Provitamina - Biegnę! Nie oglądam się za siebie.
Moderator: infernal
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
17 marca 2013
Dystans: 5.37 km
Czas: 0:35:01
Śred. tempo: 6:31 min/km
Moim celem dzisiaj było 35' spokojnym tempem. Przy okazji chciałam złapać trochę promieni słonecznych. Prawdziwy relaks dla ciała i duszy
Dystans: 5.37 km
Czas: 0:35:01
Śred. tempo: 6:31 min/km
Moim celem dzisiaj było 35' spokojnym tempem. Przy okazji chciałam złapać trochę promieni słonecznych. Prawdziwy relaks dla ciała i duszy
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 13:00 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
20 marca2013
Dystans: 7.69 km
Czas: 0:48:41
Śred. tempo: 6:20 min/km
Pobiegłam dzisiaj w OBW1 2 x 20'/2' + trucht prowadzący prosto do domu. Jakieś takie "niepełne te cyfry", ale grunt, że trening zaliczony. Postaram się jeszcze jutro pobiegać, w planie delikatny rozruch. A potem już tylko zawody.
Kolega gustlig dostarcza mi różnych informacji - jeszcze raz dzięki
Gdyby mnie ktoś zapytał o cel, który chciałabym osiągnąć podczas tych zawodów, to myślę, że najrozsądniejsza odpowiedz brzmiała by: chciałabym pobiec lepiej, niż podczas swojego najszybszego treningu na 10 km.
Trasa jak dla takiego szuracza jak ja, prezentuje się całkiem płasko. Jeden podbieg (ok 500m) pojawia się na każdej z pętli i to na początku. Myślę, ze jakoś wpełznę
Dystans: 7.69 km
Czas: 0:48:41
Śred. tempo: 6:20 min/km
Pobiegłam dzisiaj w OBW1 2 x 20'/2' + trucht prowadzący prosto do domu. Jakieś takie "niepełne te cyfry", ale grunt, że trening zaliczony. Postaram się jeszcze jutro pobiegać, w planie delikatny rozruch. A potem już tylko zawody.
Kolega gustlig dostarcza mi różnych informacji - jeszcze raz dzięki
Gdyby mnie ktoś zapytał o cel, który chciałabym osiągnąć podczas tych zawodów, to myślę, że najrozsądniejsza odpowiedz brzmiała by: chciałabym pobiec lepiej, niż podczas swojego najszybszego treningu na 10 km.
Trasa jak dla takiego szuracza jak ja, prezentuje się całkiem płasko. Jeden podbieg (ok 500m) pojawia się na każdej z pętli i to na początku. Myślę, ze jakoś wpełznę
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 13:00 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
Jednak postawiłam na błogie odpoczywanie. To mi wyjdzie na dobre - tak czuję. Jutro będzie powtórką - ku mojej radości.
A tak poza tym, chciałam przestrzec przed konsumpcją nasion słonecznika przed samym bieganiem. Mój własnej roboty chlebek z otrębami i dużą ilością słonecznika lubi leniwe trawienie. Dostarczanie drgań, falowań i nagłych zawirowań spowodowanych ruchem całego mojego ciała podczas biegu, kończy się ostrym bólem brzucha. Miałam to już dwa razy i jeszcze nie zdążyłam się nauczyć, że to się właśnie tak kończy.
W połowie drogi musiałam się zatrzymać, próbując opanować bolesne skurcze brzucha. Już myślałam, że to się zakończy procesem defekacji....Miałam do wyboru biec dalej, albo zostać tam gdzie jestem (tertium non datur)...
Nie wiem, czy tylko ja mam taką przypadłość, czy z tymi nasionami słonecznika i ich trawieniem jest coś nie tak
A tak poza tym, chciałam przestrzec przed konsumpcją nasion słonecznika przed samym bieganiem. Mój własnej roboty chlebek z otrębami i dużą ilością słonecznika lubi leniwe trawienie. Dostarczanie drgań, falowań i nagłych zawirowań spowodowanych ruchem całego mojego ciała podczas biegu, kończy się ostrym bólem brzucha. Miałam to już dwa razy i jeszcze nie zdążyłam się nauczyć, że to się właśnie tak kończy.
W połowie drogi musiałam się zatrzymać, próbując opanować bolesne skurcze brzucha. Już myślałam, że to się zakończy procesem defekacji....Miałam do wyboru biec dalej, albo zostać tam gdzie jestem (tertium non datur)...
Nie wiem, czy tylko ja mam taką przypadłość, czy z tymi nasionami słonecznika i ich trawieniem jest coś nie tak
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
23 marca 2013
ZAWODY
Biegu Wiosny (10 km) w Parku Śląskim w Chorzowie.
Dziś przekroczyłam kolejny Rubikon, wstępując o szczebel wyżej w hierarchii wtajemniczenia, stając się – można by rzec – pełnokrwistą, z punktu widzenia Krajowego Rejestru Biegaczy kandydatką na biegaczkę faktyczną, tj. zaszeregowaną w tłumie biegaczy.
Starannie się do tego przygotowałam. Gdy wychodziłam z domu ze swoim biegowym zawiniątkiem, czułam niepowtarzalność tej chwili. Aż chciało się śpiewać: „Już za parę chwil, za chwil parę…”.
Po odebraniu pakietu startowego, miłych rozmowach z innymi, potruchtałam się rozgrzać.
Czas płynął szybko i przyjemnie, nawet wiszący w powietrzu mróz i lodowate słońce nie było w stanie zniweczyć moich planów i obezwładniającej mnie radości, z samego przebywania w tym miejscu.
Start się opóźnił, niestety aż o 20 min. Zastanawiałam się z iloma osobami przyjdzie mi stanąć na starcie. Mój wzrok przeprowadzał tylko jemu wiadome rachunki, lecz głowa nadal była skupiona na przyjemnych bodźcach. Dopiero w domu okazało się, że udział wzięło ok. 300 osób.
Końcem końców, doczekałam swojego upragnionego startu.
Ustawiłam się, tak by móc na spokojnie zrealizować swój plan A – a mianowicie, by moje kopytka nie przychodziły w galop, tylko w kłus. Udało się.
Pierwsza pętla (5 km) minęła przyjemnie (aż momentami za bardzo). Biegłam wyluzowana, nikogo nie goniłam, drażniąc receptory słuchu świdrującym dźwiękiem dobiegającym ze słuchawek. Przed sobą miałam kilkoro niepełnosprawnych zawodników – nawet to nie spowodowało nagłego przypływu ambicji (a może miało?). Biegłam stałym tempem, nie przyśpieszając za nad to – zgodnie z moją osobistą obietnicą.
Podbiegi były niczego sobie. Za pierwszym razem poszło całkiem…gładko – właśnie! Trasa momentami oblodzona, w ogóle niezabezpieczona. Jestem pełna podziwu dla osób niepełnosprawnych na wózkach, że dały radę. A wystarczyło posypać piaskiem…
Ludzie ślizgali się, zjeżdżali na butach – byłam pod wrażeniem odwagi. Ja wybrałam pobocze przy lesie, choć równie niebezpieczne ze względu na kamienie i wąską wydeptaną ścieżkę. Podbiegowe wyzwanie odbierało trochę siły, co za tym idzie powodowało utratę cennych sekund, zatem z optymizmem myślałam o zbiegu.
Rzeczywistość niestety często płata figle. Zbieg był oblodzony, zatem trzeba było przyhamować, niż rozwinąć swobodnie swoje „skrzydła”.
Po 5 km wdrażam plan B – czas na kontrolowane przyśpieszanie.
Z pola widzenia znikają wózki, osoby, do których już zaczęłam się przyzwyczajać. Nabierałam zdecydowanego tempa. Niestety jeden z podbiegów, który tym razem wyglądał bardziej złowrogo niż za pierwszym razem, osłabił mój organizm. Wdrapałam się na niego (klnąc w myślach).
Osiągając wierzchołek, poczułam ulgę, teraz tylko zbieg – pomyślałam. Biegnę ostrożnie, szukając stabilniejszego podłoża.
W endomondo włączają mi się różne cuda, m.in. łyżwiarstwo (chociaż mogło by być). I stało się to, czego nie dopuszczałam do swoich myśli. „Pocałowałam” Matkę Ziemię. Wywrotka nagła, szybka (Sic! Kobieto nie rób scen! – pomyślałam).
W porywach swojej przytomności, jeszcze obejrzałam się za siebie, czy przypadkiem nikt tego nie widział. Na szczęście tylko drzewa były cichym świadkiem tego niespodziewanego zdarzenia...
Biegnę dalej. Czas zapowiada się przyzwoicie (jak na debiutantkę, która uległa wywrotce). Swoje ostatnie 2 km pokonuje samotnie. Tyły zostały gdzieś daleko za mną, a przód też nie odpuszcza. Już blisko – powtarzam sobie, ale sił coraz mniej. W tym momencie zastanawiam się, jak to jest możliwe, że inni potrafią finiszować na pełnych obrotach.
Nagle zza zakrętu ukazuje się moim oczom meta. Nagle wstępuje we mnie jakaś euforia, irracjonalna siła i wiara, że się uda. Nogi prawie fruną, wyprostowuję je z prawdziwą finezją i wdziękiem. W przypływie tej dzikiej euforii zapominam spojrzeć na zegar przy mecie (endomondo na szczęście nie zapomniałam wyłączyć).
Póki co nie będę pisać, jaki czas udało mi się uzyskać, bo mi endomondo łga jak pies. Poczekam na oficjalne wyniki, dopiero potem otworze szampana
Proszę o cierpliwość
Z pozdrowieniami
Oficjalne wyniki już się ukazały, zatem szampan się leje... :uuusmiech:
Złamałam godzinę! Czas netto: 00:59:29, brutto 00:59:46.
W swojej kategorii: 15/22, open K: 33/ 50, open: 228/257
Śred. tempo: 5:59 min/km
ZAWODY
Biegu Wiosny (10 km) w Parku Śląskim w Chorzowie.
Dziś przekroczyłam kolejny Rubikon, wstępując o szczebel wyżej w hierarchii wtajemniczenia, stając się – można by rzec – pełnokrwistą, z punktu widzenia Krajowego Rejestru Biegaczy kandydatką na biegaczkę faktyczną, tj. zaszeregowaną w tłumie biegaczy.
Starannie się do tego przygotowałam. Gdy wychodziłam z domu ze swoim biegowym zawiniątkiem, czułam niepowtarzalność tej chwili. Aż chciało się śpiewać: „Już za parę chwil, za chwil parę…”.
Po odebraniu pakietu startowego, miłych rozmowach z innymi, potruchtałam się rozgrzać.
Czas płynął szybko i przyjemnie, nawet wiszący w powietrzu mróz i lodowate słońce nie było w stanie zniweczyć moich planów i obezwładniającej mnie radości, z samego przebywania w tym miejscu.
Start się opóźnił, niestety aż o 20 min. Zastanawiałam się z iloma osobami przyjdzie mi stanąć na starcie. Mój wzrok przeprowadzał tylko jemu wiadome rachunki, lecz głowa nadal była skupiona na przyjemnych bodźcach. Dopiero w domu okazało się, że udział wzięło ok. 300 osób.
Końcem końców, doczekałam swojego upragnionego startu.
Ustawiłam się, tak by móc na spokojnie zrealizować swój plan A – a mianowicie, by moje kopytka nie przychodziły w galop, tylko w kłus. Udało się.
Pierwsza pętla (5 km) minęła przyjemnie (aż momentami za bardzo). Biegłam wyluzowana, nikogo nie goniłam, drażniąc receptory słuchu świdrującym dźwiękiem dobiegającym ze słuchawek. Przed sobą miałam kilkoro niepełnosprawnych zawodników – nawet to nie spowodowało nagłego przypływu ambicji (a może miało?). Biegłam stałym tempem, nie przyśpieszając za nad to – zgodnie z moją osobistą obietnicą.
Podbiegi były niczego sobie. Za pierwszym razem poszło całkiem…gładko – właśnie! Trasa momentami oblodzona, w ogóle niezabezpieczona. Jestem pełna podziwu dla osób niepełnosprawnych na wózkach, że dały radę. A wystarczyło posypać piaskiem…
Ludzie ślizgali się, zjeżdżali na butach – byłam pod wrażeniem odwagi. Ja wybrałam pobocze przy lesie, choć równie niebezpieczne ze względu na kamienie i wąską wydeptaną ścieżkę. Podbiegowe wyzwanie odbierało trochę siły, co za tym idzie powodowało utratę cennych sekund, zatem z optymizmem myślałam o zbiegu.
Rzeczywistość niestety często płata figle. Zbieg był oblodzony, zatem trzeba było przyhamować, niż rozwinąć swobodnie swoje „skrzydła”.
Po 5 km wdrażam plan B – czas na kontrolowane przyśpieszanie.
Z pola widzenia znikają wózki, osoby, do których już zaczęłam się przyzwyczajać. Nabierałam zdecydowanego tempa. Niestety jeden z podbiegów, który tym razem wyglądał bardziej złowrogo niż za pierwszym razem, osłabił mój organizm. Wdrapałam się na niego (klnąc w myślach).
Osiągając wierzchołek, poczułam ulgę, teraz tylko zbieg – pomyślałam. Biegnę ostrożnie, szukając stabilniejszego podłoża.
W endomondo włączają mi się różne cuda, m.in. łyżwiarstwo (chociaż mogło by być). I stało się to, czego nie dopuszczałam do swoich myśli. „Pocałowałam” Matkę Ziemię. Wywrotka nagła, szybka (Sic! Kobieto nie rób scen! – pomyślałam).
W porywach swojej przytomności, jeszcze obejrzałam się za siebie, czy przypadkiem nikt tego nie widział. Na szczęście tylko drzewa były cichym świadkiem tego niespodziewanego zdarzenia...
Biegnę dalej. Czas zapowiada się przyzwoicie (jak na debiutantkę, która uległa wywrotce). Swoje ostatnie 2 km pokonuje samotnie. Tyły zostały gdzieś daleko za mną, a przód też nie odpuszcza. Już blisko – powtarzam sobie, ale sił coraz mniej. W tym momencie zastanawiam się, jak to jest możliwe, że inni potrafią finiszować na pełnych obrotach.
Nagle zza zakrętu ukazuje się moim oczom meta. Nagle wstępuje we mnie jakaś euforia, irracjonalna siła i wiara, że się uda. Nogi prawie fruną, wyprostowuję je z prawdziwą finezją i wdziękiem. W przypływie tej dzikiej euforii zapominam spojrzeć na zegar przy mecie (endomondo na szczęście nie zapomniałam wyłączyć).
Póki co nie będę pisać, jaki czas udało mi się uzyskać, bo mi endomondo łga jak pies. Poczekam na oficjalne wyniki, dopiero potem otworze szampana
Proszę o cierpliwość
Z pozdrowieniami
Oficjalne wyniki już się ukazały, zatem szampan się leje... :uuusmiech:
Złamałam godzinę! Czas netto: 00:59:29, brutto 00:59:46.
W swojej kategorii: 15/22, open K: 33/ 50, open: 228/257
Śred. tempo: 5:59 min/km
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 13:00 przez Provitamina, łącznie zmieniany 2 razy.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
24 marca 2013
Dystans: 6 km
Czas: 0:41:37
Śred. tempo: 6:55 min/km
Po ciężkiej nocy nastał słoneczny, aczkolwiek mroźny dzień. Nie mogłam oprzeć sie pokusie, by rozbiegać zakwasy po wczorajszych zawodach, dotlenić każdą komórkę w swoim organizmie i skąpać się odrobinę w słonecznych promieniach.
Postanowiłam pobiec wolno, by nie powodować kolejnych mikrouszkodzeń.
A tak w ogóle, to po upadku boli bok pupy, prawy łokieć i przegub w łokciu ręki lewej. Miałam problem w nocy, by zmienić swoją pozycję. Mimo to, dobrze, że jestem w całości i nic nie uległo zbędnej deformacji lub pokruszeniu.
Dystans: 6 km
Czas: 0:41:37
Śred. tempo: 6:55 min/km
Po ciężkiej nocy nastał słoneczny, aczkolwiek mroźny dzień. Nie mogłam oprzeć sie pokusie, by rozbiegać zakwasy po wczorajszych zawodach, dotlenić każdą komórkę w swoim organizmie i skąpać się odrobinę w słonecznych promieniach.
Postanowiłam pobiec wolno, by nie powodować kolejnych mikrouszkodzeń.
A tak w ogóle, to po upadku boli bok pupy, prawy łokieć i przegub w łokciu ręki lewej. Miałam problem w nocy, by zmienić swoją pozycję. Mimo to, dobrze, że jestem w całości i nic nie uległo zbędnej deformacji lub pokruszeniu.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:59 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
27 marca 2013
Dystans: 7.93 km
Czas: 0:50:00
Śred. tempo: 6:18 min/km
Początek miałam bardzo nieprzyjemny - wiatr...zimny, silny i przenikliwy. Do 4 km nogi odmawiały mi posłuszeństwa, mimo iż odpoczywały przez dwa dni. Leśne ścieżki wciąż są pokryte lodem, więc miałam dodatkowe utrudnienie. Droga powrotna była mniej uciążliwa. Nogi wkońcu zrozumiały, że na nic ich upór i tak będą musiały dalej pracować, a jeśli nie nabiorą sprężystości, wydłużę zaplanowany czas treningu - poskutkowało
Międzyczasy:
1. 05:42
2. 07:00
3. 07:03
4. 06:43
5. 05:51
6. 05:46
7. 06:07
Dystans: 7.93 km
Czas: 0:50:00
Śred. tempo: 6:18 min/km
Początek miałam bardzo nieprzyjemny - wiatr...zimny, silny i przenikliwy. Do 4 km nogi odmawiały mi posłuszeństwa, mimo iż odpoczywały przez dwa dni. Leśne ścieżki wciąż są pokryte lodem, więc miałam dodatkowe utrudnienie. Droga powrotna była mniej uciążliwa. Nogi wkońcu zrozumiały, że na nic ich upór i tak będą musiały dalej pracować, a jeśli nie nabiorą sprężystości, wydłużę zaplanowany czas treningu - poskutkowało
Międzyczasy:
1. 05:42
2. 07:00
3. 07:03
4. 06:43
5. 05:51
6. 05:46
7. 06:07
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:59 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
28 marca 2013
Dystans: 9 km
Czas: 1:00:48
Śred. tempo: 6:44 min/km
Postanowiłam w dalszym ciągu robić dłuższe wybiegania w spokojnym tempie. Przy okazji wybieram nowe trasy i zwiedzam
Dystans: 9 km
Czas: 1:00:48
Śred. tempo: 6:44 min/km
Postanowiłam w dalszym ciągu robić dłuższe wybiegania w spokojnym tempie. Przy okazji wybieram nowe trasy i zwiedzam
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:59 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
2 kwietnia 2013
Dystans: 3 km
Czas: 0:19:16
Śred. tempo: 6:25 min/km
OWB1 + 4p 20"/1'. Muszę stwierdzić, że chyba większość osób przestała walczyć z oznakami zimy - chodniki nieodśnieżone, drogi tak samo. Tak jak by każdy wierzył, że to zniknie po kilku godzinach...Ja w to bynajmniej nie wierzę.
____________________________________________________
Koniec marudzenia, czas na podsumowanie MARCA.
Pokonany dystans: 94.04 km
Czas: 10:09:06
Śred. tempo: 6:28 min/km
Liczba treningów: 13
Niedobór odpowiednich bodźców słoneczno - ciepłych spowodowało chandrę i spadek energii. Odpuściłam kilka treningów. Miesiąc choć długi, to luźniejszy niż luty. Za to tempo się poprawia i to mnie bardzo cieszy. Na dodatek zrealizowałam wszystkie cele, które sobie wyznaczyłam na początku stycznia
Najbliższa przyszłość zapowiada się ciekawie i ciężko - biorę udział w trzech zawodach na 10 km w ciągu miesiąca.
Zatem trzeba to jakoś rozsądnie rozplanować z treningami.
Dystans: 3 km
Czas: 0:19:16
Śred. tempo: 6:25 min/km
OWB1 + 4p 20"/1'. Muszę stwierdzić, że chyba większość osób przestała walczyć z oznakami zimy - chodniki nieodśnieżone, drogi tak samo. Tak jak by każdy wierzył, że to zniknie po kilku godzinach...Ja w to bynajmniej nie wierzę.
____________________________________________________
Koniec marudzenia, czas na podsumowanie MARCA.
Pokonany dystans: 94.04 km
Czas: 10:09:06
Śred. tempo: 6:28 min/km
Liczba treningów: 13
Niedobór odpowiednich bodźców słoneczno - ciepłych spowodowało chandrę i spadek energii. Odpuściłam kilka treningów. Miesiąc choć długi, to luźniejszy niż luty. Za to tempo się poprawia i to mnie bardzo cieszy. Na dodatek zrealizowałam wszystkie cele, które sobie wyznaczyłam na początku stycznia
Najbliższa przyszłość zapowiada się ciekawie i ciężko - biorę udział w trzech zawodach na 10 km w ciągu miesiąca.
Zatem trzeba to jakoś rozsądnie rozplanować z treningami.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:59 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
4 kwietnia 2013
Dystans: 12 km
Czas: 1:23:18
Śred. tempo: 6:56 min/km
Po dzisiejszym biegu moje buty zakosztowały i w błocie i w nieskazitelnym śniegu. Stopy aż się zrobiły białe (z wymoczenia)
To był wymagający trening, bo teren był bardziej urozmaicony niż zwykle.
Dystans: 12 km
Czas: 1:23:18
Śred. tempo: 6:56 min/km
Po dzisiejszym biegu moje buty zakosztowały i w błocie i w nieskazitelnym śniegu. Stopy aż się zrobiły białe (z wymoczenia)
To był wymagający trening, bo teren był bardziej urozmaicony niż zwykle.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:58 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
6 kwietnia 2013
Dystans: 5.51 km
Czas: 0:34:25
Śred. tempo: 6:14 min/km
Z leniwego tempa, przeszłam na ciut szybszy. Zaskoczyłam swoje mięśnie. Trasa urozmaicona, śniegowo - błotno - sucha.
Już od pierwszego kilometra napotkani panowie bili mi brawo Tylko szkoda, że byli "na gazie"
Na koniec mały pstryczek dla nóżek - 3 przebieżki po 20"/40".
A teraz moi Mili, pozwólcie, że oddam się mniej wymagającym zajęciom...
Dystans: 5.51 km
Czas: 0:34:25
Śred. tempo: 6:14 min/km
Z leniwego tempa, przeszłam na ciut szybszy. Zaskoczyłam swoje mięśnie. Trasa urozmaicona, śniegowo - błotno - sucha.
Już od pierwszego kilometra napotkani panowie bili mi brawo Tylko szkoda, że byli "na gazie"
Na koniec mały pstryczek dla nóżek - 3 przebieżki po 20"/40".
A teraz moi Mili, pozwólcie, że oddam się mniej wymagającym zajęciom...
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:58 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
7 kwietnia 2013
Dystans: 5.03 km
Czas: 0:31:46
Śred. tempo: 6:18 min/km
Czasu dzisiaj mało...zdecydowanie za mało, więc pobiegłam podobnie tak jak wczoraj. Raz mi coś strzyknęło w biodrze...Poza tym bieg przyjemny, ale angażujący moje leniwe mięśnie. Dzisiaj miałam bojowy nastrój...Nie lubię patrzeć, jak ktoś dokucza drugiej osobie. Grupka chłopców 8 - 10 letnich rzucała śnieżkami (wykrzykując różne "ładne" słówka) w dwóch osobników (znanych ze swojej alkoholowej natury). Trzykrotnie mijałam tą akcje i za każdym razem szukałam pretekstu, by się przyczepić. Niestety nie było mi dane...Nie wiem, kto im dał prawo do ubliżania drugiemu człowiekowi
Dystans: 5.03 km
Czas: 0:31:46
Śred. tempo: 6:18 min/km
Czasu dzisiaj mało...zdecydowanie za mało, więc pobiegłam podobnie tak jak wczoraj. Raz mi coś strzyknęło w biodrze...Poza tym bieg przyjemny, ale angażujący moje leniwe mięśnie. Dzisiaj miałam bojowy nastrój...Nie lubię patrzeć, jak ktoś dokucza drugiej osobie. Grupka chłopców 8 - 10 letnich rzucała śnieżkami (wykrzykując różne "ładne" słówka) w dwóch osobników (znanych ze swojej alkoholowej natury). Trzykrotnie mijałam tą akcje i za każdym razem szukałam pretekstu, by się przyczepić. Niestety nie było mi dane...Nie wiem, kto im dał prawo do ubliżania drugiemu człowiekowi
Ostatnio zmieniony 05 lip 2013, 00:00 przez Provitamina, łącznie zmieniany 2 razy.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
9 kwietnia 2013
Szarobury dzień i takie same szarobure myśli. Kompletny spadek energii. Trzęsie mną na samą myśl o wyjściu na zewnątrz, z drugiej strony nie mogę sobie znaleźć miejsca w czterech ścianach.
Samotność to taka straszna trwoga...
Szarobury dzień i takie same szarobure myśli. Kompletny spadek energii. Trzęsie mną na samą myśl o wyjściu na zewnątrz, z drugiej strony nie mogę sobie znaleźć miejsca w czterech ścianach.
Samotność to taka straszna trwoga...
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:58 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
10 kwietnia 2013
Dystans: 4.50 km
Czas: 0:30:00
Śred. tempo: 6:40 min/km
I to by było na tyle. Przed zawodami zapewniłam sobie sporą dawkę odpoczynku.
Z góry przepraszam, za mają kilku dniową nieobecność, ale naprawa komputera odseparowała mnie od niego, jak i od internetu na kilka dni...
13 kwietnia 2013
ZAWODY
5 Bieg Częstochowski
Było super Pogoda jak i atmosfera była wyśmienita. Moje przygotowanie do biegu trwało na ostatnią chwilę. Nie zdążyłam się nawet rozgrzać (nie będę wliczać w to sprintu w strugach deszczu, by ustawić się na starcie). Miałam przy sobie swojego osobistego poganiacza i uspokajacza (w razie paniki lub nieobliczalnego przypływu witalności w nogach). Swoje pierwsze 5 km jak zwykle zaczęłam z głową. Chciałam je pokonać w 30 min i tak też było. Poza tym był to dla mnie czas, by poznać trasę i ocenić gdzie mogę nadrobić, a gdzie stracić cenne sekundy. Trasa trudna. Na całej trasie ok 4 podbiegi (x 2). W tłumie pojawił się Paweł Mej vel Bosy Biegacz Przegadał całą drogę Ma zdrowie chłop i mocne "podeszwy".
Gdy ja kończyłam pierwsza pętle, minął mnie czarnoskóry biegacz - zwycięzca. Akurat finiszował. Fajnie... Teraz trzeba zacząć walczyć Kontrolowałam każdy kilometr, tzn. ktoś za mnie to robił. Ja byłam w amoku. Słuchałam swojego organizmu i głosu towarzysza. Ostatni podbieg, tuż przy Jasnej Górze dał mi po tyłku. Musiałam zwolnić, tracąc przy tym minutę do złamania godziny. Moim celem było pobiec na czas 59:15. Mijając 7 km godziłam się z myślą, że daleko mi do swoich założeń. Do samego końca walczyłam ze stratami. Udało mi się nadrobić na zbiegach, a potem na długiej prostej. Jednak ostre zakręty skutecznie wybijały mnie z unormowanego tempa. Przed 9 km, już głośno powiedziałam, że nie dam rady. Dobiegnę, lecz niestety powyżej godziny. Ostatni kilometr, był długą...niekończącą się. Słyszałam tylko "jeszcze 700 m!", "jeszcze 500 m!", "finiszuj!". Wolałam już nie patrzeć przed siebie. Skupić się. Wykrzesać resztki sił. Finisz był konkretny, mocny i zdecydowany.
Wpadłam na metę z czasem 00:59:41.
Do życiówki zabrakło 12 sekund. Miejsce open: 821/940, K20: 28/38, K: 99/152.
Dystans: 4.50 km
Czas: 0:30:00
Śred. tempo: 6:40 min/km
I to by było na tyle. Przed zawodami zapewniłam sobie sporą dawkę odpoczynku.
Z góry przepraszam, za mają kilku dniową nieobecność, ale naprawa komputera odseparowała mnie od niego, jak i od internetu na kilka dni...
13 kwietnia 2013
ZAWODY
5 Bieg Częstochowski
Było super Pogoda jak i atmosfera była wyśmienita. Moje przygotowanie do biegu trwało na ostatnią chwilę. Nie zdążyłam się nawet rozgrzać (nie będę wliczać w to sprintu w strugach deszczu, by ustawić się na starcie). Miałam przy sobie swojego osobistego poganiacza i uspokajacza (w razie paniki lub nieobliczalnego przypływu witalności w nogach). Swoje pierwsze 5 km jak zwykle zaczęłam z głową. Chciałam je pokonać w 30 min i tak też było. Poza tym był to dla mnie czas, by poznać trasę i ocenić gdzie mogę nadrobić, a gdzie stracić cenne sekundy. Trasa trudna. Na całej trasie ok 4 podbiegi (x 2). W tłumie pojawił się Paweł Mej vel Bosy Biegacz Przegadał całą drogę Ma zdrowie chłop i mocne "podeszwy".
Gdy ja kończyłam pierwsza pętle, minął mnie czarnoskóry biegacz - zwycięzca. Akurat finiszował. Fajnie... Teraz trzeba zacząć walczyć Kontrolowałam każdy kilometr, tzn. ktoś za mnie to robił. Ja byłam w amoku. Słuchałam swojego organizmu i głosu towarzysza. Ostatni podbieg, tuż przy Jasnej Górze dał mi po tyłku. Musiałam zwolnić, tracąc przy tym minutę do złamania godziny. Moim celem było pobiec na czas 59:15. Mijając 7 km godziłam się z myślą, że daleko mi do swoich założeń. Do samego końca walczyłam ze stratami. Udało mi się nadrobić na zbiegach, a potem na długiej prostej. Jednak ostre zakręty skutecznie wybijały mnie z unormowanego tempa. Przed 9 km, już głośno powiedziałam, że nie dam rady. Dobiegnę, lecz niestety powyżej godziny. Ostatni kilometr, był długą...niekończącą się. Słyszałam tylko "jeszcze 700 m!", "jeszcze 500 m!", "finiszuj!". Wolałam już nie patrzeć przed siebie. Skupić się. Wykrzesać resztki sił. Finisz był konkretny, mocny i zdecydowany.
Wpadłam na metę z czasem 00:59:41.
Do życiówki zabrakło 12 sekund. Miejsce open: 821/940, K20: 28/38, K: 99/152.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:57 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
14 kwietnia 2013
Dystans: 5.21 km
Czas: 0:34:33
Śred. tempo: 6:37 min/km
Luźne rozbieganie po zawodach. Miałam odpoczywać, ale nie umiałam się oprzeć pogodzie. Pobiegnę jeszcze jutro i w czwartek, ale bardzo delikatnie. Formy już i tak nie poprawię, więc pozostają mi spokojne, krótkie biegi i dużo odpoczynku.
Dystans: 5.21 km
Czas: 0:34:33
Śred. tempo: 6:37 min/km
Luźne rozbieganie po zawodach. Miałam odpoczywać, ale nie umiałam się oprzeć pogodzie. Pobiegnę jeszcze jutro i w czwartek, ale bardzo delikatnie. Formy już i tak nie poprawię, więc pozostają mi spokojne, krótkie biegi i dużo odpoczynku.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:57 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
- Provitamina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1070
- Rejestracja: 04 sty 2013, 11:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: śląsk
16 kwietnia 2013
Dystans: 7.77 km
Czas: 0:49:00
Śred. tempo: 6:18 min/km
Po srogiej zimie, przyszło lato...Pierwszy raz w tym roku wystawiłam swoje blade ciało na promienie słoneczne. Piegi też się już obudziły Wybiegłam dzisiaj za wcześnie, bo o 17. Oślepiająca tarcza na niebie jeszcze nie straciła na mocy. Było zdecydowanie za gorąco, a jak jest gorąco to chce się pić. Muszę zmienić swoją porę wybiegań Lub biegać w lesie.
Dzisiaj w planie miałam OWB1 2 x 22"/2".
Dystans: 7.77 km
Czas: 0:49:00
Śred. tempo: 6:18 min/km
Po srogiej zimie, przyszło lato...Pierwszy raz w tym roku wystawiłam swoje blade ciało na promienie słoneczne. Piegi też się już obudziły Wybiegłam dzisiaj za wcześnie, bo o 17. Oślepiająca tarcza na niebie jeszcze nie straciła na mocy. Było zdecydowanie za gorąco, a jak jest gorąco to chce się pić. Muszę zmienić swoją porę wybiegań Lub biegać w lesie.
Dzisiaj w planie miałam OWB1 2 x 22"/2".
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2013, 12:57 przez Provitamina, łącznie zmieniany 1 raz.
Life is short... running makes it seem longer.
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo
Mój blog
Popiszmy, czyli komentarze do bloga
=========
-----
Moje endo