XI Bieg Skawiński 10km
Wynik oficjalny: 49:18 (netto) / 49:26 (brutto)
Miejsce OPEN: 546 / 930
Miejsce M30 - 188 / 274
Śr. tempo: 4:57min/km
Wieczorem małe pasta party, dziś od rana na bananach, batonach, drożdżówkach. Nic ciężkiego, niestrawnego, niby to nie maraton, ale nie chciałem znowu zawalić zawodów, więc się pilnowałem. Nawet papierosa na 1,5h przed startem już nie było
Do Skawiny dojechałem dookoła, bo przegapiłem zjazd z autostrady

Więc zaczęło się fajnie, i nie mogło zakończyć źle
Pomny rad Krzycha, nie jechałem na oficjalny parking, stanąłem raptem 600m od biura zawodów, za to zapewne oszczędziłem sobie korków podczas wyjazdu. Szybki odbiór pakietu, bardzo ładna (acz bawełniana) koszulka, w drodze do toi-toia spotkałem Glonsona, który kiedyś pisał u mnie w komentarzach

Gratulacje, stary, też zrobiłeś świetny wynik (50:23, o ile pamiętam, a planował 52:xx)!
Oddałem worek do depozytu i skoczyłem potruchtać rozgrzewkowo. W parku niespodzianka, spotykam Michała i Lidkę, porozciągaliśmy się wspólnie, ja miałem okazję poznać Lidkę osobiście i pogratulować jej za Wiedeń. Jak się okazało, nie była to ostatnia okazja do gratulacji tego dnia (ale o tym już sam Michał napisze

)
Potem na linię startu. Ustawiłem się tak z 10m za elitą, w "środkowym przodzie", bądź "przednim środku", bo bałem się tłoku, ale - w przeciwieństwie do Sylwestrowego, gdzie ludzi było mniej więcej tyle samo, a na starcie szerzej - poszło bardzo sprawnie (różnica brutto/netto bodaj 8 sekund, na Sylwka było 45s!). Mihumor radził mi, żebym leciał po 5:00 do półmetka, ale... tłum mnie poniósł
Międzyczasy, które tu podam, to dane z Endo po "adaptacji". Apka podała rekordową dychę w 48:57 - powiedzmy więc, że krakowskim targiem dodam do endowych splitów po 2 s i będzie "prawdziwie"
4:52 - 4:45 - 4:56 - 4:43 - 5:05 - 4:49 - 5:00 - 5:03 - 5:20 - 4:51
Wolny piąty km to agrafka w Radziszowie i tłok na punkcie z wodą (koniec końców tylko zwilżyłem usta, a cały kubek wylałem pod czapeczkę). Ósmy - to dość lekki, ale długi podbieg (Krzychu, albo mnie oszukałeś, żebym sobie głowy nie nabijał przed startem, albo dla Ciebie to faktycznie był "podbieg" jak na Błoniach - ja go odczułem). Dziewiąty - to porażka. Nie czułem, żebym tracił siły, ale jakoś podpiąłem się pod większą grupę, a jak zorientowałem się, że ciut zwalniam, to była już prawie tablica oznaczająca "last km" i wiedziałem, że 49 minut nie złamię raczej, a 50, dla odmiany, tyłem, więc stwierdziłem, że lecę już tym tempem aż do skawińskiego rynku i dopiero w parku, na ostatnich 300-400m będzie "allle urrrrwał"

I w sumie się udało, bo sama końcówka to odzyskanie niemal 10 pozycji, jakie straciłem minutę, dwie wcześniej, a ostatnia prosta (50m) - to bez mała 3:00min/km
Piękny medal na szyję, szybko do kibelka i po depozyt, potem po dyplom (najdłuższa kolejka, dyplomy drukowane "live"). Spotkałem jednego z moich pierwszych biegowych kumpli, z którym rozgrzewałem się przed Kopcami, mignęli mi znowu Lidka z Michałem, potem Glonson. Byłem autem, więc browarka nie mogłem wypić, zafundowałem sobie wodę, ice tea (nie było wcale tak zimno, ok 18C, za to deszczu nie było - super - i było duszno - nie super) i czekałem na losowanie nagród

Byłoby nudno

bo niemal 2h minęły, od momentu, kiedy zrobiłem sobie pomiar tłuszczu (17,1%) i poszedłem do amfiteatru, do momentu, kiedy wylosowano ostatni telewizor (i oczywiście się nie obłowiłem), ale na szczęście znowu spotkałem się z Lidką, Michałem i jego znajomym, który też biegał (a kojarzę go z widzenia z innych biegów, zresztą stwierdziliśmy z mihumorem, że w Krakowie jest te 500-600 osób, które biegają niemal wszędzie, więc już się rozpoznaje te twarze, a na podiach jeszcze mniejsza rotacja jest

) - pogadaliśmy sobie o bieganiu, planach, kontuzjach. Ale telewizora szkoda
Finisz:
Happy runner:
Aaaaa, kij z tymi 40 calami, ważne że piątka z przodu ROZMIENIONA!!!
A HRmax na finiszu - 205. I to nie było "do wyrzygu" jeszcze, są rezerwy do 5bpm, podejrzewam
