Mam już za sobą wiele maratonów i półmaratonów jako pacemaker więc pozwolę sobie skomentować tą wypowiedź.mafik pisze:
Nie żebym się czepiał, ale jako początkujący uczestnik takich imprez myślałem, że na wszystkie zające można liczyć tak jak na Marcina "poważnego" w półmaratonie w W-wie. Prowadził na 2:00 i cóż to było za prowadzenie ... idealnie równomierne i jak ktoś finiszował na końcu to na czas poniżej 2:00 a nie żeby dobić do 2:00.
Ale teraz już wiem i czepiał się nie będę tylko liczył na swoje pomiary.
Natomiast jako osoba z małym doświadczeniem (czyli pewnie osoba z grupy najczęściej korzystającej z pacemakerów na czasy w okolicach 2:00) mogę powiedzieć, że prowadzenie takich grup na czas brutto jest kompletnie bez sensu. Nie mogę tego precyzyjnie zweryfikować, ale kolega biegł na początku z grupą na 2:00 i podobno w okolicach 2-4 km potrafili wykręcać po 5:10 min/km. Ponieważ kolega na 5 km ma oficjalny międzyczas brutto 29:07 (czyli po odjęciu ok. 2 min różnicy netto-brutto wychodzi ok 27:00 netto), więc biegł średnio 5:24 min/km, czyli coś musi być na rzeczy (bo przecież 1-szy km był sporo wolniejszy).
Oczywiście takie tempo na początku mu nie pomogło ...
Po pierwsze równe prowadzenie ma sens gdy trasa jest płaska jak stół, a ilość uczestników nie sprawia że przy punktach odżywczych robi się kocioł. W przeciwnym wypadku znacznie lepiej jest zwolnić na podbiegach i przyspieszać na zbiegach. Do tego żeby każda osoba chcąca biec z pacemakerem spokojnie mogła skorzystać z punktu bez potrzeby robienia zrywu po uzupełnieniu płynów zwykle warto zrobić kilka sekund zapasu pomiędzy punktami żeby każdy mógł spokojnie się napić. Do tego wszystkiego należy jeszcze uwzględnić warunki pogodowe bo wiadomo, że inaczej biegnie się pod wiatr, a inaczej z wiatrem, inaczej w pełnym słońcu, a inaczej w cieniu. I rolą pacemakera jest umieć te wszystkie czynniki odpowiednio ocenić i dobrać odpowiednie tempo. Dwa tygodnie temu prowadziłem na 1:50 w Sobótce. Gdybym był "poważnym" pacemakerem jak piszesz i prowadził tam równomiernie przez cały dystans to zapewne wykończyłbym 90% osób, które próbowały ze mną biec bowiem niemal do 10km trasa jest w większości cały czas pod górkę.
Po drugie prowadzenie na czas brutto ma sens. Wszystko zależy od wielkości imprezy, podziału na strefy na starcie oraz klasyfikacji końcowej. W poznańskiej połówce akurat nie ma podziału na strefy startowe, a klasyfikacja jest według czasu brutto. Ponieważ w takim tłumie nie ma możliwości aby wszyscy chętni na 2h netto przekroczyli w tym samym momencie linię startu to logiczne jest, że trudno być pacemakerem na czas netto. Inaczej by to wyglądało gdyby na starcie były zamknięte strefy i startujący z nich ludzie mniej więcej w tym samym czasie by przekraczali linię startu. Wówczas można by założyć, że jako pacemaker ustawiam się na końcu strefy i wszyscy startujący z tej strefy jeśli przybiegną równo ze mną na pewno zrobią netto odrobinę lepsze niż mój czas na baloniku
Po trzecie po raz szósty z rzędu byłem pacemakerem na poznańskiej połówce, w tym roku na 2h. Jeśli kolega twierdzi, że w okolicach 2-4km biegłem po 5:10/km to delikatnie mówiąc mija się z prawdą. Akurat tempo na 2km - 5:35, 3km - 5:33, 4km - 5:38. Najszybszy według wskazań Garmina był 17km, który wyszedł po 5:20 choć akurat tu może być wynik nieco przekłamany bo to odcinek między kamienicami, z nawrotem o prawie 180 stopni.
Matę na 5km przebiegałem kiedy stoper wskazywał równo 30 minut więc kolega musiał biec jednak trochę przede mną.