16 czerwca, niedziela
XI Bieg Uliczny o Puchar Burmistrza Miasta Bukowno
Bieg się odbył, ja pobiegłam, do mety dotrwałam - i to by w sumie wystarczyło za cały komentarz.
Nie wiem, co nie pyknęło, już po rozgrzewce cała się kleiłam.
Pierwsze dwa km poszłam za szybko, potem już były tylko mdłości i uczucie żywego ognia w stopach i na twarzy, jedyny ratunek to polewanie twarzy wodą i ładowanie się w całości w kurtynę, ale był to chwilowy ratunek. Każdy metr ciągnął mi się niemiłosiernie i walczyłam ze sobą, żeby nie zejść z trasy. Od 7 km było już lepiej, niewiele przed metą pan biegnący przede mną zasłabł.
W końcu wpadłam na stadion, tam czekał już kolega, który pobiegł ze mną do mety (dzięki Bromek!) i ostatni kawałek wykręciłam w 5:47.Na mecie nogi miałam jak płynny ołów, twarz buraka i myśl "Jezu, nareszcie koniec".
Wynik netto 1:01:24, brutto 1:01:33.
Niby bez tragedii, czas jak z treningu, ale nie po to tam biegłam.
Z drugiej strony sukces, bo nie zeszłam z trasy, tylko jednak dobiegłam
Owszem, było duszno, ale chyba skumulowało mi się parę innych czynników, mało spania, zmęczenie i to tak naprawdę przesądziło o formie.
Czas pomyśleć o sobie, nie trzeba być perfekcyjną panią domu, za 10 lat nie będę pamiętała, czy w poniedziałek 17 czerwca o 20:00 miałam poprasowane, czy nie
Kilka słów o biegu - świetnie zorganizowany, choć mały zgrzyt, jak musieliśmy się zgłosić po koszulki, bo nie dostaliśmy w pakiecie, start i meta jakbyśmy na olimpiadzie startowali, stadion, kibice na trybunach, szał
Ledwo wbiegłam na metę, już mi ktoś majstrował przy nodze, żeby zdjąć opaskę, nawet się nie zorientowałam, o co chodzi

Kilka metrów dalej stoisko z wodą, kiełbaski dawali po dwie

W ogóle piękne tereny, wolontariusze oddani, mieszkańcy wspierali, jakieś małżeństwo stało przed swoim domem z wodą i kubkami i nas częstowali, chłopczyk z pistoletem na wodę polewał , fajne to było
Wczorajsze zdołowanie już przeszło, tragedia się nie stała, choć szkoda. Trzeba było zacząć biegać, jak się było młodym, pięknym i można było spać do południa

(dzisiaj mój szef wyskoczył z tekstem, że jak wczoraj wstał o 11:00...ciekawe jak to jest tak sobie pospać

)
Nie wiem, co z kolejnymi biegami, w niedzielę Kacperkowi chyba przeleję kwotę startową na konto, ale nie wezmę udziału w biegu, chcę spędzić czas z moją rodziną, zamiast gonić popołudniu na bieg.
Nad crossem się zastanawiam, bieg o podobnej godzinie, z tym, że pewnie w lesie, ale dystans większy.Na razie jestem zapisana, ale nie wpłaciłam pieniędzy, choć czasu na wahanie mam coraz mniej.
Zdjęć nie ma (może to i dobrze, po co widzieć te swoje męczarnie

) więc wrzucam medal, bo fajny:
