Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

17.06 Poniedziałek

Trening: Pływanie
Czas: 30 minut

Miała być joga...no ale jakoś tak wyszło, że poszlim na basen. Oj, dobrze mi dziś w wodzie było :taktak:

18.06 Wtorek

Trening: Rower
Dystans: 26 km

Trochę miastem a ok. 13 km w lesie łagiewnickim po mniejszych i większych pagórkach. To nie był mój dzień... uda jakieś słabe i miałam problem z dwoma podjazdami. No i ta duchota.. w lesie coprawda tak nie czuć, ale na jednym podjeździe w połowie zrezygnowałam i położyłam rower i Wolfik mi go wtargał na górę. Nie można się było nawet na chwilę zatrzymać-setki komarów.
Na dodatek się okazało, że łydy mam tak zbudowane, że prawa dotyka mi cały czas tej korby, do której zamocowany jest pedał-obtarłam nogę prawie do krwi. No fakt, te moje łydy są fest, ale przecież i grubsze na rowerach jeżdżą to ja nie wiem.
I wgl nie mogłam dogonić Wolfa, co mnie irytowało a na dodatek pokonał 1 podjazd, którego ja nie dałam rady (a mam więcej przerzutek) i się wkur..łam :sss:
Dziś basen a jutro nie wiem, co, pracuję 11-19 musiałabym coś zaliczyć rano, po pracy na bank padnę-nie mamy klimy i można się udusić bleee...

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Siemka. Trochę mnie nie było, bo w pracy sajgon i masakra.. na dodatek chyba będę mieć taką fajną zmianę od 13 do 21, już nie wspomnę, jaką fuchę dostałam do robienia, bo szlag mnie na miejscu trafia, nieważne :sss:
Na rowerze wiele nie jeździłam, bo pracowałam 11-19, więc tylko te malutkie odcinki z pracy i do pracy. A pobiegać poszłam dopiero w piątek rano (miałam pójść z Wolfikiem w czwartek wieczorem, ale niestety musiałam zostać po godzinach i kwitłam w pracy do 21:30 :lalala: ) i lewy piszczel dość fest bolał-otejpowany, zrobiłam jakieś nędzne 8 km z przerwami na marsz.

A z innych Wolf Teamowych wieści to kupiliśmy nowe buty biegowe-mizuno wave rider 16-tki-dla neutrali na długie wybiegania i nie tylko. Stwierdziłam (-liśmy), że nie będę kupować butów dla pronatorów, jak całe życie biegałam w neutralach, to nie będę rewolucji robić, tym bardziej, że ta moja pronacja jest malutka a płaskostopie takie, że prawie go nie ma. No i Wolf stwierdził, że te moje "stare" mizuno zjechane jakieś są... od jutra zaczynam przygotowania treningowe do maratonu w Poznaniu, więc nie ma co żenić Stefki :hejhej:

Buty mają chyba wszystkie obecnie dostępne na rynku systemy i bajery, jakie tylko mogą mieć buty biegowe, ale mi najbardziej podoba się to, że są super lekkie, elastyczne, mega przewiewne-z systemem wentylacji Intercool. Są na tyle lekkie i dynamiczne, że można w nich również robić szybkie akcenty biegowe. Na pierwszy trening jakoś nie bardzo umiałam ich dowiązać-bo mają specjalną dopasowującą się cholewkę, a z przodu sporo miejsca na palce. Na pierwszym biegu uczucie w biegu było dziwne, dziś już było lepiej. Pomimo, że są w pełni amortyzowane, świetnie czuć w nich podłoże, nie są to więc typowe "kloce" biegowe.
A, byłam jeszcze w międzyczasie u dentysty na kontroli stomatologicznej i okazało się, że uzębienie mam w pełni zdrowe (to cieszy-zwłaszcza, że ostatnio byłam na kontroli jakieś 5-6 lat temu :hahaha:), więc spokojnie mogę sobie treningi biegowe do mara zaczynać :spoczko:

Plan treningowy wybrałam Małgorzaty Sobańskiej, tu link:

http://maratony24.pl/trening_maraton/tr ... ,1210.html

Ze względu na piszczel trzy akcenty biegowe w tygodniu, do tego dorzucam siłownię we wtorek, ćwiczenia na core, basen i rower. A tak z ciekawostek powiem, że odpaliłam sobie ostatnio płytę z ćwiczeniami na core, przygotowana na najgorsze, że znów nic nie zrobię, a tu niespodzianka-dawałam radę! Chyba wiem dlaczego-na sztangach wzmacniam wiele z tych mięśni i jednak jest progres. Niestety na sztangi będę chodzić co drugi tydzień (praca do 21 :trup:), no trudno. Tylko na sztangi będę jednak otejpowywać nogę-ostatnio byłam w szoku, jak mnie bolały po treningu-jednak nacisk jest dość duży na te partie mięśniowe.

Dzisiejszy trening:

Bieganie
Dystans: 13 km
Czas: 1h24

To naprawdę miał być izi bieg, tak ok. 12 kaemów razem z Wolfem, ale moim tempem. Tym razem nie otejpowałam nóg, tylko założyłam opaski kompresyjne. Po ok. 4 km była mała przerwa na rozciąganie, bo coś tam lewa noga ćmiła. W sumie nie było źle. Wolf gadał przez cały czas i nawet nie wiem, kiedy minęło te 12 kaemów :hahaha: no to nagle było 12 km z ogonkiem to mówię już dobiegnę do tej 13stki :hahaha:
Trasa bardzo zróżnicowana, trochę asfaltem, trochę parkiem, trochę podbiegów, bardzo sympatycznie. Jednak bieganie z kimś to zupełnie inna bajka i bardzo żałuję, że nie mam na co dzień towarzyszki biegowej! Razem raźniej.
A jutro idę do pani rehabilitantki, będzie określać (mam nadzieję) ustawienie miednicy i długość nóg-czy nie ma różnicy. Póki żyję, tematu piszczela nie odpuszczę. Będę naciskać na usg, może ta pani się zlituje :hahaha:
A wgl to nie chce mi się prowadzić już bloga-bez sensu, że nie mogę dodawać tu fot, wkurza mnie to :sss:

A to nasze butki:

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

2.07 Wtorek

Trening: Body pump
Czas: 50 min

Trochę mnie nie było, ale ciało niewiele zapomniało :hej: niestety większość lipca pracuję na drugą zmianę, więc ze sztang nici. Cholernie szkoda, no ale trudno. Po powrocie do domu spisałam szybko wszystkie ćwiczenia i ilości powtórzeń i będę w samotności robić sobie z siebie debila na siłowni próbując robić te wszystkie ćwiczenia raz w tygodniu :hahaha:
Joga niestety też mi odpadnie, zajęcia są o 19, a ja w pracy będę do 21 zajefajnie, nie? :bum:
Kolejny raz potwierdza się w moim przypadku teoria, że nic nie mogę sobie w życiu zaplanować-nie ma bata, od razu jest kontra od losu :sss:

Z innej beczki to byłam w pon. u pani rehabilitantki w luxmedzie, ulitowała się nade mną i mam skierowanie na USG tych cholernych nóg, nawet Dopplera :taktak: dopięłam swego! Termin badania 29 lipiec.

3.07 Środa

Trening: Bieganie
Plan: OWB1-4km plus 5 podbiegów po 100 metrów na 90% możliwości plus 2 km truchtu

Inauguracja treningu biegowego do mara w Pozku. Stwierdzam, że trzeba być mocno walniętym, żeby iść na trening w 29 stopniowym upale, mając w planie podbiegi a dzień wcześniej sztangi :bum:
Rzecz jasna uda nie bardzo chciały, ale nie ma zmiłuj. Otejpowałam lewą szwaję i założyłam na to kompresy. Zapomniałam okleić jednej części nogi... brak słów. A biegłam dziś z telefonem, garminiak poszedł do serwisu-nie pracuje z foot podem i inne rzeczy odstawia. W trakcie treningu (tu muszę się pochwalić Wolfikiem) zadzwonił Wolf oznajmić, że zdał magisterkę na ocenę 5- z czego rzecz jasna jestem ogromnie dumna i szczęśliwa! :taktak:
Żar lał się z nieba. A to OWB1 mam robić pomiędzy 6'40'' a 7'00'', oczywiście nie weszłam w ten zakres, nie umiem tak wolno "biegać'. No i do końca nie byłam pewna długości tych podbiegów, czy napewno wyszło 100 metrów-mierzone telefonem. Na szczęście podbiegi wypadły w cieniu, bo chyba wyzionęłabym ducha. Starałam się je biec na 90% możliwości, ale z powodu upału i bólu ud nie było to chyba moje 90%, myślę, że stać mnie na więcej.
Potem jeszcze w planie był trucht 2 kaemy. Po 1.5 km przeszłam na chwilę w marsz. Nie dałam rady biec w tym upale. I patrzyli na mnie jak na debilkę, ale spotkałam dwóch biegaczy, więc poczułam się rozgrzeszona :bum:
Jutro jeszcze nie wiem, co, albo rower, albo basen, ale chyba jednak rower.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

5.07 Piątek

Trening: Bieganie
2 km OWB1+5 km OWB2+ 2 km truchtu

Nie wiem, jak wypadło mi to bieganie w zakresach, chyba jak zwykle za szybko. Na rowerze towarzyszył mi Wolfik, a że było masakrycznie duszno i parno i wyszliśmy tuż przed burzą, to klęłam na czym świat stoi w tym oczywiście nabluzgałam Wolfowi po drodze, że aż wstyd :lalala: no ale dzięki Bogu, że dotrzymał mi towarzystwa, bo bym zeszła z 5 razy z tego treningu :hahaha: (siebie też zwyzywałam, że się oczywiście nie nadaję do biegania, że jestem do niczego itd, żeby nie było, że tylko dla Wolfika taka niedobra byłam :hahaha: )

6.07 Sobota

Trening: Rower
Dystans: Ok 13. km

Towarzysko, w ramach Wolfowego sobotniego biegania w ramach wsparcia tudzież podania wody czy też izotonika. Wolf zrobił 15 stumetrowych podbiegów...szacun... :lalala: i chyba wybiegał więcej kaemów, niż ja na tym rowerze wyjeździłam :hahaha: :hahaha:

7.07 Niedziela

Trening: Bieganie: 10 km OWB1 + rower 10 km
Czas: 1h06
Avh pace: 6:27

Po buziaku na drogę i każde poszło swoim OWB1. Wolf miał do zrobienia 14 km, a ja dychę. Starałam się ze wszystkich sił tak siebie ustawić, żeby wychodziło mi to OWB1 i nawet powoli zaczyna mi to wychodzić :hej: szkoda trochę, że piszczel cos tam piszczał ale wali mnie on :hahaha: Było nawet spoko. Nawet pod koniec na tyle się zamyśliłam w tym swoim ślimaczym tempie, że nie wiem kiedy trening minął. Po treningu zrobiłam solidne rozciąganie i pojechaliśmy z Wolfem rowerami na basen-trochę się poopalać i popluskać dla relaksu-wpadła więc jeszcze dyszka na rowerze.

8.07 Poniedziałek

Trening: Rower
Dystans: 18 km

Miałam do odebrania receptę w Lux Medzie, to stwierdziłam, że pojadę na rowerze. W jedna stronę wyszło ok. 9 km a tramem to mi się jakoś tak zawsze daleeeko wydawało :hahaha:
Jak się ogarnęłam, to zrobiłam jeszcze zestaw ćwiczeń na core. W tym tygodniu pobiegam wto-czw-sob, chciałabym niedzielę wolną-zaczynam od soboty urlop i wyjeżdżam do mamy na tydzień na Śląsk. Martwi mnie trochę moje płaskie miasteczko rodzinne, bo w przyszłym tygodniu szykują się podbiegi.. Hm, najwyżej pójdę je zrobić na jakąś siłownię.

To by było na tyle. Ogarniam się na 13 do pracy bleee :sss:
Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

9.07 Wtorek

Trening: 6 km WB1
Wyszłam we wtorek, muszę w tym tygodniu zmienić dni biegowe na wto-cz-sob, niedzielę chcę mieć wolną, będę u mam na Śląsku i chciałabym ją spędzić z mamą. Znów nie pamiętam, jak było, ale co tu pamiętać, wszak tylko 6 km :hahaha:

10.07 Środa

Trening: Rower-10 km

Szybka dyszka na dworzec PKS bo bilet na autobus do Gliwic-niestety zlikwidowali w wakacje PKS na trasie Łódź-Gliwice :sss: więc zmuszonam jechać do Katowic i tułać się jeszcze po Śląsku, żeby dojechać do Knurowa :lalala:
To zdecydowanie nie był mój dzień, na dodatek łapię mega doły (z powodu mojej pracy, której tak nienawidzę, że aż chora jestem, jak mam do niej iść) to już nie jest nawet wypalenie zawodowe, dopadła mnie chyba jakaś apatia połączona z totalną rezygnacją. Trzeba szukać nowego zajęcia i tyle, bo źle się to dla mnie skończy.
Ale wracając do treningu-zrobiłam zestaw ćwiczeń na core plus nowe ćwiczenia ze strony bieganie.pl zapobiegające kontuzjom. Szczególnie polecam waszej uwadze ćwiczenie numer 3, kogo nie boli dwugłowy w trakcie unoszenia nogi do góry, ten miszcz :bum: http://bieganie.pl/?show=1&cat=288&id=5464 (od 1min:20sek)

11.07 Czwartek

Trening: 8 km WB1+6 przebieżek po 100m

Po wczorajszym załamaniu pogody dziś pogoda idealna, 15 stopni, chłodny wiaterek, więc biegło się super. Pomijam oczywiście ból lewego piszczela, bo ten nie odpuszcza. Ustawiłam sobie w garminiaku zakresy tempa na to WB1, żeby mieć założoną "smycz psychologiczną" i nie rwać jak dzik. Biegłam tak równo po 6:26-6:36, że w pewnym momencie pomyślałam, że zegarek się zepsuł, ale nie :hej:
Przebieżki weszły bardzo ładnie, ustawiłam sobie 100 metrów przebieżki i 200 metrów odpoczynku, te 200 metrów to trochę za długo, następnym razem ustawię na 150. Wg mojego guru treningowego pana Skarżyńskiego przerwy między
przebieżkami robi się w truchcie-raz tylko tak zrobiłam, nie jestem jeszcze na to gotowa, więc przechodziłam do marszu.
Pękałam sobie tak z dumy, że garminiak ani razu mi nie zapikał, kiedy to utrzymywałam ładnie zakres WB1,a potem zadzwoniłam do Wolfa i się okazało, że źle ustawiłam zakresy, od szybszego do wolniejszego-wtedy zegarek nie pika :bum: :bum:

Kurde, to już 12:20 lecę, bo się spóźnię do tej smętnej krainy.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

14.07 Niedziela

Trening: 13 km WB1

Trening na śląskiej ziemi, czyli w rodzinnym mieście Knurowie. Tak mi się to miasto płaskie wydawało, to się pomyliłam :hej:
Wszak to miasto górnicze i podbiegów i zbiegów co niemiara!
Ale fajnie się truchtało. Spuchłam dopiero na 13 kaemie, bo już słońce było wysoko, ale tak to ok.
Spotkałam na trasie dwóch biegaczy. Tyle pamiętam. Aaaa, jak wbiegałam do Szczygłowic mijając po lewej i po prawej hołdy węgla, jechał autobus i kierowca pomachał mi i pokazał kciuk uniesiony w górę-miłe :spoko:

15.07 Poniedziałek

Trening: Pływanie
Dystans: 600 m

No genialnie się pływało, cały tor dla mnie i miałam szczęście, bo właśnie otwierali basen na nowo po przerwie technicznej.

16.07 Wtorek

Trening: 2 km WB1+2 podbiegi po 150metrów x2 i 2 km truchtu

Ładnie weszło, ale nie wiem, czy te podbiegi nie za łagodne były-na niedzielnym wybieganiu jakieś stromsze mi się wydawały :tonieja:
Jednak na drugi dzień tyły łydek poczuły co nieco-lekko sztywne były.

18.07 Czwartek

Trening: 2 km WB1+ 2x3 km WB2 z sześciominutową przerwą w truchcie+ 2 km truchtu

Ach, jaka dziś byłam wyluzowana i pewna, że trening pójdzie gładko. A tu wyszedł klops. Początek pobiegłam za szybko-6:29 a powinno być między 7:00 a 6:40. A pierwszy etap WB2 po 5:55 zamiast powiedzmy 6:10-6:30.. Więc już na tej przerwie w truchcie nie było za ciekawie, nie mówiąc już o powtórce WB2-nie dałam rady pobiec ostatniego kilometra... Wypompowały mnie za szybkie tempa-i parę sekund za szybko tu, parę tam i zabrakło! Ostatni km z WB2 przemarszowałam, a potem jeszcze zostały 2 kaemy truchtu...
Jakoś przeszurałam 1 kaem i koniec treningu, tego drugiego nie dałam rady! :sss:

A 20.08 w sobotę były zawody, w których startował cały Wolf Team, czyli:

ŚWIDER TRIAL MARATHON

Juniorka zrobiła 5 km, ja 10 km a Wolfik półmaraton. Relacja Juniorki wkrótce.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Relacja Juniorki z "piątki-szóstki-siódemki" (bo Karolinie się nie chce)

Cieszę się, że mnie ręce nie bolą i że mogę napisać relację, bo pozostała część ciała trochę odmówiła posłuszeństwa. Ale sama sobie jestem winna, bo do treningów przygotowywałam się tyle, co nic. Dosłownie. W sumie to nawet nie wiedziałam dokładnie co to za bieg - jak, po co i dlaczego. Coś tam tata mówił, że to po lesie i mam uważać na żaby i bobry, no i że na 5km biegnę, że Świder, coś tam... No to co, pojechałam. :P
W sobotę rano (za rano) kazali mi się zerwać na nogi, bo Świder po drugiej stronie Warszawy. Powinniśmy jechać około godzinę. Teoretycznie. W praktyce coś nie wyszło, bo już na Zachodnim pojawił się problem w postaci "pociągów widmo", które miały jechać, a w ogóle ich nie było. Tylko stres i panika była, bo nie zdążymy na start. Ale zdążyliśmy.
Pakiety odebrane (właściwie to tylko numery, takie "samoprzylepne"), depozyt odwiedzony, stoimy przy starcie... Dzieciaki wystartowały, starsza część biegowej ekipy poszła sobie gdzieś tasiać, a ja sobie stoję... I tak sobie myślę, co ja tu w tym lesie robię i czy ja w ogóle z moją "kondycją" dotrę do mety... Może wypadałoby się wycofać i nie robić wiochy przed ludźmi, żeby mnie potem z trasy nie zbierali? Co to za bieg w ogóle, co to za trasa, czego mam się spodziewać?
Nie dane mi było dłużej nad tym pomyśleć, bo usłyszałam tylko "3, 2, 1, start" i wypchnięto mnie poza linię żółto-czerwonego balonika... No to chyba muszę biec za tłumem... :D Przebiegłam może parędziesiąt metrów, z lewej i z prawej zaczęły mnie atakować chaszcze wszelakie, ścieżka zwężyła się tak, że nawet w pojedynkę się na niej nie mieściłam... I nagle zza pleców słyszę "sooooorrryyyyyyyy!". Patrzę - biegną ludzie na dychę. Świetnie, jeszcze się muszę w te dzikie krzaki wtulić, żeby elitę przepuścić. Stado przeleciało, więc biegnę sobie na spokojnie dalej. Siły mi już brakuje, wybiegamy na jakieś szczere pole, prosto w pełne słońce, trawy się wokół nóg oplątują, a na dodatek z tyłu nad głową mi ktoś sapie... :D I nagle zrobiło się zupełnie cicho, biegł tylko jakiś koleś przede mną i ktoś za mną, a reszta biegaczy wsiąkła. Zniknęła gdzieś w tym lesie, drogi pomyliła... nie wiem. Biegniemy dalej, co jakiś czas ktoś rzuci jakimś tekstem w stylu "matko, to sobie drogę organizatorzy wybrali", bo faktycznie czasem prosto nie było. Nagle przyszło nam zmierzyć się z nieoczekiwanym - na ścieżce, która nie miała nawet pół metra mamy wyminąć się z pędzącą zza zakrętu elitą. Nasza paczka usunęła się w krzaki, w pokrzywy jakieś, no ale niech tamci biegną... Nam na życiówkach nie zależy przecież - byle tylko dobiec!
W międzyczasie zdążyliśmy się poznać, jako że nie potrafię biec z nieznajomymi i zawsze muszę zagadać. Chciałabym pozdrowić panią Krystynę wraz z jej towarzyszem - Nicola. No i starszego pana, który nam za przewodnika robił. :)
Dobiegliśmy do wodopoju, gdzie dostaliśmy informację, że mamy wrócić tą samą drogą... No to co w tym trudnego, wystarczy biec za tasiemkami zawiązanymi na drzewach, jak w tą stronę. Tylko problem w tym, że tasiemki zniknęły! Parę razy mieliśmy spory dylemat, w którą stronę pobiec. Za każdym razem robiliśmy błyskawiczną burzę mózgów i wybieraliśmy dobrą drogę... Ale raz nam się nie udało. Biegniemy, wszyscy zmachani, bo jednak teren wymagający (górki, dołki, zakręty, głęboki piach, drzewa zwalone w poprzek ścieżki), nagle się okazuje, że biegniemy jakąś drogą wyłożoną żwirem. No luksus, w porównaniu z poprzednimi warunkami, tylko że nie tędy mamy biec. Przewodnik ekipy informuje nas, że od wodopoju biegniemy już 20 minut, a miasteczka zawodów nawet nie słychać. Przyznaję się w imieniu całej czwórki, że zabłądziliśmy. I to porządnie. Znaleźliśmy się przy jakichś posesjach, na Zacisznej. Nie mieliśmy pojęcia gdzie biec. Pytamy przechodniów - "yyyy.... Świder? tam za płotem". No to wracamy, biegniemy za płot, dobiegliśmy do lasu. Na nas biegnie banda biegaczy na dychę, to krzyczymy, żeby tam nie biegli, bo tam nic nie ma, że byliśmy tam i nie polecamy, trzeba wracać. No to wracają sprintem z powrotem, po drodze coś tam krzycząc, że nas podziwiają, że sobie drogi nadlożyliśmy (na co w żarcie odkrzykuję, że dzięki, bo nie planowałam maratonu w tak młodym wieku). Tasiamy dalej, z lekkim niepokojem, bo las jak las... ciągle ten sam. Zbiegamy na jakąś plażyczkę, pani, która najwyraźniej przyjechała się wakacyjnie zrelaksować informuje nas, że "no tam ktoś biegł". No to gonimy ich! Pojawiło się parę tasiemek, znajome zwalone na ścieżkę konary, pokrzywy po szyję. I kartka z krótszego dystansu, że zawracamy do mety. Krzyczę do reszty bandy za mną, że zostało nam mniej, niż więcej. Wybiegamy znowu na to szczere pole, bo nas tak wolontariuszka poinformowała, trawa po pas, a tu z naprzeciwka półmaratończycy. Yyyy, czo ta trasa? Dobrze biegnę, czy zaraz mnie jakiś półmaratończyk przeklnie, że mu w drogę wchodzę? Może mi samej zaraz przyjdzie biec kolejne 15km, bo źle biegnę i będę tak biec, biec i biec....? Wbiegamy znowu do lasu, każdy ma już dość. W końcu gdzieś z przodu zamajaczyły żółto-czerwone barwy mety. W KOŃCU. Każdy przyspieszył, byle tylko jak najszybciej skończyć, zabrać medal i iść odpocząć. Po przekroczeniu linii mety pogratulowaliśmy sobie, chwilę pogadaliśmy i każdy rozszedł się w swoją stronę.
Ja poszłam martwić się o resztę mojej ekipy, bo na 100% też pobłądzili. Karolina dobiegła chwilę po mnie (z tym, że ona biegła na dychę, ja na 5km, okeeeej...). Poszłyśmy coś zjeść, poczekać na tatę. Potem zostaliśmy na losowanie, ale szczęście się do nas nie uśmiechnęło. Coś tam pokrzyczeliśmy kiedy znajomy odbierał nagrodę za pierwsze miejsce na 5km i zaczęliśmy się zbierać do domu, bo czekała nas jeszcze długa podróż autobusem. I nagle usłyszałam swoje imię i nazwisko z ust spikera. Ta-daaah, dostałam jeszcze medal za 3cie miejsce w mojej kategorii wiekowej. ;D ...chociaż w mojej kategorii startowały chyba tylko trzy osoby, hehe. Ale krążek jest. :D
Nie miałam zamiaru bić rekordów na tej trasie, marzyłam tylko o tym, żeby dobiec. Ale nie spodziewałam się, że 5km będę biegła przez godzinę. Właściwie to nie 5, a 6km, przez to, że zbłądziliśmy. Niemały stres i zmęczenie po drodze dało o sobie znać, ale zgonu nie było. Tylko dzisiaj przez zakwasy nie mogłam się z łóżka oderwać. Ani rano, ani po południu.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

20.07 ZAWODY: ŚWIDER TRIAL MARATHON 10 K


Dystans: Plus-minus 10 km
Czas: Plus-minus 1:14:coś tam

A teraz moja krótka notka ze Świdrowej dychy. Z Wolf Teamu wstałam chyba jednak najwcześniej, bo 3:30 :hej: i tym razem na szczęście moje pociągi nie nawaliły i byłam w Warszawie pierwsza. Na miejscu po drodze do biura zawodów poznaliśmy sympatycznego kolegę biegowego, który reklamuje swoją firmę ubezpieczeniową, w której pracuje-pozdrawiamy :hej:
Szybkie ogarnięcie przed startem, każdy dostał po kopie w tyłek na szczęście i chodu!
Juniorka poleciała jako pierwsza, potem ja a na końcu Wolf.
No to lecę. Przed wystartowaniem usłyszałam tylko, że na dychę skręcamy od Świdra w prawo-cokolwiek to znaczy :spoczko:
Trasa w pięknych okolicznościach przyrody. Już na starcie korek biegowy-ścieżka wąska na jedną osobę, dopiero później towarzystwo się rozciągnęło. Ja nie biegłam na czas, robiłam swój trening, czyli 12 km WB1. I tak też mi ten trening tempowo wyszedł.
Na początku było spoko, trzymałam się jakiejś grupki, trasa nawet oznaczona tasiemkami. Potem nieco ludzie mi uciekli, ale nic to. Chciałam mimo wszystko mieć kogoś z niebieskich (biegnący na dychę mieli numery w kolorze niebieskim) w zasięgu wzroku, żeby się nie zgubić w tych chaszczach :sss:
Trasa wymagająca. Wiele zakosów, zakrętów wokół rzeki, sporo biegania w piachu po kostki, trochę po polanach, trochę zbiegów i podbiegów, trochę po trawie, odrobinka asfaltu-dziki bieg :hej: i jak to w takim dzikim biegu bywa co chwilę biegnie się z kimś innym.
Dogonili mnie ludzie z półmaratonu, towarzystwo się wymieszało. W pewnym momencie widzę niebieskich zbiegających z górki, którzy po prostu biegli w przeciwnym kierunku-myślę sobie-no-zaczynamy się gubić :hej:
W duchu kminię-po co oni zawracają-przecież my robimy jedną pętlę... No nic, biegnę dalej swoje, wraca jeszcze jakiś zgubiony pan na dychę i jakiś czas biegniemy razem-już nie wiemy, czy dobrze, tasiemki zniknęły :sss: modliłam się tylko w duchu, żeby nie wtarabanić się na trasę półmaratonu, bo bym się mocno wk...ła :hahaha: a niepokój rósł, bo jak się odwróciłam, za mną już sami czerwoni (półmaraton)....
Przez to pofałdowanie kaemy nieco się dłużyły, były małe chwile zwątpienia i zmęczenia (jednak pobudka o 3:30, a dzień wcześniej podróż ze Śląska do Łodzi zrobiły swoje), ale ogólnie nie było źle. Chyba ok. 6 km zrobił się sajgon, bo pojawił się most i nie wiedzieliśmy, czy na niego wbiegać, czy biec pod nim.. pytamy się jakiegoś faceta na moście, czy dobrze biegniemy (myślałam, że to jakiś wolontariusz), a to facet z maratonu, który też nie wiedział, jak biec swoje... nagle wbiega jakiś facet za nami i mówi, że pod mostem, bo na drodze auta nas rozjadą, no to lecimy...
I tak plącząc się wzdłuż rzeki dobiegam do jakiegoś miejsca z wolontariuszami, którzy pokazywali, że czerwoni na lewo, niebiescy na prawo-odetchnęłam, że jednak dobrze pobiegłam :lalala:
Zapikał mi 9 kaem na garminie, pani za mną pyta, ile jeszcze do mety, mówię, że jakiś kilometr... A za chwilę obok wolontariusz mówi, że tylko 400 metrów :lalala: głupia posłuchałam go i przyspieszam nieco do mety, ale to na bank było więcej, niż 400 metrów...
Cieszyłam się, że to już koniec. Bo w sumie pierwszy raz w życiu biegłam taki bieg.
Było dziko, był chaos, trasa bardzo źle oznakowana, pełno pogubionych biegaczy i to na wszystkich dystansach, pomiar czasu nie wypalił, coś im nawaliło, więc spisywali zawodników ręcznie na mecie.....ale i tak jestem bardzo zadowolona :hahaha:
A na dodatek kolega Wolfa Radek zajął pierwsze miejsce na dystansie 5 km z czasem chyba 22min-super :hej:

Ogólnie było fajowo. Wolf przybiegł na metę po niecałych dwóch godzinach, ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do domu.

To na tyle. Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

22.07 Poniedziałek

Trening: Basen
Dystans: 400m

23.07 Wtorek

Trening: 9km WB1

24.07 Środa

Trening: Siłownia

Zaszalałam z brzuszkami i od środy do niedzieli chodziłam zgięta wpół :hej: :hej:

25.07 Czwartek

Trening: 5km WB1+ZB-zabawa biegowa 30''x10 powtórzeń z 30'' odpoczynkiem w truchcie+2km truchtu

27.07 Sobota

Trening: 15km WB1

Wg planu miało być 14km, ale staram się kiedy mogę na WB1 dokładać sobie kaemów-z towarzyszącą Juniorką na rolkach-dzięki niej nie padłam w trakcie-podawała wodę i dodawała otuchy na ostatnim kaemie-dzięki :hejhej:

29.07 Poniedziałek

Trening: Rower
Dystans: 18km

W celu dojazdu do lux-medu na Dopplera. W ten upał wiał mi gorący wiatr w ryj a jak zsiadłam z roweru i zdjęłam kask..wyglądałam jak potwór w całkowicie mokrych włosach na głowie.. ludzie patrzyli na mnie jak na UFO.... :hejhej:
USG wyszło ok, tzn żyły i tętnice i inne przewody mam gites. Piszczel sobie tam gdzieś piszczy nadal-trzeba by zrobić USG tkanek miękkich. Prześpię się z tematem, muszę wymyślić jakiś bajer dla ortopedy, żeby mi na to dał skierowanie.....

A po południu:

Bieganie: WB1 5km+8 podbiegów ok.100 metrowych na 90% możliwości+2 km truchtu

Na bieganie wyszłam po 20, ale i tak pogoda była ciężka, jakieś 29st. Przynajmniej WB1 trzymam wtedy w ryzach, inaczej nie miałabym sił na te podbiegi :hahaha: niestety w międzyczasie okazało się, że źle trening wgrałam i zamiast te przebieżki zrobić z celem-dystansem, zrobiłam je bez celu, więc metraż liczyłam "na oko". Zanim się skapnęłam, to jedna przebieżka przepadła, ale nie szkodzi, zresztą i tak były nie po 100, a po 110 metrów.
Przyszłam do domu zdechnięta. Wiem, że tak nie wolno, ale wypiłam w pół godziny 2 litry soku Tymbark, pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło :hahaha: a i tak trener mnie opier...za źle zgrany trening :jatylko: porozciągałam się, wykąpałam i padłam!

Dziś miałam iść na sztangi, ale ponieważ wczoraj pobiegłam bez tejpa, dziś piszczał mocniej, niż zwykle i nie chciałam go podrażniać. Schłodziłam miejsce coldpackiem i jest lepiej. Siłownię zrobię w piątek w Wolfem, a jutro bieganko.

Tak w skrócie opisałam co nieco, żeby nie było, że leżę "bułami do góry" jak to moja mama mówi :hahaha:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

1.08 Czwartek

Trening: 2km WB1+6km WB2+2km truchtu

No dziś poszło mi książkowo. To był mój dzień. Trochę się bałam, jak mi pójdzie to WB2, w pamięci miałam nieudane WB2 jeszcze ze Śląska, ale tym razem dałam radę :taktak: nawet chyba to WB2 za szybkie, niż planowane, ale nie szkodzi, biegłam tak, jak mi było komfortowo. A zegarek nie zapiszczał ani razu-tak ładnie trzymałam się w ryzach.

3.08 Sobota

Trening: Miało być 15km WB1 ale nie wyszło!

W efekcie ledwo wyczłapałam 7km :lalala: Rano z Wolfem postanowiliśmy się wyspać, więc na trening wyszliśmy o 14. I to był wielki błąd.. skwar nie z tej ziemi. Słońce paliło bezlitośnie. W planie mieliśmy dobiec do parku, żeby tam zaznać cienia i dokończyć trening, ale to 6-kilometrowe dobiegnięcie mnie zmogło... Z ledwością przeczłapałam 7 kaemów i stwierdziłam: basta-rezygnuję. Więcej bym sobie zrobiła szkody, niż pożytku. Wolf wytrwał w swoim treningu (a miał 8 km WB1 + 15 podbiegów)... i resztę zakończyliśmy szybkim marszem do domu.
Pomyślałam sobie: cienias jestem, że spuchłam. Ale było 29 stopni.. a ja start mam w październiku, więc po co na siłę to w upale człapać? Stwierdziłam, że przełożę tą 15stkę na niedzielę rano.

4.08 Niedziela

Trening: 16km WB1

Pobudka o 5:30. Kawka, coś słodkiego na ząb i lecim, póki temperatura nie przekracza 20 stopni. Coś mnie od początku kręciło w jelitach i przydarzyła mi się klasyczna biegokupa w krzaczorach! Dobrze, że miałam chusteczki, cóż bywa :lalala:
Przynajmniej na starcie i ten punkt programu w razie czego będę miała przećwiczony :hahaha:
Wolf poleciał sobie do lasu, przy drodze spotkał 3 dziki, na szczęście nic mu nie zrobiły :hahaha: a ja poleciałam zrobić rundę jeszcze wokół parku. Fajnie w miarę było, bo słońce było cały czas schowane. Trochę mnie dopadł kryzys na 15 kaemie, ale jakoś dotrwałam do 16-czułam zmęczenie, nie powiem. Na 10 km zjadłam pół banana i stwierdzam, że to najlepszy energetyk spośród wszystkich żeli :hahaha:
W domu rozciąganie i ćwiczenia na core. A potem drzemka i jedzenie i picie na przemian :hahaha:
Bałam się dziś bólu piszczela, bo nie powinnam biegać niby dzień po dniu, ale bolał tak samo, więc wielkiego dramatu nie było...

To chyba na tyle.
Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

6.08 Wtorek

Trening: 10km WB1

Pomimo, że rano, o 6, że jeszcze w chłodnym wiaterku itepe itede... oj, jak ciężko... to nie był mój dzień. Bolało mnie chyba wszystko w ciele dziś. I nie wiem, skąd to zmęczenie? Może przez "te" dni..Ostatnie 3 kaemy to już z modlitwą w duchu do Stwórcy, żeby pomógł mi wytrwać :lalala: na szczęście pomógł.
Taki moment załamania: jak tak ledwo wysapuję dychę, to jak ja wysapię 42 z ogonkiem?? Przeraża mnie to czasami...
W czwartek zabawa biegowa, zobaczymy, jak wejdzie.
Przez ten trening do mara w mieszkaniu chaos, nawet dziś rano goniłam uciekającego przede mną kota, ale w końcu odpuściłam, szkoda mi sił było :hahaha:
Wieczorem o 22 zasypiam jak dziecko, z ledwością gotuję cokolwiek! To jeszcze nic, mam popołudniowe drzemki!! Czy to już nadchodzi starość-TA starość??

Ratunku!

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

7.08 Środa

Trening: Body pump

Poszłam do innej siłowni dla odmiany i też z musu-pracowałam do 18 a oni mają jako jedyni zajęcia o 20:00. Było super. Były nowe ćwiczenia, więc nieco mi się odmieniło. Jakoś wielkich zakwasów nie miałam, co też dobrze wskazuje, że mięśnie takie słabe nie są, a to cieszy :taktak:
Jedynie te pompki. No nie ciepię, nie umiem.. i wiem, że i tak kiedyś będę je przepraszać :hej:

9.08 Piątek

Trening: 4km WB1+ZB 1' z minutową przerwą w truchciex6+2km truchtu

Pobudka 4:50, żeby zrobić co swoje przed pracą. Bo miałam wyjść w czwartek wieczorem, ok. 20, jak się ochłodzi, ale nie ochłodziło się nic a nic :lalala: nawet Wolf przerwał swój trening-a miał supporterkę na rowerze.
To była dobra rada :taktak: rano biegło się cudnie. Wszystko wesżło, jak należy. Oczywiście bałam się tej minutowej zabawy biegowej i pierwszą minutę porwałam za szybko, w związku z tym każdą kolejną nieco wolniej :hahaha: -ale pierwsze koty za płoty i wyszło to tak w poszczególnych minutach:4:24, 4:43, 4:45, 4:59, 5:23, 5:06.
Okoliczności przyrody cudne, jakieś słońce za mgłą, spadające "noski" z drzew... tak że nawet bolący piszczel nie zakłócił mojej wielkiej radości z tego biegu-cieszyłam się jak dziecko.

10.08 Sobota

Trening: 17km WB1

Miałam iść w niedzielę, ale chciałam dziś zrobić, bo a:jutro chciałabym być supportem na longu dla Wolfa, b: nasz znajomy niejaki Mistunt3r bierze jutro udział w Herbalife Triathlon w Gdyni-i my musimy to obejrzeć live i mu kibicować! :taktak:
Wreszcie pogoda cudna, czyli chłodek, deszcz, wiaterek. Długo się rozkręcałam i chyba dopiero ok.10 km wpadłam w rytm. Ale ten park, do którego pobiegłam za Wolfem zaczął mnie zwyczajnie wkurw..ać: podbieg tam za podbiegiem. Na dodatek nawierzchnia taka se. Więc Wolf piłował podbiegi i ja mówię, że robię ostatnią pętlę i spadam stąd, bo mnie szlag trafi :hahaha:
Wróciliśmy razem. Kryzys mnie złapał na 13 kaemie, ale potem spięłam poślady i dotrwałam dzielnie do 17 kaemu w towarzystwie Wolfika i nawet ostatni km wykręciłam w zawrotnym tempie 6:15 :lalala:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

13.08 Wtorek

Trening: 5km WB1+SB podbiegi 150mx3+2km truchtu

Umierałam dziś. Już WB1 z ledwością doczłapałam. Źle było i strasznie waliło mi serducho, jakby chciało wyskoczyć z piersi. No a potem te 3 strome podbiegi... nie wiem, jak Wolf może ich robić 15, szacun :lalala:
Tak czy siak wypadły w tempie średnio 5:00, miały być na 70-80% moich możliwości, ale miałam wrażenie, że robię to na maksa. Po 3 podbiegu myślałam, że płuca wypluję :lalala: do tego pierońsko wiało.
Potem wytruchtałam te dwa kaemy-dobrze, że były z górki.
A tak wgl to nie wiem, jak pani z pewnej kliniki fizjo oceniła moje kolana na szpotawe, skoro ewidentnie się obcierają od wewnętrznej strony :szok:
Nie wiem też, jak pewien orto ocenił moje stopy jako płaskie-na znaku wodnym wyglądają książkowo :lalala: tak więc prawidła specjalistów trzeba brać w szeroki nawias i myśleć swą głową :hahaha: co zresztą potwierdza do tej pory nie zdiagnozowany ból mego lewego piszczela. Spróbuję jeszcze wydębić u orto USG tkanek miękkich.
A tak to po staremu-po każdym treningu boli co innego-z reguły kostki ze stron zewnętrznych i lewe kolano oraz plery. Takie tam zwykłe bóle debiutanta trenującego do swojego pierwszego maratonu. Nie zważam na nie za specjalnie.
A tak wgl to dziś odsłoniono plan trasy mara w Pozku-ale profilu nie ma. Wiem, że jest video z całej trasy, ale nie jestem pewna, czy chcę to oglądać :lalala:
Wolfik twierdzi, że schudłam, choć ważę tyle samo. Ale dziś popatrzyłam na siebie w windzie i faktycznie-poślady już nie są tak odstające, jak były jakiś czas temu. No i gacie trzymają się w sumie dzięki paskom, więc może i faktycznie coś tam zjechałam. W sumie wisi mi to. Grunt coby dobiec do mety w jednym kawałku :hejhej: :hejhej:
Jutro śpię do bólu, nie robię nic. Wgl to ja cały czas śpię, to jakiś koszmar :hahaha:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

15.08 Czwartek

Trening: 2km WB1+2x4km WB2 z 6' przerwą w truchcie+2km truchtu
Dystans: 12.9km
Czas: 1h22'

Wczoraj miałam takie jakieś zgryzoty egzystencjalne i smutki+wypalenie pracą, że nawet chciałam wyjść po 21 biegać, ale sobie odpuściłam :lalala:
Pierwszy dylemat: gdzie iść biegać-czyli jakie podbiegi wybrać? Długie, acz nie za strome, czy też stromsze a krótsze...pofałdowana ta Łódź i coraz bardziej zaczyna mnie to wk...wiać.
Tradycyjnie bałam się tego WB2, ale pierwsza czwórka weszła lekutko po 6:06, czułam się jak młody bóg i nie chciałam na siłę zwalniać. WB1 też nieco za szybko, ale o parę sekund, więc bez przesady. Wiedziałam, że ta druga czwórka się na mnie zemści-i się rzecz jasna zemściła, bo już wolniej po 6:18-i tak za szybko od moich zakresów, nie szkodzi. Przyznam szczerze-ostatnie 200metrów WB2 to już była walka o przetrwanie :hahaha:
No i potem ten cholerny odpoczynek w truchcie 2km...ostatni km chciałam przejść, ale jakoś siłą woli nie pozwoliłam na to.
Pomimo, że już na początku truchtu pewien pijaczyna mnie zdemotywował następującym tekstem: "i na ch.j to bieganie i tak k..wa do piachu"-w sumie trudno mu nie było przyznać racji, jednak nie poddałam się jego sugestiom, choć nie było lekko :hahaha: :hahaha:
I niestety-strasznie mnie przy bieganiu bolą przedramiona-to już któryś raz z kolei-masakra jakaś...bolą tak, że zapominam o bólu piszczela :hahaha:
Pod koniec zaczęło mnie też coś łupać w lewej łopatce ki czort...?

A z innej beczki: śniło mi się dziś, że chciałam wstąpić do komandosów :sss: pierwsza selekcja była na sali gimnastycznej-ćwiczenia podobne do tych, co na cross ficie-kto dłużej wytrzyma. U mnie oczywiście najgorzej było z pompkami, więc ocenę ogólną dostałam 3.. selekcjoner powiedział, że da mi szansę, jak się podciągnę z pompek :hahaha: :hahaha: no i trzeba było się zapisać na obóz szkoleniowy-bardzo drogi-każdy musiał sam sobie opłacić :lalala:
Dodatkowo każdy dostał zeszyt A4 w kratkę i musiał narysować piłkę i bramkę i trafiać tą piłką długopisem do bramki-ta piłka pod wpływem dotknięcia długopisem stawała się ruchoma :spoczko:

Chyba coś nie tak z moją głową :lalala:
Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

18.08 Niedziela

Trening: 17km WB1

Pobudka o 5. Żeby się obudzić, napić kawy itepe. Wczoraj wieczorem jakoś nie mogłam zasnąć, rozkminiałam, jak dziś dobrze w samotności tą 17 przetruchtać-nic jednak mądrego nie wymyśliłam i w końcu zasnęłam.
Stwierdzam, że jestem cykorem-przed każdym treningiem, mam obawy, czy podołam :lalala:
Wzięłam pół banana na drogę i jazda. Przyjemny chłodek. Cisza jak makiem zasiał i prawie zero samochodów-było fajnie. W planach miałam dobiec do tego durnego parku i zrobić nawrotkę-jak tylko do niego wbiegłam kostki od razu zaprotestowały i zaczęły wyć obie naraz :hahaha: tak z zewnętrznych stron, jakby chciały mi obie nogi wykręcić. Mówię do nich: dobra spoko, już stąd spadam :hej: ale łupały jeszcze jakiś czas.
Na 10km zjadłam banana i pobiegłam dalej-przygotowana na kryzys na 13 km, ale dziś przeszedł gładko. Ale w okolicach 14-15 niesamowicie zaczęły mnie boleć biodra po obu stronach-przy każdym podniesieniu nóg. Nie wiem, czy to biodra w sumie, nie wiem, jak to się fachowo nazywa, czy też to może jakieś zginacze ud, ale dało popalić. Na szczęście w końcu odpuściło. Niby takie samo 17 km, jak tydzień temu, a jednak inne. Inne bóle. I jakoś tak człapałam do 15kaemu. Tak tylko sobie myślałam, czy aby na pewno mój organizm się zdąży przyzwyczaić do wysiłku i czy te wszystkie bóle kiedyś miną? Bo nie było za wiele świeżości w końcówce, a gdzie tam jeszcze do mety...
Trochę mnie to napawa niepokojem. No nic, zobaczymy.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
ODPOWIEDZ