mar_jas - Rok 2017 rokiem powrotu do biegania...i życiówek

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Wczorajszy trening....

Po południu akcja samochód i szybka naprawa, więc wyjście na trening się mocno opóźniło, może i dobrze bo było dosyć ciepło...

DYSTANS 18.90 km
CZAS TRWANIA 1g:39m:12s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 5:15 min/km
KALORIE 1807 kcal


Spokojnie i bez historii. Jedynie końcówka, było już ciemno, miałem 18km na liczniku wiec posiłkowałem się wsparciem technicznym w celu odholowania do domu, bo jakoś źle policzyłem trasę i wyszło że jeszcze z 5km bym dołożył a to już stanowczo za dużo....

We wtorek się zważyłem....87,7kg i ani grama nie drgnie....ćwicze, biegam, roweruje i nic....trudno, widocznie tak ma być

Dzisiaj rano wreszcie uruchomiłem rower po zmianach. Pierwsza przejażdżka. Bardzo twardo, jakbym na samych obręczach jechał...martwiłem się o moje plomby w zębach :hejhej: Poza tym bardzo trzeba uważać na dziury w jezdni których u nas sporo, to mało przyjemna jazda...na tri będą oponki ok, ale codziennej jazdy sobie w ten sposób nie wyobrażam.
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
PKO
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

W czwartek 20km rowerem, pierwsze testy nowych opon...twardo jak kamień :hej:
Piątek to również rower w ilości około 35km...a potem na stadion w Mikołowie się udałem

Stadion LA w Mikołowie....trening w tempie progowym..wg tabel okolica 4:10/km

DYSTANS 15.20 km
CZAS TRWANIA 1g:41m:00s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 6:39 min/km
KALORIE 1530 kcal


rozgrzewka - 2,5km plus trochę ćwiczeń i 4 szybsze przebieżki
3 x 3km P
4:08+4:06+4:04 p.5 minut
4:07+4:10+4:06 p. 5minut
4:11+4:14+4:04 p. 5 minut
na koniec duża porcja rozciągania i
schłodzenie ( 4 kołka na boso po trawie plus do domu ) 2,5km

Bałem się tego treningu, wydawało mi się że mogę wywalić płuca na czymś takim, a tym czasem spokojnie weszło, mimo dosyc wysokiej temperatury, nie powiem ze było komfortowo....bo nie było, ale wszystko ładnie się poukładało....ucieszyl mnie ten trening :)

Jutro BBL w Bytomiu jak wstanę , no i jakaś większa wycieczka rowerowa, dzisiaj popracowałem troche nad nim, posmarowałem, poczyściłem, poustawiałem, chodzi az miło....a w niedziele kolejny wyjazd w góry :uuusmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

No i po weekendzie :hej: Jak dobrze...bo zajeżdżony jestem straszliwie :hahaha:

Sobota

Po piątkowych progach jednak rano trochę czułem w nogach ...więc zamiast rozbiegania postanowiłem podjechać na BBLa w Bytomiu, zawsze jest sporo ćwiczeń, biegania trochę mniej, ale najważniejsze że się trochę rozruszam....

Na zajęciach 4bój na punkty....fajna zabawa na luzie, dużo śmiechu i bardzo pozytywnie....
Dyscypliny:
100m - zmierzone 13,15!!!! czyli znów trochę lepiej niż na teście, biegłem dosyc luźno i wydawało mi się że nie na maxa, tymbardziej ze praktycznie sam...a tu życióweczka :hej:
rzut piłką lekarską tyłem - 10m - wynik maksymalny
skok w dal - 3:70...tu najwieksza porażka, jednak przy skokach nadal czuję "luz" w kolanie i najnormalniej w świecie boję się wszelkich skoków i przeskoków...po pierwszej marnej próbie postanowiłem odpuścić....
400m - 1:11 - zupełnie na luzie, nie bylo z kim biegać, poza tym bieżnia 200m nie ułatwia szybkiego biegania, pierwsze 200m 38 sek, więc zdecydowanie za wolno, potem przyspieszyłem ale już i tak było za późno, w sumie nawet się nie zmęczyłem, tu uważam że stać mnie na o wiele wiele więcej...ale to w końcu miała być zabawa....

Na koniec luźno po trawie na boso schłodzenie......podobało mi się :usmiech:

Po południu wreszcie chciałem porządnie wypróbować rower w konfiguracji z cienkimi szosowymi oponami i lemondką...

DYSTANS 77.92 km
CZAS TRWANIA 3g:11m:05s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 24.5 km/h
KALORIE 3191 kcal


Wycieczka: Bytom - Tarnowskie Góry - Tworóg - Kalety - Miasteczko Śląskie - Świerklaniec - Piekary Śląskie - Bytom

Niestety na 35km w srodku lasu usłyszałem mocne zgrzyty dochodzące niewiadomo z czego...i było własciwie po jeździe...podejrzewam ze łożyska w tylnym kole zmieliło, okropny dźwięk połączony z mocnym hamowaniem w tym czasie....kurde, jaki byłem zły...powoli, w strachu czy dojadę doczłapałem jakoś do domu, ale słychać mnie było chyba z kilometra...grrrrrrr....
Może dzisiaj to rozbiorę i ocenię straty :echech:


Niedziela

Muszę przyznać szczerze że mimo słabej średniej sobotni kilometraż jednak odcisnął się trochę na moich nogach....wieczorem duuuuże makaronowe pasta party, bo niedziela to kolejne górskie wybieganie....

DYSTANS 36.57 km
CZAS TRWANIA 5g:25m:27s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 8:54 min/km
KALORIE 3442 kcal
ELEVATION 3330m


7:31 pociąg relacji Katowice - Zwardoń, wysiadam 9:40 w Węgierskiej Górce, szybko odnajduję początek szlaku i ruszam.
Plan: Węgierska Górka - Fajkówka - Barania Góra - Magurka Wiślana - Zielony Kopiec - Malinowa Skała - Przełęcz Salmopolska - Smerekowiec - 3 Kopce Wislańskie - Orłowa - Równica wg szlaki.net 34km, szacowany czas przejścia...ok 11godz, 30 min

Obrazek

Obrazek

Początek asfaltem, lekki trucht, testuje przy okazji nowy zakup, czyli polecak z bukłakiem made in decathlon. Szlak zielony ewidentnie mało uczęszczany, zarośnięty w cholerę, powycinany drzewa, a oznaczenia nie uzupełnione. Gubie szlak. Wchodzę na jaką dziwną górkę, która kończy się...i na dół jakies 50m ostrego zejścia między drzewami, ale widzę na dole jakoś ściężkę więc decyduję sie na zejście...w końcu wyciągam topo mapy garmina, widzę ze szlak mam lekko na lewo, schodzę na dół ...gps w końcu łapie sygnał i mogę już normalnie włączyć endo...do tego momentu mija 45minut i po wejściu na Baranią stwierdzam ze to było jakies 4km. Jak wracam na szlak to już jest łatwiej, choć nadal ścięzka mocno zarośnieta, czasami bardzo ostre podejścia....docieram do Fajkówki, od ego miejsca czarny na Baranią Górę już dobrze oznaczony, pzoa tym wreszcie spotykam jakiś innych turystów :hahaha: .....
No i to:
Obrazek

Nie wiem, ale pomyślałem...skąd oni wiedzieli ze tu będe? i czemu od razu musza przede mną ostrzegac?? :hejhej:

Obrazek

Po dwóch godzinach docieram na Baranią Górę 1220m n.p.m Chwilę odpoczywam....przez to zgubienie się straciłem jakieś 15-20minut....wiec skracam odpoczynek i ruszam dalej...przecież o 15:00 mam się zameldować na Równicy....
Zbiegam w dół. Połacie zniszczonego przez wichury lasu wokół Baraniej Góry robią wrażenie..

Obrazek

Spotykam też pierwszego...i jedynego biegacza :usmiech:
Szlak jest dosyć trudny, wąsko, wystające korzenie, masę kamieni....ale to chyba najpiekniejszy szlak w Beskidzie Sląskim....jakie cudne widoki..pierwszy raz byłem w tych rejonach..no coś pięknego....w oddali widok Skrzycznego...pomiędzy górami wyłania się w dolinie Jezioro Żywieckie.....

Słit focia ze Skrzycznym w tle:
Obrazek


Oraz widok na Jezioro Żywieckie ( sorki za jakoś fotek, ale to tylko telefon ;) )
Obrazek


Zbiegam na Przełęcz Salmopol....robie 10 minut przerwy, szamie kanapki, popijam colą i szybko ruszam dalej bo mam obsuwę czasową.... potem już idzie gładko, bo też trasa troche łatwiejsza...po 45 minutach melduję się na 3 Kopcach...do celu mam wg szlaku 2godz 30minut....przez Orlową po godzinie i 15 minutach jestem na Równicy, gdzie czekaja na mnie znajomi....całość zajmuje mi 5 godzin i 25 minut..średnia nie robi szału, wiem, ale tym razem było o wiele większe przewyższenie, no i jednak w pierwszej części sporo straciłem...nogi nawet ok, końcówkę nadal spokojnie biegłem...ale słońce zrobiło mi większą krzywdę :hej: Mam piękna białą koszulkę...szkoda że nie idziejej zdjąć :hahaha: :hahaha:
Ramiona, szyja, ręce..spalone na wiór :hejhej: dobrze ze byłem zmęczony i szybko zasnąłem, bo chyba ten najgorszy okres przespałem....dzisiaj nogi czuję, jestem napewno zmęczony, ale spalone miejsca pozwalają zapomnieć o zmeczeniu, boli jak dialbi, człowiek jest jednak głupi..stary a głupi :hahaha:


Podsumowują: plecak spisał się świetnie, było bardzo ciepło, dużo piłem, ale 2l jest ok, zawsze są po drodze jakies miejsca zeby uzupełnić płyny. Druga rzecz, co dziwne, pierwszy raz obtarły mnie moje trailowe asicsy, wnioske jest taki że jak jest ciepło to jednak trzeba zmieniać skarpetki na suche, jak jest mokro nie ma takiej potrzeby....po raz kolejny uratowała mnie moja czapka..to jest najlepsza rzecz, jaką biegacz może ze sobą zabrać, jak leje ochrania żeby nie leciało prosto na twarz i nie kapało, jak jest gorąco ( wczoraj było w okolicy 27 - 28 st, chociaż trochę wiało ) namoczona pozwala bardzo skutecznie się chłodzić...no i pot nie leci na twarz.....poza tym ok, uważam ze jestem gotowy na Chudego Wawrzyńca, wszystko wytestowane, ułożone dokładnie tak jak bym chciał. To było najdłuższegórskie wybieganie, za tydzień pojadę jeszcze raz, ale już napewno będzie krócej i spokojniej....do Chudego Wawrzyńca zostało 3 tyg, które poświęce na dalsze ćwiczenia siłowe, i wybiegania ale już po płaskim......przestałem się bać tego startu :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

DYSTANS 12.05 km
CZAS TRWANIA 1g:07m:30s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 5:36 min/km
KALORIE 1174 kcal


Wczorajszy wieczorny rozruch...Najpierw Chechło, kąpiel kojąca, troche luźnego pływania..a po powrocie 55 minut biegu, zacząłem bardzo spokojnie a potem co kilometr minimalnie szybciej..ostatnie 3 juz poniżej 5min/km.....nogi troche sztywne, na koniec 5 x przebieżka tempem spokojnym, rytmowym..po 3 czy 4 powtórzeniu nogi w końcu puściły i jest znacznie lepiej...choć i tak czuję się strasznie zmulony, co nie wróży nic dobrego przed dychą w triathlonie....poniewaz w weekend bedą jeszcze raz góry w tym tygodniu postawię jeszcze na szybkość..więc dzisiaj zapodam rytmy...trzeba się mocniej rozruszać :usmiech:

W domu jeszcze 20 minut ćwiczeń core stability..i no koniec porcja rozciągania....
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Odebrałem wczoraj naprawione koło z serwisu, oczywiście po zamontowaniu rozleciały się jeszcze hamulce...jakąś czarną serię zaliczam ostatnio....w końcu jednak wszystko ogarnąłem i rower znów mam sprawny :usmiech:
Więc na trening na stadion do ....tfuuu tfuuu hoszofa udałem się rowerem :hej: 8,5km
A na stadionie tak jak wczoraj pisałem planowane rytmy.

Najpierw krótka rozgrzewka, w sumie 10 minut, 4 przebiezki po 100m i działamy:

12 x 400m tempem 3:20/km z przerwą w marszu po 200m ( przerwy od 1:45 - 2:00 )
1:19 , 1:17 , 1:19 , 1:18 , 1:20 , 1:20 , 1:21 , 1:20 , 1:20 , 1:21 , 1:22 , 1:19

Na koniec na boso 10minut schłodzenia po murawie i ćwiczenia rozciągające...
Podsumowanie
DYSTANS 10.20 km
CZAS TRWANIA 1g:08m:00s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 6:40 min/km
KALORIE 1027 kcal


Nie było to łatwe, pamietam ze poprzednim razem jak biegałem taki trening to wszedł bardzo lekko..tym razem już bardzie się stawiał :hahaha: może to kwestia wyższej temperatury i wiatru...Nie mniej udało się, nabiegałem co planowałem, więc bez historii...

Do domu znów rowerem ponad 8km, w domu 10 minut ćwiczeń, tym razem tylko dwie serie pompek i 2 serie grzbietów i 3 serie brzuchów...dobry dzień treningowy :taktak:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Tradycyjnie już uzupełniam bloga za weekend...a nawet jeszcze troche wstecz :echech:

Czwartek nie biegowy, ale działo się…. 52 km roweru….spokojna traska z Bytomia przez Bańgów, Wojkowice, Rogoźnik, Dobieszowicie, Świerklaniec, Tarnowskie Góry i Stroszek powrotem do Bytomia…..test roweru, wreszcie wszystko działa jak należy…

DYSTANS 52.00 km
CZAS TRWANIA 2g:0m:59s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 25.2 km/h
KALORIE 2132 kcal
ELEVATION 310m


profil:
Obrazek



Jedyny kłopot, jak zauważyłem, nie wiem czy u Was tez tak jest...ale na tych "mądrzejszych" skrzyżowaniach nie łapią mnie pętle ind...i czasem po 5 minut stoję na czerwonym....w czwartek dwa razy nie wytrzymałem i pojechałem...a raz na szczęście podjechał za mna samochód.....ciekawe kiedy zapłacę mandat za to :hahaha:

W domu 20 minut porządnych ćwiczeń. Dwie serie stabilności ogólnej plus brzuchy i pompki. Całość zakończona solidnym rozciąganiem. Dobry treningowo dzień :)


Piątek zupełnie wolne. Na weekend zaplanowane działania w tenerenach górskich, cel – zapoznanie z trasami Chudego Wawrzyńca, więc po pracy ewakuacja do Rycerki.

Sobota

Rano najpierw rano w ramach rekonesansu okolicy Rycerka Górna – Rycerka Kolonia – Rycerka Górna , całość asfaltem.
Obrazek


DYSTANS 11.12 km
CZAS TRWANIA 55m:09s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 4:58 min/km
KALORIE 1034 kcal
ELEVATION 109m


A potem piesza wycieczka w góry.

DYSTANS 20.94 km
CZAS TRWANIA 5g:05m:06s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 4.1 km/h
KALORIE 3008 kcal
ELEVATION 978m


Obrazek

Zółtym od Rycerki Kolonii na Wielką Raczę...a potem czerwony wzdłuż trasy ChW do Przełęczy Przegibek. Powrót do Kolonii zielonym.
Trasa w tym miejscu średnio ciekawa, nużąca, choc nie nudna z powodu trudności technicznych, moze nie ma dużych przewyższeń, ale jest bardzo wąsko, miejscami sporo błota i wystające korzenie..to na pewno nie pozwoli się nudzić.,..tym bardziej ze to będzie pomiędzy 26 a 36 km :oczko:


Niedziela

Odebralem całą bandę znajomych biegaczy w Rajczy...i razem zaczęliśmy ostatnią część przygody pt Trasa Chudego Wawrzyńca od Przełęczy Przegibek do Przełęczy Przysłop.

DYSTANS 23.93 km
CZAS TRWANIA 3g:11m:18s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 7:54 min/km
KALORIE 2249 kcal
ELEVATION 1283m


Obrazek


Trasa dokładnie wyglądała tak: Od Rycerki Kolonii - Przełęcz Przegibek - Wielka Rycerzowa - Hala Rysianka - Mała Rycerzowa - Przełęcz Przysłop a potem niebieskim szlakiem Młoda Hora - Rycerki - zielonym na przełęcz Przegibek i powrót do Rycerki Koloni.


Najtrudniejsza część to chyba podejście na Wielką Rycerzową....nawet marsz po tej stromiźnie był bardzo trudny....ale potem przepiękny widok na Halę Rysiankę....wręcz bajkowy, bardzo mi się podobało....

Obrazek

Obrazek

Trasa ChW w tym miejscu również dosyć prosta, bez jakiś gigantycznych podejść ( poza tym jednym na Wielką Rycerzową ) dużo korzeni, kamieni...trzeba będzie cały czas być skupionym....na naszej trasie wczoraj najwięcej do powiedzenia miała pogoda...upał straszliwy, myślę że w okolicy 35-36st jak nic...do 17km zupełnie nic mi nie było, jak był strumyk to się zatrzymywaliśmy zamoczyć ciuchy i nogi, dużo piliśmy, bukłak jak zwykle dał radę...ale przy ponownym podejściu na przełęcz Przegibek po prostu mnie odcięło..to był adla mnei masakra, kręciło mi się w głowie, mimo że tylko maszerowałem, cały czas niestety odkrytą częścią, gdzie nie było szans na schowanie się między drzewami...w połowie podejścia jakiś strumyk, zamoczyłem głowę, czapkę zrobiło mi się troche lepiej..ale generalnie dalej szału nie było...strasznie mnie sponiewierało to podejscie...na szczęście na Przegibku serwuja zajebistą pomidorówkę, do tego dziabnąłem Brackie i od razu odzyskałem wigor..ostatnie 4km już spokojnie znów biegłem jak na początku....na koniec w Rycerke w nagrodę kojąca kąpiel w strumieniu...tak jak stałem wpakowałem się do rzeki i leżałem przez chyba 10 minut.....do wieczora jeszcze dochodziłem do siebie..ten upał strasznie mnie tam ustawił do pionu, wyleczyłem się ostatecznie z wersji 80km, z reszta jak słusznie zauważył Marek ( moromarPL ) na dłuższe poniewieranie jeszcze przyjdzie pora...przecież dopiero zaczynam.....

Teraz tylko wyciągnąć jeszcze wnioski, na spokojnie jeszcze raz przeanalizować trasę i swoja taktykę..i w zdrowiu ukończyć....ale to dopiero za dwa tygodnie...na ten tydzień ustawiam tryb: "TRIATHLON" bo przecież w weekend walczę ze sobą w Poznaniu :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

W poniedziałek spokojne 40km roweru tak na rozjazd ( 13 do pracy i 27 km po pracy - przez Park Śląski ) upał jak diabli, dopóki się jedzie luz-blues, ale jak się człowiek zatrzyma to momentalnie zalany potem, nie nadążyłem się wycierać :hahaha:

Zrobiłem też trochę ćwiczeń w domu

Wtorek

Po pracy pojechałem nad zbiornik Chechło-Nakło (albo Nakło-Chechło, nie wiem, w sumie nieważne...całkiem dobry do pływania :hej: ) i machnąłem zbiornik w poprzek tam i nazat...zmierzyłem w endo, wychodzi że zrobiłem około 700m, 7 minut płynąłem w jedną stronę...czyli razem 700m w 14 minut..chyba całkiem nieźle jak na mnie.....oczywiście było pusto, płynąłem sam, nie musiałem się przez nikogo przedzierać....niestety w niedziele już tak fajnie nie będzie :bum:

A potem bieg:

DYSTANS 7.32 km
CZAS TRWANIA 41m:01s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 5:36 min/km
KALORIE 713 kcal


Najpierw 35 minut BS. Pierwsze 15 minut to jakaś masakra, żołądek mnie jakoś tak dziwnie bolał, pewnie nachliptałem się za dużo wody ze zbiornika, a woda tam delikatnie rzecz ujmując nie grzeszy czystością....poza tym mięśnie jakieś takie drętwe, oddech wogóle nie przyspieszony a nogi myślałem ze mi odpadną...strasznie pospinany byłem...ciekawe czy to jeszcze z tych gór trzyma, czy po rowerze dzień wcześniej ( chociaż rower był zupełnie luźno, bez napinania ) czy to może efekt uboczny po pływaniu...na szczęście z każdą minutą sżło lepiej..po 30 minutach stwierdziłem że już ok...więc nie trzeba mi więcej :hejhej:
Miały być jeszcze przebieżki, ale po pierwszej stwierdziłem że coś kłuje w czwórce...więc pozostałem odpusciłem...w domu marna seria siły i rozciąganie....

Dzisiaj rower, TdP i wieczorem trening na stadionie...trzeba się troche znowu skatować :hej:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Miał być fajny biegowy wpis, w którym się chwalę jak świetnie mi poszły wczorajsze interwały...ale nie będzie bo nie pobiegałem...i to przez własnego lenia :hahaha: Ale po kolei....

Wczoraj rower, w sumie ponad 38km....najpierw do pracy, specjalnie pojechałem godzinę wcześniej, żeby tez wcześniej wyjść..w końcu nie co dziennie jest okazja zobaczyć zawodowy peleton kolarski....

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Wjazd na pętle plus 4 pętle po samym mieście..dla kibiców super, można było kilku krotnie zobaczyć całą zabawę...miałem świetna miejscówkę, rowerem łatwo było się przemieszczać...widziałem zarówno walkę na trasie, jak i samą emocjonującą końcówkę....siła tego pędzącego peletonu jest niesamowita....
Po wszystkim wróciłem do domu. I wybrałem się na stadion zrobić interwały..ale na stadionie tym razem mecz... co gorsza chłopaki grali 3x30 minut, jak przybiegłem to połowa I części....popatrzałem sobie, młode chłopaki pobiegali, całkiem ładnie to wyglądało, chyba przeciwnik słaby bo AKS grał tikitakę niczym Barcelona, przeciwnik czasami po 15 minut nie powąchał piłki :hahaha: ...no i jak się skończył mecz, to tez skończyła się moja ochota na bieganie...więc zgodnie z zasadą, nic na siłę...grzecznie udałem się do domu :hejhej: :hejhej:

Na szczęście chociaż zmobilizowałem się na dwie serie core stability i ćwiczenia siłowe, potem kąpiel, zimne piwko..generalnie odpocząłem...


Więc dzisiaj tylko podsumowanie miesiąca

Tylko 3 dni w tym miesiącu nie robiłem nic :taktak: a tak poza tym:

ogólnie 848km przebyte :hej:

Bieg: 18 treningów - 267km w tym około 100km w górach
Rower: 16 razy - 559km
9 treningów dodatkowych siła i stabilność
1 wyprawa górska
1 pływanie....

Dzisiaj obiecuję coś pobiegać :uuusmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Wczoraj ostatni dzień treningowy przed zawodami w niedziele.....

30km do i z pracki rowerem, baaardzo spokojnie...

Potem popatrzałem na końcówkę etapu TdP..i wyjście na ostatnie bieganie....jakoś mnie nudza moje stałe ścieżki biegowe wiec pojechałem nad zbiornik Chechło....pobiegałem po lesie w dosyć żwawym tempie prawie 10km poniżej 5:00min/km i na koniec 6 x 20s rytmicznych przebieżek. Bez historii, bardzo fajnie poszło, wraca trochę dynamika biegania..to dobry prognostyk.

DYSTANS 11.81 km
CZAS TRWANIA 59m:00s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 5:00 min/km
KALORIE 1102 kcal


Wprawdzie robiło się już dosyć mocno szaro, ale plan jest plan...a zaplanowaną miałem jeszcze kąpiel kojąco-chłodzącą....popływałem spokojnie z jakieś 300-400m, takie schłodzenie może być... :taktak: W domu już tylko same rozciąganie.....


Kupiłem glukozaminę, mam ostatnio kłopoty z porannym wstawaniem, dokładnie ze dużą sztywnością stawów i ścięgien..i to obydwie nogi i bez różnicy czy dzień po treningu czy po dniu wolnym...łatwo to rozchodzić, ale trochę irytujące, kiedy mam wstać, człowiek niby wypoczety a tu takie problemy od samego rana.....zobaczymy czy pomoże...jak nie bęe szukął innego rozwiązania....dzisiaj startujemy powoli w stronę Poznania :uuusmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Nawet mi się nie chce pisać....opis dał Maciek ( rasheed ) na swoim blogu...od siebie to tylko ze ukończyłem Lotto Triathlon Poznań w 2:39:06 to dla mnie super czas i jestem zadowolony, wszystko ze mna po tym starcie ok :usmiech:


Teraz reset i mam 4 dni na odpoczynek przed Chudym Wawrzyńcem

pozdrowionka :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

LOTTO TRIATHLON POZNAŃ 2013

Nie mogę się doczekać porządnych fotek z Poznania...więc tym razem, wyjątkowo będzie wiecej treści pisanej niż obrazkowej.

Wyjechaliśmy ze Śląska już w piątek, nocleg u Rasheeda we Wrocku, w sobotę rano razem ruszamy na podbój Poznania. Zameldowaliśmy się w hostelu i od razu na Maltę odebrać pakiety. W pakiecie fajny plecak, jakieś żarcie, kupe ulotek i swietny informator z praktycznie wszystkimi potrzebnymi informacjami. Wszystko poszło szybko i bardzo sprawnie, w drodze powrotnej chłodząca kąpiel w jeziorku ( Poznań przywitał nas 35 stopniowym upałem ) i powrót bo od 17:00 miałem wstawienie roweru do strefy. Tu również wszystko sprawnie, mimo sporej ilosci uczestników. O 19:00 odprawa w termach. Przed 20 już jedliśmy makaron podany w trakcie Pasta PArty. Sos dosyć ostry, trochę bałem się czy rewolucji nie będzie...ale nawet nie...
W ncy nad Poznaniem przeszła potężna burza, dająca spore ukojenie po całodziennym upale....i o dziwo startowy poranek wita nas chmurami i znacznie niższą temperaturą ( chyba zadziałały pastapartowe modły do Latajacego Potwora Spagetti , który załatwl nas super pogode :hahaha: )
O godz 7:00 meldujemy się w strefie zmian, mamy nie całą godzinę żeby wszystko przygotować. Potem lekki rozruch no i czekamy na wyrok....nie powiem ze się nie denerwowałem, nabardziej sen z powiem spędzało mi to pływanie, w Tychach było naprawde kiepsko, a tu przy 700 osobach wydawało się ze będzie jeszcze gorzej......
8:50 spiker daje sygnał ze dystans krótki wchodzi do wody...ześlizgujemy się i lądujemy w przyjemnie chłodnym zbiorniku....przelatuje Grupa Żelazny....dla Żelaznych Ludzi...

Obrazek


Zajebisty efekt...do tego odpowiednia MUZYKA ...niesamowicie motywowało.....momentalnie zapomniałem o stresie startowym i tych wszystkich obawach...do tego przypomniałem sobie dla kogo ten start dedykuję.....od tego momentu myślenie już tylko o celu.....

Podpływamy do strefy startu..chwila jeszcze jest, płynąłem bez pianki, co powoduje większe zmeczenie przy czekaniuw miejscu...na szczęście znajduję kawałek murka do trzymania, odpoczywam.... jak już poniżej minuty do startu podpływam bliżej, trzymając się jednak z boku....odliczanie, wytrzał z armaty, puszczam stoper w zegarku i ruszam....

Obrazek


Od początku jest ok, doświadczony tym jednym startem w Tychach, tym razem popełniam mniej błędów, i od początku do końca spokojnie płyne kraulem, nawrotke poszedłem dosyć szeroko, w sumie pewnie ze 100-150m nadłożyłem, ale przynajmniej się nie zmęczyłem, ani nie pieskowałem żabkowałem, czy co tam jeszcze.....jedyny zoknk to raz wpakowałem się na jakiegoś gościa, który płynął przede mną kraule....ja w jego nogach, ale chyba się zmęczyłi zmienił na zabke czego nie zauważyłem, i tak zauważyć nie mogłem bo woda tak zamulona ze na pół metra nic nie było widać.....no i wpakowałem się na niego...grzecznie przeprosiłem i bokiem ominąłem..... :hejhej:
Z wody spokojnie wychodze po 23 minutach i 16 sek...jako 428 zawodnik....super pomoc wolontariuszy przy wyjsciu :usmiech:
T1 spokojnie, bez pośpiechu, wycieram buzię, piję izotonik, ubieram co trzeba, zajmuje mi to 2:56, czyli dosyć długo, mimo wszystko ze strefy wyjeżdżam 360....wyjazd lekko pod górkę, a ja zaczynam robić "swoje"....

Obrazek

Na początku ostrożnie, trzeba dać nogom przyzwyczaić się do nowego rodzaju wysiłku.....potem już ogień, z początku lekki szok z powodu ilości ludzi....ile tego było...a jak się całe towarzystwo wlokło....łomatko :hahaha:
No nic, przejeżdżam na środek i zaczynam wyprzedzać...wiem ze trzeba było jechac po lewej i wyprzedzać po prawej..ale nie wszytskim to wychodziło, większość jechałą po prawej, więc wyprzedzam po lewej, czasem na 3 albo i na 4....było się kiedyś kierowcą w serwisie więc się przypomniały stare dobre czasy :hahaha: :hahaha: kilka osób mnie mija, na wypasionych sprzętach, aż trudno mi uwierzyć ze mając taki sprzęt można tak kiepsko płynąc - kiepsko w sensie gorzej ode mnie... :hej: Mija nas sędzia na motocyklu, krzyczy żeby się porozjeżdżać..tylko jak się pytam skoro tyle ludzi? Tworzy się kilka pociagów choć oficjalnie drafting zabroniony...ja się nie przejmuję, mijam wszystkich jak leci, to z prawej to z lewej, jak trzeba to wyjeżdżam nawet na przeciwległy pas :hej: Liczę w głowie, żeby srednia była około 30km/h każde 5km musi być w 10 minut..i to jest mój plan....15km mijam po 18 minutach, jestem z siebie zadowolony jak nie wiem co bo wydaje mi się że jedziemy pod wiatr...przed samą nawrotkę punkt żywioniowy...załapałem się na batona i izotonik, nawracam.....a tu zonk....teraz dopiero czuję w którą stronę wieje....ale dawało w pysk......no ale nic, trzymam się założenia.
Trochę martwiłem sie czy moje nogi to wytrzymają...w końcu to 45km, nigdy w takim tempie tyle nie przejechałem....a wiatr od pola wieje mocno, dużo pomogła lemondka, położony byłem cały czas, więc mniejszy opór, jedynie zbyt miękkie siedzenie trochę dawało się we znaki....kolejne piątki dalej poniżej 10 minut, zaczyna coraz mocniej padać....ostatnie 5km jest lekko z górki, luzuje...zwiększam kadencję, puszczam lekko nogi zeby złapały luzu przed biegiem...kilka osób mnei wtedy mija..i jeden duży może 20 osobowy peletonik - przypominam drafting zabroniony :hej: . trochę za nimi utknąłem przed strefą zmian..trudno, następnym razem trzeba bardziej na to zwracać uwagę...ale i tak se myśle że ich wszystkich pogonię na biegu, więc luzik....rower kończę na 245 miejscu, wyszło ponad 46km ze średnią w okolicy 33,3km/h!!! 115 osób zgarnąłem na rowerze, osiągnąłem 178 czas w stawce..co biorąc pod uwagę że jechałem na krosie uważam że było niezłym występem.
T2 w 2:41, zmieniam buty, zakładam czapkę co by na pysk deszcz nie zacinał i wybiegam na trasę....nogi zmęczone, ale dobrze sie czuję....
Mimo fatalnej pogody sporo kibiców na trasie biegowej. Na pierwszym punkcie postanawiam zaryzykować i wcinam żela, popijam kubkiem wody i lekko przyspieszam.....pierwsze kółko coś w 24 minuty....potem jest podbieg, gdzie o zgrozo łapie mnie skurcz.....dziwne to....na szczęście szybko puszcza... potem zdecydowanie przyspieszam bo stwierdziłem ze jakoś się strasznie guzdram z tym....mijam ogromne ilosci ludzi....jak triathloniści kiepsko biegają to temat na osobna historię....

Obrazek

drugie kółko zdecydowanie szybciej, na biegu nikt mnie nie wyprzedza, końcowe 100m to piątki z obsługą, przebiegłem środkiem wielkiej kałuży...i wbiegam na mete.... czas biegu 47:27 ( wyszło 11km ze średnią 4:21/km ) co jest 47 czasem...całość kończę na 124 miejscu w czasie 2 godzin 39 minut i 6 sekund


Super zorganizowana strefa za metą, z wodą do mycia, piciem wszelakiej maści, od wody przez izotoniki aż po piwo...no i nieograniczona ilośc jedzenia.....ale się naszamałem...to był mój żywioł :hahaha:

Potem czekałem na Maćka, który również w debiucie chciał złamać 3 godz, udało mu się lepiej o ponad 3 minuty także wielkie gratulacje.....UDAŁO SIĘ NAM!!!!! Teraz jesteśmy triathlonistami przez duże T :usmiech:


Podsumowanie: Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie, nie ma się do czego przyczepić, super zabezpieczona trasa rowerowa, wszędzie chętni zawsze do pomocy wolontariusze i obsługa, widać było że najważniejsi są zawodnicy...to była najlepiej zorganizowana impreza w jakiej brałem udział..BRAWO :)

A co do mnie? Hmmmm..zapas wynikowy jest jeszcze spory...przemyślałem kilka spraw i na przyszły rok jeszcze odpuszczę sobie dłuższe dystanse...przede wszystkim ze względów finansowych..jeśli ma się coś zrobić na powazniej to chociaż trochę trzeba wyłożyć kasy..a z tym raczej u mnie srednio...pozostając przy maksymalnie dystansie 1/4IM będe miał szansę nabyć jeszcze doświadczenia, podszkolić przede wszystkim pływanie, popracować jeszcze trochę na rowerze, szczególnie na zajeciach Indoor Cycling, no i myśle że przez ten czas biegowo też jeszcze trochę podrosnę....Zostaje to jako dodatkowa zabawa, dla urozmaicenia.....

Nie mniej polecam każdemu spróbować, bo zabawa jest świetna, trening mniej monotonny, o wiele bardzie urozmaicony, rozwijający nas bardziej wszechstronnie..... POLECAM :taktak:

A ten start i wynik oczywiście dedykuję mojej zajebistej i ukochanej córeczce Olusi.... dzięki Skarbie za motywację :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Poniedziałek i wtorek nie biegałem....ale jeźziłem na rowerze..we wtorek dodatkowo pływanie na Chechle... odpoczywam...w środę rano robię lekki rozruch

Dystans 9.59 km
Czas trwania 49m:12s
Średnia prękość 5:08 min/km
Kalorie 907 kcal


Piąta rano to jedyny moment w którym da sie miarę normalnie pobiegac...potem ukrop nie do zniesienia....
W środę na rowerze zrobiłem prawie 70km....a wieczorem pojechałem do Parku Śląskiego na bieg upamiętniający Artura Hajzera, wybitnego himalaisty pochodzącego ze Śląska...stawiło się ponad 1000 osób, w ciemnosci biegliśmy z czołówkami dystans 7km , każdy kilometr to jeden ośmiotysięcznik zdobyty przez Artura..... Efekt był niesamowity......

Dystans 6.28 km
Czas trwania 36m:30s
Średnia prękość 5:49 min/km
Kalorie 618 kcal


Nie wyszło 7km, ale to nie ważne, nie było pomiaru czasu, numerów startowych..każdy biegł dla NIEGO


Już więcej biegania teraz nie będzie..dzisiaj jeszcze rower i tenis dla relaksu...jutro zaraz po pracy na pociąg i wyruszam do Ujsoł..... :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Po wczorajszym dniu stwierdzam że nie jestem normalny.....

Obrazek


Chudy Wawrzyniec w wersji 80+ .... wyszło 89km w czasie 11 godzin 52 minuty i 5 sek ..... wieczorem napisze relację ale najwazniejsze... UDAŁO SIĘ!!!!!!!!!!!! :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Dystans 89.02 km
Czas trwania 11g:52m:05s
Średnia prękość 8:00 min/km
Kalorie 8799 kcal


ELEVATION (wg Stravy ) 2485m

Miejsce w open 57 / 155
Netto: 11:51:54


Czas opisać to wariactwo, zanim jest w miarę na świeżo,a jednocześnie trochę już opadły emocje, szczególnie te negatywne :oczko:

Jak zwykle przy dużych imprezach wszystko zaczyna się trochę wcześniej. W piątek muszę wstać po 4:00, żeby dojechać autobusem wcześniej do pracy, godzine wcześniej kończę i z tobołami lece prosto na dworzec PKP. Pierwszy raz jadę na dużą imprezę pociągiem, pierwszy raz decyduję się na wspólne spanie na hali sportowej wraz z innymi uczestnikami.....
W Tychach dosiada się mój dobry kumpel Grzesiek.

Wysiadamy w Rajczy. Na powitanie oberwanie chmury...szczęście jest takie że mamy transport do Ujsoł, bo maromar "siedzi" tu już od dwóch dni i przyjechał samochodem, wielkie dzięki dla niego bo sprawę nam mocno ułatwił.....Docieramy do biura zawodów,odbieramy pakiet startowy, rozkładamy się na środku hali pod siatką. O 20 odprawa z organizatorem, spokojnie wysłuchujemy wszystkich ważnych informacji....w czasie odprawy atakuje pierwsza poważna burza..i rzęsista ulewa...
Wali się nam trochę plan, po odprawie mieliśmy iść "w miasto" :hejhej: coś zjeść, bo przy piątkowym upale w robocie zepsuł mi się makaron, który miałem wszamać jako ostatni ładunek węgli....W sumie ostatni normalny posiłek jadłem w czwartek..oj niedobrze... :echech:
Kończy się na bananie, batonie musli i dwóch łykach koli..do tego 1,5l wody...do tego na śniadanie drożdżówka, banan, baton musli i 0,25l coli...no po prostu pięknie.....

Tu mała uwaga do orgów..moim zdaniem..Ujsoły to nie duża metropolia gdzie można bez kłopotów kupić coś do żarcia w każdej chwili...można by pomyśleć o jakiejś Pasta Party...nawet odpłatnym..przed startowa kolacja jest bardzo ważna...a tam za bardzo nie ma gdzie "poszaleć".....

Kładę się szybko spać...żeby za dużo nie nosić zabrałem tylko śpiwor, ale mimo obaw spokojnie się wyspałem. W nocy przechodzą dwie kolejne burze, do tego jakaś akcja przy kolesiu 4 materace ode mnie...nie przeszkadza mi to....ja wstałem nawet wyspany...5 godzin spania starczyło....3:45 jedziemy autobusem do Rajczy na start.

Aha...byłbym zapomniał..organizator ostrzegł żeby z powodu zmiany rozkładu jazdy PKP nie biec pierwszych km poniżej 3:30/km oraz powyżej 8:00/km bo można utknąć na przejeździe....koniec końców nawet nie wiem czy ktoś utknął, nawet nie wiem że gdzieś biegliśmy przez tory :hahaha:

Start 4:35. Pierwsze chyba 6 czy 7km asfaltem. Oczywiście po 2km już mi gorąco, zdejmuje ortalion bo się grzeję a poza tym przestało padać i już do końca zawodów go nie zakładam. po ok 38 minutach zbiegamy wreszcie z drogi na szlaki zaczyna sie prawdziwe górskie bieganie. Rachowiec wchodzi niezwykle łatwo, profil wydawał się poważniejszy...a tu spokojnie, bez większego zmęczenia pokonujemy do i zbiegamy do Zwardonia. Potem przez Skalankę zaczynamy wspinaczkę na Wielką Raczę....tu gdzieś rozstaję się z Markiem który biegnie 50+....Zjadam pierwszego batona.....o godz 7:55 melduję się na Wielkiej Raczy, zjadam banana, troche czekolady, opijam izotonikiem i ruszam dalej...to gdzieś 26km, czuję się świetnie, choć doskwiera mi ssanie w żołądku..brakuje mi tej kolacji..... :hej:
Od Wielkiej Raczy zaczynam odważniej zbiegać, podbiegi w szybkim marszu ,sporo osób też mijam.....fajny odcinek, tam się najlepiej czuję.....mijam sporo ludzi..na tej części nikt mnie nie wyprzedza...tu chyba też trwa największa walka w głowie o to ile pobiegnę....zastanawia mnie trochę zbyt szybki początek i czasami bolące kolano i pachwina.....na Przegibku zjadam porządniejszy posiłek, wydaje mi się że ostatni...w tym momencie jestem raczej na opcji 50+....wybiegam spowrotem na trasę....dalej jest wszystko ok choć w nogach juz prawie 40km....podchodzę pod Wielką Rycerzową....na górze dziewczyny z transparentem GO! ...no i trzeba podjąć decyzję.....szybko w głowie liczę że to przecież tylko 30km więcej....choć bardziej boli myśl że trzeba przebiec jeszcze dwa razy tyle.......ale co tam, raz się żyje!!!! Biegnę na wprost szlakiem niebieskim!!! 3km dalej już żałowałem swojej decyzji...bardzo mocny zbieg w dół, po glinie i kamieniach...pierwsza gleba, zbyt szyko,nogi nie wytrzymały...szybko sie pozbierałem, biegnę dalej...3km dalej zaczynają się kłopoty...podejście na Beskid Bednarów..nie wiem czy mogę to nazwać nawet podejściem...prawie pionowa ściana w górę, cała z gliny rozmoczona przez całonocny deszcz...miejscami trzeba na czworaka...kilka razy zjeżdżam po kilka metrów w dół....ale byłem wściekły, zmęczony i zły swojej decyzji....zaczynają się też pierwsze kłopoty ze stawami i mięśniami.....udaje sie dostać na górę....mam 50km w nagach, przed sobą jeszcze ponad 30km...a mnie już tak boli że nie jestem w stanie biec...próbuję coś zjeść...odkrywam że batony już nie wchodzą, nie mogę ich jeść..postanawiam chociaż dużo pić. Zaczynają mnie inny doganiać, wręcz ilościami hurtowymi....
A potem ten nieszczęsny Oszust!!!! tego się nie da opisać co sie działo..kolejna mega stroma góra po ponad 50km....z gliną, rozmiękczoną deszczem....zjeżdżam w dół przy każdym kroku....wspinam sie na czworaka..pod górka robi się wręcz korek, bo wszyscy zjeżdżają....łapię się jakiś gałęzi, pazurami grzebię w glinie żeby sie utrzymać...do tego ogromne zmęczenie....wkońcu jakos się wdrapuję...na górze widzę że jestem na 63 miejscu....Zbiegam w dół, zaliczam drugą porządną glebę,zjeżdżam na lokciach kilka metrów w dół, kolana, łokcie poobijane dość mocno. do "jedzenia" mam jeszcze 12km, staram się o tym nie myśleć bo ta myśl mnie wręcz przeraża...bolą kolana, stopy pozdzierane, bolą kostki,ogólnie zaczynam się kiepsko czuć......przypominam sobie że mam w plecaku jeszcze zela , którego dostaliśmy w pakiecie..chociaż trochę mam wątpliwości czy testować na zawodach takie specyfiki.....postanawiam zjeść po punkcie odżywczym na pełny żołądek. Mija mnie znowu kilka osób....w końcu dobiegam do 66km na przełęcz glinka gdzie jest drugi,ostatni punkt odżywczy. Uzupełniam płyny, woda do bukłaka, i izotonik do butelek, wiem że nie umiem jeść więc chociaż trzeba pić..i to najlepiej izotonik. Zjadam też bułkę z serem..wybiegam dalej, na pierwszym podejściu wchłaniam też żela..... doganiam MAgdę Andrzejewską, biegnącą wśród kobiet na 3 miejscu , cierpi z powodu skurczów ..chyba wszystkiego....troche gadamy, potem ją zostawiam, mimo bólu jednak staram się biec przynajmniej po prostym, zbiegi idę ,podbiegi już wogóle się wlokę..mijają mnie kolejni zawodnicy....zły jestem na siebie za ten idiotyczny pomysł z wersją 80+......

Magda łapie oddech na zbiegu i też mnie mija na pełnej prędkości...doganiam wreszcie i ja kogoś....idziemy razem, zdarza się nawet kilku kibiców, dzięki rozmowie czas mija troche szybciej,mimo że głównie stękamy i narz :hahaha: ekamy , z jedzenia wchodzi już tylko czekolada z bakaliami..zjadam ją, popijam izotonikiem i resztką coli....o dziwo zaczynam się czuć trochę lepiej..moze to zasługa tego żelu?? calkiem miło się przyjął...wkońcu podchodzimy pod Rysiankę, najwyższy punkt trasy...znów doganiam Magdę, idziemy razem, pogadaliśmy, okazuje się że Magda pierwszy raz startuje w tak długim biegu, na co dzien zajmuje się cross fitem.........w końcu przyspieszam, mam w głowie to co mówili organizatorzy..ostatnie 12km już jest z górki...po wskazaniach endo wydaje się że zaraz się to zacznie...patrzę na zegarek...12 godz może złamie..pod warunkiem że ostatnie 10km zrobię poniżej godziny...hahaha..poniżej godziny, a to dobre..obecnie nie jestem w stanie nawet iść...najbardzej bolą kostki i pęcherze na stopach....docieram na Halę Rysiankę...widzę wreszcie zbieg....kilka osób jest przede mnę, kilka za mną...zaczynam zbiegać..okazuje sie że potrafię jeszcze biec...na razie nie wyobrażam sobie że moge jeszcze przez godz biec..ale pocieszam się...co to ta godzina przy wczesniejszych 11 godz..tozto nic..biegnę w dół...

Zaczynam się rozkręcać...tempa?: 4:20, 4:16, 4:30/km!!!!! potem znów lekko w górę...alemnie już jedno, biegnę, czy w górę,czy w dół postanawiam biec...4:55, 5:15, 4:18!!!! wchodzą kolejne km...ja biegnę coraz szybciej...zaczynam wszystkich mijać.....stopy bolą,ale ciągle myślę: szybciej pobiegnę, szybciej sie skończy ten koszmar...zbiegam dalej, kawałek biegniemy trasa znaną mi z Wilczego Gronia...potem w lewo czarny szlak w dół. Zaczynają mnie łapać skurcze..pewnie od tempa..ale przecież ma być tylko w dół i zaraz koniec..dam rade...biegnę....ten zbieg wydaje się nie mieć końca...trochę zwalniam, dogania mnie jakiś biegacz, trochę biegniemy razem, rozmową umilamy sobie czas zbiegu....doganiam drugą na trasie kobietę.....w końcu widzę jakiś punkt kontrolny..okazuje się ze jeszcze 3km...grrrrrrr.... mam już nerwy..przyspieszam ze to wreszcie skończyć bo skurcze coraz powazniejsze...zaczyna mnie odcinać i czuję coraz większe wyczerpanie....biegnę z górki bardzo szybko...najwyżej się przewrócę, do mety jużblisko,sobie mysle....4:16/km, 5:10 i 4:40/km łapie endo ostatnie 3km tego szaleństwa....dobiegam do asflatu,widze z góry już metę..cieszę się,mija zmeczenie, jest ogromna radość, goni mnie kilka osób..ale przyspieszam...nie pytajcie się skąd mialem siły bo niewiem...po prostu ślepo biegłem...przebiegam przez mostek prosto na metę.....radość,łzy się cisną...udało się!!!..zmęczony jestem straszliwie.....czekał na dole Marek ze znajomymi...to pamiętam :usmiech: ..... siadam nad rzeką,moczę zmęczone nogi....

Ledwo jestem w stanie się pozbierać ...wloke się jakoś na sale....dobrze że mam transport do domu bo pociągiem nie wiem jak by to było.....ledwo się potrafie ruszać....kąpie się, jedziemy do Rajczy coś zjeść..wracamy na rozdanie nagród ale ja już nawet nie wychodzę z samochodu....nie jestem w stanie chodzić....musze odpocząć....

Fajny medal, super trasa, dobrze oznakowana, zawsze wiedzialem gdzie biec, idealna biegowa pogoda..czego chcieć więcej...

Jedno jest pewne..długo nie zdecyduje się ponownie na biegi powyżej 50km......myślę że przyszły rok może pobiegnę trasę 50+ ale z nastawieniem na szybki bieg, poniżej np 6 godz..ale 80?? jak na dziś dzień....nigdy więcej :hahaha: :hahaha: :hahaha:



Dobra kończe już tą przydługą i nudnawą historyjkę o bieganiu w górach.....
Teraz odpoczywam, regeneruje się....w ciągu tygodnia powinienem wrócić do biegania bo czekają kolejne cele..znacznie krótsze i mniej bolące :hejhej:





PS
Regeneracja przebiega ok. W niedziele basen, odpoczynek, w poniedziałek w sumie ponad 40km na rowerze, ale tempem relaksacyjnym z córką w krzesełku...dzisiaj troche roweru, jutro moze znowu basen....odpoczywam aktywnie :usmiech:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
Awatar użytkownika
mar_jas
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2826
Rejestracja: 06 mar 2012, 10:23
Życiówka na 10k: 0:39:59
Życiówka w maratonie: 3:28:43
Lokalizacja: Śląsk

Nieprzeczytany post

Hallo Hallo.... wszystko co dobre sie szybko kończy....tak tez jest z moim urlopem....wracam do pracy..no i do blogowania też bo przez urlop mocno go zaniedbałem...swój temat znalazlem na 4 stronie..tak źle jeszcze nigdy nie było :hahaha:


Tak więc:

Tydzień po Chudym Wawrzyńcu był bardzo spokojny...3 razy byłem na basenie, mało pływania więcej leżenia i zabaw z córką...do tego ponad 80km rowerem, własciwie codziennie , minimum 10km...
Jeszcze fota z CW ...52km
Obrazek



W czwartek pierwsze bieganie...

DYSTANS 7.79 km
CZAS TRWANIA 37m:38s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 4:50 min/km
KALORIE 716 kcal


Weszło lekko, spokojnie, na luzie..nic nie bolało...a potem wieczorem...

DYSTANS 16.94 km
CZAS TRWANIA 1g:58m:15s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 8.6 km/h
KALORIE 968 kcal

Nightskating Katowice...tak prosze państwa..ja jechalem na rolkach :hahaha: drugi raz w życiu... czasami było szybko, czasami mega wolno, udalo się bez gleby...trochę się zmęczyłem...ale rolki jako sport mnie nie zachwycił...jakoś tak...nudno :hejhej:

Obrazek

W piątek Skrzyczne z wjazdem kolejką, wieczorem 6t węgla przerzucone, więc trening siłowy, w sobotę Pilsko, spacer z córką na Halę Miziową, juz na nogach, bez pomocy kolejek.. za to ja porobiłem trochę jako wielbłąd :usmiech:

A w niedziele testowy start na 5km w Świerklańcu...

DYSTANS 5.00 km
CZAS TRWANIA 18m:40s
ŚREDNIA PRĘKOŚĆ 3:44 min/km
KALORIE 444 kcal


Trasa niedomierzona jakies 200m, więc nie ekscytować się wynikiem, chociaż ja jestem bardzo mile zaskoczony, poprawa od zeszłego roku o 17 sek, przed startem liczyłem na 20 minut, w końcu zmulony powinienem być po CW i nie liczyłem na zbyt wiele...a okazało sie że nie jest tak źle...
Słowo równiez o samej imprezie:
dobrze zorganizowana, w pasja i poświęceniem przez grupe biegową Piorun z Bytomia...chłopaki po raz kolejny dali radę, pokazali że za darmo można zrobic super zawody nawet z nagrodami ..da się?? DA!!!!! Naprawdę było super, zawodników około 150, za darmo, był pomiar, była woda na półmetku, losowanie nagród wsród uczestników po zawodach....czego chcieć więcej...duże brawa za organizację :usmiech:

Fotka z końcówki
Obrazek


Drugi tydzień opisze jutro już z pracy...pouzupełniam równiez zaległości w czytaniu innych blogów..generalnie wracam do życia :hej:
_________________________________


Moja walka Blog biegowy Marcina

Komentarze
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ