No, do dupy. Kurde, chyba jakby zebrać ten mój ponad roczny staż biegowy to by może z pięć treningów bezkontuzyjnych wyszło. Muszę powiedzieć, że Vomero relatywnie najmniej mi szkodzą. Poszło mi w nich tylko rozcięgno.
Teraz to wygląda tak, jakbym miałam skręcenie I-ego stopnia obu stawów skokowych (zajedwabisty ból zewnętrznych stron kostek i wierzchniej części stóp, też po zewnętrznej stronie). A ledwo co mnie przestał nachrzaniać po środkowej stronie piszczel i kostka. Jak nie urok to sraczka normalnie. I do tego mnie potwornie kręgosłup znowu boli. Ja mam chyba kości i stawy ze szkła a ścięgna z papieru.
![:wrr:](./images/smilies/wrr.gif)
Ten ból zaczął mi się w tych nowych butach, bo one mają wysoką podeszwę (dla mnie uczucie jak na koturnie) i przy tym całkowicie elastyczną górę, beż żadnego elementu z przodu buta, który by trzymał stopę na miejscu, a że są za duże to ta stopa mi strasznie w nich latała, wyjeżdzając często poza obrąb podeszwy (nie wiem czy to jasno opisuję). A że biegałam w nich durna po mocno nierównym terenie, robiłam podbiegi i przede wszystkim - jako naczelny matołek tego forum - zbiegi po bardzo stromej górce, gdzie czułam jak ta noga nie mając żadnego podparcia jeździ we wszystkie strony trzymana tylko sznurówkami w kostce. Od tego się zaczęło.
Chcąc dalej biegać, bo plan jest do zrobienia kupiłam sobie compressporty na łydy, żeby zabezpieczyć ten ćmiący jeszcze piszczel (na to akurat poskutkowało muszę powiedzieć) i poszłam w Vomero trzasnąć 12 kaemów w niedzielę.
W czasie biegu zero bólu. Jak wróciłam do domu i chciałam zdjąć buty to się okazało, że nie mogę nawet skarpetek ściągnąć, zastanawiałam się nawet czy nie jechać na ostry dyżur, ale jak nie pojawiła się opuchlizna i krwiak to sobie dałam spokój. Jak to możliwe, że nic nie czułam w czasie biegu a po nie mogłam nawet stanąć na tych giczkach?
W sumie po roku można powiedzieć, że zatoczyłam koło i wróciłam do punktu wyjścia, bo na swoim blogu w pierwszych postach z zeszłego roku piszę o tym, że bardzo bolą mnie kostki po zewnętrznej stronie i to był powód utylizacji mojej pierwszej pary butów (wtedy jeszcze naiwnie wierzyłam, że to wina butów, haha, gorzkie łzy).
Powodem jest to, że nie zginają mi się paluchy do góry i dlatego przetaczam stopę bardzo mocno po zewnętrznej krawędzi. Nie mogę tego zmienić, bo bym sobie musiała palce wyłamać, żeby normalnie stopę przetoczyć. Bieganie ze śródstopia powoduje te same dolegliwości. Nie wybijam się z palców, tylko na wykręconej nodze, z zewnętrznej krawędzi. Lekarz powiedział, żeby kupić buty ze sztywną, łódkowatą podeszwą i to powinno pomóc. Nie pomogło.
I co teraz?
Vomero - tak, tak! Są cholernie gorącę, ja też mam w nich dosłownie zaparzoną nogę jak jest ciepło. Mam porównanie z innymi butami i te są wyjątkowo nieprzewiewne. W sumie to one są takie grubaśne na górze, jakby mięsiste, chociaż niby mają te siateczki, ale jednak...
Jakby kontuzji było mało - niedzielę biegałam w tych skompresowanych łydkach. Jak wróciłam do domu i zdjęłam te opaski to myślałam, że dostanę zawału. Łydki wyglądały, jakbym miała na nich jakieś plamy odpadowe. 12 ugryzień na lewej i 19 na prawej. Komary. Pożarły mi TYLKO ściśnięte opaskami te łydki, nigdzie indziej mnie nie dotknęły. Ktoś miał podobne doświadczenia?
Właśnie się biję z myślami, czy dzisiaj iść zrobić planową piątkę czy odpuścić...hmm. Może jak tak leciutko pokicam to się nie pogorszy, co? Przebieżki już sobie daruję...
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)