12.05.2012 - Niedziela
Jestem zadowolony i to bardzo

przede wszystkim największa przyjemność z niegryzącego medalu(tak dobiegłem!) ale powolutku.
Do Katowic dostałem się już w sobotę pociągiem z rana, jeszcze samopoczucie było w miarę dobre. Na początku zameldowałem się w hotelu, oporządziłem się i wybrałem się do Chorzowa po numer startowy i koszulkę techniczną. Miałem trochę problem się ogarnąć w Katowicach z tramwajami, gdzie wysiąść itp. ale sobie poradziłem, więc w końcu dotarłem do Parku Śląskiego, odebrałem numer startowy itp. razem z chipem, który sprawdziłem czy działa. Odbyło się także Pasta Party, więc wykorzystałem okazję i coś zjadłem. W hotelu już wieczorkiem czułem się już dość źle, myślałem że do jutra minie ale..
Rano to była masakra, gardło bolało jak diabli, a w szczególności żołądek bolał nie miłosiernie, kaszel i motywacja blisko zeru ;( zjadłem bułkę, wypiłem coś, umyłem i doszedłem do wniosku, że warto spróbować bo nie mam nic do stracenia

Wybrałem się pod spodek, rozebrałem się do ciuchów biegowych(miałem je już na sobie) i zacząłem się rozgrzewać, w miarę sprawnie to poszło, na start wybrałem się gdy spiker zakomunikował taką potrzebę i czekałem na start.
Więc bieg

sam start przy deszczu jak pamiętam(prawie przez cały wyścig padał deszcz) i pierwsze km w miarę gładko poszły. Utrzymałem się za jedną dziewczyną i chyba przez ponad 11km razem biegliśmy jednym tempem, brzuch bolał ale jakoś biegłem, pamiętam że międzyczas na pierwszych 5km to był 31:2x więc było w miarę. Gdzieś właśnie po 11km wstąpiła we mnie moc ale i tak na początku myślałem, żeby przyśpieszyć gdzieś po połowie

wyprzedzałem itp. po prostu mi się biegło nieźle o bolącym brzuchu zapomniałem, gdzieś na 6km przed meta miałem 1:3x i prorokowałem w duchu, że jeśli pobiegnę dalej takim tempem to 2:06 będzie realnym wynikiem, lecz trochę później brzuch dał o sobie tak poznać, że musiałem się zatrzymać, jak by mi ktoś wiercił wiertarką w brzuchu i tak od tego momentu mój bieg wyglądał tak: marsz-postój-bieg... No i takim sposobem dobiegłem na czas
2:23:35 czyli tak jak wspominałem wcześniej tutaj na forum ;d W sumie jestem zadowolony i to bardzo, a największą przyjemnością było otrzymanie medalu!! Był to debiut i się cieszę czas nie ma dużego znaczenia,
biegłem by dobiec i dobiegłem! Teraz się mogę martwić o poprawę tej życiówki, a na pewno spróbuję

a kaszel, brzuch i gardło no trudno nie wiem, czy to jakieś zatrucie pokarmowe, grypa czy co, teraz chyba się będę tydzień kurował bo nie wygląda to teraz za najlepiej w domu ;(
Co do samej imprezy Silesia Marathon to ma wielkiego plusa, za rok niestety nie wystartuje bo matury ale za dwa lata, czemu nie

powracając do imprezy to na +
-Oznakowanie trasy
-Wolontariusze
-Kibice, a przede wszystkim przedszkolaki

-Atmosfera
-Medal
-itp. ;D
Na prawdę się cieszę z tego wyniku nie jest imponujący ale dla mnie jak najbardziej okej

mogę sobie myśleć "A co by było gdyby.." ale pobiegłem na taki czas, mam życiówkę i to starczy, z drugiej strony się cieszę, że nogi cały bieg trzymały się dobrze, a o nie się najbardziej bałem

doświadczenia nabrałem multum, to też ważny plus.
PS.
Za kilka dni wrzucę jakieś fotki z biegu

chciałem wrzucić dziś ale są w takiej rozdzielczości, że całe forum by się rozjechało. I mam nadzieję, że aż tak źle tego się nie czytało
