Chcieć to móc czyli Leemoncowy bieg po zdrowie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

26.03.2013

Obrazek

dystans - 750 m
czas - 25'

Dzień minął na sprzątaniu. Pomyłam pozostałe okna (5 szt) a nieznoszę tego robić. Jestem perfekcjonistką i ZAWSZE widzę smugi, potem cała reszta obowiązków "perfekcyjnej pani domu" i w końcu po całym dniu przedświątecznych porządków, wybrałam się na basen.
O godzinie 20 było nas tylko pięcioro. Z czego 4 to faceci :bum: którzy bardzo spieszyli się na mecz (mogli by Polacy grać co dwa dni :hej: byłoby spokojniej podczas pływania)
Dzisiejsze pływanie tylko i wyłącznie dla relaksu. W sumie przeplatałam trzy różne style: klasyczny, crawl i grzbiet, który pozwala rozluźnić mięśnie pleców.
A po powrocie z basenu zasnęłam jak dziecko :chrap:

27.03.2013

Obrazek

dystans - 5,89 km
czas - 38:01
śr. tempo - 6,27 min/km

Dzisiejszy trening biegowy postanowiłam zrobić w słońcu. Dlatego wybrałam się truchtać po pracy. Po raz pierwszy ze sprzętem Tomasza (Garmin). Po krótkiej (zbyt krótkiej :ojnie: ) rozgrzewce ruszyłam pod lekkie wzniesienie (jak zwykle - zbyt szybko), pierwszy kilometr mało przyjemny. Mięśnie dopiero się rozgrzewały,dzisiejszą trasę biegłam po raz pierwszy, więc w głowie miałam obawę czy uda mi się rozłożyć dobrze siły, aby przebiec cały dystans. (pomyślałam, że najwyżej przebiegnę 5,5 km a resztę przejdę w ramach schłodzenia) W połowie drogi (mniej więcej, bo znałam mocno szacunkowy dystans) biegło się lekko i bardzo przyjemnie. Co prawda z wiatrem od czoła, ale tym razem wiało lżej i słońce przygrzewało, co w połączeniu było bardzo przyjemne. Po drodze zaczepiły mnie wiejskie psy, ale na szczęście żaden nie próbował mnie dogonić :ble: . Kiedy byłam na krytycznym 5,5 kilometrze, do przebiegnięcia pozostało już niewiele, więc nie mogłam odpuścić :usmiech: Przebiegłam cały dystans.
Na koniec, podczas rozciągania mięśni przez przypadek włączyłam ponownie Tomkowe ustrojstwo (jestem na bakier z nowinkami technicznymi, poza tym przy mojej blond czuprynie one głupieją) i wyszło, że ostatni kilometr zaliczyłam w 10 minut :orany:
Postanowiłam nie spinać się podczas biegania. Będę lekko wydłużać dystans, może dołożę jakieś przebieżki.Wszystko dla radości i przyjemności.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
PKO
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

29.03.2013

Obrazek

dystans - 7,55 km
czas - 48:33
śr. tempo - 6,26 min/km

Dziś postanowiłam zrobić trening rano, bo popołudniu czekają przedświąteczne obowiązki.
I w tv zapowiadali załamanie pogody popołudniu, więc udało mi się zdążyć przed opadami :wrrwrr:


Dziś wyjątkowy bieg, bo w wyjątkowym towarzystwie, ale od początku...
Jak zwykle raniutko na przedśniadanie zjadłam moje ulubione Monte (którego odmawiałam sobie przez cały okres diety, ale teraz mam dyspensę na każdy dzień w który biegam rano)
O godz. 6 rozgrzewałam się przed truchtaniem. Postanowiłam zrobić "swoje" czyli dystans ok 5 km, z małym okrążeniem przez wieś.
I jak postanowiłam tak zrobiłam (a raczej rozpoczęłam) Psy dziś były czujne, obszczekały mnie (jeden, wielki i czarny prawie przyprawił mnie o zawał :szok: ale NA SZCZĘŚCIE był za płotem :hej: )
Zaliczyłam małą rudne przez wieś i wybiegłam na drogę wzdłuż wału i tu zaczęło wiać. Okazało się, że ubrałam się zbyt cienko (założyłam piękną, nową turkusową bluzę z Lidla :spoko: ) i trochę było mi chłodno.
Skręciłam na drogę prowadzącą do poru na Wiśle mając zamiar przebiec kawałek przez pole i wrócić wzdłuż mostu.
Po drodze spotkałam sąsiada na treningu (tego sąsiada, od którego chciałam się uczyć :bum: )
Po przywitaniu się, każde pobiegło w swoją stronę, zrobiłam swój trening i w drodze powrotnej znów spotkałam sąsiada, który robił sobie przebieżki. Mnie pozostał do przebiegnięcia jakiś kilometr.... M. poprosił abym poczekała aż skończy przebieżki, to mi co nieco podpowie :hej: . Najpierw dostałam burę za słuchanie muzyki podczas biegu ulicą :grr: ( M. jest nauczycielem)
I tak sobie truchtałam w kółeczko patrząc jak się robi owe przebieżki (których sama jeszcze nie stosuję, ale mam w planach)
M. po skończonych przebieżkach zaproponował wspólny trucht w celach schłodzenia (on). Nie mogłam nie skorzystać. I tak sobie truchtaliśmy, on mówił ja słuchałam. Nie kontrolowałam ani tempa ani dystansu. I kompletnie zapomniałam myśleć o tym, że powinnam być zmęczona. Co prawda coraz trudniej było mi się odzywać (trochę szybkie tempo i dystans!!), ale słuchało się fajnie. Ostatni kilometr biegło się bardzo lekko :taktak: I już było mi ciepło :bleble:

Dopiero po powrocie do domu spojrzałam wyniki. I takim oto sposobem zwiększyłam dystans (czyli dam radę - blokada jest w głowie :sss: ) i tempo. Niezwłocznie musiałam się pochwalić Tomaszowi :hej:
Teraz w samotności będę uczyć się biegać przebieżki i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się trafić na trenującego sąsiada.

Endorfin wystarczy mi dziś na cały dzień.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

30.03.2013

dystans - 1 km
czas - 35'

Po porannych perypetiach z moim :ojoj: zepsutym :wrrwrr: autem, wybraliśmy się na basen.
Postanowiłam popływać dając odpocząć nogom, które są wciąż obolałe po wczorajszym bieganiu.
Przepłynęłam 40 długości, 20 klasycznie, 10 crolw-em i 10 grzbietem, skupiając się na poprawnym ruchu rąk.
W wyniku pływania do ciężkich nóg dołączyły ciężkie ramiona :bum:

31.03.2013

Obrazek

dystans - 4,64
czas - 30:47
śr. tempo - 6:38 min/km

Dzień zaczęłam bardzo wcześnie, bo o 4:45. Aby mieć samochód (mój został do wtorku u mechanika :chlip: ) musiałam odwieść męża do pracy na ranną zmianę :bum:
Po powrocie postanowiłam zrobić normalny trening.
O 6:30 wyszłam na dwór (zmiana czasu spowodowała, że rano jest teraz szaro). Na wsi panowała głucha cisza.
Ptaki dopiero zaczęły się budzić, auta nie jeździły, więc postanowiłam potruchtać bez muzyki, aby napawać się ciszą. Słuchawki wisiały na szyi. Zaczęłam zwykłą rundę przez wieś (nie chce mi się tak rano nigdzie jeździć, więc muszę biegać u siebie, chociaż nie bardzo lubię) w ciszy, nie obudził się żaden pies.
W drodze do portu przeszkodziłam w śniadaniu sarnom, spłoszyłam jastrzębia i dzięcioła
Do portu biegło mi się znośnie. Nie było przyjemnie, tylko właśnie znośnie. Natomiast droga powrotna, to droga przez męki.
Musiałam włożyć słuchawki do uszu, ab zagłuszyć ten głos w głowie. Kazał mi stanąć, a ja nie chciałam mu się poddać.
Nogi zamieniły się w drewniane sztachety. Mięśnie łydek skurczyły się i zdrewniały. Nie potrafię nie dokończyć treningu, więc doczłapałam do domu. Nogi stanowczo się sprzeciwiły. Piątkowy dystans, sobota na stojąco w kuchni i naprawdę miałam dość.
We wtorek zrobię sobie w domu rozgrzewkę i rozciąganie mięśni nóg.
Do środy robię sobie wolne od biegania.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

02.0.2013

czas - 65 minut
sprzęt - sztangielki 2 x 3kg
Dziś dzień niebiegowy.
Postanowiłam wrócić również do ćwiczeń fitness. Świetnie modelują i wzmacniają wszystkie mięśnie, które notabene, są bardzo ważne podczas biegania.
Dziś zrobiłam 65 minut treningu fitness połączonego z treningiem na ramiona. Trening rozpoczęłam rozgrzewką (15'), która rozruszała wszystkie mięśnie, później :oczko: "wyciskanie" sztangielek (20') - ok 800 kg. Aby nie obciążać nadmiernie nóg, włączyłam ćwiczenia z Mel B. i zrobiłam modelowanie brzucha (10') i modelowanie pośladków :hej: (10'). Czuję wszystkie mięśnie które były zaangażowane w ćwiczenia. I próbowałam nowe buty biegowe :hej:
Wyskoczyliśmy z Tomaszem do Lidla (a jakże :bleble: ) i kupiłam Nike Revoluion. W zasadzie Tomek mnie namówił, bo ja nie byłam pewna. Chciałam kupić w Decathlonie Kalenji Ekiden.
Mam nadzieję, że buty się sprawdzą. Ćwiczy się w nich dobrze.

Jutro poranny bieg.
Przeczytałam dziś w kwietniowym numerze Runner's World ciekawą rzecz odnośnie porannego wstawania.

"Wstań i biegnij" - 21 tricków, by wstać o świcie.
Mnie nie trzeba przekonywać :hejhej: , że ma to same plusy, ale przeczytałam coś co mnie zaintrygowało:

CYKLICZNY SEN
Moment w którym się budzimy, ma wpływ na to, czy wstajemy wyspani i pełni energii. Nasz sen składa się z cyklów, między którymi aktywność mózgu jest prawie tak wysoka jak za dnia. Budząc się w tym momencie, ułatwiamy sobie wstawanie. Jeden cykl trwa 90 minut, zaplanuj więc czas snu tak, aby trwał wielokrotność 90, czyli np 7,5 godziny. W ten sposób zapewnisz sobie rześki poranek i dobrze zniesiesz dzień.

Jutro wypróbuję :usmiech:
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

03.04.2013

Obrazek

dystans - 4,32 km
czas - 32:24
śr. tempo - 7:30 min/km

Po wczorajszych ćwiczeniach mam lekkie zakwasy. Bolą ramiona i mięśnie przywodzicieli ud. I tyłek też :bum: Więc zaplanowałam truchcik w wolniejszym (jak dla mnie) tempie

Dziś obudziłam się przed budzikiem (chyba już wyspana, ale dalej będę testować spanie cykliczne) ale z zawrotami głowy.
Postanowiłam jednak potruchtać.
Mam wrażenie, że mój organizm znów wszedł w fazę buntu. I robi wszystko aby mi przeszkodzić :wrr:

Rano było szaro, więc wyszłam ubrana w opaskę odblaskową i nowe buty Nike Revolution (Lidl :hej: - te sznurówki...)
Chciałam przetruchtać swoją piątkę i może coś ekstra. Ale wyszło jak wyszło.
Zaczęłam jak zwykle na wsi, małą rundą, w kierunku Wisły. Kiedy biegłam wzdłuż mostu, przeszkodziłam jakiejś parce w czerwonym samochodzie :szok: ( w tym miejscu ludziska często urządzają sobie spotkania)
I zastanawiam się kto był bardziej zdziwiony. Oni, że zobaczyli o szóstej rano jakąś babę latającą w ich mniemaniu na odludziu, czy ja, zastanawiając się, że też im się chce...tak rano...w takim małym autku :hahaha:
Nie chciałam wracać tą samą drogą, więc musiałam kawałek przebiec przez lasek. A tam... po kostki stwardniałego śniegu. Postanowiłam przejść ten kawałek, bo biegnięcie groziło połamaniem nóg. I dalej już tylko było gorzej. Mięśnie (płaszczkowate) odmawiały posłuszeństwa. Muszę wzmocnić, ale jak bym nie ćwiczyła, to nie potrafię ich rozruszać.Tylko wspinanie na palce pomaga. To za mało - potruchtałam do domu :ech:
Ale to taki dziwny dyskomfort, mam wrażenie, że to właśnie bunt mojego ciała W każdym razie, postanowiłam nie odpuszczać tylko "przetruchatać" to zmęczenie.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

04.04.2013


czas - 65 min
sprzęt - sztangielki 2 x 3kg


Dzień niebiegowy.
Miałam dziś jechać na basen, ale niespodziewani goście pokrzyżowali moje plany. Po wizycie postanowiłam zrobić cokolwiek ( basen często jest zarezerwowany przez różne grupy i czasem ciężko jest wpasować się w wolną godzinę), więc padło na standardowy trening fitness. Najpierw zrobiłam 15 minut rozgrzewki, później kolena porcja "wyciskania" :oczko: sztangielek - górne partie ciała powinny być równie zgrabne jak dolne :bleble:
Po tym włączyłam moją ulubioną Mel B, z którą trenowałam 10 minut mięśnie brzucha i 10 minut pośladki :hej:
Po ostatnim treningu piekły mięśnie, więc trzeba utrzymać ten stan (bardzo lubię czuć "zakwasy" wtedy wiem, że coś zrobiłam). Trening zakończyłam rozciąganiem.

Po ostatnim bieganiu łydki wciąż "bolą". To bardzo dziwne uczucie, które nie pojawia się po innych treningach.

05.04.2013

Dziś miał być dzień biegowy, ale za radą Tomasza, postanowiłam dać odpocząć nogom, zwłaszcza, że dziś jeszcze czeka nas impreza.
60 urodziny mojej mamy. Robimy przyjęcie niespodziankę i będą tańce :hej:
Chciałabym mieć siły na zabawę :oczko:
Postanowiliśmy z Tomaszem, w ramach rekompensaty za wczorajszy brak pływania - wybrać się na basen.
Pojechaliśmy na 9 rano i fajnie się złożyło, że byliśmy we trójkę. Ja, Tomasz i jakaś kobieta. Poza tym cisza i spokój.
Miałam zamiar przepłynąć "swoje", czyli 40 długości. Plan został zrealizowany. Przepłynęłam 4 serie po 10 długości. W sumie 20 x klasycznie, 10 x crowl i 10 x grzbiet.
Dziś dla odmiany woda bardzo ciepła, co nie było komfortowe. Wolę chłodniejszą wodę, dużo większy komfort pływania.
A wieczorkiem - muzyka, wino i taniec :hej:
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

Zabawa bardzo udana :hej:
Wino było przepyszne :oczko: potańczyłam sobie - chyba można to potraktować jako dodatkową formę aktywności :uuusmiech:

Kilka słów o moich łydkach :ech:

Wydawało mi się, że moje ciało się buntuje, że znów chce mi pokazać kto tu rządzi. :wrr: I postanowiłam, że sobie to wyjaśnimy.
Sytuacja z dyskomfortem w okolicach łydek zaczęła się tydzień temu. Właśnie wtedy pochopnie zwiększyłam dystans. Do tego dnia truchtałam ok 5 km a tego dnia potruchtałam 7,5. Byłam bardzo dumna. Po zakończeniu czułam większe niz zwyczajnie zmęczenie, ale wcale mnie to nie zaniepokoiło.
Kolejne treningi były już coraz gorsze. Każdy bieg odbywał się na bardziej zesztywniałych łydkach.
Wciąż w podświadomości siedziała mi kontuzja Tomka :chlip: , on wybierał się na USG oraz umówił się na wizytę u fizjoterapeuty. Postanowiłam "wykorzystać" wizytę i spytać go co on sądzi o tej "niedyspozycji" Wolałabym uniknąć uszkodzenia.
Dziś odbyła się owa wizyta.
Pan Piotr pomacał nóżki, posłuchał i się wypowiedział. Nie spełnił nadziei jakich w nim pokładałam. CHCIAŁAM usłyszeć, że ma po prostu biegać, rozbiagać to i będzie ok. Pan stwierdził, że mięśnie, o ile dobrze zrozumiałam - napinacz powięzi łydkowej :orany: mam bardzo napięte. Skończyło się na razie na oklejeniu taśmami. Oczywiście zdaniem pana Piotra biagam za dużo i o z zgrozo - za szybko!
Zalecenie - biegać mniej (ok 3 km i wolniej - nie wiem jak wolno -będę imrowizować)
Potruchtam ze dwa razy i zobaczę czy z taśmami będzie jakakolwiek różnica. W każdym razie pozostajemy w kontakcie.
Zostaliśmy zaproszeni na spotkania gimnastyczne, które pan organizuje 2 razy w tygodniu. Bardzo chętnie się wybiorę. Pierwszy raz może już w następny piątek, o ile będzie pogoda i spotkanie zostanie poprowdzone na dworzu. Na razie robią je na hali a ja chyba nie mam ochoty na taką formę.

Jutro trucht zwyczajny. Moje 5 km - muszę sprawdzić, czy łydki będą prostestować. Bo po założeniu taśm, odczucie bardzo pozytywne. Nogi są lżejsze. :taktak:
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

07.03.2013

Obrazek

dystans - 4,95 km
czas - 33:29
śr. tempo - 6,46 min/km

Dziś wspólny trening z Tomaszem.
Tylko częściwo zastosowałam się do zaleceń fizjoterapeuty :bum: Troszkę zwolniłam tempo.
Postanowiliśmy potruchtać do firmy, zobaczyć co się dzieje i odebrać auto pozostawione po imprezie.
Pogoda piękna (tfu, żeby nie zapeszyć). Temp. ok 2-3 stopni, ale słoneczko świeci. Pan Piotr (fizjo) nakazał bieganie w rajstopach z lajkry :hahaha: , lub kolanówkach. Założyłam rajstopki,a na to rajtuzy 3/4. Było w sam raz.
Po rozgrzewce, potruchtaliśmy drogą krajową nr 91. Jako, że to niedzielny poranek (8 godzina) ruch raczej niewielki.
Biegłam i czekałam na TEN moment, w którym łydki zesztywnieją, ale....nic takiego się nie stało. Czułam lekki dyskomfort, ból przenióśł się troszkę wyżej, powy żej oklejenia :ojoj: Mówię o prawej nodze, bo z lewą jakby lepiej. Tylko podczas podbiegu poczułam łydki, więc ostatnie 50 m pod górkę przeszłam.
Staram się nie cieszyć, ponieważ nogi odpoczęły kilka dni i muszę sprawdzić jak będzie na nastęnym treningu.
Poza tym biegło się fantastycznie. Zaczynam przyzwyczajać się do biegania z Tomaszem. Już potrafię się "wyłączyć".
Do tego piękna pogoda....ehhh, wspaniale. Wraca radość...
W każdym razie MUSIAŁAM przekonać się na własnej kontuzji/błedzie że naprawdę na początku należy się bawić bieganiem.
Postaram się teraz :oczko: z chłodną głową truchtać i ćwiczyć.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

09.04.2013

Obrazek

dystans - 4,76 km
czas - 38:16
śr. tempo - 8,03 min/km

Szczęśliwa, że po niedzielnym truchtaniu nogi nie bolą, postanowiłam dziś wyjść po raz kolejny.
Wstałam jak zwykle o 5 (z tym cyklicznym snem to się chyba sprawdza, jak staram się położyć tak, że wstawanie wypada po którymś 90-cio minutowym cyklu, to wstaje mi się lekko), o 6 wyszłam. Temperatura -2, wstające zza horyzontu, pomarańczowe słońce.
Po lekkiej rozgrzewce włączyłam endo w celu zarejestrowania treningu, ale nie miałam zamiaru się kontrolować.
Postanowiłam zrobić pętlę wkoło wsi (ok. 5 km). Trasa prosta jak stół.
Potruchtałam spokojnie, z wiatrem w plecy, z muzyką w jednym uchu (bo to jednak ulica :oczko: ). Po skręceniu w kierunku wału wiślanego od pola uderzył mnie wiatr :wrrwrr: .
Biegłam sobie i cieszyłam się jak dzieciak. Ale tylko przez chwilę!!
Po ok 2 km zaczęły mnie boleć łydki. Ból przeniósł się wyżej.
Zwolniłam do energicznego marszu, i ból zelżał. Przeszłam jakieś 500 m, odpoczęłam i spróbowałam znów potruchtać.
MASAKRA. Jak tylko poderwałam się do biegu w łydki jakby ktoś wbił mi szpile. Przedtem bolały nogi nad kostkami, teraz kłujący ból łydek od wewnętrznej strony nóg (zwłaszcza prawej)
Zrezygnowana pomaszerowałam w kierunku domu. Wzdłuż wału, w dolinie Wisły hulał halny :szok: .
Oczywiście przewiało mnie jak ch....ra. Nawet słoneczko świecące prosto w twarz nie poprawiło mojego humoru.
Wściekła, ze łzami (wściekłości/ od wiatru/ od słońca) w oczach polazłam do domu.
Nie wiem co się dzieje. Nie wiem kiedy tak się przeciążyłam. Może chciałam za szybko :chlip:
I nie wiem co teraz.
Dziś znów telefon to pana fizjo. Postaram się umówić.
Miał być bieg po zdrowie :ech: i pewnie byłby taki gdybym słuchała rad!
Do czasu aż będę coś wiedziała wracam do marszobiegów. Pan fizjo radził kilometr na kilometr.
Chyba nie mam innego wyjścia.
Ale nerwy są. Całą zimę dawałam radę, a na przedwiośniu wysiadłam.

Obrazek

dystans - 1,1km
czas - 35'

W ramach relaksu i rekompensaty po nieudanym biegu wybrałam się na basen.
Było dość spokojnie, ludzi niewielu, więc pływało się przyjemnie.
Przepłynęłam 20 x 25 klasycznie, 14 x crowl-em (z deseczką, oszczędzając nogi), 10 x grzbiet.

Po telefonie do pana Piotra (chyba się lepiej poznamy :oczko: ) mam polecenie rozmasowania bolącego miejsca na zimno ( a ja po bieganu brałam dziś gorący prysznic, myśląc, że to rozluźni mięśnie :tonieja: ) i spotkanie za kilka dni na ponowne oklejenie.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

10.03.2013

Trening dywanowy.
Standardowa rozgrzewka, potem "wyciskanie sztangielek". Sztangielki mam dwie, obciążenie każdej to 3 kg. Bardzo lubię kształtować mięśnie ramion. Ja w ogóle lubię modelować, "wypalać" jak mawia Mel B :hej: :hej:
Każdy trening z Mel kończą się szczypaniem mięśni i bardzo fajnym samopoczuciem.
Jest to zupełnie inne uczucie, niż to po bieganiu.
Po bieganiu czuję "wybuch" endorfin i dlatego to takie przyjemne. Natomiast ćwiczenia fitness wprawiają mnie w fajny humor i poczucie dobrze wykonanej pracy. Zwłaszcza, jak człowiek przegląda się w lustrze i widzi efekty :taktak:

11.03.2013

Obrazek

dystans - 3,64 km
czas - 29:11
śr. tempo - 8,01 min/km

poszczególne km:
1km - 6:29
2km - 10:03
3km - 6:29
0,6km - 6:03

Dziś zupełnie spokojny, spacerowy trening, do pierwszego dyskomforu.
Jutro wizyta u fizjoterapety na rozpoznanie i szczegółe instrukcje - co dalej.
Zaplanowałam średnią pętle przez wieś. Jako, że chwilowo mam dość porannych chłodów postanowiłam dziś wrócić troszkę wcześniej z pracy i potruchtać przed obiadem. Powietrze troszkę się ociepliło, ale wciąż pochmurne niebo. Jedyny plus to minimalny, znośny wiatr (co w naszej wsi niezwykłe !).
Pierwszy kilometr biegło się świetnie. Wiaterek w plecy, nogi wypoczęte :oczko: więc bez problemu truchtałam. Drugi kilometr jak przykazane marsz. Starałam się maszerować energicznie, co było o tyle trudne, że wokół pola, na polach ćwierkające ptaszaki, w oddali sarenki, a na łachach kwaczące kaczki. Znak, że wiosna już jest za rogiem :hejhej:
Kolejny 3 kilometr truchtało się troszkę ciężej, czułam mięśnie łydek/piszczele. To nie był ból, ale właśnie dyskomfort.
Myślałam, że pętla ma 3 km, ale endo wykazało, że ma trochę więcej. I ostatnie 600 metrów zrobiłam 300/300.
Dotruchtałam do domu i trochę się rozciągnełam. Mięśnie lekko bolały. Poza tym zmęczenia - brak! :hej:
Trening wykonany prawidłowo. Podczas chodzenia (również w obcasach :bum: ), pływania, czy ćwiczeń mięśnie się nie odzywają.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

12.03.2013

Obrazek

Jestem po wizycie u cudownego fizjoterapeuty p. Piotra.
Diagnoza - przeciążenie mięśni łydek i piszczelowych

Zostałam wymasowana :usmiech: , rozwałkowana :hejhej: , pougniatana :hej: , wypieszczona :szok: i oklejona.
Masowanie nawet fajne dopóki pan Kuba - masażysta nie dotarł do TYCH mięśni. Bolało....
Wałkowanie - bolało :tonieja:
Ugniatanie - bolało
Pieszczenie (prądem :hej: ) bolało jak cholera. Elektroakupunktura.
Uczucie, jak gdyby ktoś wbił w mięsień gorącą, grubą igłę i merdał nią na wszystkie strony.
Zgrzałam się, spociłam skakałam jak poparzona (he,he) a panowie mieli ubaw.
Tomkowi z ust nie schodził banan. Sadyści.

P. Piotr skasował 1/4 z tego co powinien skasować, zaprosił na treningi i POZWOLIŁ truchtać. I ćwiczyć i pływać, więc jestem bardzo szczęśliwa
Truchtać spokojnie, ale zawsze....
I już nie mogę doczekać się treningów. W przyszłym tygodniu zaczynają się na stadionie.
Bardzo lubię nowe wyzwania, lubię się uczyć (zwłaszcza pod czujnym okiem pana fizjo :spoko: )

Z kolejnych dobrych wiadomości - nadejszła wiosna. Zalana deszczem, pochmurna, ale w końcu jest :usmiech:

Jutro - o ile zakwasy po masażu pozwolą, lub w niedzielę - truchcik. Taki zupełnie relaksujący, spokojny i dla radośći.
Ambicja troszkę opadła, człowiek nabiera różnych doświadczeń to się uczy.
Powoli dobiegnę dalej...
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

14.04.2013

Obrazek

dystans - 4,81 km
czas - 7,46min/km

Po piątkowej wizycie u fizjo nogi zmęczone i ciężkie, dlatego zrobiłam dwa dni odpoczynu.
Ptzrtruchtałam normalną pętlę wokół wsi.
Nogi nie bolą, są ciężkie, ale nie jest źle.
Poza tym organizm znajduje się w tm "ciężkim" dla każdej kobiety czasie.

Znudziło mi się bieganie u siebie. Czas zmienić otoczenie.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

16.04.2013

Obrazek

dystans - 5,91 km
czas - 42,53
śr. tempo - 7,16 min/km

1 km- 6:27
2 km- 6:22
3 km 10:27
4 km - 7:19
5 km - 6:22
6 km - 5:52


Dziś truchtanie w innej okolicy.
Zaczęłam wydawało mi się, spokojnie, ale jak wynika z endo, tempo wyszło normalne.
Postanowiłam zrobić dziś 2 km+ 1 km+ 2 km. Oszacowałam, że duży podbieg wypadnie mi akurat na czas marszu, i prawie trafiłam :hej: Dystans wyszedł troszkę dłuższy.
Wciąż uskuteczniam marszobiegi, po przeciążeniu mięśnie muszą odpocząć.
Biegło się bardzo przyjemnie, choć ubrałam się ciut za ciepło. I tak po zimie czułam się jak gdybym leciała goło...
Przez połowę drogi miałam słońce grzejące w plecy (czarne rajtki się grzały :bum: ), za to drugą połowę słońce w twarz... Podeszłam pod górę (kiedyś się z nią zmierzę :orany: ) i wybiegłam zza zakrętu. Wiał tam lekki wiaterek, który w pierwszej chwili wydał mi się błogosławieństwem, by zaraz zamienić się w przykre doświadczenie. OD wiatru, pomimo okularów (a może dlatego) oczy mi łzawiły.

Zastanawiam się co będzie latem :szok:
Chyba będę truchtać raniutko, albo w nocy... No i co z wodą? Czy na takie krótkie trasy zabierać coś do picia? Trzymać bidon w ręcę, czy kupić pas....
Trzeba będzie wypróbować różne opcje.
Chyba czas odkurzyć rower, sprawdzić czy działa, wybrać się na lekki rekonesans.
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

18.04.2013

Obrazek

dystans - 5,83 km
czas - 42:20
śr. tempo - 7:16 min/km

1 km - 6:20'
2 km - 6:31'
3 km - 10:16'
4 km - 6:40'
5 km - 6:38'
6 km - 5:53'

Dziś mija pół roku odkąd zaczęłam zmiany ( 180 dni zdrowego odżywiania, diety i ćwiczeń. Schudłam -16,7 kg. (z 91 kg teraz - 74,3)
Jeszcze troszkę i osiągnę cel (65 kg).

Trening
Wybraliśmy się z Tomaszem w jedną stronę, tylko, że moja trasa jest 1/3 z jego :hej:
Pierwsze dwa kilometry truchtaliśmy razem, fajnie było. Już się przyzwyczaiłam, wiem że nie muszę gadać dla towarzystwa, więc mogę się skupić na sobie.
Było gorąco. Założyłam rajtki 3/4, koszulkę i chustę-przepaskę. Biegło się lekko (tylko klucze z tyłu na kuprze skakały i dzwoniły :hahaha: ) i w dodatku zaczynam zauważać swoją sylwetkę. Coraz lepiej wyglądam, widzę mięśnie, więc połowę drogi leciałam z bananem na twarzy :hej:
Początek trasy pod słońce, potem z wiatrem i ze słońcem... Cieszył mnie ten truchcik. Przez chwilę miałam ochotę biec bez przerwy....ale stwierdziłam, że nie warto. PO CO??? Żeby niedyspozycja wróciła szybciej (bo fizjo uprzedzał, że to może nie być koniec dolegliwości)
Przemaszerowałam więc spokojny kilometr, a nogi same rwały się do biegu, więc pozostała część trasy zleciała moment.
Kurczę to był pierwszy aż tak przyjemny bieg...
bo wiosna, bo słońce, bo lekko, bo chciałam, bo mogłam... Cóż chcieć więcej?
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
Awatar użytkownika
Leemonca
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 290
Rejestracja: 22 lut 2013, 11:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kujawsko-Pomorskie

Nieprzeczytany post

20.04.2013

Obrazek

dystans -5,40 km
czas -39:22
śr. tempo 7:18 min/km

1 km - 6:31
2 km - 6:43
3 km - 9:55
4 km - 6:53
5 km - 6:47

Dziś kolejny trening rozpoczęty z Tomaszem.
Wyszliśmy rankiem (przed 9) ubrani "na krótko", i muszę powiedzieć, że było baardzo rześko. Zeby nie rzec - chłodno :bum:
Ale tylko podczas pierwszego kilometra... Potem się rozgrzałam. Kurcze dwa kilometry zawsze są nieprzyjemne....mięśnie się buntują. Potem ja zwolniłam a Tomasz poleciał dalej sam. Przeszłam kawałek, i postanowiłam sprawdzić jak ma się poziom wody i wlazłam na wał.
Widok piękny, słońce skrzące się we wodzie, wierzby zaczynają się zielenić, trawa soczysta...postanowiłam dokończyć bieg wałem. Dlatego też troszkę wolniej, bo wał nierówny (takie biegi przełajowe :hahaha: ) ale za to z wielkim luzem i ogromną przyjemnościa.
Znów czułam się mega szczęśliwa. Po ostatnich przykrych perypetiach z niedyspozcją nóg, zastojem wagi (dziś koleny spadek wagi :hej: ) ćwiczyłam i biegałam, bo wiedziałam, że powinnam.
Dziś było tak przyjemnie, że najchętniej jutro pobiegłabym znów :hejhej:
Ale tym razem rozsądek zwycięży... To ma być fun :spoczko:

Jutro będę trzymać kciuki, za wszystkich biegających w zawodach.
Aga i Beti, za Was i Wasze spotkanie :oczko:
Monia, za Twoje kolejne zawody...
I za sąsiada... :usmiech: i jego udział w maratonie.
Powodzenia
Ból jest przejściowy. Duma trwa wiecznie.
Autor nieznany


Blog
Komentarze
Endomondo
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ