long, przypomina długie wybieganie. Udało mi się dobrze rozplanowałam dzień (chociaż mogłam wybiec pół godziny wcześniej, by móc zwiększyć kilometraż do 20 km). Jednak i tak jest dobrze. Wybrałam trasę asfaltowo - leśną z elementami krosu pasywnego. Dawno nie czułam tego co dzisiaj - przyjemnego zmęczenia, zadowolenia z treningu i bólu mięśni.
Koniecznie muszę wpleść element siły biegowej. W moim planie treningowym jest jego deficyt. A tak poza tym nadal będę pracować nad prędkością.
Skoro zdecydowałam się wspomnieć o tym na moim blogu, to teraz nie pozostaje mi nic innego, niż się z tego wywiązać...
ZAWODY
VIII Dobrodzieńska Dycha w Dobrodzieniu
Kolejny szczególny bieg za mną... Jednak znajomi mieli rację, że to jedna z fajniejszych imprez biegowych w okolicy. Tym bardziej, że można spotkać tyle znajomych twarzy.
Z naszego forum spotkałam mimika. Dobrze, że wychwycił mnie z tłumu. Miałam wielką nadzieję, spotkać się z Renią…Jednak los chciał inaczej (nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję ).
Co do samego biegu, to nie udało mi się pobić swojego życiowego rekordu. Dlaczego?
Przeanalizowałam wszystko i doszłam do takich wniosków:
1) ogólne przemęczenie – ostatnio na nic nie mam czasu, gonie bez sensu, nie dbam o siebie. Nawet tutaj bywam rzadziej. Dzień przed biegiem nie odpoczęłam nawet chwili.
2) podbiegi na trasie – już pierwszy km był pod górkę. A potem, co jakiś czas pojawiały się długie, dobijające podbiegi. Cały czas czułam to w nogach. Nie wiem czy moje nogi odpuściły pierwsze, czy głowa. Teraz zdecydowanie twierdze, że głowa. Już podczas drugiego km pojawiła się myśl: „co ja tutaj robię?!”.
3) tempo – chciałam pobiec każdy km po 5:20 min/km. Niestety pierwszy km pobiegłam za szybko (4:42 min/km!). Tłum ruszył, a ja za nim. Lotna loteria porwała większość. Za późno się zorientowałam, że pędzę zbyt szybko.
4) biegłam bez kontroli tempa, czasu itp. Był przy mnie mój biegowy towarzysz, który miał zadbać o to by było tak jak należy. Dbał o moje samopoczucie – owszem, ale widocznie za bardzo. Chyba nie miał sumienia mnie poganiać, a szkoda. Gdy stoi się nade mną z batem, daje z siebie więcej. Po 5 km już wiedziałam, że nie osiągnę swojego celu. Jednak dziękuje mu za obecność, za to, że nosił mi wodę, osłaniał przed wiatrem i motywował, gdy było trzeba. Najważniejsze, że po prostu był. Dla mnie.
Ogólnie i tak jestem zadowolona. Fajnie było wziąć udział w tym biegu. Podejrzewam, że za rok pojawię się na nim ponownie
Trochę cyfr.
Jak widać, wyszło słabo...
00:56:32
Open: 522/607
K: 65 /94
K20: 24/27
21 lipca 2013
Dystans: 17.43 km
Czas: 1:53:32
Śred. tempo: 6:30 min/km
Długo czekałam na ten dzień. W końcu mój long, przypomina długie wybieganie. Udało mi się dobrze rozplanowałam dzień (chociaż mogłam wybiec pół godziny wcześniej, by móc zwiększyć kilometraż do 20 km). Jednak i tak jest dobrze. Wybrałam trasę asfaltowo - leśną z elementami krosu pasywnego. Dawno nie czułam tego co dzisiaj - przyjemnego zmęczenia, zadowolenia z treningu i bólu mięśni.
Koniecznie muszę wpleść element siły biegowej. W moim planie treningowym jest jego deficyt. A tak poza tym nadal będę pracować nad prędkością.
Skoro zdecydowałam się wspomnieć o tym na moim blogu, to teraz nie pozostaje mi nic innego, niż się z tego wywiązać...
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
23 lipca 2013
Dystans: 8.01 km
Czas: 0:51:17
Śred. tempo: 6:24 min/km
25 lipca 2013
Dystans: 6.10 km
Czas: 0:41:01
Śred. tempo: 6:33 min/km
Jest już późna godzina, zatem muszę się streszczać...W tym tygodniu biegam wolno, nawet bardzo wolno. Wykluczyłam wszelakiego rodzaju akcenty. Ma być easy Dałam mięśniom odetchnąć. Mam nadzieję, że to wystarczyło..., chociaż jak dłużej nad tym rozmyślam, to nachodzą mnie dziwne obawy. Mam ostatnio zwariowany czas i jednak permanentne zmęczenie jest kroplą, która przelewa czarę. Czy ja przypadkiem nie za dużo ostatnio narzekam?
Jutro muszę rozsądniej zaplanować czas...
A sobota zapowiada się...ciężko. Jak o tym myślę, to do głowy przychodzi mi to. DOSŁOWNIE.
Dystans: 8.01 km
Czas: 0:51:17
Śred. tempo: 6:24 min/km
25 lipca 2013
Dystans: 6.10 km
Czas: 0:41:01
Śred. tempo: 6:33 min/km
Jest już późna godzina, zatem muszę się streszczać...W tym tygodniu biegam wolno, nawet bardzo wolno. Wykluczyłam wszelakiego rodzaju akcenty. Ma być easy Dałam mięśniom odetchnąć. Mam nadzieję, że to wystarczyło..., chociaż jak dłużej nad tym rozmyślam, to nachodzą mnie dziwne obawy. Mam ostatnio zwariowany czas i jednak permanentne zmęczenie jest kroplą, która przelewa czarę. Czy ja przypadkiem nie za dużo ostatnio narzekam?
Jutro muszę rozsądniej zaplanować czas...
A sobota zapowiada się...ciężko. Jak o tym myślę, to do głowy przychodzi mi to. DOSŁOWNIE.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
27 lipca 2013
ZAWODY
(II edycja)
"Nie wiadomo dokładnie, gdzie znajduje się piekło, ale zapewne jakieś diabelskie siedlisko znajdowało się w okolicach Olkusza."
Bieg Herosa należy do biegów ekstremalnych. Jest to jedyny taki bieg w Polsce, gdzie biegacz ma okazję pokonać 10 km po rozżarzonym piasku. Po takim biegu, żadna inna dycha nie jest już taka straszna. Zapraszam na relację z biegu po Pustyni Błędowskiej
Na pustynię wybrałam się kilkoma osobami z GB "Gwarek". To był wyjątkowo szalony i zdeterminowany skład. Jak dobrze, że jesteście!
Weryfikacja zawodnika w Biurze Zawodów przebiegała bardzo szybko. Organizator zapewnił dla chętnych koszulkę startową, oraz drugą (okolicznościową) dla każdego zawodnika na mecie.
Widoki były najlepsze! Start i meta znajdowały się na wzniesieniu, z którego rozlegała się panorama Pustyni Błędowskiej.
Zapowiadana na ten dzień prognoza pogody przewidywała ok 30 stopni. Temperatura piasku to ok 70 stopni. Dobrze, że niebo było częściowo przysłonięte chmurami, momentami spadło trochę kropel deszczu. Ochłody dodawał też delikatny wiatr.
Bieg Herosa miał dwie kategorie: "Lisy Pustyni" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi oraz przeszkodami przygotowanymi przez organizatora – czołganie, przeprawa linowa itp.), oraz "Miraże" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi.
Wybrałam wersję light hard, czyli "Miraże". Start rozpoczął się o punktualnie o 14. Po krótkim objaśnieniu trasy, wszyscy ruszyli przed siebie.
Już po chwili buty nabrały dodatkowego ciężaru. Piasek od razu wypełnił jego wolne przestrzenie. Na początku długi zbieg sprawił, że nogi poruszały się bez większego wysiłku, lecz po chwili kilkadziesiąt biegaczy wyrównało swoje tempo.
Bieg w piasku jest ciężki i niewiele można na nim zdziałać, szczególnie jeśli nie jest się profesjonalistą. Większość osób biegła podobnym tempem, a tylko ci którzy tracili siły odpadali.
Temperatura jak na zachmurzone niebo była wysoka. Co jakiś czas słońce mocno przygrzewało. Już po kilometrze moje buty były wypełnione po brzegi piaskiem, czułam, że brakuje mi miejsca na palce. Jednak postanowiłam biec dalej. Szukałam na trasie wystających kępek traw, lub bardziej stabilnego podłoża (którego było bardzo niewiele). Nogi z trudem wybijały się ze piaszczystego podłoża. Trzeba było biegać ze śródstopia. Po śladach pozostawionych na piasku było widać, jaką techniką biegli pozostali biegacze. Uwierzcie mi, że nie było widać ani jednej odbitej całej podeszwy.
Co jakiś czas przechodziłam do marszu. Żaden doping nie był w stanie zmusić mnie do dłuższego biegu. Bardzo szybko słabłam. Biegłam bardziej górną częścią ciała, niż dolną.
Cały czas starałam się nie zgubić z pola widzenia osób biegnących przede mną. Oprócz braku oznaczenia kilometrów, samo oznaczenie trasy mogło niektórym sprawić problem. Tym bardziej w sytuacji, gdy odstawało się od reszty grupy. Przywiązane gdzieniegdzie taśmy do drzew, kilka chorągiewek, które się przewracały, skutecznie utrudniały orientacje w terenie. Czasami sama musiałem się oddalić dobiegając do kolejnej osoby przede mną, czasami trasa nam się rozwidlała ze względu na dwie kategorie. Nie było łatwo.
Słońce zaczęło przypiekać coraz bardziej. Dobrze, że na trasie były 3 punkty odżywcze. Były one prawdziwym zbawieniem. Już po 3 kilometrze minął mnie starszy pan (najstarszy uczestnik biegu). Tempo miał naprawdę imponujące! Wielki szacunek dla niego. Były momenty, ze już nie potrafiłam biec. Przechodziłam często w kilometrowe marsze.
Po ok 5 km z terenu lekko zalesionego wybiegłam na pustynię. Tam już była prawdziwa patelnia. Zdecydowałam się opróżnić zawartość swoich butów. Przez 5 km czułam nieprzyjemne rozpychanie i ich ciężar. Pozbycie się piasku z butów przyniosło natychmiastową ulgę. Nogi zrobiły się lekkie. Nawet przebiegłam kawałek trasy z przyjemnością, lecz nie trwało to zbyt długo. Po chwili poczułam znajomy ciężar...
Moje białe skarpetki zrobiły się koloru szarego. Nogi po kolana były brudne z piasku. W takich warunkach bardzo łatwo można było sie poddać...Upał, piasek, zagrzebujące się stopy, tempo które trudno było zwiększyć, określona ilość wody to wszystko doprowadzało do tego, że walczyłam ze swoimi słabościami psychicznymi. Do tego palący ból mięśni nóg i niecodzienne obciążenie. Ostatnie trzy kilometry były najgorsze. Meta była w zasięgu wzroku. Nawet bez problemu można było posłuchać spikera.
Jednak odcinek trasy, który musiały pokonać nogi, był wciąż bardzo długi. Miałam wrażenie, że nigdy się nie skończy. Na dodatek do mety prowadził kilometrowy podbieg. Nogi uginały się z wysiłku, a głowa kazała dalej walczyć. Większą połowę musiałam pokonać marszem. Dzięki wspaniałemu dopingowi "moich" wiernych kibiców dobiegłam do mety. I to w całkiem dobrym stylu Potrafili dodać mi sił.
Bieg zaliczam do bardzo udanych. To była niezapomniana przygoda! Będę z niecierpliwością czekać na kolejną edycję tego unikalnego biegu.
Wyniki już niebawem
_______________________________________
Tak na marginesie:
mclakiewicz wspomniał ostatnio coś na temat parkujących kobiet. Po wczorajszym biegu wróciłam z ciekawą karteczką za wycieraczką...
ZAWODY
(II edycja)
"Nie wiadomo dokładnie, gdzie znajduje się piekło, ale zapewne jakieś diabelskie siedlisko znajdowało się w okolicach Olkusza."
Bieg Herosa należy do biegów ekstremalnych. Jest to jedyny taki bieg w Polsce, gdzie biegacz ma okazję pokonać 10 km po rozżarzonym piasku. Po takim biegu, żadna inna dycha nie jest już taka straszna. Zapraszam na relację z biegu po Pustyni Błędowskiej
Na pustynię wybrałam się kilkoma osobami z GB "Gwarek". To był wyjątkowo szalony i zdeterminowany skład. Jak dobrze, że jesteście!
Weryfikacja zawodnika w Biurze Zawodów przebiegała bardzo szybko. Organizator zapewnił dla chętnych koszulkę startową, oraz drugą (okolicznościową) dla każdego zawodnika na mecie.
Widoki były najlepsze! Start i meta znajdowały się na wzniesieniu, z którego rozlegała się panorama Pustyni Błędowskiej.
Zapowiadana na ten dzień prognoza pogody przewidywała ok 30 stopni. Temperatura piasku to ok 70 stopni. Dobrze, że niebo było częściowo przysłonięte chmurami, momentami spadło trochę kropel deszczu. Ochłody dodawał też delikatny wiatr.
Bieg Herosa miał dwie kategorie: "Lisy Pustyni" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi oraz przeszkodami przygotowanymi przez organizatora – czołganie, przeprawa linowa itp.), oraz "Miraże" - trasa poprowadzona przez pustynię z naturalnymi urozmaiceniami pustynnymi.
Wybrałam wersję light hard, czyli "Miraże". Start rozpoczął się o punktualnie o 14. Po krótkim objaśnieniu trasy, wszyscy ruszyli przed siebie.
Już po chwili buty nabrały dodatkowego ciężaru. Piasek od razu wypełnił jego wolne przestrzenie. Na początku długi zbieg sprawił, że nogi poruszały się bez większego wysiłku, lecz po chwili kilkadziesiąt biegaczy wyrównało swoje tempo.
Bieg w piasku jest ciężki i niewiele można na nim zdziałać, szczególnie jeśli nie jest się profesjonalistą. Większość osób biegła podobnym tempem, a tylko ci którzy tracili siły odpadali.
Temperatura jak na zachmurzone niebo była wysoka. Co jakiś czas słońce mocno przygrzewało. Już po kilometrze moje buty były wypełnione po brzegi piaskiem, czułam, że brakuje mi miejsca na palce. Jednak postanowiłam biec dalej. Szukałam na trasie wystających kępek traw, lub bardziej stabilnego podłoża (którego było bardzo niewiele). Nogi z trudem wybijały się ze piaszczystego podłoża. Trzeba było biegać ze śródstopia. Po śladach pozostawionych na piasku było widać, jaką techniką biegli pozostali biegacze. Uwierzcie mi, że nie było widać ani jednej odbitej całej podeszwy.
Co jakiś czas przechodziłam do marszu. Żaden doping nie był w stanie zmusić mnie do dłuższego biegu. Bardzo szybko słabłam. Biegłam bardziej górną częścią ciała, niż dolną.
Cały czas starałam się nie zgubić z pola widzenia osób biegnących przede mną. Oprócz braku oznaczenia kilometrów, samo oznaczenie trasy mogło niektórym sprawić problem. Tym bardziej w sytuacji, gdy odstawało się od reszty grupy. Przywiązane gdzieniegdzie taśmy do drzew, kilka chorągiewek, które się przewracały, skutecznie utrudniały orientacje w terenie. Czasami sama musiałem się oddalić dobiegając do kolejnej osoby przede mną, czasami trasa nam się rozwidlała ze względu na dwie kategorie. Nie było łatwo.
Słońce zaczęło przypiekać coraz bardziej. Dobrze, że na trasie były 3 punkty odżywcze. Były one prawdziwym zbawieniem. Już po 3 kilometrze minął mnie starszy pan (najstarszy uczestnik biegu). Tempo miał naprawdę imponujące! Wielki szacunek dla niego. Były momenty, ze już nie potrafiłam biec. Przechodziłam często w kilometrowe marsze.
Po ok 5 km z terenu lekko zalesionego wybiegłam na pustynię. Tam już była prawdziwa patelnia. Zdecydowałam się opróżnić zawartość swoich butów. Przez 5 km czułam nieprzyjemne rozpychanie i ich ciężar. Pozbycie się piasku z butów przyniosło natychmiastową ulgę. Nogi zrobiły się lekkie. Nawet przebiegłam kawałek trasy z przyjemnością, lecz nie trwało to zbyt długo. Po chwili poczułam znajomy ciężar...
Moje białe skarpetki zrobiły się koloru szarego. Nogi po kolana były brudne z piasku. W takich warunkach bardzo łatwo można było sie poddać...Upał, piasek, zagrzebujące się stopy, tempo które trudno było zwiększyć, określona ilość wody to wszystko doprowadzało do tego, że walczyłam ze swoimi słabościami psychicznymi. Do tego palący ból mięśni nóg i niecodzienne obciążenie. Ostatnie trzy kilometry były najgorsze. Meta była w zasięgu wzroku. Nawet bez problemu można było posłuchać spikera.
Jednak odcinek trasy, który musiały pokonać nogi, był wciąż bardzo długi. Miałam wrażenie, że nigdy się nie skończy. Na dodatek do mety prowadził kilometrowy podbieg. Nogi uginały się z wysiłku, a głowa kazała dalej walczyć. Większą połowę musiałam pokonać marszem. Dzięki wspaniałemu dopingowi "moich" wiernych kibiców dobiegłam do mety. I to w całkiem dobrym stylu Potrafili dodać mi sił.
Bieg zaliczam do bardzo udanych. To była niezapomniana przygoda! Będę z niecierpliwością czekać na kolejną edycję tego unikalnego biegu.
Wyniki już niebawem
_______________________________________
Tak na marginesie:
mclakiewicz wspomniał ostatnio coś na temat parkujących kobiet. Po wczorajszym biegu wróciłam z ciekawą karteczką za wycieraczką...
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
Wyniki II Biegu Herosa: Miraże (10 km)
Open: 66/72
K: 6/12
Czas: 1:32:47
Open: 66/72
K: 6/12
Czas: 1:32:47
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
31 lipca 2013
Dystans: 6.33 km
Czas: 0:37:25
Śred. tempo: 5:55 min/km
Nigdy nie myślałam, że doczekam chwili, kiedy ja - wieczorna biegaczka, będę zmuszona biegać rano. Nie ukrywam, że miałam problem, by opuścić swoje łóżko, które nagle stało się wygodne jak nigdy przedtem Wstępnie miałam wybiec o 6:30. Ostatecznie wybiegłam po 8 Trasa była zacieniona (to się zdarza tylko rankiem), więc było całkiem przyjemnie.
Po Biegu Herosa czułam niektóre mięśnie, więc trening miał na celu delikatne rozbieganie. Jak widać po tempie, odrobinę mnie poniosło. Po takim miłym początku dnia, aż chce się iść do pracy.
____________________________
Koniec lipca.
Podsumowanie:
Pokonany dystans: 126.62 km (podobnie jak miesiąc temu)
Czas: 13:33:59
Śred. tempo: 6:25 min/km (rewelacji nie ma))
Liczba treningów: 15
01 sierpnia 2013
Dystans: 10.77 km
Czas: 1:08:28
Śred. tempo: 6:22 min/km
Zachciało mi sie zmiany otoczenia. Na moich trasach wieje nudą, więc nowe walory przyrodnicze w postaci jeziora i lasu skąpanego w blasku zachodzącego słońca pozytywnie na mnie podziałały. Trasa asfaltowo-szutrowa. Trochę podbiegów i zbiegów (często o dużym nachyleniu). Jakieś 1,5 km BARDZO szybkiej trasy. Ta podobała mi się najbardziej! Jednak ze względu na późną porę i niespodziewane wkradanie sie mroku, zrobiło się niebezpieczne. Leśny, kręty odcinek z wąską ścieżką krył w sobie wiele niespodzianek. Wystające korzenie drzew nie były już tak widoczne, jak za dnia. Miałam wiele szczęścia potykając sie o jeden z nich... W locie łapałam równowagę, by móc z powrotem przyjąć pozycję pionową. O mały włos, zostawiłabym swój mózg na drzewie... Zrobiło się gorąco...z wrażenia.
Stwierdzam, że telefon nie nadaje się do oświetlania leśnych ścieżek po zmroku. Kompletnie sie nie nadaje...
02 sierpnia 2013
Dystans: 6.51 km
Czas: 0:38:07
Śred. tempo: 5:51 min/km
A dziś w planie miało być 5 km drugiego zakresu i 1,5 km truchtu.
1 km - 5:44 min/km
2 km - 5:57 min/km
3 km - 5:32 min/km
4 km - 5:53 min/km
5 km - 5:37 min/km
Wyszło słabo. Jednak nie dziwię się, to mój trzeci trening z rzędu. Organizm domaga się odpoczynku. Muszę pomyślę, co z tym zrobić...
Niestety znów wybiegłam zbyt późno. O 21 z minutami jest już ciemno, szczególnie przy lesie. Musze albo wyjść wcześniej na trening, albo zmienić trasę. O tej porze grasują nietoperze...
POWODZENIA DLA TYCH, KTÓRZY BIEGNĄ W MARATONIE KARKONOSKIM W SZKLARSKIEJ PORĘBIE!
Dystans: 6.33 km
Czas: 0:37:25
Śred. tempo: 5:55 min/km
Nigdy nie myślałam, że doczekam chwili, kiedy ja - wieczorna biegaczka, będę zmuszona biegać rano. Nie ukrywam, że miałam problem, by opuścić swoje łóżko, które nagle stało się wygodne jak nigdy przedtem Wstępnie miałam wybiec o 6:30. Ostatecznie wybiegłam po 8 Trasa była zacieniona (to się zdarza tylko rankiem), więc było całkiem przyjemnie.
Po Biegu Herosa czułam niektóre mięśnie, więc trening miał na celu delikatne rozbieganie. Jak widać po tempie, odrobinę mnie poniosło. Po takim miłym początku dnia, aż chce się iść do pracy.
____________________________
Koniec lipca.
Podsumowanie:
Pokonany dystans: 126.62 km (podobnie jak miesiąc temu)
Czas: 13:33:59
Śred. tempo: 6:25 min/km (rewelacji nie ma))
Liczba treningów: 15
01 sierpnia 2013
Dystans: 10.77 km
Czas: 1:08:28
Śred. tempo: 6:22 min/km
Zachciało mi sie zmiany otoczenia. Na moich trasach wieje nudą, więc nowe walory przyrodnicze w postaci jeziora i lasu skąpanego w blasku zachodzącego słońca pozytywnie na mnie podziałały. Trasa asfaltowo-szutrowa. Trochę podbiegów i zbiegów (często o dużym nachyleniu). Jakieś 1,5 km BARDZO szybkiej trasy. Ta podobała mi się najbardziej! Jednak ze względu na późną porę i niespodziewane wkradanie sie mroku, zrobiło się niebezpieczne. Leśny, kręty odcinek z wąską ścieżką krył w sobie wiele niespodzianek. Wystające korzenie drzew nie były już tak widoczne, jak za dnia. Miałam wiele szczęścia potykając sie o jeden z nich... W locie łapałam równowagę, by móc z powrotem przyjąć pozycję pionową. O mały włos, zostawiłabym swój mózg na drzewie... Zrobiło się gorąco...z wrażenia.
Stwierdzam, że telefon nie nadaje się do oświetlania leśnych ścieżek po zmroku. Kompletnie sie nie nadaje...
02 sierpnia 2013
Dystans: 6.51 km
Czas: 0:38:07
Śred. tempo: 5:51 min/km
A dziś w planie miało być 5 km drugiego zakresu i 1,5 km truchtu.
1 km - 5:44 min/km
2 km - 5:57 min/km
3 km - 5:32 min/km
4 km - 5:53 min/km
5 km - 5:37 min/km
Wyszło słabo. Jednak nie dziwię się, to mój trzeci trening z rzędu. Organizm domaga się odpoczynku. Muszę pomyślę, co z tym zrobić...
Niestety znów wybiegłam zbyt późno. O 21 z minutami jest już ciemno, szczególnie przy lesie. Musze albo wyjść wcześniej na trening, albo zmienić trasę. O tej porze grasują nietoperze...
POWODZENIA DLA TYCH, KTÓRZY BIEGNĄ W MARATONIE KARKONOSKIM W SZKLARSKIEJ PORĘBIE!
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
04 sierpnia 2013
Dystans: 6.50 km
Czas: 0:45:53
Śred. tempo: 7:03 min/km
Wybiegłam z samego rana. Wieczorem czasu nie będzie, więc musiałam go znaleźć od razu po przebudzeniu. W planie były rytmy. Skoro w czwartek pobiegłam coś średnio dłuższego, to tym razem nastawiłam się na bieg krótszy, ale z naciskiem na prędkość. Umysł o tej godzinie jeszcze spał, więc nawet nie zdążyłam poszukać wymówek, a już biegłam.
Pierwszy km miał być rozgrzewką poniżej 6 min/km. Wyszło 6:20 min/km.
Warunki nie były najlepsze. Mimo wczesnej pory, temperatura była już wysoka, a ja musiałam biec w stronę słońca.
Postanowiłam łapać każdy cień, więc biegłam pod każdym napotkanym drzewkiem. W pewnym momencie wpadłam w oblepiającą siec pewnego Jegomościa...a że mam arachnofobię, była to najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać.
Długo szukałam na sobie tego cholernego stworzenia...a czas płynął i płynął...Nie zastopowałam licznika. W tym momencie odechciało mi sie wszystkiego. Jednak głupio było mi wrócić do domu po 1,5 km.
Drugi km wyszedł 8:19 min/km. Świetnie! Od tego momentu walczyłam ze sobą. Byle by dobiec do lasu. Byle by dobiec do połowy trasy. A może by tak pobiec tylko 4 km? Nie! Pobiegnę do samego końca.
Nogi poruszały sie techniką szurającą. Nie było mowy o czymś bardziej sprężystym i lekkim. Nie było też przyjemności. Nogi były niczym nie moje...Ciężkie, buntujące się. Nawet miałam chwilę pokusy, by przejść do marszu. Jednak chęć jak najszybszego powrotu do domu, uświadamiała mi, że nie warto tego robić. O rytmach szybko zapomniałam. Wydolnościowo było ok, ale siły nie było żadnej. Jedynie psychikę potrenowałam. Zawsze to coś!
Dystans: 6.50 km
Czas: 0:45:53
Śred. tempo: 7:03 min/km
Wybiegłam z samego rana. Wieczorem czasu nie będzie, więc musiałam go znaleźć od razu po przebudzeniu. W planie były rytmy. Skoro w czwartek pobiegłam coś średnio dłuższego, to tym razem nastawiłam się na bieg krótszy, ale z naciskiem na prędkość. Umysł o tej godzinie jeszcze spał, więc nawet nie zdążyłam poszukać wymówek, a już biegłam.
Pierwszy km miał być rozgrzewką poniżej 6 min/km. Wyszło 6:20 min/km.
Warunki nie były najlepsze. Mimo wczesnej pory, temperatura była już wysoka, a ja musiałam biec w stronę słońca.
Postanowiłam łapać każdy cień, więc biegłam pod każdym napotkanym drzewkiem. W pewnym momencie wpadłam w oblepiającą siec pewnego Jegomościa...a że mam arachnofobię, była to najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać.
Długo szukałam na sobie tego cholernego stworzenia...a czas płynął i płynął...Nie zastopowałam licznika. W tym momencie odechciało mi sie wszystkiego. Jednak głupio było mi wrócić do domu po 1,5 km.
Drugi km wyszedł 8:19 min/km. Świetnie! Od tego momentu walczyłam ze sobą. Byle by dobiec do lasu. Byle by dobiec do połowy trasy. A może by tak pobiec tylko 4 km? Nie! Pobiegnę do samego końca.
Nogi poruszały sie techniką szurającą. Nie było mowy o czymś bardziej sprężystym i lekkim. Nie było też przyjemności. Nogi były niczym nie moje...Ciężkie, buntujące się. Nawet miałam chwilę pokusy, by przejść do marszu. Jednak chęć jak najszybszego powrotu do domu, uświadamiała mi, że nie warto tego robić. O rytmach szybko zapomniałam. Wydolnościowo było ok, ale siły nie było żadnej. Jedynie psychikę potrenowałam. Zawsze to coś!
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
10 sierpnia 2013
Dystans: 12.02 km
Czas: 1:11:19
Śred. tempo: 5:56 min/km
Po kilku dniowej nieobecności na ścieżkach biegowych, pojawiam sie ponownie. Zaplanowałam sobie coś dłuższego (min 10 km), a że dziś nie biegłam samotnie, miałam silną pokusę, by dołożyć do tego ok 8 km. Trasa asfaltowo - leśna. Pogoda w sam raz na bieganie. Delikatna mżawka, temperatura umiarkowana. Organizm po 5 dniach "bezczynności biegowej" był spragniony wysiłku. Po ok 5 km deszcz zaczął padać mocniej. Z tego też powodu skończyłam swoje dłuższe wybieganie na 12 km. Wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki. Oby tylko wyschły buty do jutra.
Dystans: 12.02 km
Czas: 1:11:19
Śred. tempo: 5:56 min/km
Po kilku dniowej nieobecności na ścieżkach biegowych, pojawiam sie ponownie. Zaplanowałam sobie coś dłuższego (min 10 km), a że dziś nie biegłam samotnie, miałam silną pokusę, by dołożyć do tego ok 8 km. Trasa asfaltowo - leśna. Pogoda w sam raz na bieganie. Delikatna mżawka, temperatura umiarkowana. Organizm po 5 dniach "bezczynności biegowej" był spragniony wysiłku. Po ok 5 km deszcz zaczął padać mocniej. Z tego też powodu skończyłam swoje dłuższe wybieganie na 12 km. Wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki. Oby tylko wyschły buty do jutra.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
11 sierpnia 2013
Dystans: 10.34
Czas: 1:04:31
Śred. tempo: 6:15 min/km
Po wczorajszym treningu w rzęsistym deszczu ucierpiał mój tel. Sam ścisza muzykę, gdy ja próbuję dać głośniej. Miałam wrażenie, jak by niewidzialna ręka robiła mi na przekór. Na dodatek od 8 km zaczęło mnie boleć biodro, tak dziwnie...od zewnętrznej strony. Mimo bólu postanowiłam pobiec dalej, łudząc się, że to chwilowa dolegliwość. Niestety...Kulejącym truchtem musiałam wrócić do domu. Podobno takich sygnałów sie nie lekceważy...
Dystans: 10.34
Czas: 1:04:31
Śred. tempo: 6:15 min/km
Po wczorajszym treningu w rzęsistym deszczu ucierpiał mój tel. Sam ścisza muzykę, gdy ja próbuję dać głośniej. Miałam wrażenie, jak by niewidzialna ręka robiła mi na przekór. Na dodatek od 8 km zaczęło mnie boleć biodro, tak dziwnie...od zewnętrznej strony. Mimo bólu postanowiłam pobiec dalej, łudząc się, że to chwilowa dolegliwość. Niestety...Kulejącym truchtem musiałam wrócić do domu. Podobno takich sygnałów sie nie lekceważy...
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
15 sierpnia 2013
Dystans: 9.41 km
Czas: 1:00:01
Śred. tempo: 6:22 min/km
Ostatnio opuściłam sie, zaniedbałam swoją formę - krótko mówiąc dopadł mnie leń Ciężko go wytępić. Jednak to, że od czasu do czasu zrobię trening, oznacza, że staram się z nim walczyć z całych sił. Jednak zamiast progresu, jest regres. Niestety. Nie mam siły na mocniejsze akcenty, więc biegam średnie dystanse w pierwszym zakresie.
Tego dnia wybiegłam z rana (ok 10). Niestety cała trasa była skąpana w słońcu. Było ciężko...Za ciężko. Jednak plan zakładał 60' biegu. Trzeba było to zrealizować.
16 sierpnia 2013
Dystans: 11.45
Czas: 1:08:39
Śred. tempo: 5:59 min/km
Jak ja lubię wieczorne bieganie. Kilkakrotny poranny trening utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem tylko i wyłącznie wieczorną biegaczką. Każdy trening, który realizuję do południa jest poprostu kiepski i tyle. Dzisiaj było przyjemnie! Może dzisiejszy występ Bolta mnie tak nakręcił Tym razem przyśpieszyłam W planie było 60' poniżej 6 min/km + trucht. Jutro znów spróbuję coś pobiegać. Za miesiąc Półmaraton Bytomski. Fajnie było by poprawić swój ostatni wynik...
Dystans: 9.41 km
Czas: 1:00:01
Śred. tempo: 6:22 min/km
Ostatnio opuściłam sie, zaniedbałam swoją formę - krótko mówiąc dopadł mnie leń Ciężko go wytępić. Jednak to, że od czasu do czasu zrobię trening, oznacza, że staram się z nim walczyć z całych sił. Jednak zamiast progresu, jest regres. Niestety. Nie mam siły na mocniejsze akcenty, więc biegam średnie dystanse w pierwszym zakresie.
Tego dnia wybiegłam z rana (ok 10). Niestety cała trasa była skąpana w słońcu. Było ciężko...Za ciężko. Jednak plan zakładał 60' biegu. Trzeba było to zrealizować.
16 sierpnia 2013
Dystans: 11.45
Czas: 1:08:39
Śred. tempo: 5:59 min/km
Jak ja lubię wieczorne bieganie. Kilkakrotny poranny trening utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem tylko i wyłącznie wieczorną biegaczką. Każdy trening, który realizuję do południa jest poprostu kiepski i tyle. Dzisiaj było przyjemnie! Może dzisiejszy występ Bolta mnie tak nakręcił Tym razem przyśpieszyłam W planie było 60' poniżej 6 min/km + trucht. Jutro znów spróbuję coś pobiegać. Za miesiąc Półmaraton Bytomski. Fajnie było by poprawić swój ostatni wynik...
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
18 sierpnia 2013
Dystans: 12 km
Czas: 1:22:47
Śred. tempo: 6:53 min/km
To była piękna, słoneczna niedziela...Plan był taki, że pół dnia sie opalam nad wodą, a wieczorem wskakuje w biegowe ciuszki i robię dłuższe wybieganie wokół zalewu. Zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy, w tym mnóstwo niezdrowego jedzenia (nad wodą zawsze odczuwa sie większy głód) i już o 13:30 leżałam sobie na plaży. Wiadomo, że leżenie w słonku męczy, a gdy się jeszcze na przemian je i śpi, to człowiek po takiej dawce czuje się do niczego.
O 19:30 nadszedł czas na realizację drugiej części planu. Termometr wskazywał 27 stopni, jednak trzeba było już wybiec, by zdążyć przed zapadającym zmrokiem. Czasu było nie wiele...Pierwsze 3 km poszły całkiem gładko. Jednak upał dawał sie we znaki. Na dodatek było duszno, a wiatr który do wieczora chłodził ciało, nagle znikł. Odcinek leśny był zbawieniem. Moja ulubiona szybka trasa nie zawiodła mnie. Jednak zmęczenie organizmu było odczuwalne z każdym km. Po jednej pętli miałam już dość. Jednak by nie wstydzić sie przed Wami (bo przed sobą nie odczuwałabym wstydu) postanowiłam zrealizować swoje postanowienia. Drugą pętle pobiegłam odwrotnie. Robiło sie coraz ciemniej, więc nie można było ryzykować. Niestety pokonanie szybkiej trasy od drugiej strony było dużym wyzwaniem. Podbiegi dawały w kość. Było ciężko...Ślimaczym tempem udało mi sie pokonać ten dystans. Teraz miało być już tylko lepiej. Jednak z każdym następnym km utwierdzałam się w przekonaniu, że jednak sie myliłam. Nie da sie biec w kompletnej ciemności (jednak starałam sie to robić). Brak jakiegokolwiek światła (chociaż światła księżyca) nawet najprostszą trasę zmieni na najtrudniejszą. Nie wiedziałam gdzie stawiać kolejny krok, bowiem droga asfaltowa, po której biegłam była często dziurawa. Ostatnie 6 km wyszło powyżej 7 min/km. Nie taki był plan, ale cóż...Nie tempo jest najważniejsze, tylko każdy kilometr który się pokonuje na własnych nogach.
Dystans: 12 km
Czas: 1:22:47
Śred. tempo: 6:53 min/km
To była piękna, słoneczna niedziela...Plan był taki, że pół dnia sie opalam nad wodą, a wieczorem wskakuje w biegowe ciuszki i robię dłuższe wybieganie wokół zalewu. Zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy, w tym mnóstwo niezdrowego jedzenia (nad wodą zawsze odczuwa sie większy głód) i już o 13:30 leżałam sobie na plaży. Wiadomo, że leżenie w słonku męczy, a gdy się jeszcze na przemian je i śpi, to człowiek po takiej dawce czuje się do niczego.
O 19:30 nadszedł czas na realizację drugiej części planu. Termometr wskazywał 27 stopni, jednak trzeba było już wybiec, by zdążyć przed zapadającym zmrokiem. Czasu było nie wiele...Pierwsze 3 km poszły całkiem gładko. Jednak upał dawał sie we znaki. Na dodatek było duszno, a wiatr który do wieczora chłodził ciało, nagle znikł. Odcinek leśny był zbawieniem. Moja ulubiona szybka trasa nie zawiodła mnie. Jednak zmęczenie organizmu było odczuwalne z każdym km. Po jednej pętli miałam już dość. Jednak by nie wstydzić sie przed Wami (bo przed sobą nie odczuwałabym wstydu) postanowiłam zrealizować swoje postanowienia. Drugą pętle pobiegłam odwrotnie. Robiło sie coraz ciemniej, więc nie można było ryzykować. Niestety pokonanie szybkiej trasy od drugiej strony było dużym wyzwaniem. Podbiegi dawały w kość. Było ciężko...Ślimaczym tempem udało mi sie pokonać ten dystans. Teraz miało być już tylko lepiej. Jednak z każdym następnym km utwierdzałam się w przekonaniu, że jednak sie myliłam. Nie da sie biec w kompletnej ciemności (jednak starałam sie to robić). Brak jakiegokolwiek światła (chociaż światła księżyca) nawet najprostszą trasę zmieni na najtrudniejszą. Nie wiedziałam gdzie stawiać kolejny krok, bowiem droga asfaltowa, po której biegłam była często dziurawa. Ostatnie 6 km wyszło powyżej 7 min/km. Nie taki był plan, ale cóż...Nie tempo jest najważniejsze, tylko każdy kilometr który się pokonuje na własnych nogach.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
21 sierpnia 2013
Dystans: 8 km
Czas: 0:45:13
Śred. tempo: 5:39 min/km
Dzisiaj przyszła pora na mocniejszy akcent Oj dawno tego u mnie nie było...
Na początek zrobiłam 2 km rozgrzewki. Miało wyjść powyżej 6 min/km, ale wyszło nieco szybciej. Potem przyszła kolej na tysiączki. Zrobiłam trzy na minutową przerwę. Każdy miał wyjść w granicach 5:10 - 5:15 min/km.
1 km - 5:12 min/km
2 km - 5:06 min/km
3 km - 5:09 min/km
Na koniec 3 km w komfortowym tempie.
Dystans: 8 km
Czas: 0:45:13
Śred. tempo: 5:39 min/km
Dzisiaj przyszła pora na mocniejszy akcent Oj dawno tego u mnie nie było...
Na początek zrobiłam 2 km rozgrzewki. Miało wyjść powyżej 6 min/km, ale wyszło nieco szybciej. Potem przyszła kolej na tysiączki. Zrobiłam trzy na minutową przerwę. Każdy miał wyjść w granicach 5:10 - 5:15 min/km.
1 km - 5:12 min/km
2 km - 5:06 min/km
3 km - 5:09 min/km
Na koniec 3 km w komfortowym tempie.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
24 sierpnia 2013
Dystans: 17.91 km
Czas: 2:24:45
Sred. tempo: 8:04 min/km
Trening plażowy, podobnie jak górski, jest specyficzny. Bez wątpienia! Miałam okazje sie o tym przekonać Ogólnie bieganie po plaży jest jednym z najbardziej sielankowych wyobrażeń. Ciągnąca się daleko poza naszym zasięgiem plaża sprawia, ze ma się ochotę biec przed siebie. Mimo, ze bieg po plaży jest przyjemny wizualnie (morze ma w sobie coś pociągającego) to może być również pożyteczny jako ćwiczenie siły biegowej.
W planie miałam dobiec z Kołobrzegu do Ustronia Morskiego. Na trening wybrałam się wieczorem ok 19. To by absolutnie wspaniały moment. Cala plaża była do mojej dyspozycji. Jedynymi przeszkodami, jakie napotykałam na swojej drodze były falochrony. Pojawiały się co kilkanaście metrów, zmuszając mnie do ich przeskakiwania. Takim o to sposobem dołożyłam sobie do biegu ogólnorozwojowe. O szybszym bieganiu nie było mowy. Zresztą dystans wybrałam duży, wiec mięśnie i ścięgna miały i tak już trudna robotę do wykonania.
Starałam się biec po twardszym jak i po miękkim piasku. Bieg tuż nad brzegiem morza, w strefie, która omywają fale jest najczęściej bardzo nierówny. Podłoże jest nachylone w kierunku morza, przez to biegnąc wzdłuż stale stawiamy jedną nogę wyżej, drugą niżej. Jeśli biegniemy dalej od brzegu - na sypkim piasku - jest znacznie ciężej, ale nogi pracują równo.
Nie zabrakło tez treningu na skoczność i refleks - przez cały czas musiałam być skoncentrowana, by fala mnie nie podmyła a i tak się nie udało. Na początku bałam się zamoczyć swoje buty, potem okazało się, ze tak naprawdę była to rewelacyjna ulga dla stop. Niczym SPA
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niestety do Ustronia Morskiego miałam jeszcze ok 5 - 7 km. Nie mogłam ryzykować i postanowiłam wrócić do Kołobrzegu. Nie chciałam biec w kompletnych ciemnościach. Odcinek, który wybrałam i tak był sam w sobie rewelacyjny. Oby bieganie po plaży, niemal wśród fal, zaprocentowało podczas zbliżającego się półmaratonu.
Oby. Oby.
A zresztą, nawet gdyby nie miało zaprocentować, to i tak było warto. Niestety nie zdobyłam się na chwile cudownego szaleństwa i nie pobiegłam boso. Miałam to w planie i chciałam to zrobić podczas ostatniego kilometra, ale ściemniło się już na tyle, ze nie widziałam, po czym dokładnie biegnę. Mój biegowy towarzysz by bardziej szalony i pozbył się butów znacznie wcześniej. Ehhh...jaki miły dla ucha był ten chlupot wody z pod stop. Do tego szum morza, fale...Głupia ja, ze tego nie spróbowałam. A tak poza tym bezcenne były miny napotkanych osób, których pytaliśmy czy daleko jeszcze do Morskiego Oka...
Nierówności terenu dały mi się we znaki. Po biegu odczuwałam ból kolan, jednak i tak nie było najgorzej :)Dotychczas nieraz myślałam, że takie bieganie po plaży to jedynie sceny z hollywoodzkich filmów. A dziś nieco zazdroszczę tym, którzy na północy mieszkają i co dzień mogą trenować nad samym morzem. O, szczęśliwcy, nie wiecie nawet, jak wielkie szczęście Was spotkało.
Dystans: 17.91 km
Czas: 2:24:45
Sred. tempo: 8:04 min/km
Trening plażowy, podobnie jak górski, jest specyficzny. Bez wątpienia! Miałam okazje sie o tym przekonać Ogólnie bieganie po plaży jest jednym z najbardziej sielankowych wyobrażeń. Ciągnąca się daleko poza naszym zasięgiem plaża sprawia, ze ma się ochotę biec przed siebie. Mimo, ze bieg po plaży jest przyjemny wizualnie (morze ma w sobie coś pociągającego) to może być również pożyteczny jako ćwiczenie siły biegowej.
W planie miałam dobiec z Kołobrzegu do Ustronia Morskiego. Na trening wybrałam się wieczorem ok 19. To by absolutnie wspaniały moment. Cala plaża była do mojej dyspozycji. Jedynymi przeszkodami, jakie napotykałam na swojej drodze były falochrony. Pojawiały się co kilkanaście metrów, zmuszając mnie do ich przeskakiwania. Takim o to sposobem dołożyłam sobie do biegu ogólnorozwojowe. O szybszym bieganiu nie było mowy. Zresztą dystans wybrałam duży, wiec mięśnie i ścięgna miały i tak już trudna robotę do wykonania.
Starałam się biec po twardszym jak i po miękkim piasku. Bieg tuż nad brzegiem morza, w strefie, która omywają fale jest najczęściej bardzo nierówny. Podłoże jest nachylone w kierunku morza, przez to biegnąc wzdłuż stale stawiamy jedną nogę wyżej, drugą niżej. Jeśli biegniemy dalej od brzegu - na sypkim piasku - jest znacznie ciężej, ale nogi pracują równo.
Nie zabrakło tez treningu na skoczność i refleks - przez cały czas musiałam być skoncentrowana, by fala mnie nie podmyła a i tak się nie udało. Na początku bałam się zamoczyć swoje buty, potem okazało się, ze tak naprawdę była to rewelacyjna ulga dla stop. Niczym SPA
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niestety do Ustronia Morskiego miałam jeszcze ok 5 - 7 km. Nie mogłam ryzykować i postanowiłam wrócić do Kołobrzegu. Nie chciałam biec w kompletnych ciemnościach. Odcinek, który wybrałam i tak był sam w sobie rewelacyjny. Oby bieganie po plaży, niemal wśród fal, zaprocentowało podczas zbliżającego się półmaratonu.
Oby. Oby.
A zresztą, nawet gdyby nie miało zaprocentować, to i tak było warto. Niestety nie zdobyłam się na chwile cudownego szaleństwa i nie pobiegłam boso. Miałam to w planie i chciałam to zrobić podczas ostatniego kilometra, ale ściemniło się już na tyle, ze nie widziałam, po czym dokładnie biegnę. Mój biegowy towarzysz by bardziej szalony i pozbył się butów znacznie wcześniej. Ehhh...jaki miły dla ucha był ten chlupot wody z pod stop. Do tego szum morza, fale...Głupia ja, ze tego nie spróbowałam. A tak poza tym bezcenne były miny napotkanych osób, których pytaliśmy czy daleko jeszcze do Morskiego Oka...
Nierówności terenu dały mi się we znaki. Po biegu odczuwałam ból kolan, jednak i tak nie było najgorzej :)Dotychczas nieraz myślałam, że takie bieganie po plaży to jedynie sceny z hollywoodzkich filmów. A dziś nieco zazdroszczę tym, którzy na północy mieszkają i co dzień mogą trenować nad samym morzem. O, szczęśliwcy, nie wiecie nawet, jak wielkie szczęście Was spotkało.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
28 sierpnia 2013
Dystans: 8.01 km
Czas: 46:26
Śred. tempo: 5:48 min/km
30 sierpnia 2013
Dystans: 12.20 km
Czas: 1:19:19
Śred. tempo: 6:30 min/km
_____________________________
I takim o to sposobem zakończyłam miesiąc sierpień.
Pokonany dystans: 125.12 km (podobnie jak miesiąc temu)
Czas: 13:35:28
Śred. tempo: 6:31 min/km
Liczba treningów: 12
5 września 2013
Dystans: 5.34 km
Czas: 31:51
Śred. tempo: 5:58 min/km
8 września 2013
Dystans: 20.58 km
Czas: 2:15:51
Śred. tempo: 6:36 min/km
Nie porzuciłam biegania. Staram się znaleźć od czasu do czasu jakąś wolną chwilkę. Czasami bywa w życiu tak, że różne niespodziewane sprawy wkradają się w codzienność. Czas (tym bardziej ten poświęcony dla siebie) maleje coraz bardziej. Jeszcze niedawno miałam wyrzuty sumienia, że opuściłam trening, teraz ich nie mam...Czy to dobrze, czy też źle...? Nie wiem. Najważniejsze, że buty do biegania nie wylądowały w koszu. Przemierzyły już dużo km i zostały odznaczone łatkami. Jeszcze trochę i nie było by co sklejać.
Jeśli chodzi o plany na przyszłość - czeka mnie półmaraton. To już za 11 dni. Jeszcze miesiąc temu napisałabym, że chce zrobić życiówkę. Priorytety się jednak pozmieniały. Poprostu przebiegnę go sobie Ma być miło i przyjemnie.
Dystans: 8.01 km
Czas: 46:26
Śred. tempo: 5:48 min/km
30 sierpnia 2013
Dystans: 12.20 km
Czas: 1:19:19
Śred. tempo: 6:30 min/km
_____________________________
I takim o to sposobem zakończyłam miesiąc sierpień.
Pokonany dystans: 125.12 km (podobnie jak miesiąc temu)
Czas: 13:35:28
Śred. tempo: 6:31 min/km
Liczba treningów: 12
5 września 2013
Dystans: 5.34 km
Czas: 31:51
Śred. tempo: 5:58 min/km
8 września 2013
Dystans: 20.58 km
Czas: 2:15:51
Śred. tempo: 6:36 min/km
Nie porzuciłam biegania. Staram się znaleźć od czasu do czasu jakąś wolną chwilkę. Czasami bywa w życiu tak, że różne niespodziewane sprawy wkradają się w codzienność. Czas (tym bardziej ten poświęcony dla siebie) maleje coraz bardziej. Jeszcze niedawno miałam wyrzuty sumienia, że opuściłam trening, teraz ich nie mam...Czy to dobrze, czy też źle...? Nie wiem. Najważniejsze, że buty do biegania nie wylądowały w koszu. Przemierzyły już dużo km i zostały odznaczone łatkami. Jeszcze trochę i nie było by co sklejać.
Jeśli chodzi o plany na przyszłość - czeka mnie półmaraton. To już za 11 dni. Jeszcze miesiąc temu napisałabym, że chce zrobić życiówkę. Priorytety się jednak pozmieniały. Poprostu przebiegnę go sobie Ma być miło i przyjemnie.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
12 września 2013
Dystans: 7.34 km
Czas: 43:59
Śred. tempo: 5:59 min/km
To miał być trening i byłby, gdyby nie pokusa wejścia do lasu w celu poszukiwania grzybów. Sezon został otwarty. Pojawił się deszcz, a noce nie są zbyt zimne. Takie zbieractwo zawsze mnie odprężało, więc co jakiś czas robiłam sobie przerwę, by sprawdzić czy coś się trafi na kolację
Motywacje miałam bardzo silną. Obojętne mi było, że co jakiś czas wchodziłam w pajęczynę lub, że jakieś robactwo krążyło przy mnie natrętnie. Znalazłam po jakimś czasie jednego grzybka, ale jaka radość!!! Z dumą wróciłam do domu
14 września 2013
Dystans: 8.94 km
Czas: 55:58
Śred. tempo: 6:15 min/km
Dawno nie biegłam tą trasą co dzisiaj. A tam jest tak sielankowo...
Do tego dołożyłam sobie trochę crossu. Było by pięknie, gdybym nie uległa kolejnej grzybowej pokusie. A zaczęło się od niego...
Nazbierałam tyle, ile umiałam zmieścić w jednej dłoni i tempem żwawym, aczkolwiek mało wymagającym pognałam do domu.
To było wczoraj, a dziś rozłożyło mnie przeziębienie. W planie miałam długie wybieganie. W tej sytuacji musiałam odpuścić. Jakoś źle mi z tego powodu...
Dystans: 7.34 km
Czas: 43:59
Śred. tempo: 5:59 min/km
To miał być trening i byłby, gdyby nie pokusa wejścia do lasu w celu poszukiwania grzybów. Sezon został otwarty. Pojawił się deszcz, a noce nie są zbyt zimne. Takie zbieractwo zawsze mnie odprężało, więc co jakiś czas robiłam sobie przerwę, by sprawdzić czy coś się trafi na kolację
Motywacje miałam bardzo silną. Obojętne mi było, że co jakiś czas wchodziłam w pajęczynę lub, że jakieś robactwo krążyło przy mnie natrętnie. Znalazłam po jakimś czasie jednego grzybka, ale jaka radość!!! Z dumą wróciłam do domu
14 września 2013
Dystans: 8.94 km
Czas: 55:58
Śred. tempo: 6:15 min/km
Dawno nie biegłam tą trasą co dzisiaj. A tam jest tak sielankowo...
Do tego dołożyłam sobie trochę crossu. Było by pięknie, gdybym nie uległa kolejnej grzybowej pokusie. A zaczęło się od niego...
Nazbierałam tyle, ile umiałam zmieścić w jednej dłoni i tempem żwawym, aczkolwiek mało wymagającym pognałam do domu.
To było wczoraj, a dziś rozłożyło mnie przeziębienie. W planie miałam długie wybieganie. W tej sytuacji musiałam odpuścić. Jakoś źle mi z tego powodu...
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
21 września 2013
Dystans: 7.01 km
Czas: 0:41:58
Śred. tempo: 5:59 min/km
Po 7 dniach bez biegania wyszłam na krótki rozruch przed półmaratonem. Było spokojnie, z mocniejszą końcówką.
Jak na złość coś strzyknęło mi w kolanie. Troszkę boli. Fajnie...
________________________________________________________________________________
Jak pisał Marek: "Oby to był weekend legendarnych życiówek". Mnie to jednak nie dotyczy. Co poszło nie tak? Wszystko. Żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania, zacznę od początku.
ZAWODY
22 września 2013
5 PÓŁMARATON BYTOMSKI
Długo czekałam na ten start. Niestety samo wyczekiwanie tego momentu nic nie daje - trzeba trenować! Jednak jak się daje ciała na treningach, to daje się go również na zawodach - taka analogia.
U mnie nadzieja umiera ostatnia, więc miałam skromniutki plan by zbliżyć się do 2 godzin. Teraz to co piszę, brzmi dla mnie jak najlepszy żart...
Psychicznie byłam przygotowana. Podeszłam do tego zdroworozsądkowo. Pierwszą połowę zrobiłam w zakładanym czasie. Jednak od 14 km dopadł mnie kryzys. Ostatnie 7 km przebiegłam na pograniczu resztek sił. Nogi nie dały rady. Skupisko bólu znajdowało się w obydwu biodrach. Na początku czułam rozczarowanie. Nie tak miało to wyglądać. Jednak kiepsko przepracowany sierpień, kompletnie olany pod względem wybiegań wrzesień mógł dać tylko taki rezultat. Dwukrotnie przeszłam do marszu. Musiałam dać nogą odpocząć. Nie było mi wstyd nawet przed Beti, która mijała mnie biegnąc znad przeciwka.
W takiej sytuacji plany szybko się zmieniają. W głowie miałam już tylko jeden, chyba słuszny cel, byle by dobiec do mety.
Mijało mnie mnóstwo osób, a ja dreptałam sobie w miejscu. Truchcikiem przekroczyłam metę. Satysfakcji brak.
Jednak i tak było super. Atmosfera wyśmienita. Mnóstwo znajomych twarzy, życzliwych osób na trasie, przyjaciół.
Miło było spotkać Piotrka, Marka, Beti oraz Patrycję. Żałuję, że nie mogłam Wam poświęcić więcej czasu.
Żałuję również, że Skoda nie trafiła wprost do mojego garażu
To by było na tyle z moich wyłuskanych odczuć. Teraz trochę cyfr (chociaż jest mi wstyd...).
Czas: 2:12:06
Śred. tempo: 6:21 min/km
Open: 1076/1204
K: 125/174
K20: 43/54
Zalało mi tel. Kolejny raz...
Dystans: 7.01 km
Czas: 0:41:58
Śred. tempo: 5:59 min/km
Po 7 dniach bez biegania wyszłam na krótki rozruch przed półmaratonem. Było spokojnie, z mocniejszą końcówką.
Jak na złość coś strzyknęło mi w kolanie. Troszkę boli. Fajnie...
________________________________________________________________________________
Jak pisał Marek: "Oby to był weekend legendarnych życiówek". Mnie to jednak nie dotyczy. Co poszło nie tak? Wszystko. Żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania, zacznę od początku.
ZAWODY
22 września 2013
5 PÓŁMARATON BYTOMSKI
Długo czekałam na ten start. Niestety samo wyczekiwanie tego momentu nic nie daje - trzeba trenować! Jednak jak się daje ciała na treningach, to daje się go również na zawodach - taka analogia.
U mnie nadzieja umiera ostatnia, więc miałam skromniutki plan by zbliżyć się do 2 godzin. Teraz to co piszę, brzmi dla mnie jak najlepszy żart...
Psychicznie byłam przygotowana. Podeszłam do tego zdroworozsądkowo. Pierwszą połowę zrobiłam w zakładanym czasie. Jednak od 14 km dopadł mnie kryzys. Ostatnie 7 km przebiegłam na pograniczu resztek sił. Nogi nie dały rady. Skupisko bólu znajdowało się w obydwu biodrach. Na początku czułam rozczarowanie. Nie tak miało to wyglądać. Jednak kiepsko przepracowany sierpień, kompletnie olany pod względem wybiegań wrzesień mógł dać tylko taki rezultat. Dwukrotnie przeszłam do marszu. Musiałam dać nogą odpocząć. Nie było mi wstyd nawet przed Beti, która mijała mnie biegnąc znad przeciwka.
W takiej sytuacji plany szybko się zmieniają. W głowie miałam już tylko jeden, chyba słuszny cel, byle by dobiec do mety.
Mijało mnie mnóstwo osób, a ja dreptałam sobie w miejscu. Truchcikiem przekroczyłam metę. Satysfakcji brak.
Jednak i tak było super. Atmosfera wyśmienita. Mnóstwo znajomych twarzy, życzliwych osób na trasie, przyjaciół.
Miło było spotkać Piotrka, Marka, Beti oraz Patrycję. Żałuję, że nie mogłam Wam poświęcić więcej czasu.
Żałuję również, że Skoda nie trafiła wprost do mojego garażu
To by było na tyle z moich wyłuskanych odczuć. Teraz trochę cyfr (chociaż jest mi wstyd...).
Czas: 2:12:06
Śred. tempo: 6:21 min/km
Open: 1076/1204
K: 125/174
K20: 43/54
Zalało mi tel. Kolejny raz...
Ostatnio zmieniony 02 paź 2013, 15:40 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo