dzięki!
opis jak to wyglądało z mojej strony
Na miejscu startu byłem ok 9:20 i po jakichś 10 minutach zacząłem rozgrzewkę. Truchty, wymachy, rozciąganie. Spotkałem znajomego, z którym rozmawiałem i kontynuowałem rozgrzewkę. Jednak posłyszeliśmy jakąś nieoficjalną informację, że start przesunięty o godzinę z powodu ulewy a raczej oberwania chmury, która była jakieś dwie godziny wcześniej i w jednym miejscu woda stoi po kolana

, więc zaprzestałem rozgrzewki. Spotkałem kilku innych znajomych i usłyszeliśmy oficjalną infoirmację o przesunięciu staru o godzinę. Korzystając z dłuższej chwili oczekiwania zebraliśmy się grupą kilku osób, oglądaliśmy Milę Charytatywną, wymienialiśmy doświadczenia itp Moim błędem było to że nie wziąłem sobie jakiejś butelki wody przed startem, no ale w końcu to mój debiut

. Pogoda pokrzyżowała z lekka moje plany żywieniowe (śniadanie zjadłem o 8, więc na wyścig powinienem mieć dość energii, jednak godzinny poślizg trochę namieszał, na szczęście dwa kawałki banana mnie uratowały

. Pół godziny przed startem zacząłem rozgrzewkę od nowa. Później ustawienie się na starcie, krótka rozmowa z pacemakerem i start. Bardzo dobrze że zdecydowałem się na start za balonikiem, bo sam wystartował bym za szybko i po połowie dystansu przeszedłbym do marszu. Bieg dalej rozgrywał się tak jak chciał tego zając (5:40/km), a nawet z 10 sekundowym zapasem. Na bufetach zwalniałem prawie do marszu (nie mogę pić z kubka podczas szybkiego biegu

. Pod koniec okazało się że z grupy startującej w tempie na 2h zostało nas może dwóch, trzech ale dołączyli się nowi, którzy po szybkim starcie chwilę maszerowali, aż w końcu dołączyli do nas żeby skończyć w czasie 2h. Ostatnie dwa kilometry to ciągła motywacja pacemakera, żeby się nie poddawać bo będzie szkoda gdy zabraknie kilka sekund do złamania dwóch godzin. Na 20 kilometrze na bufecie wypiłem Iso i kubek wody (oczywiście musiałem zwolnić) i ruszyłem do mety. Najpierw musiałem dogonić swój balonik (jakieś 20 metrów) a na stadionie już naprawdę ostry finisz. Wpadłem na metę z czasem brutto 1:59:46 dostałem medal poszedłem na trawę i ległem

. Jakiś inny uczestnik wykazał zainteresowanie moją osobą, myślał że zaraz zemdleję i polewał mnie wodą. Po jakichś 30 sekundach wstałem, podziękowałem pacemakerowi, dostałem butelkę wody, którą wręcz wlałem w siebie i zacząłem zasłużony odpoczynek. Rozmowy z kilkoma znajomymi, każdy poprawił swoją życiówkę. Później zjadłem należny makaron z mięsem, sprawdziłem oficjalny czas netto - 1:59:19. powiedziałem sobie że już więcej nie biegam i pojechałem do domu.

.
Pogoda była idealna, wprost na życiówkę co mówiło wiele osób i co widać z uzyskanych czasów. Deszcz pomimo że opóźnił start, przysłużył się znakomicie. Gdyby pogoda była taka jak dzień wczesniej zamiast biegu uprawialibyśmy smażing na rozgrzanym asfalcie.
A najbardziej "motywującym" momentem było to gdy na ok 8 kilometrze mijaliśmy powracających liderów, którzy przebiegli wtedy ok 14 km

.
210
