kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 18 maja
4,71 km w 31:55
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 167
max tętno: 183
Buty: Skechers GoRun
BBL dziś odwołany, więc nie pojechałam na stadion. W sumie dobrze, bo trochę dłużej pospałam. Po małym śniadanku wyszłam pobiegać coś luźnego, jakieś przebieżki, takie tam. Było strasznie. Masakra. Furmanka z węglem to by mnie pińcet razy wyprzedziła. Męczyłam się okropnie, co zresztą widać po tętnie, parę razy chciałam przystanąć, ale jakoś dowlokłam się do tych 30 minut. Zrobiłam nawet dwie przebieżki na koniec, po ok. 20 sekund z niecałą minutą przerwy w marszu, na więcej nie miałam siły, więc resztę trasy do domu poszłam spacerkiem, a i tak złapała mnie kolka
Myślę, że wynikło to z dwóch rzeczy, które się na siebie nałożyły. Po pierwsze nogi są trochę bardziej zmęczone niż zwykle, bo od środy poginam na rowerze. A po drugie - klasyka pogody we Wrocku, którą bardzo źle znoszę. Niby nie jest bardzo ciepło, niby chmurki, niby wietrzyk, a po paru krokach człowiek jest zlany potem i usiłuje złapać powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody. Mam nadzieję, że wieczorem będzie ten zapowiadany deszcz i trochę się orzeźwi, bo inaczej będę jutro umierać na trasie W ogóle muszę sobie kupić taki daszek na głowę, bo latem w czapeczce jest nieco gorąco...
Czymajcie kciuki za jutrzejszą pogodę! Stay tuned!
4,71 km w 31:55
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 167
max tętno: 183
Buty: Skechers GoRun
BBL dziś odwołany, więc nie pojechałam na stadion. W sumie dobrze, bo trochę dłużej pospałam. Po małym śniadanku wyszłam pobiegać coś luźnego, jakieś przebieżki, takie tam. Było strasznie. Masakra. Furmanka z węglem to by mnie pińcet razy wyprzedziła. Męczyłam się okropnie, co zresztą widać po tętnie, parę razy chciałam przystanąć, ale jakoś dowlokłam się do tych 30 minut. Zrobiłam nawet dwie przebieżki na koniec, po ok. 20 sekund z niecałą minutą przerwy w marszu, na więcej nie miałam siły, więc resztę trasy do domu poszłam spacerkiem, a i tak złapała mnie kolka
Myślę, że wynikło to z dwóch rzeczy, które się na siebie nałożyły. Po pierwsze nogi są trochę bardziej zmęczone niż zwykle, bo od środy poginam na rowerze. A po drugie - klasyka pogody we Wrocku, którą bardzo źle znoszę. Niby nie jest bardzo ciepło, niby chmurki, niby wietrzyk, a po paru krokach człowiek jest zlany potem i usiłuje złapać powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody. Mam nadzieję, że wieczorem będzie ten zapowiadany deszcz i trochę się orzeźwi, bo inaczej będę jutro umierać na trasie W ogóle muszę sobie kupić taki daszek na głowę, bo latem w czapeczce jest nieco gorąco...
Czymajcie kciuki za jutrzejszą pogodę! Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 19 maja
V Bieg Wokół Rancza o Puchar Wójta Gminy Czernica
DNF
Mój organizm dał mi dzisiaj znać, co sądzi o bieganiu czwartych zawodów w ciągu trzech tygodni. Gdzieś tak niedaleko przed drugim kilometrem dał mi znać. I ciężko było zignorować odcięty prąd w nogach Do tego lampa z nieba, wicher w mordę i w bok straszliwy, jakiś kros przez pola, no way. Niby było dużo wodopojów, na których polewałam się wodą, była kurtyna wodna, ale to pomagało tylko na chwilę. Prawie cały piąty kilometr przemaszerowałam i miałam wystarczająco dużo czasu sobie parę rzeczy przemyśleć. Jak dotruchtałam do skrzyżowania dróg na drugą pętlę i metę (przy okazji pozując do słit foci ), poszłam w stronę mety, gdzie oddałam numer.
Za dużo tego było, nie ma co ukrywać. Nieco się przetrenowałam (czy też raczej przezawodowałam), a że w sobotę jest dyszka w Łodzi, na której muszę być we w miarę dobrej formie, to myślę, że decyzja o zejściu z trasy była słuszna. Chociaż oczywiście czuję się jak ostatni loser i mięczak
Ale ogólnie niedziela była całkiem udana, po zawodach na ranczu był prawdziwy festyn, z kapelą ludową, kiełbaskami z grilla, piwkiem (mimik z kolegą cały czas żałowali, że nie mogą się napić, aż podsunęłam im pomysł, że może bezalkoholowe - od razu pobiegli do sklepu ), tańcami (!) przy disco polo, klimat genialny Prosię, które miało być na rożnie, okazało się być żywą główną nagrodą - były też do wylosowania dwa króliki, kogut i rower. Oczywiście nic nie wylosowaliśmy, no ale z drugiej strony co tu robić z takim 48-kilogramowym zwierzęciem? Super impreza, naprawdę polecam
A po imprezie pojechaliśmy z mimikiem jeszcze do McDonaldsa, żeby wykorzystać te ostatnie godziny nie na diecie (to ja) i uzupełnić kalorie (to mimik).
Jutro może zrobię jakieś wybieganie, a może nie, zobaczę, jak będzie z moim samopoczuciem (w sumie powinnam się domyślić, że coś jest nie tak, jak serce mi waliło ostatnio jak szalone ). We wtorek jakieś interwały przed zawodami, w czwartek coś luźnego, a w sobotę Bieg Piotrkowską. Stay tuned!
V Bieg Wokół Rancza o Puchar Wójta Gminy Czernica
DNF
Mój organizm dał mi dzisiaj znać, co sądzi o bieganiu czwartych zawodów w ciągu trzech tygodni. Gdzieś tak niedaleko przed drugim kilometrem dał mi znać. I ciężko było zignorować odcięty prąd w nogach Do tego lampa z nieba, wicher w mordę i w bok straszliwy, jakiś kros przez pola, no way. Niby było dużo wodopojów, na których polewałam się wodą, była kurtyna wodna, ale to pomagało tylko na chwilę. Prawie cały piąty kilometr przemaszerowałam i miałam wystarczająco dużo czasu sobie parę rzeczy przemyśleć. Jak dotruchtałam do skrzyżowania dróg na drugą pętlę i metę (przy okazji pozując do słit foci ), poszłam w stronę mety, gdzie oddałam numer.
Za dużo tego było, nie ma co ukrywać. Nieco się przetrenowałam (czy też raczej przezawodowałam), a że w sobotę jest dyszka w Łodzi, na której muszę być we w miarę dobrej formie, to myślę, że decyzja o zejściu z trasy była słuszna. Chociaż oczywiście czuję się jak ostatni loser i mięczak
Ale ogólnie niedziela była całkiem udana, po zawodach na ranczu był prawdziwy festyn, z kapelą ludową, kiełbaskami z grilla, piwkiem (mimik z kolegą cały czas żałowali, że nie mogą się napić, aż podsunęłam im pomysł, że może bezalkoholowe - od razu pobiegli do sklepu ), tańcami (!) przy disco polo, klimat genialny Prosię, które miało być na rożnie, okazało się być żywą główną nagrodą - były też do wylosowania dwa króliki, kogut i rower. Oczywiście nic nie wylosowaliśmy, no ale z drugiej strony co tu robić z takim 48-kilogramowym zwierzęciem? Super impreza, naprawdę polecam
A po imprezie pojechaliśmy z mimikiem jeszcze do McDonaldsa, żeby wykorzystać te ostatnie godziny nie na diecie (to ja) i uzupełnić kalorie (to mimik).
Jutro może zrobię jakieś wybieganie, a może nie, zobaczę, jak będzie z moim samopoczuciem (w sumie powinnam się domyślić, że coś jest nie tak, jak serce mi waliło ostatnio jak szalone ). We wtorek jakieś interwały przed zawodami, w czwartek coś luźnego, a w sobotę Bieg Piotrkowską. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 20 maja
Joga - 1h
Coraz lepiej mi idzie na tej jodze, dalej mam pewne problemy z utrzymaniem równowagi i niektórymi ćwiczeniami, dalej się trochę pocę , ale zdecydowanie jest progres. No i nie mam już zakwasów! Za to od kołyski bolą mnie te wystające kości biodrowe, bo akurat tak jakoś jestem zbudowana, że niezależnie od gabarytów kości biodrowe mi wystają... W każdym razie porozciągałam się, dotleniłam, było spoko
I tak w ogóle zaczęłam dietę.
wtorek, 21 maja
Plan: 10-12' E + 4-6* (1000m/3') + 10-12'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,68 km w 11:25, śr. tempo: 6:47
5 min rozciągania
Tysiączki:
1. 5:50
2. 5:48
3. 5:48
4. 5:43
Schłodzenie: 1,63 km w 10:55, śr. tempo: 6:41
Buty: Skechers GoRun
Zrobiłyśmy sobie dziś z koleżanką biegową tysiączki przed sobotnią dyszką. Plan był taki, żeby pobiec je nieco szybciej niż planowane tempo startowe, a że są ambicje, żeby złamać godzinę, no i moje tempa startowe ostatnio oscylują między 5:57 a 6:03, to padło na 5:50. Chyba pierwszy raz w życiu mi się udało pobiec interwały tak, żeby pierwszy był najwolniejszy, kolejne równe, a ostatni najszybszy Zrobiłyśmy 4 powtórzenia, bo czułyśmy, że tyle wystarczy, przerwy trwały niecałe 3 minuty. Pogoda we Wro ładna, świeci słońce, jest dość ciepło, ale nie duszno. Potem na schłodzeniu koleżanka pociągnęła tempo, bo - jak stwierdziła pod koniec - dopiero się rozgrzała Ja wam mówię, to będzie jeszcze torpeda Ogólnie to chyba wypoczęłam, bo tętno nawet przyzwoite, a i nogi nie były jakoś strasznie ciężkie, ot, standard przy interwałach. No ale od niedzieli kładę się wcześniej spać, a to też ma jakieś tam przełożenie na samopoczucie. Zastanawiałam się też, jak będzie się biegło po dwóch dniach diety praktycznie niemal bez węgli, ale jest spoko.
A propos diety...
Waga wyjściowa: 59,5 kg
Cel: Wizualnie coś między 15% a 22% z obrazka poniżej
Według obrazka, obecnie mam coś koło 25-30%, szczerze mówiąc nie do końca widzę różnicę. W każdym bądź razie idea jest taka, żeby trochę tej mięciusiości i krągłości jednak ubyło
Zważyłam się dopiero dzisiaj rano, bo wczoraj zapomniałam, no ale nie sądzę, żeby była to jakaś ogromna różnica. Myślę, żeby się zmierzyć tu i ówdzie, ale jakoś mi się chwilowo nie chce. Ale może zmierzę się jutro rano, bo wreszcie nie muszę wcześniej wstawać. Póki co jest spoko, nie chodzę głodna, nawet dzisiaj zapomniałam o porannej przekąsce. Trochę mi brakuje węglowodanów, ale bardziej psychicznie niż fizycznie Z plusów dodatnich jest jeszcze to, że nie mam tego klasycznego dołka energetycznego, który zazwyczaj dopadał mnie ok. 2 godziny po lanczu. No i wcinam sporo warzyw. Nawet nie wiem, czy nie za mało. I w sumie tyle, więcej się po dwóch dniach nie da powiedzieć. Będę raz na jakiś czas informować o postępach
W czwartek, w zależności od samopoczucia, coś luźnego, może jakaś piąteczka z przebieżkami, może dyszka, się zobaczy. Stay tuned!
Joga - 1h
Coraz lepiej mi idzie na tej jodze, dalej mam pewne problemy z utrzymaniem równowagi i niektórymi ćwiczeniami, dalej się trochę pocę , ale zdecydowanie jest progres. No i nie mam już zakwasów! Za to od kołyski bolą mnie te wystające kości biodrowe, bo akurat tak jakoś jestem zbudowana, że niezależnie od gabarytów kości biodrowe mi wystają... W każdym razie porozciągałam się, dotleniłam, było spoko
I tak w ogóle zaczęłam dietę.
wtorek, 21 maja
Plan: 10-12' E + 4-6* (1000m/3') + 10-12'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,68 km w 11:25, śr. tempo: 6:47
5 min rozciągania
Tysiączki:
1. 5:50
2. 5:48
3. 5:48
4. 5:43
Schłodzenie: 1,63 km w 10:55, śr. tempo: 6:41
Buty: Skechers GoRun
Zrobiłyśmy sobie dziś z koleżanką biegową tysiączki przed sobotnią dyszką. Plan był taki, żeby pobiec je nieco szybciej niż planowane tempo startowe, a że są ambicje, żeby złamać godzinę, no i moje tempa startowe ostatnio oscylują między 5:57 a 6:03, to padło na 5:50. Chyba pierwszy raz w życiu mi się udało pobiec interwały tak, żeby pierwszy był najwolniejszy, kolejne równe, a ostatni najszybszy Zrobiłyśmy 4 powtórzenia, bo czułyśmy, że tyle wystarczy, przerwy trwały niecałe 3 minuty. Pogoda we Wro ładna, świeci słońce, jest dość ciepło, ale nie duszno. Potem na schłodzeniu koleżanka pociągnęła tempo, bo - jak stwierdziła pod koniec - dopiero się rozgrzała Ja wam mówię, to będzie jeszcze torpeda Ogólnie to chyba wypoczęłam, bo tętno nawet przyzwoite, a i nogi nie były jakoś strasznie ciężkie, ot, standard przy interwałach. No ale od niedzieli kładę się wcześniej spać, a to też ma jakieś tam przełożenie na samopoczucie. Zastanawiałam się też, jak będzie się biegło po dwóch dniach diety praktycznie niemal bez węgli, ale jest spoko.
A propos diety...
Waga wyjściowa: 59,5 kg
Cel: Wizualnie coś między 15% a 22% z obrazka poniżej
Według obrazka, obecnie mam coś koło 25-30%, szczerze mówiąc nie do końca widzę różnicę. W każdym bądź razie idea jest taka, żeby trochę tej mięciusiości i krągłości jednak ubyło
Zważyłam się dopiero dzisiaj rano, bo wczoraj zapomniałam, no ale nie sądzę, żeby była to jakaś ogromna różnica. Myślę, żeby się zmierzyć tu i ówdzie, ale jakoś mi się chwilowo nie chce. Ale może zmierzę się jutro rano, bo wreszcie nie muszę wcześniej wstawać. Póki co jest spoko, nie chodzę głodna, nawet dzisiaj zapomniałam o porannej przekąsce. Trochę mi brakuje węglowodanów, ale bardziej psychicznie niż fizycznie Z plusów dodatnich jest jeszcze to, że nie mam tego klasycznego dołka energetycznego, który zazwyczaj dopadał mnie ok. 2 godziny po lanczu. No i wcinam sporo warzyw. Nawet nie wiem, czy nie za mało. I w sumie tyle, więcej się po dwóch dniach nie da powiedzieć. Będę raz na jakiś czas informować o postępach
W czwartek, w zależności od samopoczucia, coś luźnego, może jakaś piąteczka z przebieżkami, może dyszka, się zobaczy. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Na dobranoc taki mały filmik Georges <3 <3 <3
Chyba zatęskniłam za kickboxingiem... We Wro są nawet niezłe kluby, ale nastawione raczej na trening zawodników, a nie rekreację, poza tym są na drugim końcu miasta. Ale blisko mnie jest Muay Thai, zajęcia mają się zacząć we wrześniu, pomyślę nad tym
Chyba zatęskniłam za kickboxingiem... We Wro są nawet niezłe kluby, ale nastawione raczej na trening zawodników, a nie rekreację, poza tym są na drugim końcu miasta. Ale blisko mnie jest Muay Thai, zajęcia mają się zacząć we wrześniu, pomyślę nad tym
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 23 maja
6,34 km w 42:16
średnie tempo: 6:40
średnie tętno: 164
max tętno: 181
13 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj tak się nakręciłam tymi filmikami z Żorżem, że aż zrobiłam jakieś brzuszki, przysiady, pseudopompki, pomachałam hantlami, poboksowałam i pokopałam się z cieniem, a nawet powisiałam trochę na drążku W związku z tym miałam dzisiaj lekki dyskomfort w ramionach, ale tylko podczas biegu. A dziś dalej mam nastrój sentymentalny, więc cały dzień sobie śpiewam taką jedną piosenkę Rany, jaka ja wtedy byłam młoda i chuda
Biegowo był dziś lajcik z czterema przebieżkami po ok. 20 sekund na koniec. Koleżanka biegowa kupiła nowe butki (Virraty, fajnie wyglądają na żywo, muszę się im bliżej przyjrzeć i pomacać), więc momentami trochę nas niosło - wiadomo, nowe buty = boost do speeda Ale generalnie cały trening przegadałyśmy, więc było spoko. Wreszcie się też trochę bardziej porozciągałam. I dobrze, bo trochę się zaniedbałam, głównie przez jogę - no bo w końcu jak na jodze się rozciągam, to potem nie muszę, co nie? No otóż właśnie muszę. Zrobiłam parę ćwiczeń, których dawno nie robiłam, i wyszło, że mam jakiś przykurcz w lewej nodze, gdzieś w pachwinie czy pod tyłkiem, ciężko stwierdzić. Pewnie dlatego przyczep bolał ostatnio. No nic, porozciągam się, przejdzie.
Idzie mi całkiem nieźle, dziś rano na wadze 58.8 kg, dawno tyle nie było. Aczkolwiek wczoraj wieczorem miałam mały kryzys. Ale ponieważ się przygotowałam i kupiłam na zdrowej żywności jakąś taką dziwną czekoladę bez cukru i z dużą zawartością kakao (droga jak jasny pierun, chociaż były też dostępne zdecydowanie droższe, no ale bez przesad, nie kupię czekolady za 35 zeta ), to dzięki jednemu paskowi jakoś udało się go zażegnać Dzisiaj już wprowadziłam nieco węglowodanów, na obiad zjadłam m.in. ze dwie łyżki sałatki z dzikiego ryżu z orzechami laskowymi i żurawiną, a na kolację dorzuciłam trochę owoców (borówki, uwielbiam borówki). Jutro też jakiś makaron się wrzuci, a na sobotę dietę zawieszam.
W sobotę zawody - czymajcie kciuki A w niedzielę trzeba by pobiec coś dłuższego, bo dawno nic takiego nie biegłam, a tu za miesiąc połówka Stay tuned!
6,34 km w 42:16
średnie tempo: 6:40
średnie tętno: 164
max tętno: 181
13 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj tak się nakręciłam tymi filmikami z Żorżem, że aż zrobiłam jakieś brzuszki, przysiady, pseudopompki, pomachałam hantlami, poboksowałam i pokopałam się z cieniem, a nawet powisiałam trochę na drążku W związku z tym miałam dzisiaj lekki dyskomfort w ramionach, ale tylko podczas biegu. A dziś dalej mam nastrój sentymentalny, więc cały dzień sobie śpiewam taką jedną piosenkę Rany, jaka ja wtedy byłam młoda i chuda
Biegowo był dziś lajcik z czterema przebieżkami po ok. 20 sekund na koniec. Koleżanka biegowa kupiła nowe butki (Virraty, fajnie wyglądają na żywo, muszę się im bliżej przyjrzeć i pomacać), więc momentami trochę nas niosło - wiadomo, nowe buty = boost do speeda Ale generalnie cały trening przegadałyśmy, więc było spoko. Wreszcie się też trochę bardziej porozciągałam. I dobrze, bo trochę się zaniedbałam, głównie przez jogę - no bo w końcu jak na jodze się rozciągam, to potem nie muszę, co nie? No otóż właśnie muszę. Zrobiłam parę ćwiczeń, których dawno nie robiłam, i wyszło, że mam jakiś przykurcz w lewej nodze, gdzieś w pachwinie czy pod tyłkiem, ciężko stwierdzić. Pewnie dlatego przyczep bolał ostatnio. No nic, porozciągam się, przejdzie.
Idzie mi całkiem nieźle, dziś rano na wadze 58.8 kg, dawno tyle nie było. Aczkolwiek wczoraj wieczorem miałam mały kryzys. Ale ponieważ się przygotowałam i kupiłam na zdrowej żywności jakąś taką dziwną czekoladę bez cukru i z dużą zawartością kakao (droga jak jasny pierun, chociaż były też dostępne zdecydowanie droższe, no ale bez przesad, nie kupię czekolady za 35 zeta ), to dzięki jednemu paskowi jakoś udało się go zażegnać Dzisiaj już wprowadziłam nieco węglowodanów, na obiad zjadłam m.in. ze dwie łyżki sałatki z dzikiego ryżu z orzechami laskowymi i żurawiną, a na kolację dorzuciłam trochę owoców (borówki, uwielbiam borówki). Jutro też jakiś makaron się wrzuci, a na sobotę dietę zawieszam.
W sobotę zawody - czymajcie kciuki A w niedzielę trzeba by pobiec coś dłuższego, bo dawno nic takiego nie biegłam, a tu za miesiąc połówka Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 25 maja
11. Bieg ulicą Piotrkowską
Czas netto: 59:41
Miejsce Open: 1439/1672
Miejsce Kobiety: 221/351
Miejsce K30: 89/137
Buty: Skechers GoRun
Występy gościnne u Kanaska Oraz debiut koleżanki biegowej Iki
Wyjechałyśmy z Wrocławia koło południa, aczkolwiek wyjazd przesunął nam się nieco, bo jeszcze trzeba było wstąpić do outletu po czapeczkę (prognozy pogody mówiły o deszczu) i kawusię na drogę Dojechałyśmy do Łodzi na czas - kwadrans przed zamknięciem biura zawodów, akurat, żeby odebrać pakiety. Jak zobaczyłam "szatnie" przewidziane przez organizatora, mina trochę mi zrzedła - był to kawałek chodnika, oddzielony barierką owiniętą czarną folią. A temperatura wynosiła 12 stopni. Tak jak wielu innych biegaczy, udałyśmy się więc do Manufaktury, żeby jeszcze czegoś się napić, wygrzać, a potem przebrać w kiblu. Jak wyszłyśmy na zewnątrz przebrane, już nie było mi zimno - adrenalinka robi swoje Oddałyśmy rzeczy do depozytu, pojawiły się zu.zu i Kanas, pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, szybka wizyta w toitoiu i właściwie już zaraz miał być start, więc nawet nie starczyło czasu na rozgrzewkę - zrobiłam może ze dwie przebieżki, trochę pomachałam nogami i już poleciałyśmy ustawiać się w tłumie. Ostatnie wskazówki ("od tej żółtej bramki to już rura!"), wymiana chusteczkami, podział obowiązków (czyli tempo dyktuję ja ), no i ruszyły 3 Gracje Po pierwszej pętelce wokół Manufaktury ucieszyłam się, że do mety będzie z górki, ale jakoś nie ogarnęłam, że dystans między chorągiewką 9km a metą jednak może być nieco za krótki Ale nie uprzedzajmy faktów.
Biegłyśmy sobie radośnie, pogadując od czasu do czasu, ja trzymałam białe Kenijki na smyczy ("Dziewczęta, zwalniamy!", "Podbieg - skracamy ciut krok i mocniejsza praca rąk!", "Nie przyspieszamy, będzie na to czas później!" ), kilometry mijały bardzo szybko Gdzieś do połowy trasy miałam lekką kolkę w lewym boku i pozdrowienia od WieśMaca (po drodze do Łodzi chciałyśmy coś zjeść na szybko, a był tylko Mac), ale dało się biec. Niby było płasko, niby nic, a jednak trasa była mocno falowana, nawet jeśli te fale były niewielkie. Co chwilę było delikatnie w górę, ale na długim odcinku. Potem na krótkim nieco w dół i znowu do góry. Zdecydowanie było to czuć w nogach. No ale szło nieźle, półmetek minęłyśmy po 30 minutach z groszami (15-18 sekund). Niestety, potem był jeden odcinek bardzo wąski - dla biegaczy wydzielony był jeden pas ruchu, na pozostałych 3 jeździły normalnie samochody. Trochę to było słabe, bo robiły się lekkie zatory, a ludzie wybiegali na drugi pas, żeby wyminąć innych biegaczy. Stąd też nasze ciut wolniejsze tempo na szóstym kilometrze. Potem już wbiegłyśmy na Piotrkowską, więc się rozluźniło Jacyś panowie w ogródkach piwnych zaproponowali, żebyśmy się z nimi napiły piwa, ale koledzy biegnący przed nami puścili ciętą ripostę, proponując panom, żeby to oni z piwem dołączyli biegiem do nas
Po półmetku moja smycz się nieco poluzowała, przyspieszałyśmy. Po siódmym kilometrze Ikę niosło, więc w pewnym momencie mówię do Kanas, że ja zwalniam, a torpeda niech leci. Zapewniłyśmy ją, że w razie co zgarniemy ją po drodze i zaciągniemy za uszy do mety, no i poleciała Jak dla mnie to trochę za szybko wyszedł ten ósmy kilometr, co się zemściło później - na dziewiątym złapał mnie ból po prawej stronie, ciągnący się od ucha aż do ramienia. No i trochę spuchłam Przeszłam na chwilę do marszu, Kanas poleciała dalej, potem znowu zaczęłam biec, ale ból nie ustępował, więc znowu przeszłam do marszu, pomasowałam ten bark, przeszło, więc ruszyłam znowu. Po chorągiewce na 9 km postanowiłam przyspieszyć, bo wynik poniżej godziny był nadal spokojnie w moim zasięgu. I wtedy zorientowałam się, że owszem, kawałek jest w dół, ale jeszcze trzeba podbiec nieźle do góry, zanim będzie meta No nic, meta już blisko, niecałe 400 metrów, dam radę Przy żółtej bramce przyspieszyłam nieco mocniej, bo jeszcze jakieś opary się znalazły na finisz, wpadłam na metę, znalazłam Ikę opartą o barierki, woda, medale, wyłuskałyśmy z tłumu Kanas, depozyt (bo nagle znowu zimno! ), herbatka, dołączyła do nas zu.zu z Rudym, torcik kawowo-bezowy (pycha!), przebieranie, śmichy-chichy, i nagle było już wpół do dziewiątej, czas się zbierać do domu.
Bieg bardzo fajny, chociaż samo zaplecze mogłoby być ciut lepsze - z drugiej strony organizatorzy zapewne liczyli na to, że część biegaczy skorzysta z łazienek Manufaktury. Sportowo też było fajnie, mój drugi wynik w tym roku na dyszkę No i debiut Iki! 58:54, 27 miejsce w kategorii, po trzech miesiącach biegania, po 3 godzinach jazdy samochodem! Jestem dumna jak paw, czuję się poniekąd matką tego wyniku Jak Ika sama przyznała, gdyby przyspieszyła kilometr później, to zapewne pobiegłaby lepiej, no ale wiadomo, pierwsze zawody rzadko biegnie się idealnie, trzeba się uczyć na swoich błędach. Ja przypilnowałam tylko, żeby błędy nie nastąpiły zbyt wcześnie, no i chyba mi się to udało
Dodatkowo co mnie cieszy po wczorajszym to fakt, że nic mnie nie bolało ani nie boli dzisiaj. Żadne kolana, piszczele, przyczepy, czy cokolwiek (bólu w barku nie liczę). Owszem, lekkie zmęczenie mięśni czuję, ale to raczej normalne po tych wrednych podbiegach Jednak opłacało się zejść z trasy tydzień temu
Dzisiaj po południu mam w planach coś dłuższego, bo połówka za pasem. Wprawdzie widzę po drzewach za oknem, że nieźle wieje, no ale trudno. Stay tuned!
11. Bieg ulicą Piotrkowską
Czas netto: 59:41
Miejsce Open: 1439/1672
Miejsce Kobiety: 221/351
Miejsce K30: 89/137
Buty: Skechers GoRun
Występy gościnne u Kanaska Oraz debiut koleżanki biegowej Iki
Wyjechałyśmy z Wrocławia koło południa, aczkolwiek wyjazd przesunął nam się nieco, bo jeszcze trzeba było wstąpić do outletu po czapeczkę (prognozy pogody mówiły o deszczu) i kawusię na drogę Dojechałyśmy do Łodzi na czas - kwadrans przed zamknięciem biura zawodów, akurat, żeby odebrać pakiety. Jak zobaczyłam "szatnie" przewidziane przez organizatora, mina trochę mi zrzedła - był to kawałek chodnika, oddzielony barierką owiniętą czarną folią. A temperatura wynosiła 12 stopni. Tak jak wielu innych biegaczy, udałyśmy się więc do Manufaktury, żeby jeszcze czegoś się napić, wygrzać, a potem przebrać w kiblu. Jak wyszłyśmy na zewnątrz przebrane, już nie było mi zimno - adrenalinka robi swoje Oddałyśmy rzeczy do depozytu, pojawiły się zu.zu i Kanas, pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, szybka wizyta w toitoiu i właściwie już zaraz miał być start, więc nawet nie starczyło czasu na rozgrzewkę - zrobiłam może ze dwie przebieżki, trochę pomachałam nogami i już poleciałyśmy ustawiać się w tłumie. Ostatnie wskazówki ("od tej żółtej bramki to już rura!"), wymiana chusteczkami, podział obowiązków (czyli tempo dyktuję ja ), no i ruszyły 3 Gracje Po pierwszej pętelce wokół Manufaktury ucieszyłam się, że do mety będzie z górki, ale jakoś nie ogarnęłam, że dystans między chorągiewką 9km a metą jednak może być nieco za krótki Ale nie uprzedzajmy faktów.
Biegłyśmy sobie radośnie, pogadując od czasu do czasu, ja trzymałam białe Kenijki na smyczy ("Dziewczęta, zwalniamy!", "Podbieg - skracamy ciut krok i mocniejsza praca rąk!", "Nie przyspieszamy, będzie na to czas później!" ), kilometry mijały bardzo szybko Gdzieś do połowy trasy miałam lekką kolkę w lewym boku i pozdrowienia od WieśMaca (po drodze do Łodzi chciałyśmy coś zjeść na szybko, a był tylko Mac), ale dało się biec. Niby było płasko, niby nic, a jednak trasa była mocno falowana, nawet jeśli te fale były niewielkie. Co chwilę było delikatnie w górę, ale na długim odcinku. Potem na krótkim nieco w dół i znowu do góry. Zdecydowanie było to czuć w nogach. No ale szło nieźle, półmetek minęłyśmy po 30 minutach z groszami (15-18 sekund). Niestety, potem był jeden odcinek bardzo wąski - dla biegaczy wydzielony był jeden pas ruchu, na pozostałych 3 jeździły normalnie samochody. Trochę to było słabe, bo robiły się lekkie zatory, a ludzie wybiegali na drugi pas, żeby wyminąć innych biegaczy. Stąd też nasze ciut wolniejsze tempo na szóstym kilometrze. Potem już wbiegłyśmy na Piotrkowską, więc się rozluźniło Jacyś panowie w ogródkach piwnych zaproponowali, żebyśmy się z nimi napiły piwa, ale koledzy biegnący przed nami puścili ciętą ripostę, proponując panom, żeby to oni z piwem dołączyli biegiem do nas
Po półmetku moja smycz się nieco poluzowała, przyspieszałyśmy. Po siódmym kilometrze Ikę niosło, więc w pewnym momencie mówię do Kanas, że ja zwalniam, a torpeda niech leci. Zapewniłyśmy ją, że w razie co zgarniemy ją po drodze i zaciągniemy za uszy do mety, no i poleciała Jak dla mnie to trochę za szybko wyszedł ten ósmy kilometr, co się zemściło później - na dziewiątym złapał mnie ból po prawej stronie, ciągnący się od ucha aż do ramienia. No i trochę spuchłam Przeszłam na chwilę do marszu, Kanas poleciała dalej, potem znowu zaczęłam biec, ale ból nie ustępował, więc znowu przeszłam do marszu, pomasowałam ten bark, przeszło, więc ruszyłam znowu. Po chorągiewce na 9 km postanowiłam przyspieszyć, bo wynik poniżej godziny był nadal spokojnie w moim zasięgu. I wtedy zorientowałam się, że owszem, kawałek jest w dół, ale jeszcze trzeba podbiec nieźle do góry, zanim będzie meta No nic, meta już blisko, niecałe 400 metrów, dam radę Przy żółtej bramce przyspieszyłam nieco mocniej, bo jeszcze jakieś opary się znalazły na finisz, wpadłam na metę, znalazłam Ikę opartą o barierki, woda, medale, wyłuskałyśmy z tłumu Kanas, depozyt (bo nagle znowu zimno! ), herbatka, dołączyła do nas zu.zu z Rudym, torcik kawowo-bezowy (pycha!), przebieranie, śmichy-chichy, i nagle było już wpół do dziewiątej, czas się zbierać do domu.
Bieg bardzo fajny, chociaż samo zaplecze mogłoby być ciut lepsze - z drugiej strony organizatorzy zapewne liczyli na to, że część biegaczy skorzysta z łazienek Manufaktury. Sportowo też było fajnie, mój drugi wynik w tym roku na dyszkę No i debiut Iki! 58:54, 27 miejsce w kategorii, po trzech miesiącach biegania, po 3 godzinach jazdy samochodem! Jestem dumna jak paw, czuję się poniekąd matką tego wyniku Jak Ika sama przyznała, gdyby przyspieszyła kilometr później, to zapewne pobiegłaby lepiej, no ale wiadomo, pierwsze zawody rzadko biegnie się idealnie, trzeba się uczyć na swoich błędach. Ja przypilnowałam tylko, żeby błędy nie nastąpiły zbyt wcześnie, no i chyba mi się to udało
Dodatkowo co mnie cieszy po wczorajszym to fakt, że nic mnie nie bolało ani nie boli dzisiaj. Żadne kolana, piszczele, przyczepy, czy cokolwiek (bólu w barku nie liczę). Owszem, lekkie zmęczenie mięśni czuję, ale to raczej normalne po tych wrednych podbiegach Jednak opłacało się zejść z trasy tydzień temu
Dzisiaj po południu mam w planach coś dłuższego, bo połówka za pasem. Wprawdzie widzę po drzewach za oknem, że nieźle wieje, no ale trudno. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 26 maja
15,19 km w 1:42:34
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 164
max tętno: 173
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Strasznie długo się wybierałam na to wybieganie, no ale w końcu się wybrałam. Dziś dla odmiany słońce świeciło jak głupie, rozwala mnie pogoda tej wiosny... No ale nic to, trening sam się nie zrobi Plany co do długości dzisiejszego wybiegania ewoluowały w czasie treningu, w końcu ustaliłam, że miło byłoby zrobić co najmniej 1:40h. W końcu dawno nic długiego nie biegałam, to nie ma co przesadzać. No i tyle wyszło. Chciałam dziś też pobiec nową drogą, ale tak się zakręciłam, że wybiegłam z dodatkowej pętelki w tym samym miejscu, w którym wcześniej w nią wbiegłam - a nie taki był plan Po godzinie nogi już były zmęczone i ciężkie, głównie uda, sponiewierane wczorajszymi podbiegami , no ale jakoś się toczyłam przed siebie. Pod koniec prawy przyczep coś tam zasygnalizował, że jeśli będę dalej biegła, to on ewentualnie może mnie zaboleć i żebym potem nie miała pretensji, że nie ostrzegał. Miło z jego strony. Czyli do Wenecji trzeba będzie wziąć tejpa, bo tam chcę potruchtać gdzieś dwie godzinki.
I coś mnie dzisiaj jeszcze zabolała lewa kostka, po wewnętrznej tak trochę z tyłu. W sumie pobolewa mnie to od jakiegoś tygodnia-dwóch, ale raz mniej, raz bardziej, a innym razem znowu wcale, więc w sumie nie wiem, czy mam się tym martwić. Może wysmaruję się jakąś maścią przeciwzapalną albo coś.
No i to by było na tyle. We wtorek pewnie coś luźnego wpadnie. Stay tuned!
15,19 km w 1:42:34
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 164
max tętno: 173
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Strasznie długo się wybierałam na to wybieganie, no ale w końcu się wybrałam. Dziś dla odmiany słońce świeciło jak głupie, rozwala mnie pogoda tej wiosny... No ale nic to, trening sam się nie zrobi Plany co do długości dzisiejszego wybiegania ewoluowały w czasie treningu, w końcu ustaliłam, że miło byłoby zrobić co najmniej 1:40h. W końcu dawno nic długiego nie biegałam, to nie ma co przesadzać. No i tyle wyszło. Chciałam dziś też pobiec nową drogą, ale tak się zakręciłam, że wybiegłam z dodatkowej pętelki w tym samym miejscu, w którym wcześniej w nią wbiegłam - a nie taki był plan Po godzinie nogi już były zmęczone i ciężkie, głównie uda, sponiewierane wczorajszymi podbiegami , no ale jakoś się toczyłam przed siebie. Pod koniec prawy przyczep coś tam zasygnalizował, że jeśli będę dalej biegła, to on ewentualnie może mnie zaboleć i żebym potem nie miała pretensji, że nie ostrzegał. Miło z jego strony. Czyli do Wenecji trzeba będzie wziąć tejpa, bo tam chcę potruchtać gdzieś dwie godzinki.
I coś mnie dzisiaj jeszcze zabolała lewa kostka, po wewnętrznej tak trochę z tyłu. W sumie pobolewa mnie to od jakiegoś tygodnia-dwóch, ale raz mniej, raz bardziej, a innym razem znowu wcale, więc w sumie nie wiem, czy mam się tym martwić. Może wysmaruję się jakąś maścią przeciwzapalną albo coś.
No i to by było na tyle. We wtorek pewnie coś luźnego wpadnie. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Fotostory sprzed finiszu, czyli co myśli Kachita
A myśli mniej więcej tak: "O, zakręt i żółta brama, przy żółtej bramie miała być rura. Faaak, trzeba będzie szybko biec... Why me?"
Fotki ze stronki runningsucks.pl
I ten, coś mi biodro znosi na lewo I mam megakrzywo przypięty numer
A myśli mniej więcej tak: "O, zakręt i żółta brama, przy żółtej bramie miała być rura. Faaak, trzeba będzie szybko biec... Why me?"
Fotki ze stronki runningsucks.pl
I ten, coś mi biodro znosi na lewo I mam megakrzywo przypięty numer
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 28 maja
10,96 km w 1:13:41
średnie tempo: 6:43
średnie tętno: 157
max tętno: 174
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Czy wspominałam już, że pogoda tej wiosny mnie rozwala? Dzisiaj oczywiście znowu zimnica, wicher i do tego jeszcze lało Na szczęście zanim wyszłyśmy pohasać, przestało przynajmniej padać, a i wiatr lekko zelżał. Plan był taki, że lecimy 10-12 km z przebieżkami na koniec. Jako, że w parku zapewne było błoto po pachy, to przyszło nam ubijać chodniki. Wzięłam wysłużone Miraże, bo miałam ochotę na dużo miejsca z przodu buta, a trochę żal mi było Skechersów na błoto i kałuże. Kurczę, albo mi się stopy rozbestwiły, albo nie wiem co, ale jakoś te Miraże 2 wydają mi się być jednak za ciasne - skapnęłam się rychło w czas, bo po prawie 400 kilometrach Dzisiaj w starych uklepanych było mi zdecydowanie wygodniej i przyjemniej niż w dwójkach w niedzielę. W ogóle biegło mi się dzisiaj zdecydowanie przyjemniej i lżej, no ale wczoraj byczyłam się totalnie, żadne jogi, żadne ćwiczenia, tylko nogi do góry i pełen luz Tego mi było trzeba. Dzisiaj sił spokojnie by mi starczyło na jeszcze parę kilometrów, ale moja zawodniczka dała znać, że jej styknie i że ma kolkę, to skończyłyśmy Na ostatnim kilometrze zrobiłyśmy jeszcze 4 przebieżki po ok. 20 sekund, dla odmulenia nóg.
W czwartek planuję coś podobnego do dzisiejszego treningu. Stay tuned!
PS Czemuż, ach, czemuż kupiłam tylko jedną kalarepkę?
10,96 km w 1:13:41
średnie tempo: 6:43
średnie tętno: 157
max tętno: 174
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Czy wspominałam już, że pogoda tej wiosny mnie rozwala? Dzisiaj oczywiście znowu zimnica, wicher i do tego jeszcze lało Na szczęście zanim wyszłyśmy pohasać, przestało przynajmniej padać, a i wiatr lekko zelżał. Plan był taki, że lecimy 10-12 km z przebieżkami na koniec. Jako, że w parku zapewne było błoto po pachy, to przyszło nam ubijać chodniki. Wzięłam wysłużone Miraże, bo miałam ochotę na dużo miejsca z przodu buta, a trochę żal mi było Skechersów na błoto i kałuże. Kurczę, albo mi się stopy rozbestwiły, albo nie wiem co, ale jakoś te Miraże 2 wydają mi się być jednak za ciasne - skapnęłam się rychło w czas, bo po prawie 400 kilometrach Dzisiaj w starych uklepanych było mi zdecydowanie wygodniej i przyjemniej niż w dwójkach w niedzielę. W ogóle biegło mi się dzisiaj zdecydowanie przyjemniej i lżej, no ale wczoraj byczyłam się totalnie, żadne jogi, żadne ćwiczenia, tylko nogi do góry i pełen luz Tego mi było trzeba. Dzisiaj sił spokojnie by mi starczyło na jeszcze parę kilometrów, ale moja zawodniczka dała znać, że jej styknie i że ma kolkę, to skończyłyśmy Na ostatnim kilometrze zrobiłyśmy jeszcze 4 przebieżki po ok. 20 sekund, dla odmulenia nóg.
W czwartek planuję coś podobnego do dzisiejszego treningu. Stay tuned!
PS Czemuż, ach, czemuż kupiłam tylko jedną kalarepkę?
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 30 maja
11,21 km w 1:12:36
średnie tempo: 6:29
średnie tętno: 163
max tętno: 176
Buty: Saucony Mirage
Wczoraj ktoś przyniósł ptysie do pracy i nie byłam w stanie się powstrzymać, żeby nie zjeść chociaż jednego. A jak już zjadłam jednego, to poszło - orgia cukrowa na całego Wieczorem porobiłam trochę ćwiczeń - brzuszki, przysiady, pompki, hantle, takie tam. A dziś trzeba było te wszystkie słodkości wybiegać Bez względu na pogodę...
Plan na dziś przewidywał 10-12 km easy z przebieżkami. Ale jakoś tak mnie niosło żwawo i nie byłam w stanie za bardzo zwolnić, mimo że próbowałam, bo wcale lekko się nie biegło... Potem przestałam próbować, stwierdziłam, że polecę tyle, ile dam radę. Po ósmym kilometrze trochę mnie zatkało, więc zrobiłam przerwę na złapanie oddechu. Ostatni kilometr postanowiłam przyspieszyć. Potem spacerek do domu i w sumie tyle Zmachałam się troszkę, ale nie było źle.
Zakupy wczorajsze się udały, kupiłam fajną kieckę na sobotnią imprezę oraz kieckę do biegania w moim ulubionym kolorze O taką:
W gratisie dostałam też koszulkę Nike w kolorze żółtym odblaskowym, jest całkiem spoko. Powoli już mi się kończy miejsce na półce sportowej w szafie
W weekend planuję interwały i longa. W Wenecji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie Stay tuned!
153,69 km
16 jednostek, w tym 4 zawody (1 nieukończone)
3 * joga
W sumie nieźle.
PS Sąsiadka znowu piłuje Bajm na karaoke Najgorzej jak nie wyciąga wysokich tonów A nie wyciąga za każdym razem. Zwracałam jej uwagę, że u mnie wszystko słychać, ale chyba się tym nie przejęła. Muszę kiedyś puścić Sepulturę przez głośniki albo coś.
11,21 km w 1:12:36
średnie tempo: 6:29
średnie tętno: 163
max tętno: 176
Buty: Saucony Mirage
Wczoraj ktoś przyniósł ptysie do pracy i nie byłam w stanie się powstrzymać, żeby nie zjeść chociaż jednego. A jak już zjadłam jednego, to poszło - orgia cukrowa na całego Wieczorem porobiłam trochę ćwiczeń - brzuszki, przysiady, pompki, hantle, takie tam. A dziś trzeba było te wszystkie słodkości wybiegać Bez względu na pogodę...
Plan na dziś przewidywał 10-12 km easy z przebieżkami. Ale jakoś tak mnie niosło żwawo i nie byłam w stanie za bardzo zwolnić, mimo że próbowałam, bo wcale lekko się nie biegło... Potem przestałam próbować, stwierdziłam, że polecę tyle, ile dam radę. Po ósmym kilometrze trochę mnie zatkało, więc zrobiłam przerwę na złapanie oddechu. Ostatni kilometr postanowiłam przyspieszyć. Potem spacerek do domu i w sumie tyle Zmachałam się troszkę, ale nie było źle.
Zakupy wczorajsze się udały, kupiłam fajną kieckę na sobotnią imprezę oraz kieckę do biegania w moim ulubionym kolorze O taką:
W gratisie dostałam też koszulkę Nike w kolorze żółtym odblaskowym, jest całkiem spoko. Powoli już mi się kończy miejsce na półce sportowej w szafie
W weekend planuję interwały i longa. W Wenecji. Zobaczymy, co z tego wyjdzie Stay tuned!
153,69 km
16 jednostek, w tym 4 zawody (1 nieukończone)
3 * joga
W sumie nieźle.
PS Sąsiadka znowu piłuje Bajm na karaoke Najgorzej jak nie wyciąga wysokich tonów A nie wyciąga za każdym razem. Zwracałam jej uwagę, że u mnie wszystko słychać, ale chyba się tym nie przejęła. Muszę kiedyś puścić Sepulturę przez głośniki albo coś.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 2 czerwca
Plan: 5-10'E + 6* (6'szybko + 3' przerwa) + 5-10'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,69 km w 11:22, śr. tempo: 6:44
5 min rozciągania
Interwały:
1,053 -- 5:43
1,044 -- 5:44
1,058 -- 5:40
1,038 -- 5:47
1,039 -- 5:46
1,077 -- 5:33
Schłodzenie: 1,61 km w 10:40, śr. tempo: 6:38
Buty: Skechers GoRun
Ach, jak pięknie było w Wenecji Nawet pogoda nie była zła, bo w sumie na sobotę się rozpogodziło, ale nie było upału - można było posiedzieć na placu św. Marka w słoneczku A jedzenie - przepyszne! I jak się okazało, w sumie mieściło się w ramach mojej diety, gdyż albowiem ważę tyle samo co przed wyjazdem Zdjęcia zapewne ogarnę dopiero jutro, może coś wrzucę, jeśli będzie zapotrzebowanie
No ale niestety, nie bardzo dało się w Wenecji biegać, uliczki były wąziuteńkie, co chwilę był albo most, albo zakręt, albo woda i ślepa uliczka, ludzi mnóstwo, nie wiem, gdzie oni tam ten maraton robią, muszę sobie obczaić trasę Tak więc treningi trzeba było przesunąć. Na niedzielę przypadły sobotnie interwały. Biegłam je dość późno wieczorem, powietrze fajne, rześkie, ale nie było zimno. Tempo planowałam coś koło 5:45-5:50, tak wyszło. Trening wszedł bardzo gładko, tempo cały czas pod kontrolą (no dobra, na początku mnie poniosło, jak zwykle , ale tym razem wcale się to nie zemściło), dość duży komfort - oddech 3/3, przyspieszyłam do 2/2 na ostatnim tempie, które celowo pobiegłam szybciej, ale nadal w komforcie. Że nie było rzeźni widać po tempie schłodzenia I tętno miałam bardzo niskie, maksymalne wyszło chyba 171, czyli ledwie drugi zakres. Na rozgrzewce i schłodzeniu nie przekroczyło 160. Cieszy mnie to, wprawdzie nie mam pojęcia, skąd się ta moc wzięła, czy to jakaś superkompensacja, czy ten stracony kilogram, czy włoskie żarcie, czy relaks na gondoli , no ale skądkolwiek jest, cieszy, że jest Może jeszcze będą ze mnie ludzie
poniedziałek, 3 czerwca
19,04 km w 2:05:03
średnie tempo: 6:34
średnie tętno: 157
max tętno: 165
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Dziś wypadało wczorajsze zaległe wybieganie. Trochę mi się nie chciało, bo się nie wyspałam, no ale to już ostatni dzwonek, żeby coś tak długiego przed połówką pobiec. Dziś w ciągu dnia trochę dziwnie się czułam, kręciło mi się nieco w głowie, ale zrzucam to na karb emocji, w końcu pierwszy dzień w nowym dziale.
Pogoda nienajlepsza do biegania, cały czas mżyło, było zimno, no i momentami dość mocno wiało. Postanowiłam biec na samopoczucie, na zegarek zerkałam od czasu do czasu, a jak już zerkałam, to zwalniałam, bo tempo pokazywał mi zdecydowanie za szybkie. Zwalnianie nie na wiele się zdało, bo dość żwawo mi to wybieganie wyszło. No ale jak mówiłam, samopoczucie było dobre, tętno też przyzwoite, cały czas w pierwszym zakresie. Spoko luz. Mówię, jakaś superkompensacja mnie dopadła, bo inaczej tego sobie nie mogę wytłumaczyć. I nawet przyczepy nie bolały (a bez taśm byłam), tylko koło 16 km pojawił się jakiś lekki dyskomfort w okolicy prawego kolana. Ale ponieważ się nie zwiększał aż do końca, to nie przejmuję się tym zbytnio, ma prawo mnie boleć, bo dawno tak długo nie latałam.
Jutro wolne, w środę interwały, w czwartek coś luźnego. Stay tuned!
Plan: 5-10'E + 6* (6'szybko + 3' przerwa) + 5-10'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,69 km w 11:22, śr. tempo: 6:44
5 min rozciągania
Interwały:
1,053 -- 5:43
1,044 -- 5:44
1,058 -- 5:40
1,038 -- 5:47
1,039 -- 5:46
1,077 -- 5:33
Schłodzenie: 1,61 km w 10:40, śr. tempo: 6:38
Buty: Skechers GoRun
Ach, jak pięknie było w Wenecji Nawet pogoda nie była zła, bo w sumie na sobotę się rozpogodziło, ale nie było upału - można było posiedzieć na placu św. Marka w słoneczku A jedzenie - przepyszne! I jak się okazało, w sumie mieściło się w ramach mojej diety, gdyż albowiem ważę tyle samo co przed wyjazdem Zdjęcia zapewne ogarnę dopiero jutro, może coś wrzucę, jeśli będzie zapotrzebowanie
No ale niestety, nie bardzo dało się w Wenecji biegać, uliczki były wąziuteńkie, co chwilę był albo most, albo zakręt, albo woda i ślepa uliczka, ludzi mnóstwo, nie wiem, gdzie oni tam ten maraton robią, muszę sobie obczaić trasę Tak więc treningi trzeba było przesunąć. Na niedzielę przypadły sobotnie interwały. Biegłam je dość późno wieczorem, powietrze fajne, rześkie, ale nie było zimno. Tempo planowałam coś koło 5:45-5:50, tak wyszło. Trening wszedł bardzo gładko, tempo cały czas pod kontrolą (no dobra, na początku mnie poniosło, jak zwykle , ale tym razem wcale się to nie zemściło), dość duży komfort - oddech 3/3, przyspieszyłam do 2/2 na ostatnim tempie, które celowo pobiegłam szybciej, ale nadal w komforcie. Że nie było rzeźni widać po tempie schłodzenia I tętno miałam bardzo niskie, maksymalne wyszło chyba 171, czyli ledwie drugi zakres. Na rozgrzewce i schłodzeniu nie przekroczyło 160. Cieszy mnie to, wprawdzie nie mam pojęcia, skąd się ta moc wzięła, czy to jakaś superkompensacja, czy ten stracony kilogram, czy włoskie żarcie, czy relaks na gondoli , no ale skądkolwiek jest, cieszy, że jest Może jeszcze będą ze mnie ludzie
poniedziałek, 3 czerwca
19,04 km w 2:05:03
średnie tempo: 6:34
średnie tętno: 157
max tętno: 165
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Dziś wypadało wczorajsze zaległe wybieganie. Trochę mi się nie chciało, bo się nie wyspałam, no ale to już ostatni dzwonek, żeby coś tak długiego przed połówką pobiec. Dziś w ciągu dnia trochę dziwnie się czułam, kręciło mi się nieco w głowie, ale zrzucam to na karb emocji, w końcu pierwszy dzień w nowym dziale.
Pogoda nienajlepsza do biegania, cały czas mżyło, było zimno, no i momentami dość mocno wiało. Postanowiłam biec na samopoczucie, na zegarek zerkałam od czasu do czasu, a jak już zerkałam, to zwalniałam, bo tempo pokazywał mi zdecydowanie za szybkie. Zwalnianie nie na wiele się zdało, bo dość żwawo mi to wybieganie wyszło. No ale jak mówiłam, samopoczucie było dobre, tętno też przyzwoite, cały czas w pierwszym zakresie. Spoko luz. Mówię, jakaś superkompensacja mnie dopadła, bo inaczej tego sobie nie mogę wytłumaczyć. I nawet przyczepy nie bolały (a bez taśm byłam), tylko koło 16 km pojawił się jakiś lekki dyskomfort w okolicy prawego kolana. Ale ponieważ się nie zwiększał aż do końca, to nie przejmuję się tym zbytnio, ma prawo mnie boleć, bo dawno tak długo nie latałam.
Jutro wolne, w środę interwały, w czwartek coś luźnego. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Tu byłam
To jadłam (między innymi )
Tu nie biegałam
I takie tam...
Taryfy
To jadłam (między innymi )
Tu nie biegałam
I takie tam...
Taryfy
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 5 czerwca
Plan: 12-15'E + 10 * (3' szybko +2,5' przerwa) + 12-15'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,91 km w 12:47, śr. tempo: 6:42
5 min rozciągania
Interwały:
1. 560 m -- 5:21
2. 550 m -- 5:25
3. 552 m -- 5:26
4. 555 m -- 5:24
5. 552 m -- 5:26
6. 559 m -- 5:22
7. 547 m -- 5:29
8. 564 m -- 5:19
9. 556 m -- 5:24
10. 574m -- 5:14
Schłodzenie: 1,81 km w 12:27, śr. tempo: 6:54
Buty: Skechers GoRun
Strasznie długo się dzisiaj wybierałam na to bieganie, ale coś jakoś ostatnio zmęczona jestem, bo za mało śpię. Muszę się dzisiaj wcześniej położyć do łózia No ale w końcu wyturlałam się na ten ziąb i mżawkę. Ogólnie to trochę sceptycznie byłam nastawiona do tego treningu, bo 10 powtórzeń to dużo, w dodatku nie miałam za bardzo pomysłu, jakie tempo ustalić. Wyszło jak wyszło, nawet w miarę równo, wziąwszy pod uwagę, że lapy wciskałam sama (drugi chyba wcisnęłam sekundę za wcześnie, stąd tempo lepsze niż w powtórzeniu, gdzie pobiegłam dalej, ale wcisnęłam sekundę później ), bo jeszcze jakoś nie ogarnęłam, jak to w garminie ustawiać - instrukcja obsługi jest w necie, a ja lubię mieć książeczkę z instrukcją i sobie ją czytać, bez sensu to zrobili, pff. No ale w końcu siądę kiedyś i ogarnę.
W każdym bądź razie stwierdziłam, że lecę tak koło 5:25. Plus minus. Tempo w miarę szybkie jak dla mnie, ale też do ogarnięcia przez 10 powtórzeń. Na początku żarło nieźle, chociaż przy piątym odcinku stwierdziłam, że chyba kończy się komfort Może dlatego, że się rozgrzałam i ciuteńkę przyspieszyłam, oraz zaczęłam mocniej rękami machać. Ale i tak bolały uda Przy siódmym wiało dość mocno w twarz - przy szóstym i ósmym zapewne w plecy, stąd lepsze tempo. Przy dziewiątym już ledwo żyłam, gdyby ktoś mi fotkę zrobił, mina by była klasyczna Ostatnie nieco przycisnęłam, chociaż bez wyrzygu, no ale wiadomo, że na ostatnim się ma pałera, bo to przecież ostatnie i szybciej w domu będę. No i jakoś tak udało się ten trening pobiec Czuję te interwały teraz w nogach, ale tak ma być, co nie? A, i tętno w sumie dość niskie, 174 max. A na rozgrzewce i schłodzeniu to już w ogóle niziny...
Jutro jakieś izi, godzinka+, zobaczymy, ile wejdzie. Stay tuned!
Plan: 12-15'E + 10 * (3' szybko +2,5' przerwa) + 12-15'E
Wykonanie:
Rozgrzewka: 1,91 km w 12:47, śr. tempo: 6:42
5 min rozciągania
Interwały:
1. 560 m -- 5:21
2. 550 m -- 5:25
3. 552 m -- 5:26
4. 555 m -- 5:24
5. 552 m -- 5:26
6. 559 m -- 5:22
7. 547 m -- 5:29
8. 564 m -- 5:19
9. 556 m -- 5:24
10. 574m -- 5:14
Schłodzenie: 1,81 km w 12:27, śr. tempo: 6:54
Buty: Skechers GoRun
Strasznie długo się dzisiaj wybierałam na to bieganie, ale coś jakoś ostatnio zmęczona jestem, bo za mało śpię. Muszę się dzisiaj wcześniej położyć do łózia No ale w końcu wyturlałam się na ten ziąb i mżawkę. Ogólnie to trochę sceptycznie byłam nastawiona do tego treningu, bo 10 powtórzeń to dużo, w dodatku nie miałam za bardzo pomysłu, jakie tempo ustalić. Wyszło jak wyszło, nawet w miarę równo, wziąwszy pod uwagę, że lapy wciskałam sama (drugi chyba wcisnęłam sekundę za wcześnie, stąd tempo lepsze niż w powtórzeniu, gdzie pobiegłam dalej, ale wcisnęłam sekundę później ), bo jeszcze jakoś nie ogarnęłam, jak to w garminie ustawiać - instrukcja obsługi jest w necie, a ja lubię mieć książeczkę z instrukcją i sobie ją czytać, bez sensu to zrobili, pff. No ale w końcu siądę kiedyś i ogarnę.
W każdym bądź razie stwierdziłam, że lecę tak koło 5:25. Plus minus. Tempo w miarę szybkie jak dla mnie, ale też do ogarnięcia przez 10 powtórzeń. Na początku żarło nieźle, chociaż przy piątym odcinku stwierdziłam, że chyba kończy się komfort Może dlatego, że się rozgrzałam i ciuteńkę przyspieszyłam, oraz zaczęłam mocniej rękami machać. Ale i tak bolały uda Przy siódmym wiało dość mocno w twarz - przy szóstym i ósmym zapewne w plecy, stąd lepsze tempo. Przy dziewiątym już ledwo żyłam, gdyby ktoś mi fotkę zrobił, mina by była klasyczna Ostatnie nieco przycisnęłam, chociaż bez wyrzygu, no ale wiadomo, że na ostatnim się ma pałera, bo to przecież ostatnie i szybciej w domu będę. No i jakoś tak udało się ten trening pobiec Czuję te interwały teraz w nogach, ale tak ma być, co nie? A, i tętno w sumie dość niskie, 174 max. A na rozgrzewce i schłodzeniu to już w ogóle niziny...
Jutro jakieś izi, godzinka+, zobaczymy, ile wejdzie. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
piątek, 7 czerwca
14,01 km w 1:34:39
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 159
max tętno: 170
rozciąganie: będzie
Buty: Saucony Mirage 2
Miało być bieganie wczoraj, ale na prośbę Iki pobiegałyśmy dzisiaj. I w sumie dobrze, bo wyszło coś dłuższego. Wprawdzie teraz nie wiem, co z weekendem zrobić, czy w niedzielę znowu biec longa, no ale coś tam wymyślę.
Bieg cały przegadany , pod koniec coś przyspieszyłyśmy, chociaż mówiłam, żeby zwolnić No ale koło domu to nogi zawsze lepiej niosą, a zrobiłyśmy trzy okrążenia wokół osiedla, bo plan był taki, że robimy dużą pętlę, a potem kręcimy małe na ile sił starczy. Pogoda się teoretycznie poprawiła, czyli jest cieplej, świeci słońce, ale jest duszno, bo nadchodzą te burze - nawet coś przez minutę mocno kropiło chwilę temu, ale już przestało I coraz bardziej myślę o tym, żeby brać Skechersy na długie wybiegania, bo mi ciężko w Mirażach
Jutro teoretycznie w planie kilometrówki, ale nie wiem, czy dam radę, jeśli nie, to polecę jakieś izi i przebieżki. Albo w ogóle przerwę zrobię, albo na siłkę pójdę, zobaczę. Na BBLa nie wstaję, bo muszę się wreszcie wyspać Stay tuned!
14,01 km w 1:34:39
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 159
max tętno: 170
rozciąganie: będzie
Buty: Saucony Mirage 2
Miało być bieganie wczoraj, ale na prośbę Iki pobiegałyśmy dzisiaj. I w sumie dobrze, bo wyszło coś dłuższego. Wprawdzie teraz nie wiem, co z weekendem zrobić, czy w niedzielę znowu biec longa, no ale coś tam wymyślę.
Bieg cały przegadany , pod koniec coś przyspieszyłyśmy, chociaż mówiłam, żeby zwolnić No ale koło domu to nogi zawsze lepiej niosą, a zrobiłyśmy trzy okrążenia wokół osiedla, bo plan był taki, że robimy dużą pętlę, a potem kręcimy małe na ile sił starczy. Pogoda się teoretycznie poprawiła, czyli jest cieplej, świeci słońce, ale jest duszno, bo nadchodzą te burze - nawet coś przez minutę mocno kropiło chwilę temu, ale już przestało I coraz bardziej myślę o tym, żeby brać Skechersy na długie wybiegania, bo mi ciężko w Mirażach
Jutro teoretycznie w planie kilometrówki, ale nie wiem, czy dam radę, jeśli nie, to polecę jakieś izi i przebieżki. Albo w ogóle przerwę zrobię, albo na siłkę pójdę, zobaczę. Na BBLa nie wstaję, bo muszę się wreszcie wyspać Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]