Witam, chcę się przedstawić - pierwszy raz na forum. Mam na imię Monika i jestem panią w "średnim wieku", rocznik 71, dzieciatą. Zaczęłam biegać w kwietniu, więc prawie 2 miesiące regularnych treningów za mną.

Wbrew wielu artykułom, które czytałam między innymi na bieganie.pl, biegam CODZIENNIE. Robię to z prostej przyczyny, mianowicie wielokrotnie w życiu rozpoczynałam bieganie, niestety zawsze było to 3-4 x w tygodniu i bardzo szybko stawało się 2 x w tygodniu, a potem z różnych przyczyn 1 x w tygodniu aż do stopniowego, szybkiego, zaniku.

Dlatego tym razem nie daję sobie żadnych szans na wycofanie, jeśli któregoś dnia nie biegam to z przyczyn rzeczywiście niezależnych od mojego lenia wewnętrznego. Robię to rano, przed pracą, przed śniadaniem, po wypiciu 0,5 l wody. No i teraz do meritum. Bez przerwy biegnę max 42 - 43 minuty i jest to ok 4,7 - 5 km (za pierwszym razem było to ok. 100 m...). Jestem z siebie bardzo dumna, ale... no właśnie, pojawiło się takie ALE. Ostatnio przestają mnie cieszyć treningi, mam wrażenie, że w ostatnim tygodniu, nawet 10 dniach, znacznie szybciej się męczę niż wcześniej, a i czas biegnięcia ciurkiem się skrócił. W pewnym momencie zaczynam czuć okropne zmęczenie, nogi od kolan w dół robią się ciężkie jak z kamienia, jakbym biegła po klejącym asfalcie. O co chodzi? Nie chcę żeby to się stało dla mnie męczarnią, ale też nie chcę robić przerwy, bo mam już doświadczenie czym to się skończy. A w maju było tak przyjemnie rano biec po pustej Warszawie!
Jeszcze jedno, mam tętno spoczynkowe mierzone k. południa ok 85/min. Nie za duże? Od czego to zależy?