Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Pozazdrościłam Ani fajnego fotostory, a poza tym już kilka dni temu Wam te focie obiecałam. Pierwszej historyjce brak początku i końca niestety, jeno środek wyszedł. :bum: Bardzo przepraszam za kiepską jakość zdjęć (komórka + kiepskie światło + uparcie się ruszałam na złość fotografowi :oczko: ):

Obrazek

Obrazek
Kiprun
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 11/04/2013

Miało być: 1h30' w tym 40' pod górę ale wolno, na luzie

Było: 30' człapania zupełnie bez luzu choć wolno, buty Hyperspeed

Zaplanowałam, że pobiegnę z pracy w kierunku domu, te 40' pod górę to trasą 20km de Lausanne, które mnie czeka niebawem i spod katedry struchtam do domu. Zaplanowałam też test nowego plecaka. (Btw wbrew obawom zoltara wcale on taki mały nie jest i upchałam do niego za dużo rzeczy. :oczko: )
A co wyszło - porażka zupełna, zero energii, po 5 minutach odechciewało się dalej biec. Za ciepło sie ubrałam, ale to chyba nie tylko to. Ale doczłapałam choć te 30 minut wspominając w myślach różne forume siłaczki w ramach motywacji. Resztę dospacerowałam. Do tego coś mnie pobolewa w lewej łydce, dziś rano jak się obudziłam, to coś kuło w nieokreślonym miejscu momentami, nie dało się wymacać konkretnego miejsca, gdzie byłby problem i w sumie szybko przeszło. Zdawało Ci się -pomyślałam. Teraz niestety wyraźnie czuję, gdzie boli. :wrr: I właśnie dlatego zrezygnowałam z drugiego podejścia do tego treningu, choć pierwotnie chciałam w domu przebrać się w lżejsze ciuszki i spróbować jednak pobiec po górę. Jutro odpoczynek, dzisiejszy trening spróbuję pobiec w sobotę zamiast krótkich podbiegów, jeśli wszystko będzie ok.

Plecak ok, siedzi stabilnie, nie blokuje pracy rąk, tylko trzeba się starać mniej do niego ładować. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 12/04/2013

Wspinaczka - bouldering 3.5h

Ponowna wizyta w Le Cube, tym razem z mężem. Udało się przejść kilka boulderów, które mi sprawiły kłopot w niedzielę, ale ogólnie na początku trzeba się było znów przyzwyczajać do sporej wysokości ścian i skakania w dół po pokonaniu drogi.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 13/04/2013

1h luźno pod górkę i z górki, buty Hyperspeed

Wiosna! Przyjemne słoneczko, błękitne niebo, wreszcie przejrzyste powietrze i widoki nad jeziorem takie, że dech zapiera! Bieganie w krótkich rękawkach i krótkich spodenkach! I noga daje radę, męczę ją tak ze dwa razy dziennie w trefnym miejscu i czuć, że coś się tak już pozmieniało. Ale bieg skróciłam, wyszliśmy luźno sobie pobiegać z mężem, tak bez założeń, ale jak po kilku minutach zapytałam go - w dół nad jezioro, czy w górę pod katedrę, to nas skierował pod górę. Ciężkie trochę nogi były i nie wierzyłam, że dam radę, ale jakoś razem daliśmy. Świetny trening!
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 14/04/2013

Wspinaczka 4h

Pojechaliśmy na ściankę w St Legier - prekursorkę w tej okolicy. Przybyliśmy jako pierwsi klienci, przez jakiś czas była jeszcze jedna ekipa, a poza tym cała sala dla nas. W sumie pogoda była taka, że pewnie rozsądniej było gdzieś nad jeziorem buźkę do słońca wystawiać, ale chciałam do nowe miejsce zobaczyć. Są tu tylko wędki, za to w duuużej ilości i we wszelkim konfiguracjach - połogie, przewieszki, półki do obejścia. Ściany wyłożone są w większości panelami z żywicy, do których na początek trochę ciężko było mi się przyzwyczaić - trochę się ruszają, nie wyglądają za solidnie, sporo trzeba było rękami chwytać wprost na nich. Drogi są często dosyć długie - 13-15m, na końcówce nieźle się już było zmachanym. Niemniej ze 2-3 przejścia, z których jestem naprawdę zadowolona, to raczej pod koniec: 5c+ w lekkiej przewieszce, gdzie na sam koniec zawisłam na jednej ręce i mimo to nie odpadłam i częściowo połogie 6a w równowadze i na kiepskich chwytach (oblaki, krawądki), zwłaszcza przy pokonywaniu występu na środku drogi.

Plan pierwotny przewidywał, że ze ścianki wrócimy na obiad i do wieczora na tyle wypocznę, że spokojnie longa machnę, ale pojechaliśmy i wróciliśmy później, zmachaliśmy się mocniej niż przewidywane, a pierwszy tegoroczny upał mnie uśpił - long będzie w poniedziałek - w sumie się to już stało tradycją. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 16/04/2013

Długie wybieganie 2h30', w sumie zrobiliśmy trasę 20km de Lausanne (+393m/-389m) czyli tempo około 7:30 min/km

W dzień niby ciepło, ale przy wyjściu z pracy jakoś chłodnawo, koło domu znów ciepło, a nawet duszno trochę, rękawki w moment poszły w dół, Postanowił towarzyszyć mi mąż, z założeniem, że skończy wcześniej niż ja. W planie mam prikaz biegania tych treningów naprawdę bardzo wolno i tak właśnie się udało. W ten sposób nawet na poszczególnych podbiegach było w zasadzie luźno - choć trasa jako całość dała w kość. Przed wyjściem dokładnie przestudiowałam mapkę i kluczyliśmy po mieście dokładnie trasą biegu. I niespodzianka - to nie jest ciągły podbieg jak czasem lecę sobie spod domu pod katedrę, podbiegi są poprzedzielane w miarę płaskimi trawersami. I w ten sposób zamiast 20 minut po katedrę biegnie się godzinę, to sporo wyjaśnia. "Wspinaczka" jest więc zdecydowanie do przeżycia - szczególnie w takim lajtowym tempie, szkoda tylko że na szczycie nie można zmienić nóg na nową parę i zbiegać po brukach trzeba na tych nieco już nadwyrężonych. :hahaha: W połowie zbiegu złapał mnie ból w plecach, prawy pośladek i kolano też było czuć. Cel minimum więc- dokulać się do stadionu, gdzie jest meta (wtedy stuknie 15km, bo zaczęliśmy pod domem - po 5km trasy dokładnie). A jak już byliśmy przy stadionie, to postanowiliśmy truchtać dalej w stronę domu. Gdyby nie plecy i pragnienie, to całkiem znośnie by było, bo jak diesel w równym wolnym tempie zdaję się nie męczyć już więcej ponad to, co jest. Zaświtała mi głowie taka myśl - w porcie jest buda z fast foodem otwarta do późna, jakiś dobry zimny napój sobie tam strzelę, a co dalej się zobaczy. I po 2h07:30 byliśmy przy budce, szybkie zakupy, pijemy, odrobina marszu i decydujemy biec dalej, czas znów start. Myślę sobie - wzdłuż nabrzeża tam i z powrotem, akurat tyle nam wyjdzie przy obecnym tempie, a potem pod górę do domu spacerem. Dobiegamy do końca nabrzeża, czas nawracać, a mąż szalony mówi, żeby biec oryginalna trasą pod górę wprost do domu. Jakieś groźby pod jego adresem puszczam, nie wierzę, że wbiegnę pod tę górę, ale jakoś szuram w tamtą stronę. I niespodzianka, nie jest ani trochę ciężej niż po płaskim, nawet dla mięśni dobrze, bo trochę inny ruch. Zegarek pokazuje 2h30' - wow, zrobiliśmy to. W marszu zaczynają natychmiast boleć uda i pośladki, czuję też, że mam niezłe odciski na jednej stopie, chyba mi jakiś kamyk wpadł.

Dziś z nogami nie jest źle, w plecach lekkie zakwasy i nieco ogólnego zmęczenia. Dobrze, że już z góry zaplanowałam 2 dni odpoczynku po tym treningu. Był to najdłuższy trening z mojego planu do majowego trailu - co do którego zaczynam mieć trochę wątpliwości, czy nie wybrać jednak krótszej trasy. Zmartwił mnie ból pleców wczoraj, może trzeba by najpierw wzmonić core? W każdym razie przed trailem jeszcze dwa inne starty - za dwa tygodnie 20km de Lausanne właśnie (ale na 2h to ja się raczej nie piszę, może za zającem 2h10 pobiegnę albo na własny rachunek - no ponoć zające biegną równym tempem niezależnie od profilu) a za trzy sztafeta SOLA w Zurychu - gościnne występy ze sztafetą hiszpańską. :hej:

Właśnie się zorientowałam, że ostatnio podsumowania tygodnia zabrakło:

Podsumowanie tygodnia...jednak znów nieco przedłużonego 09.04 - 15.04.2013

Ilość treningów: 4
Kilometraż: ?
Biegi : 3 (w tym raz interwały niedokończone, raz bieg kompletna klapa, raz endurance active w formie biegu pod górę)
Wybieganie: 1 (2h30' z zauważalną liczbą podbiegów i zbiegów)
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3

Taki dziwny tydzień, wyraźnie nie byłam w formie na początku, lewa łydka postraszyła, odpuściłam chyba w samą porę i udało się na koniec naprawdę konkretne długie wybieganie depnąć.
Ostatnio zmieniony 21 kwie 2013, 22:38 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 17/04/2013

Wspinaczka - z godzinę?

Mini sesja na ściance w szkole w Prilly. Spóźniłam się z powodu korków, a kończyliśmy wcześniej by przy piwku planować działalność w skałach w okresie wiosenno-letnim. Ta ścianka choć niewysoka, to większość dróg ma trudnych (byliśmy tam na początku roku) myślałam że teraz niektóre z nich już machnę, ale ciężko, ciężko się było przez przewieszki przeciągnąć.

Czwartek 18/04/2013

1h10' w tym 40' endurance active, buty Hyperspeed

Rozważałam, czy treningu nie odłożyć/zamienić na wspinaczkę, ale ostatecznie przekonała mnie prognoza pogody na najbliższe 4 dni - deszcz poczynając od dzisiejszej nocy. Wyszliśmy z mężem, parno dosyć, ale nie ma to tamto. 20' rozgrzewki, potem przyspieszenie, na koniec 10' schłodzenia. Byłoby fajniej, gdyby nie mój kompletnie zatkany nos. I znów mnie nieco prawy but obtarł, trochę nierówno w nim podeszwę sklepałam. :ech:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 19/04/2013

Wspinaczka - Bouldering, 3h

W pracy cały czas kichałam i przerobiłam tonę chusteczek, więc zastanawiałam się, jak to będzie na wspinaczce, ale postanowiłam zaryzykować. I było warto, katar zdecydowanie dał żyć. Udało mi się pokonać kilku problemów z grupy żółtej (najłatwiejsze), z którymi nie dałam sobie rady ostatnio i pracowaliśmy intensywnie nad kilkoma niebieskimi - następny poziom. I tu chyba małe sukcesy cieszyły najbardziej. Poddaliśmy się, gdy dłonie bolały już w każdym możliwym chwycie.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 20/04/2013

55' w tym 5x3' żwawo pod górę, buty Light Silence

Pogoda zdradliwa, piękne słońce, przez szybę grzeje aż miło, a na zewnątrz lodowaty wiatr. Dla odprawienia tego nowego rodzaju treningu wybrałam się na górkę poddomową od strony Pully. Pomyślałam, że będę wbiegać zaczynając od pierwszego przystanku autobusowego, bo przecież nachylenie miało być mniejsze niż na szybkich podbiegach. Ale na pierwszym powtórzeniu okazało się, że w ten sposób zahaczam o wypłaszczenie koło muzeum olimpijskiego - trochę bez sensu. Następne powtórzenia zaczynałam więc od rzeczki, prawie na początku górki. Miał to być mocny bodziec i rzeczywiście w zasadzie każde powtórzenie bolało pod koniec czy w zasadzie od połowy. Na szczęście czas na struchtanie w dół wystarczający, by odpocząć. Tempo na podbiegach na czuja, chciałam się wstrzelić w intensywność na oddechu 2/2. Na pierwszych trzech cierpiałam głównie "oddechowo", na czwartym poczułam już i zmęczenie w udach. W ogóle to czwarte powtórzenie najgorsze było, byłam bardzo bliska przerwania go, bo mi się zdawało, że mi słabo, ale spojrzałam na zegarek - no jeszcze tylko minutka, dasz radę - i dałam. Przed ostatnim motywująca rozmową wewnętrzna - "już prawie skończone, pomyśl jakim debeściakiem będziesz sie czuć już za chwilę" i poszło. Chwila spaceru na wypłaszczeniu i dalej do domu truchtem, nawet pod dalszą część górki bo zimno.

Buty inne głównie w celu leczenia odcisków, świetnie się w nich wbiega, ale na zawody wolałabym chyba Hyperspeedy, a już na pewno, jeśli nawierchnia będzie mokra.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 21/04/2013

Wspinaczka - bouldering, 2.5h

Pogoda chyba jeszcze gorsza niż wczoraj, więc wspinaczka wciąż pod dachem. Nie chciało nam się jechać do Sottens, to znów padło na boulderownie. Tłum był niezły i w związku z tym zaduch. Coś tam pokończyłam, co wcześniej się nie udawało, ale odczucie ogólne raczej takie, że kiepska jestem.

Jak już poczuliśmy, że jest ten moment, że nie ma się co dalej zarzynać, to chwila odpoczynku na przewygodnych sofach, coś do picia, jakiś batonik. Ale nie było co siedzieć za długo, buty na nogi, plecak na plecy i trzeba było biec do domu.

Długie wybieganie 1h30', buty Light Silence

Tym razem nie przeładowałam plecaka, więc było bardzo wygodnie. Niemniej na pierwszej uliczce, złośliwie idącej nieco pod górę, odczucie było - oj ciężko, zmęczona jestem. Na szczęście potem udało się rozhulać, chyba program "bieganie" wreszcie zaskoczył i tak powoli acz zawzięcie wspięłam się Bussigny poprzez Renens i Prilly do centrów Lozanny. Pokręciłam trochę po brukowanych uliczkach, by wylądować po drugiej stronie katedry i wskoczyć na pętle trasy 20km de Lausanne. Nawrotka na Placu Zamkowym i dawaj w dół. Light Silence nawet na suchym bruku trochę śliskawe, ale ważne, że plecy tym razem nie bolały, choć przebieg miałam podobny jak na poprzednim wybieganiu. Nie miałam czasu zrobić całości zbiegu, który czeka mnie w sobotę, bo nie chciałam dziś biegać dłużej niż 1h30 - w końcu ostrzymy. :oczko: I jak wymęczę tę trasę tak na treningach, to na zawodach się zanudzę. :ble:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Podsumowanie tygodnia - wreszcie na powrót w niedzielę 16.04 - 21.04.2013

Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Biegi : 2 (w tym raz podbiegi długie, raz endurance active)
Wybieganie: 1 (1h30', zaraz po wspinaczce, ze zbiegami i podbiegami)
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3

Udało się w końcu skończyć tydzień w niedzielę. :hahaha: Ale uczciwie przyznam, że wycięłam planowo jeden trening, by lepiej się zregenerować po zeszłotygodniowym długim bieganiu. W przyszłym tygodniu ostrzenie do zawodów, które wciąż nie wiem w jakich butach pobiegnę. :niewiem:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 24/04/2013

Spacerek po lesie

Miała być wspinaczka. Pod okiem doświadczonego koleżeństwa. Które się w ostatniej chwili pochorowało. Postanowiliśmy niemniej ruszyć w skały sami - w najgorszym wypadku przewietrzymy się w lesie i obejrzymy, jak to wygląda. I tyle właśnie się udało. :hahaha: Wyjechaliśmy za późno, źle skręciliśmy w lesie, zrobiliśmy dodatkowe kółko nad potoczkiem ok. 40 minut, pod skałę dotarliśmy późno w mało przyjazne miejsce, po podejściu do pierwszego punktu asekuracyjnego się poddaliśmy. I dobrze, bo był akurat czas do samochodu wracać, uwzględniając znów drobne zgubienie się w lesie, stanęliśmy na parkingu wraz zapadającym zmrokiem. Aha, w lesie było niezłe błocko i SKORA stanowczo nie nadają się na buty podejściowe. :hahaha:

Czwartek 25/04/2013

Wspinaczka St Loup - podejście nr 2

Tym razem pojechaliśmy odpowiednio wcześnie i z dobrym przewodnikiem. Grupa obrała jako cel dość trudny sektor, więc nie zostało nam nic innego jak 5c+ na rozgrzewkę. :bum: A w zasadzie 5c+ i 5b+ bo w końcu wędka została założona przez obie długości. Pierwsze podejście było baaardzo długie i mozolne. Tu, w odrożnieniu od działalności na sztucznej ściance, trzeba było nie tylko wykombinować, jak się przemieścić do następnego chwytu, ale wcześniej wykombinować, co powinno być tym następnym chwytem. I droga była długa - jakieś 35m. Przy drugim przebiegu postęp spory. Zaczyna się nowy rozdział, sporo nauki od nowa, ale i nowa frajda.
Ostatnio zmieniony 29 kwie 2013, 23:16 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 27/04/2013

20km de Lausanne 2:05:50, buty Hyperspeed


Do końca nie było nic pewnego z tym biegiem.

Niedziela 21.04 - gardło boli po długim wybieganiu, ale się zapisuję, bo przecież przez tydzień przejdzie
Poniedziałek - w pracy ledwo żywa jestem
Wtorek - po zarzucenie jakiś lekarstw czuję się w zasadzie całkiem dobrze
Środa wieczór - mam wrażenie, że mam anginę, totalny dołek
Czwartek - obserwujemy migdałki, dalej nie biegam
Piątek - raczej spróbuję pobiec, ale to zależy od pogody, po południu łapie mnie starszna chrypa, wieczorem u znajomych prawie już nie mogę mówić
Sobota - rano - mąż wraca z piekarni, mówi, że jest zimno i pada i że nie chcę biec
w południe - przy okazji zakupów jednak jedziemy odebrać pakiet, nie pada, nieco się ociepliło, w parku wokół stadionu trwają już wyścigi dzieciaków, wspaniała atmosfera sportowego święta, no nie mogę nie pobiec, nawet koszulkę pamiątkową biorę dla siebie (choć i S przyduże), a nie dla męża jak ostatnio

Koło piątej zaczynam się zbierać na bieg (wcześniej totalnie nic nie przygotowałam), decyduję się na spodenki 3/4, wiatrówkę i buffa na głowę. Na nogi ZENki, przecież i tak będę biec powoli, nie miałam czasu przetestować Hyperspeedów z wkładkami, a na SKORA jakoś nie ma ochoty. Wyglądam przez okno na przelatującą pod domem elitę biegu na 10km i zonk - chyba pada. No kropi raczej, może zaraz przejdzie. Ale decyduję się jednak ubrać Hyperspeedy. Zakładam zegarek, zaraz wychodzę - za oknem leje. No ^%$$$*, zostaję w domu, po jak zmoknę po drodze, poczekam przemoczona i zziebnięta na start, to się załatwię na amen. :ojnie: Chyba żeby...biegnę po worek 60L na śmieci, wycinamy dziury na ręcę i głowę, za buffa wciskam dodatkowo czapeczke z daszkiem, do kieszeni woreczek do ochrony telefonu i jednak ruszam. Weź jeszcze rękawiczki - oj wdzięczna będę za tę poradę męża z ostatniej chwili zdecydowanie. Potwierdzamy ostatni raz ustalenia: o 18.55 pod domem zdjęcie, o 20.30 na stadionie z ciepłymi, suchymi ciuchami. Ruszam żwawym marszem w kierunku stadionu, wdłuż trasy biegu pełnej zmokniętych 10 kilometrowców. Worek sprawdza się wspaniale, w dogodnym miejscu przeskakuję na drugą stronę trasy i do startu truchtam w ramach rozgrzewki. Spotkałam kilka innych worków na śmieci w różnych rozmiarach. :hahaha:

W strefie startowej jestem na dobre 20 minut przed wystrzałem, ludzi mniej niż w zeszłym roku na dyszkę, bezproblemowo zaliczam jeszcze kibelek. Buty przemoczone ale ogólnie mi ciepło i czuję się dobrze. Z samego przodu naszej (ostatniej) strefy zające na 2h, z samego tyłu Ci na 2h10. Ja stoję z boku, żeby wygodnie rzucić worek za barierki w ostatniej chwili. Wspólne odliczanie i biegniemy. Nie mam footpoda, tempo na czuja, nastawiam się na okolice 2h05 jak dobrze będzie, a jak nie to mnie zające 2h10 zgarną. Zające na 2h bardzo szybko się oddalają, ludzie raczej wokół raczej mnie wyprzedzają, ale biegnę swoim tempem. Jest mi przyjemnie i naprawdę się cieszę, że tu jestem. Tabliczka - 1km, mam 6:07 na zegarku, zające na 2h biegną zatem zdecydowanie za szybko, pewnie chcą nadrobić na płaskim początku przed górkami. :lalala: Biegnę z zasadzie sama, choć przede mną i za mną są grupki, to wokół jakoś pusto, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Lapuję 2. i 3. kilometr po czym czas na górkę - tę przydomową, otrenowaną. Po prostu utrzymuję swój rytm i momentanie doganiam grupę i przemieszczam się w niej do przodu. Przemieszczam się na prawą stronę, bo pod domem będzie mąż z aparatem. Już widzę nasze skrzyżowanie, ale jego nie. Gdy je mijam, oglądam się do tyłu i widzę, jak on wybiega z bramy, mogę jedynie mu pomachać, że wszystko OK (jakbym się źle czuła, to miałam tu zejść z trasy). Za moment jest wodopój, rok temu był jak zbawienie, teraz mijam go szerokim łukiem, zaraz zbieg, na którym staram się maksymalnie wypocząć przed głównym podbiegiem, który zaraz się zaczyna. Na tej części jest jeszcze sporo kibiców, z radością przybijam piątki z dzieciakami, macham im i wymieniam okrzyki. Wielkie rondo Maladiere (czyli wróciliśmy na poziom jeziora) i zaczynamy wspinaczkę pod katedrę.

Z rozpoznania trasy wiem, że ostre podbiegi są przedzielone wypłaszczeniami i trawersami. Przy wspinaczce trzymam swój rytm i znów wyprzedzam, czuję się ok, jedynie trochę kaszlę. Krótki zbieg i długa agrafka w parku koło domu, na agrafce widzę zająca na 2h10 niebezpiecznie blisko siebie, trochę rozczarowania, ale na moment tylko, przecież dobrze się trzymam i biegnę w ładnym stylu. Następny podbieg i wbieg w wąskie uliczki ze wspaniałym dopingiem z balkonów - choć moje imię sprawia wiele kłopotów przy próbie wymówienia. :hahaha: Znów stromy kawałek, zakręt i dalej pod górę aż do wodopoju. Z nieba nieustannie leje się tyle, że zdecydowanie nie ma co pić. Moment zbiegu i atakujemy najgorszy chyba podbieg na trasie. W połowie zastanawiam się, czy nie przejść do marszu - nie z powodu zmęczenia, ale by było szybciej - ale w końcu decyduję się biec dalej. Wreszcie światła i zbieg pod most - oj nogi nieco sztywne, zbieg też będzie bolał :bum: . Biegniemy przez jakąś dziurawą alejkę między barakami, fajna wizytówka miasta. :lalala: W tym ciemnym zaułku mata pomiarowa - 11km, 1:09:15 i mam ponad kwadrnas zapasu do limitu czasu na tym punkcie. Koncentruję się na następnym zadaniu - podbieg na Plac St Francois. Nie jest najgorszy, tylko za nim wcale nie jest płasko, tylko rue de Bourg dalej się wspina. Na bruku ślisko, bardzo się cieszę, że ZENków nie ubrałam. Na horyzoncie most Bessiere i katedra już niewiele ponad nami, choć jeszcze pokrążymy, zanim do niej dobijemy. Wyobrażam sobie, jak wspaniale się będę czuć na szczycie ostatniego podbiegu na Placu Zamkowym. I wreszcie jest ten podbieg, oj ciągnie się, ale jest bonus - dodatkowy wodopój wystawiony przez kibiców i dzieciaki z pełnym zaangażowaniem rozdające pomarańcze i cytryny - miło odświeżyć usta. Zbiegam z placu pod katedrę, w sercu radość - dałam radę, to pagórkowate miasto to już mój przyjaciel.

Zdejmuję rękawiczki, wyciskam, wkładam do kieszeni. Na jednej z uliczek zespół muzyczny już się składa - trochę przykro. Znów Plac Europy, teraz biegniemy bardziej reprezentacyjną stroną. :oczko: Na Rue de Geneve uderza w nas lodowaty wiatr. Po coś te rękawiczki zdejmowała?! Na ostatnim wodopoju wolontariusze dzielnie trwają na posterunku i dla spragnionych napojów jest pod dostatkiem. Wielkie słowa uznania dla wolontariuszy, w dużej części starszych osób, młode chłopaki z obrony cywilnej obstawiający trasę to chowali się po bramach przed deszczem, a oni dzielnie tkwili w tej zimnicy dla nas. Ostatni konkretniejszy podbieg, powrót na szczyt Alei Prowansalskiej, wszedł nadspodziewanie dobrze. Teraz długi stromy zbieg, trochę łapie mnie kolka i ciężko się rozpędzić bardziej. Ciemnawo już i zimno na maksa, ale i tu jeszcze trafiają się pełni zapału kibice. Skręt do parku w dolinie i niesamowity doping grupki dziewczyn śpiewających głośno- niesamowicie dodawały energii. Na dole doliny przebiegamy pod rondem, kilka kroków pod górę i już widać stadion z metą - tylko że nas czeka jeszcze ponad 2km pętli nad jeziorem. Rok temu niesamowicie tu umierałam, teraz jest spokój i pewność - to już tylko taki krótki kawałek, przebiegnę spokojnie, najwyżej wolniej. Przy stadionie uśmiech do fotografów, potem zaraz tabliczka 18km. Szybka kalkulacja - jak nie wymięknę do zdecydowanie 2:05:xx się uda, to dla zabawy zawalczmy, choć z zimna mięśnie sztywne. Zaletą tej ulewy jest to, że na tej końcowej pętli nie ma dymiących grilli, szczerze mówiąc to niemal żywego ducha nie ma, obsługa pilnuje tylko na agrafce dalej. Sporo osób idzie, a ja wciąż dość żwawo przebieram nóżkami, zbieram za to sporo braw. Między drzewami znów ciemno, alejkami płyną potoki wody, wpadam w kałużę po kostki, ale to już naprawdę nieważne. :hahaha: Są światła stadionu, wbiegam na nasiąknięty tartan, jeszcze przyspieszam z mocną nadzieją nie wyłożenia się na koniec na właśnie rozwiązanej sznurówce. Ostatnia prosta, rzut oka na garmina, sprint, jeszcze dwie człapiące osoby wyprzedzam, dostaję aplauz i medal. Ufff. 2:05:50 napisze potem datasport w smsie.

W strefie mety błoto takie, że prawie ściaga buty z nóg. Zgrabiałymi rękami biorę picie i idę szukać męża. Nie ma go w omówionym punkcie, trzeba trzęsącymi się rękami dobyć telefon w worka. Po drugi razie odbiera, był całkiem blisko. Pod najbliższym kawałkiem zadaszenia wciągam suchą koszulkę, cieplutki polar i nieprzemakalną kurtkę. Ze stroju startowego woda leje się strumieniem. Zakup gorącej herbaty i maszerujemy do domu. W połowie drogi zaczynam mieć lodowate stopy, popycha mnie do przodu myśl o ciepłej kąpieli.

Miałam na garminie złapane międzyczasy z większości kilometrów, ale dziś widzę, że to przepadło. :echech: Nie przeniosłam wczoraj zapisu do pamięci zegarka i przy słabej baterii jakoś się skasowało. Mam więc tylko międzyczas z datasport z 11km + kilka liczb w pamięci. W każdym razie wygląda na to, że pobiegłam równiutkim tempem niezależnie od zbiegów i podbiegów (pytanie, czy taka dobra byłam pod górkę, czy tak się na zbiegach obijałam. :hahaha: ) + końcówka była mocniej - na 18 km miałam coś około 1:54:00, a na 19km 2:00:00.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jeszcze dorzucę profil trasy tu bezpośrednio przy relacji:

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Koszulka i medal z biegu:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

(Ten żółw i zając byli bohaterami komiksu, który miał zachęcać do właściwego przygotowania się do biegów)
ODPOWIEDZ