początek biegania i walka z kg - czy dobrze myślę?

Biegowe "citius, altius, fortius": miejsce dla tych którzy chca biegac dalej i szybciej.
saper
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 631
Rejestracja: 05 mar 2012, 10:00
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wroclaw

Nieprzeczytany post

klosiu pisze:Mnie z kolei nie przekonuje teoria, że organizm "wydala" albo nie trawi składników pokarmowych. W toku ewolucji układ pokarmowy powstał po to, żeby wycisnąć jak najwięcej ze zjadanego pokarmu. Strawić wszystko co się nadaje do strawienia i wyciągnąć z tego energię.
A teraz nagle miałby u niektórych ludzi działać tylko częściowo i dopuszczać do marnowania energii? Niby dlaczego?
Uklad pokarmowy jest po to aby zaspakajac zapotrzebowanie na skladniki pokarmowe. Ewolucja dazy do optymalnosci a nie maksymalizacji tak wiec Twoje wnioski sa wg mnie bledne i jak najbardziej sensowne jest wydalenie nadmiarow. A czy sie tak dzieje czy nie, tego nie wiem, Ty jak widze tez nie.
klosiu pisze:
"jesli zuzywamy wiecej kalorii niz dostarczamy to musimy tracic wage"
To jest oczywistość.
No wlasnie. Czyli takze zgadzasz sie taka z teroria bilansu energetycznego, wiec dlaczego piszesz ze sie nie zgadzasz ? Pewnie masz jakas inna i z nia sie nie zgadzasz.
klosiu pisze:Jeśli świadomie ograniczymy ilość kalorii stracimy na wadze. Przez jakiś czas, aż metabolizm wyhamuje na tyle, że tą wagę tracić przestaniemy. Oczywiście niekoniecznie stracimy tłuszcz, równie dobrze możemy stracić mięśnie, obniżyć sobie mocno metabolizm i wrócić do dawnej wagi od razu jak tylko przestaniemy się głodzić. Ilu ludzi utrzymuje wagę osiągniętą odchudzaniem? 10%?
No .... moze byc i tak jak piszesz ... ale teoria bilansu energetycznego nie zajmuje sie tym co opisujesz, wiec nie sa to argumenty za tym ze ona nie dziala. Po to czlowiek ma "musk" zeby to przewidziec i przeciwdzialac np. cwiczeniami aby nie tracic miesni oraz nie rzucic sie na zarcie po osiagnieciu docelowej wagi.
klosiu pisze:A pytanie jest inne: Dlaczego w całkiem niedawnych czasach, gdy nikt sobie liczeniem kalorii nie zawracał głowy, ludzie jako ogół byli znacznie chudsi? Przecież powinni tyć na potęgę, bo 50 lat temu dostępność jedzenia była całkiem podobna jak teraz.
a.) no nie wiem czy byla az tak dostepna, pewnie zalezy gdzie i dla kogo (na starych filmach obraz bogacza to wlasnie taki brodaty grubas w kapeluszu)
b.) nie trzeba liczyc kalorii zeby trzymac wage w ryzach, wystarczy waga tudziez lustro, chec i silna wola
c.) bo jemy wiecej przetworzonego zarcia, wegli
d.) bo sie mniej ruszamy
klosiu pisze:W październiku zrobiłem sobie eksperyment z dietą low carb. Jedząc średnio 3-3.5 tys kcal dziennie schudłem 4kg w 5 tygodni. Nie ukrywam że wzbudziło to we mnie pewne wątpliwości co do skuteczności diet opartych na liczeniu kalorii ;). Bo ja nic nie liczyłem, co najwyżej z ciekawości, ale nie miałem takiej potrzeby, żeby się pilnować, ponieważ kompletnie nie byłem głodny.
A gdy gubię wagę za pomocą niedoboru kalorycznego, tak jak teraz, to nawet jedząc te 3500kcal w dzień ciężkiego treningu jestem głodny kilka razy dziennie i muszę się pilnować.
Klosiu, ja absolutnie nie twierdze ze "teoria bilansu energetycznego" jest jedyna czy tez najlepsza droga odchudzania. Ja tylko twierdze za dziala i sprzeciwiam sie opiniom takim jak czasami wyglaszasz, ze "nie dziala" tudziez smiesza mnie maile typu "nic nie jem i nie chudne" bo to jest niemozliwe i pewnie to NIC ma jednak 3000 kcal. Natomiast dopuszczam, ze sa inne sposoby na chudniecie. Byc moze latwiejsze, skuteczniejsze, lepsze.

Napisz prosze dokladniej co jadles jedzac 3-3,5 ts. kcal dziennie i schudles 4kg w 5 tyg. Jakie masz zapotrzebowanie energ ? Jestem ciekaw i sam moze bym sprobowal - akurat mam jakies 4kg do oddania :-). Miales przy tym jakies problemy zaladkowe, jelitowe, samopoczucie, energia zyciowa, trening ?

pozdrowka
saper
PKO
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

jack73 pisze:coś takiego znalazłem dzisiaj w sieci:
"Na otyłość i nadwagę w grupie 7-18 lat cierpi 18 proc. chłopców i 14 proc. dziewcząt – wynika z badań Fundacji BOŚ. 20 lat temu statystyki te były niemal czterokrotnie niższe. Łącznie problem ten dotyczy co piątego dziecka między 9. a 18. rokiem życia.
– Obecnie dzieci i młodzież, i to jest po raz pierwszy odkąd w ogóle istnieją badania epidemiologiczne, są w gorszej kondycji fizycznej niż ich rodzice – alarmuje Agnieszka Sienkiewicz, dietetyk i diet coach w firmie Organic Farma Zdrowia."

trochę to przerażające jest :(
To się nazywa postęp cywilizacyjny :hahaha:

1. kiedyś do szkoły się chodziło, teraz częściej dzieci są wożone
2. kiedyś się siedziało cały dzień na podwórku i bawiło z innymi dzieciakami, teraz odpala się Tiwi albo kompa
3. kiedyś otyłość była definiowana jako BMI > 27, teraz jest definiowana jako > 25
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

jack73 --> wydaje mi się, że procentowo całkiem sporo otyłych jest właśnie wśród pracujących fizycznie. Przynajmniej takie wrażenie wyniosłem z pracy w fabryce kilka lat temu - wielkie piwne brzuchy i spora otyłość była tam powszechna. A przecież ci ludzie lekko spalali 2-3 tys kcal w czasie samej pracy.
Co do dzieci - żeby otłuścić dziecko w okresie wzrostu dieta musi być rażąco nieprawidłowa, bo spora część nadmiaru kalorii idzie przecież na wzrost.
Przypomniało mi się właśnie, jak niedawno jakaś aktorka w Stanach przyznała się że sama używa diety lchf i karmi tak swoje dzieci. Prasa się na nią rzuciła, że jak tak można, że nie dostarcza dzieciom potrzebnych składników, że dzieci są chude!!! :hahaha: W tej chwili w Stanach otyłość jest już tak powszechna, że dziecko wyglądające normalnie budzi podejrzenie, że jest zagłodzone ;).

Liściasty, no może i tak, przy takiej jednorazowej megadawce... :)

saper --> Jeszcze do całkiem niedawna optymalizacja równała się maksymalizacja. Nie sądzę że to się zmieniło przez parę tysięcy lat :).
Zgadzam się z tym, że jeśli dostarczymy mniej kalorii niż potrzebujemy to będziemy chudnąć. Bo na diecie wysokotłuszczowej też prawdopodobnie dostarcza się mniej kalorii niż potrzeba, skoro się chudnie. Różnica jest w całej otoczce.
Diety redukcyjne wymagają drastycznego obcięcia kalorii, bo jak się nie obetnie mocno, to po prostu nie działają, albo działają niezauważalnie. Dieta węglowodanowa dostarczająca 3-3.5 tys kcal prawdopodobnie w ogóle nie zostałaby uznana za redukcyjną, ba, wręcz za tuczącą :).
Diety działające na poziom insuliny nie wymagają świadomego ograniczania kalorii, bo regulują apetyt. Niski poziom insuliny powoduje, że nie ma przeszkód w korzystaniu z własnych zapasów tłuszczu -> szybciej się najadamy posiłkiem i znacznie dłużej jesteśmy syci. A metabolizm nie musi hamować, bo suma kalorii z posiłku i tłuszczu pokrywa zapotrzebowanie dzienne.
Bardzo ciekawe jest porównanie, hmm, stanu nasycenia po posiłku. Na diecie węglowodanowej po posiłku zawsze mógłbym coś jeszcze zmieścić, np jakiś deserek czy lody. Gdyby ktoś to przede mną postawił, to chętnie bym wciągnął.
Na diecie wysokotłuszczowej poczucie sytości jest przemożne. Nawet jeśli objętościowo zje się niewiele, to sytość jest niesamowita, nawet myśl o jakimś dodatkowym jedzeniu nie wywołuje entuzjazmu.

Co jadłem wtedy?
Mięso wszelkich rodzajów, także tłuste (ale unikałem wędlin), podroby, jajka, smalec, masło i wszelkie rodzaje warzyw poza korzeniowymi. Owoce raczej od święta i mało. Węgli nie było więcej niż 100g dziennie.
Objętościowo jedzenia nie było jakoś specjalnie wiele, wiadomo - tłuszcz to dość skoncentrowane źródło kalorii.
Podstawowe zużycie kalorii mam wedle kalkulatorów na poziomie 2500 kcal, do tego treningi - z reguły do 1500kcal, bo wtedy miałem okres przejściowy i trenowałem wyłącznie spokojnie.
Problemów żołądkowych nie było, samopoczucie świetne - duży poziom energii i skupienia przez cały dzień, oczywiście po paru dniach przyzwyczajenia. Bo na początku węgli brakuje, objawia się to lekkim uporczywym głodzikiem, ale możliwość jedzenia w dowolnych ilościach trochę pomaga.
Z treningiem problem, i to jest główna wada takiej diety. O ile spokojne treningi wychodziły świetnie - czułem się tym lepiej im dłużej trwał trening, to całkowicie odwrotne uczucie w stosunku do diety opartej na węglach, to niemożliwe było wbić się na wyższe intensywności. Bez problemu robiłem 120km w 4h na rowerze, ale już interwały pod 40km/h były nie do zrobienia. Dlatego taka dieta raczej nadaje się na okres przejściowy, ewentualnie u bardzo spokojnie trenujących.
Tak że o ile jestem przekonany że taka wysokotłuszczowa dieta zadziała u mało aktywnych ludzi, o tyle nie sądzę że będzie dobra u trenujących sportowców. Zresztą dlatego teraz utrzymuję ujemny bilans kaloryczny - nie byłbym w stanie trenować mocno na tej diecie.
The faster you are, the slower life goes by.
saper
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 631
Rejestracja: 05 mar 2012, 10:00
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wroclaw

Nieprzeczytany post

klosiu pisze:Co jadłem wtedy?
Mięso wszelkich rodzajów, także tłuste (ale unikałem wędlin), podroby, jajka, smalec, masło i wszelkie rodzaje warzyw poza korzeniowymi. Owoce raczej od święta i mało. (...)
Tak że o ile jestem przekonany że taka wysokotłuszczowa dieta zadziała u mało aktywnych ludzi, o tyle nie sądzę że będzie dobra u trenujących sportowców. Zresztą dlatego teraz utrzymuję ujemny bilans kaloryczny - nie byłbym w stanie trenować mocno na tej diecie.
Jakieś dziesięć lat temu podjąłem pierwsze swoje odchudzanie. Zwało się to wtedy Dietą Kwaśniewskiego ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Dieta_Kwaśniewskiego ) i wyglądało chyba bardzo podobnie do tego co Ty opisujesz. Nie jadłem cukrów oraz produktów mącznych. Za to mięso, tłuszcze i warzywa bez ograniczeń. Zadziałała. W ciągu 4 miesięcy zrzuciłem ok 10 kg. Pamiętam jednak że były wady:
1. Problemy jelitowe ... gazy. Teraz myślę, że mogło to mieć związek z małą ilością błonnika.
2. Czułem się jakby osłabiony, czasami pobolewały mnie jelita ... czułem, że to nie jest zdrowe nadłuższą metę.
Teraz także zastanawiam się czy takie coś nie za bardzo obciąża wątrobę. Przyznam że ostatnio po obfitych tłustych posiłkach (np.grillowanko) potrafi mnie ona pobolewać. Więc nie wiem jak zareagowałaby wątroba gdyby musiała cały czas obrabiać tyle tłuszczu. Kolejna sprawa to witaminy i minerały .... tego chyba w tej diecie trochę brakuje ?

Tak się zastanawiam, czy następująca dieta miałaby sens :
1.Sniadanie : owsianka -> czyli dużo węgli oraz błonnika. Węgle z rana chyba nie takie straszne, bo uzupełniają uszczuplony w nocy glikogen. Dodatkowo błonnik podobno zmniejsza indeks glikemiczny (spowalnia wchłanianie cukrów).
2. Ok. 12.00 trening (mam możliwość treningu w przerwie na lunch)
I reszta dnia już na tłuszczach i warzywkach a kolacja białko (twarożek np.).

Czy nie udałoby się w ten sposób upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu ? Dynamiczny trening na węglach a później redukcja na tłuszczach ? :-). Dodatkowo brak problemów jelitowych dzieki błonnikowi ?
Ostatnio zmieniony 04 kwie 2013, 22:39 przez saper, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Adam Ko.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 258
Rejestracja: 21 lip 2010, 16:28
Życiówka na 10k: 43:15
Życiówka w maratonie: 3:58:51
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

rosomak pisze:3. kiedyś otyłość była definiowana jako BMI > 27, teraz jest definiowana jako > 25
Otyłość jest po przekroczeniu 30, po 25 jest nadwaga. I teraz pytanie, w którą stronę to zmienili ;)
klosiu pisze:Diety działające na poziom insuliny nie wymagają świadomego ograniczania kalorii, bo regulują apetyt.
Żeby to było takie proste. Jak ktoś zobaczy przed sobą np. pączki albo czekoladki, ewentualnie jak wybierze się ze znajomymi na miasto, będzie potrzebował wszystkich zapasów swojej świadomej kontroli, żeby nawykowo nie sięgnąć po przeczące diecie jedzenie, niezależnie od tego, na czym ta dieta jest oparta.
Gorąca prośba o pomoc w badaniu do pracy magisterskiej. Tematyka biegowa: viewtopic.php?f=1&t=37461

Blog treningowy
Obrazek
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

saper --> może faktycznie jadłeś mało błonnika, ja warzyw jadłem bardzo dużo (kilo brokuła to 50g węgli) i nie miałem problemów. Osłabienie tak, to po prostu efekt braku glikogenu, najgorzej to się objawia za pierwszym razem. Pierwszą próbę z taką dietą miałem jakoś w sierpniu i po paru dniach 20km/h nie mogłem jeździć ;). Z czasem jest coraz lepiej.
Problemów jelitowych akurat nie miałem najmniejszych, wręcz było lepiej niż na "normalnej" diecie. Podejrzewam że to po prostu kwestia wyhodowania sobie odpowiedniej flory bakteryjnej, inna jest przy diecie opartej na węglach, a inna przy mięsnej. Ja już od dłuższego czasu przedtem opierałem się na diecie paleo, może to pomogło.
Co do witamin i minerałów, to jeśli się je sporo warzyw, to nie ma problemu.
Można robić tak jak proponujesz, choć ja mam ogromny problem z właściwym dobraniem ilości węgli, tak żeby wystarczyło na trening, a nie było za dużo.
Można powiedzieć, że w dzień ciężkiego treningu i tak zbliżam się do kanonicznych 60% węgli, 20% białka i 20% tłuszczu. Inaczej nie daję rady zrobić treningu następnego dnia. Koniec końców, wszystko dąży do jednego uświęconego wzorca :).
Taka dieta tłuszczowa jest dobra zimą, bo wtedy da się robić spokojne treningi, a można sobie poprawić metabolizm tłuszczów i nie utyć.
Mimo że waga mi się nie zmieniła przez zimę, gdy przez większość czasu byłem na low carb, to widzę, że tłuszczu jest znacznie mniej.
Taką koncepcję jaką opisujesz prezentuje Friel w książce "Dieta dla aktywnych" (stary tytuł "Paleodieta dla sportowców"). Jedzenie węgli przed, w czasie treningu i przez jakiś okres po, a później już klasyczna dieta paleo z niewielką ilością węgli.
Sposób odżywiania przedstartowego tam opisanego świetnie się u mnie sprawdza.

Adam Ko. -->
Żeby to było takie proste. Jak ktoś zobaczy przed sobą np. pączki albo czekoladki, ewentualnie jak wybierze się ze znajomymi na miasto, będzie potrzebował wszystkich zapasów swojej świadomej kontroli, żeby nawykowo nie sięgnąć po przeczące diecie jedzenie, niezależnie od tego, na czym ta dieta jest oparta.
To jest kwestia motywacji. Ale wydaje mi się że o wiele łatwiej oprzeć się pokusie na coś słodkiego, gdy nie jest się głodnym, a ewentualną pokusę można szybko "zajeść" np kawałkiem mięsa. Zauważ że w takich dietach nie ma restrykcji ilościowych, tylko ograniczenia pewnych pokarmów.
Fakt, że w fastfoodzie może być ciężko :), choć już w normalnej restauracji jakiś stek + sałatki da się zamówić.
The faster you are, the slower life goes by.
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adam Ko. pisze:
rosomak pisze:3. kiedyś otyłość była definiowana jako BMI > 27, teraz jest definiowana jako > 25
Otyłość jest po przekroczeniu 30, po 25 jest nadwaga. I teraz pytanie, w którą stronę to zmienili ;)
Nadwaga, racja.
Nawiasem mówiąc, słyszałem o propozycji, żeby znowu zmniejszyć ten "próg zdrowia", do 23. Firmy farmaceutyczne byłyby pewnie zachwycone tym kolejnym zwiększeniem z dnia na dzień liczby chorych ludzi. I pewnie nie tylko one.

Jeszcze jedna rzecz z cyklu dawniej - dzisiaj.
Kiedyś nie chodziło się do restauracji w celach dietetycznych. Szło się raz, może dwa razy w miesiącu na porządne, uroczyste żarcie, z winem i deserem. To była rodzinna rozrywka. Uczciwa porcja kalorii, spędzenie tam czasu ze sobą, wzmocnienie więzi. Ostatnio słyszałem o badaniach porównawczych we Francji, średnia czasu poświęconego w restauracji na posiłek to (IIRC) 38 minut, wobec niemal półtorej godziny w latach osiemdziesiątych.

I jeszcze jedna sprawa. Te pięć posiłków dziennie. Nie uważacie, że to jakaś bzdura ? Mamy się zamienić w wiecznie ruszające paszczęką świnki ? Nie mowiąc o tym, że 5 posiłków dziennie w praktyce oznacza skreślenie z naszego jadłospisu standardowego układu: śniadanie, obiad i kolacja. Porządny obiad, z przyzwoitym śniadaniem i lekką kolacją to już jest mniej więcej te 2,5 tysiąca kalorii. Pięć posiłków dziennie może się odbyć kosztem poważnej zmiany klasycznego układu.
Być może przy posiłkach wegetariańskich, przy mniejszej kaloryczności poszczególnych dań taki układ zaczyna mieć sens - ale wtedy cała motywacja do zmiany trzech posiłków na pięć nabiera innego wymiaru. Fundamentem przestaje być osiągnięcie przez jednostkę zdrowia, a staje się nim zmiana trybu życia podyktowana ideologią.
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

rosomak pisze: I jeszcze jedna sprawa. Te pięć posiłków dziennie. Nie uważacie, że to jakaś bzdura ?
Nie, to nie jest bzdura. To się nazywa racjonalne odżywianie :usmiech:
rosomak pisze:Nie mowiąc o tym, że 5 posiłków dziennie w praktyce oznacza skreślenie z naszego jadłospisu standardowego układu: śniadanie, obiad i kolacja.
Skąd Ty takie wnioski bierzesz :niewiem: ? W czym taki układ przeszkadza, żeby jeść te standardowe posiłki?
Od dłuższego czasu na nim bazuje i nie stanowi to problemu. Dwa najważniejsze posiłki dla mnie to śniadanie i obiad, kolacja jest już lżejsza. Natomiast dwa pozostałe posiłki to najczęściej owoce, jogurt, ewentualnie coś słodkiego, jakiś kisiel itp.
rosomak pisze:Porządny obiad, z przyzwoitym śniadaniem i lekką kolacją to już jest mniej więcej te 2,5 tysiąca kalorii. Pięć posiłków dziennie może się odbyć kosztem poważnej zmiany klasycznego układu.
2,5 tysiąca to już jest sporo. Można się najeść i 2 tysiącami. Dla przykładu:
Śniadanie: bułka sojowa/żytnia + masło + twarożek/kiełbasa + sałatka warzywna - mniej więcej 700-800 kcal
Obiad: woreczek ryżu, udko od kurczaka, surówka w dowolnej ilości (najczęściej z kiszonej kapusty, czerwonej kapusty albo ogórki) - około 700-800 kcal
Kolacja: 2 kawałki chleba żytniego z masłem i powiedzmy twarożkiem (ewentualnie bułka) - około 400-500 kcal

Do tego:
Drugie śniadanie: jabłko, pomarańcz, kiwi + czasami rządek czy dwa czekolady
Podwieczorek: jogurt albo serek homogenizowany albo kisiel plus od czasu do czasu jakieś ciastka owsiane/gorzka czekolada, jakiś owoc

Tak wygląda aktualnie mój przeciętny dzień, jeżeli chodzi o odżywianie. Podejrzewam, że wszystkie 5 posiłków daje w sumie około 3000 kcal. Zazwyczaj na treningu spalam 1000-1500 kcal. Głodny na pewno nie chodzę, a i waga cały czas zgodnie z planem idzie w dół :usmiech:
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

No, jeśli chodzi o te 5 posiłków dziennie, to ja to widzę jako konsekwencję diety przeładowanej węglami. Inaczej, ma to obniżyć szkodliwe działanie takiej diety.
Posiłki węglowodanowe są dość łatwostrawne, po 2h stężenie glukozy we krwi zaczyna spadać i pojawia się głód. Dodatkowo szybkie trawienie lekkostrawnego dużego posiłku to duża dawka kalorii, która idzie w tłuszcz, a później przez insulinę nie może się z niego wydostać. Jeśli ktoś je z dużą przewagą węglowodanów, to niskie stężenie insuliny umożliwiające sięgnięcie do własnych zapasów pojawia się u niego praktycznie tylko w nocy.
I dlatego ukuto teorię o 5 czy nawet 6 posiłkach dziennie, żeby po pierwsze dostarczać organizmowi kalorie w małych dawkach, żeby jednorazowy nadmiar kalorii był jak najmniejszy (w praktyce około 500 kcal na posiłek), a po drugie żeby po prostu nie być godzinami głodnym między posiłkami przy diecie składającej się głównie z węgli.
Tak ja to widzę :).
Bo w diecie która istniała dawniej - ze znacznie mniejszą ilością węglowodanów, a większą mięsa i tłuszczów wystarczały spokojnie trzy większe posiłki. Jedzenie było bardziej ciężkostrawne (co to znaczy, otóż trawiło się dłużej, przez dłuższy okres uwalniając składniki pokarmowe do krwi), co powodowało że syciło na znacznie dłużej. Mniejsza ilość węgli to mniejszy wyrzut insuliny, więc organizm łatwiej korzystał z własnych zapasów w razie potrzeby, co też ograniczało uczucie głodu.
Ja jak byłem na diecie wysokotłuszczowej, jadłem 2-3 razy dziennie, wtedy gdy byłem głodny. I to zupełnie wystarczało.

Adrian26 --> dla kogoś kto trenuje codziennie, 3000kcal to już jest ograniczenie kalorii. Nic dziwnego że chudniesz. Ale skoro twierdzisz że najesz się 2000kcal to spróbuj ;).
The faster you are, the slower life goes by.
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adrian26 pisze:
rosomak pisze: I jeszcze jedna sprawa. Te pięć posiłków dziennie. Nie uważacie, że to jakaś bzdura ?
Nie, to nie jest bzdura. To się nazywa racjonalne odżywianie :usmiech:
Twoja opinia. Moim zdaniem to modna bzdura.
Jeżeli ktoś z czytających również uważa, że to nabijanie w butelkę i robienie go w konia, ale boi się powiedzieć to na głos - to mówię Tobie, że nie jesteś sam.
Adrian26 pisze:
rosomak pisze:Nie mowiąc o tym, że 5 posiłków dziennie w praktyce oznacza skreślenie z naszego jadłospisu standardowego układu: śniadanie, obiad i kolacja.
Skąd Ty takie wnioski bierzesz :niewiem: ? W czym taki układ przeszkadza, żeby jeść te standardowe posiłki?
Od dłuższego czasu na nim bazuje i nie stanowi to problemu. Dwa najważniejsze posiłki dla mnie to śniadanie i obiad, kolacja jest już lżejsza. Natomiast dwa pozostałe posiłki to najczęściej owoce, jogurt, ewentualnie coś słodkiego, jakiś kisiel itp.
rosomak pisze:Porządny obiad, z przyzwoitym śniadaniem i lekką kolacją to już jest mniej więcej te 2,5 tysiąca kalorii. Pięć posiłków dziennie może się odbyć kosztem poważnej zmiany klasycznego układu.
2,5 tysiąca to już jest sporo. Można się najeść i 2 tysiącami. Dla przykładu:
Śniadanie: bułka sojowa/żytnia + masło + twarożek/kiełbasa + sałatka warzywna - mniej więcej 700-800 kcal
Obiad: woreczek ryżu, udko od kurczaka, surówka w dowolnej ilości (najczęściej z kiszonej kapusty, czerwonej kapusty albo ogórki) - około 700-800 kcal
Kolacja: 2 kawałki chleba żytniego z masłem i powiedzmy twarożkiem (ewentualnie bułka) - około 400-500 kcal

Do tego:
Drugie śniadanie: jabłko, pomarańcz, kiwi + czasami rządek czy dwa czekolady
Podwieczorek: jogurt albo serek homogenizowany albo kisiel plus od czasu do czasu jakieś ciastka owsiane/gorzka czekolada, jakiś owoc

Tak wygląda aktualnie mój przeciętny dzień, jeżeli chodzi o odżywianie. Podejrzewam, że wszystkie 5 posiłków daje w sumie około 3000 kcal. Zazwyczaj na treningu spalam 1000-1500 kcal. Głodny na pewno nie chodzę, a i waga cały czas zgodnie z planem idzie w dół :usmiech:
Obiad dwudaniowy z zupą, bez obsesyjnego liczenia kaloryczności posiłku żeby się zmieścić w widełkach przewidywanych na ten posiłek, to około 1200 kalorii.
Śniadanie to 700-800.
Kolacja koło 500.
Razem daje około 2,5 tysiąca.
2500 to średnie dzienne zapotrzebowanie zdrowego mężczyzny w wieku 20-40 lat, wzrost 180 waga 80 kilo.

Jak ktoś chce jeść pięć razy dziennie - prosze bardzo, ja mu nie bronię. Ja kiedy tak jadłem to miałem wrażenie, że bez przerwy ruszam paszczęką, a mój żoładek ciągle pracuje. Ja zrezygnowałem, bo czułem się jak świnia w chlewie czy krowa w oborze. Dosłownie. Do tego musiałem dostosować rozkład dnia do swoich posiłków. Powstało proste pytanie: czy ja żyję po to, żeby jeść, czy jem po to, żeby żyć ?
klosiu pisze:No, jeśli chodzi o te 5 posiłków dziennie, to ja to widzę jako konsekwencję diety przeładowanej węglami. [ciach]
Zgoda, myślę, że w twoim wywodzie jest sporo racji, z tym że według mnie na rozpowszechnienie się tego przekonania złożyło się więcej czynników.
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Adrian26
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1971
Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
Życiówka na 10k: 38:14
Życiówka w maratonie: 2:57:08
Kontakt:

Nieprzeczytany post

klosiu pisze: Adrian26 --> dla kogoś kto trenuje codziennie, 3000kcal to już jest ograniczenie kalorii.
No masz rację, ale mi te 3000 kcal w zupełności wystarczy i nie czuje, żebym się w ogóle ograniczał :oczko: Po śniadaniu "głód" pojawia się mniej więcej po 3 - 3,5 h. Jeżeli zjem owoce, to wtedy spokojnie, bez żadnego problemu wytrzymam 2-2,5 h do obiadu. Po obiedzie nawet przez 4h nie czuję głodu. Potem zjem coś lekkiego, żeby wytrzymać do kolacji, ktorą spożywam zwykle koło 19-20. Nie kładę się spać głodny, nie czuje wielkiej potrzeby podjadania itp. Czasami owszem skubie coś, typu orzechy włoskie, nasiona słonecznika czy żurawinę, ale to też raczej jak mam jakąs robotę :oczko:
klosiu pisze:Nic dziwnego że chudniesz. Ale skoro twierdzisz że najesz się 2000kcal to spróbuj ;).
Takie jest moje założenie. Problem jest jeden. Co zrobię, jeżeli dojdę do swojej optymalnej masy ciała, a nie będę czuł potrzeby, aby jeść więcej i nie będe chciał niepotrzbnie rozpychać sobie żołądka :oczko:
Rosomak pisze:Obiad dwudaniowy z zupą, bez obsesyjnego liczenia kaloryczności posiłku żeby się zmieścić w widełkach przewidywanych na ten posiłek, to około 1200 kalorii.
Matko Święta, kto jada na co dzień obiady dwudaniowe :hejhej: ? Kto ma czas, aby się w takie coś bawić :niewiem: ? Po drugie po co na siłę rozpychać żołądek :niewiem: ? Jednym daniem się nie najesz?
Ja nie przeliczam obsesyjnie kalorii, ale jeżeli zjem paczkę ryżu, normalną porcję mięsa i sporą porcję surówki to się objem, jak to sam określiłeś - jak świnia :usmiech:
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

klosiu pisze:[...]skoro twierdzisz że najesz się 2000kcal to spróbuj ;).
M-wyklęty kiedyś wrzucił artykuł o panu o jakże ciekawym nazwisku Van Aaken. Tam przeczytałem o tysiącu kalorii dziennie. Nie wiem czy to prawda - ja w każdym razie poległem podczas bohaterskiej próby przeżycia i trenowania w ten sposób przez miesiąc. Nie pamiętam ile wytrzymałem, ale mniej niz tydzień <rosomak cienias> :hahaha:
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
rosomak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 599
Rejestracja: 29 maja 2008, 09:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Adrian26 pisze:Matko Święta, kto jada na co dzień obiady dwudaniowe :hejhej: ?
Adrian, o to chodzi że nikt, dlatego cywilizacja europejska upada :hahaha:
Marne szanse żeby początek XXI wieku wydał swojego Anthelma Brillat-Savarin z jego uroczą Fizjologią Smaku. :spoczko:
Nazwanie psa Cezar nie robi z niego Imperatora
Awatar użytkownika
Adam Ko.
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 258
Rejestracja: 21 lip 2010, 16:28
Życiówka na 10k: 43:15
Życiówka w maratonie: 3:58:51
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

klosiu pisze: Bo w diecie która istniała dawniej - ze znacznie mniejszą ilością węglowodanów, a większą mięsa i tłuszczów wystarczały spokojnie trzy większe posiłki. Jedzenie było bardziej ciężkostrawne (co to znaczy, otóż trawiło się dłużej, przez dłuższy okres uwalniając składniki pokarmowe do krwi), co powodowało że syciło na znacznie dłużej.
Dawniej, czyli w jakim czasie i w jakim miejscu? Mam wrażenie, że w skali naszego gatunku i różnych cywilizacji nie można mówić o jednej "dawnej" diecie. Co innego w 500 lat temu w Japonii, na azjatyckim stepie, u chłopa pańszczyźnianego w XVII wieku albo u jego pana na dworze, co innego jeszcze jadał robotnik w PRLu.
Gorąca prośba o pomoc w badaniu do pracy magisterskiej. Tematyka biegowa: viewtopic.php?f=1&t=37461

Blog treningowy
Obrazek
Awatar użytkownika
klosiu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3196
Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
Życiówka na 10k: 43:40
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznan

Nieprzeczytany post

Dobre pytanie. Akurat tutaj "dawniej" użyłem w znaczeniu "przed wynalezieniem młynów rolkowych, czyli białej mąki i rafinowanego cukru", czyli jakieś 150-200 lat temu. Bo jeśli przez "dawniej" rozumieć czasy przed uprawą zbóż kilka tysięcy lat temu, to współcześnie badani łowcy-zbieracze jedli najczęściej jeden posiłek dziennie, wieczorem, a około 10 razy miesięcznie jedli też śniadanie.
The faster you are, the slower life goes by.
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ