
Znów powracam z kolejnym trywialnym pytaniem

Tydzień temu przebiegam mój pierwszy półmaraton. Tempo było wolne, bo nigdy wcześniej do takiego dystansu nie podchodziłam, więc zarzynać się nie miałam zamiaru. Zależało mi na ukończeniu, a nie życiówkach



Dzis się obudziłam i stwierdziłam: oooo nieeee.. tak dalej być nie może. Dietowo wracam na dobre tory i zaczynam się ruszać. I tu się pojawia pytanie: co, jeśli nie bieganie? Dalej czuje dyskomfort przy chodzeniu i lekko kuleje. Myślałam o basenie, ale .... to dla mnie trochę mało. Czy sądzicie że zajęcia na sali fitness będą okej? Np. taki TBC? Pół godziny aero i pół ćwiczeń na mięśnie (brzuchy , ciężarki itd.).
Poradźcie, co robić? Co mi nie zaszkodzi i nie zwiększy bólu, ale tez pozwoli zostać w formie? Liczę na Wasze wsparcie

Pozdrawiam
PS. Przy okazji... ileż to może jeszcze potrwać?! Jakże ja się niecierpliwię... mogłoby już przestać boleć
