aaaaaa, bo sie nie chwalilem, przebieglem swoj pierwszy maraton w zyciu - maraton gorce... coprawda nie bylo calego dystansu maratonskiego, bo chyba z kilometra zabraklo, ale z nawiazka mysle nadrobily go prawie 2km ale w pionie
http://www.strava.com/activities/78942501
byly to dla mnie chyba najbardziej 'bolace' zawody w zyciu - jeszcze nigdy przenigdy nie mialem az takiej niesamowitej checi zejscia z trasy... jako ze byl to moj pierwszy bieg na takim dystansie pytalem o porady ludzi i zawsze bylo to samo - nie spalic

tak wiec poczatek na totalnym lajcie, ale juz pod koniec asfaltow zaczynam wyprzedzac - lece i tak wolniej niz normalnie nawet na treningu wiec mysle ze jest ok. wyzej troche adrenalina robi swoje i zaczynam juz powoli sie tasowac, m.in. z kolega Pawlicą, razem wyprzedzamy kilka osob, samemu caly czas zmieniajac pozycje - ja szybciej podbiegalem, on mnie kasowal na plaskim. na luban na 10km wbiegam jednak przed nim i okazuje sie ze... jestem 4 open

tylko 3 minuty straty do 1 miejsca... czyzby jednak za szybko ? chyba tak, bo mimo ze slabo zbiegam to co bylo do knurowskiej to pogrom - przelecialy kolo mnie ze 3-4 osoby... smignely raczej - ja mialem wrazenie ze ledwo biegne, ale to nie bylo najgorsze bo na knurowskiej zderzylem sie ze sciana. tempo okrutne, na podbiegach zaczynam juz podchodzic zamiast biec (co jest przeciez moja mocna strona), zjadam banana, zel, biore magnez, zaraz potem potas. skurcze w miejscach w ktorych nie wiedzialem ze mam miesnie

i ciagle sie ogladam. i ciagle nikogo za mna - DZIWNE. dopiero przed turbaczem dogania mnie kolgea, na ostatnim podbiegu przed szczytem robie nad nim nawet jeszcze przewagi troche, ale potem zbieg, gdzie znowu byla szybka akcja i juz kolegi nie ma

mimo wszystko z opuchnietymi nogami, skurczami, potornym bolem zbiegam i tu juz czuje ze dam rade (no jakze by inaczej) - ostatni podbieg podbiegam (hehe, tam bylem pierwszym ktory podbiegal i jednym z kilku ktorzy wogole podbiegli :D) i megaszczesliwy melduje sie na mecie - 8 open, 4 w kategorii - dla mnie to naprawde sukces, szczegolnie ze przed biegiem zorientowalem sie ze trzeba cos pobiegac w PONIEDZIALEK (poprzedzajacy poniedzialek) i zrobilem TYLKO 3 treningi, z czego pierwszy byl bardzo slaby, na drugim mialem zakwasy i obilem sobie stope a tylko 3-ci byl jakotaki

a na ta chwile pamietajac ten bol mowie sobie - nigdy wiecej !
a tu spuszczam cisnienie na mecie :P
wg stravy:
39.6km
3:49:03 h
5:47/km
1,941m up