plusch - M 3:30

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Moje ostatnie bieganie było bardzo nieskładne.
Bieganie było, ale realizacji mojego planu było mniej. Wszystko przez ostatnie podróże i na prawdę mało czasu wolnego.
Jednakże mimo wszystko troszkę tego było:

29-09-2012

Trening: Interwały: 5 x (5' + p. 3')
Rozgrzewka: 15 min na rowerze

Tempo interwałów wynosiło ok. 4:08. Piszę około, ponieważ biegałem na bieżni i nie do końca pamiętam, jak to leciało :), ale było mocno.

01-10-2012

Trening: Długie wybieganie
Rozgrzewka: 1,87 km
Dystans: 25,77 km, śr. tempo: 05:31, śr. tętno: 160, czas: 02:22:00
Temperatura: w sam raz

Podsumowanie:
Miał być w okolicach 30 km. W raz z rozgrzewką wyszło nieznacznie mniej, jednak starałem się przyspieszyć po 10 km do prędkości 05:20, która to byłaby docelową prędkością maratonu. Niby jest to szybko, niby nie :) W miarę udawało się utrzymywać tempo. Bieg ten w miarę pozytywnie nastawił mnie na maraton

06-10-2012

Trening: W miarę easy
Rozgrzewka: 2,32 km
Dystans: 8,11 km, śr. tempo: 05:38, śr. tętno: 150, czas: 45:48
Temperatura: chłodno

Ćwiczenia:
GR: 5 min po rozgrzewce i 10 min po biegu

Podsumowanie:
Wczoraj lekko easy, tak, żeby się rozruszać ... żeby nogi nie zapomniały jak się biega.
Kurcze nie ukrywam, że znowu mam coraz większego cykora przed maratonem. Ostanie moje treningi były trochę chaotyczne i nieregularne.
Mimo wszystko spróbuję powalczyć o 03:45, mam nadzieję, że pomoże mi w tym adrenalina oraz w ogóle atmosfera i sentyment ... do Poznania.
Zdaję sobie sprawę, że może być ciężko, ale nie mogę się poddać bez walki :)
Zapowiada się fajna atmosfera, bo będzie duża frekwencja.
Nie wiem tylko jak się ubrać, gdyby miało padać? Czy biegnąć w krótkim rękawku czy w dłuższej, ale cienkiej bluzie.
No i ... mam nadzieję, że na EXPO będzie coś ciekawego :)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

08-10-2012

Trening: Miało być easy - było TM
Rozgrzewka: 2,31 km
Dystans: 8,61 km, śr. tempo: 05:18, śr. tętno: 153, czas: 45:36
Temperatura: chłodno - rewelacja

Ćwiczenia:
GR: 5 min po rozgrzewce, 10 min po biegu w domu

Podsumowanie:
Dzisiaj miało być easy, a wyszło TM. Nie dało się inaczej, bo była rewelacyjna pogoda. Jak wychodziłem było 10 st. C. Jak taka pogoda będzie na maratonie, to będzie super.
Wiem już, że na pewno zaryzykuję i będę walczył o 03:45. Zdaję sobie sprawy, że może być ciężko po 30 kilometrze. Ciężkie mogą być nogi, głowa, myślę, że da radę :). Myślę, że tempo 05:20, jak dla mnie, pod koniec może być mocno wyczerpujące.
Bądź, co bądź, będę biegł z "pejsami", a jak mi to nie będzie odpowiadało to polecę sam.
Cieszę się, że będę biegł w Poznaniu, ponieważ mam duży sentyment do tego miasta.
W tym tygodniu, może jeszcze polecę piątkę w środę i regeneracja do maratonu. Muszę jeszcze zakupić żeliki i zastanawiam się nad kupnem rękawiczek, które ewentualnie ... wyrzuciłbym w czasie biegu.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Dzisiaj wpis bardziej niebiegowy. 

W środę miał być lekki rozruch, ale niestety nie było na to czasu. W zamian pojechałem do pracy rowerem, aby sie trochę poruszać.  
Właśnie wyruszam do Poznania, nie mogę doczekać sie startu, ale im bliżej, tym gorzej się czuję. 
Wczoraj, nic nie robiąc, bolały mnie biodra :) Jeszcze gorzej z gardłem, czuję się tak, jakby za chwilę miała rozłorzyć mnie jakaś choroba. Myślę, że to organizm próbuje znaleźć sobie jakieś wymówki. Nic to, trzeba poczekać do startu, na linii startowej adrenalina wygoni wszelkie bakterie. 
Odniosę się jeszcze do moich przygotowań. Jeśli chodzi o mój przebieg to nie jest on powalający. Średnio w tygodniu biegałem 35-45 km (a czasem nawet mniej). Zdaję sobie sprawę, że na czas 03:45 to może być trochę za mało. Jedyny plus, to fakt, że spadło mi tętno i wydolnościowo jest lepiej niż było to w kwietniu i maju. 
Taktycznie w czasie biegu spróbuje biec w jednym tempie w granicach 05:20, jeśli okaże się, że będzie to za szybko to zwolnie. Z drugiej strony po połówce i 30-tym kilometrze zweryfikuję czy dam radę do końca. 

Mimo wszystko będę walczył o zaplanowany czas, zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko, ale czasem nie ma satysfakcji bez bólu. Zrobię wszystko, aby osiągnąć cel. 
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

14. października 2012
13 Poznań Maraton

Długo oczekiwałem na ten maraton, tak jak wcześniej pisałem, chociażby z tego względu, że z wielkim sentymentem jechałem do Poznania. 
Teraz mogę już stwierdzić, że warto było tu przyjechać i powalczyć. Zakładałem ból i bolało i to mocno, ale satysfakcja na mecie była niesamowita, ale zacznijmy od początku ...

W niedzielę pobudka o 6:00, dojazd na teren targów ok. godz. 7:00. Spotkanie z rodzicami, trochę rozmowy i oddanie im córki pod opiekę. Zanim się zorientowałem było już po ósmej. Szybki zwrot w kierunku szatni, zrzucenie ciuchów i już jestem gotowy do biegu, jeszcze tylko rozgrzewka, a później będę oczekiwał na rozpoczęcie biegu. 
Po wyjściu z szatni pozostałem w bluzie, bo było trochę zimno, ale na bieg postanowiłem ubrać krótkie, obcisłe spodenki oraz mój szczęśliwy pomarańczowy T-shirt. 
Zanim zacząłem sie rozgrzewać truchtałem sobie w okolicach start i ... w pewnym momencie nadepnąłem na nierówność w chodniku, po czym wykręciła mi sie stopa. Lekka konsternacja i strach, że narobiłem sobie dziadostwa, jednak po lekkim poruszaniu okazało sie, że to fałszywy alarm i wszystko ok. Odetchnąłem z ulgą. 
Po rozciągnięciu stanąłem przy zającach na 3:45 z obawą czy dam radę. Obawa wynikała z tego, że w czasie przebieżek (lekkich) tętno skakało do wartości 175 (!!!). Pomyślałem sobie, że dużego zapasu w tętnie nie mam. Mimo to, pozostałem przy decyzji, że lecę na 3:45.
W momencie wystrzału startera lekkie wzruszenie i niesamowita radość ze start. Ruszyliśmy. Co ciekawe praktycznie od samego początku nie było za dużo wyprzedzania, miałem wrażenie, że biegacze byli zdyscyplinowani i poprawnie poustawiali się w strefach. 
Pierwsze 10 km lekki, swobodny bieg z dobrym tętnem, bez zmęczenia, ale ... lekko za szbko. Biegłem ok. 50 m przed zającami. Bałem się, że będzie ciężko pod koniec. Motywowałem się tym, że miałem dobre tętno. Wynik na 10 kilometrze prawie zgodnie z planem. Na 11 km spotykam mój klub kibica: córka, rodzice i kuzynostwo, dodaje mi to skrzydeł. Podobna sytuacja na 13 kilometrze: kumpel z rodzinką, mocno krzyczą i dodają sił. Kolejne kilometry utrzymuję tempo i cały czas myślę co będzie po 30-tce. Cały czas dobrze mi się biegnie, w szczególności ze względu na pewną panią, która cały czas kibicowała jednemu z biegaczy (nomen omen, był to, zdaje się kolega Kulawego Psa z forum. Kulawy biegł razem z nim w ... jeansach i flanelowej koszuli - jeśli to faktycznie był on:). 
Do 20 kilometra ok i dalej swobodnie, tętno wzrosło, ale w normie. Po 20 kilometrze lekko rozbolało mnie w okolicach serca (to samo miałem na Cracovii), lekko zwolniłem, przeszło i dalej z głową podniesioną do przodu. 
Do 30 kilometra dobiegłem raczej swobodnie, wstępnie myślałem, że już tutaj zaczną sie problemy, ale ... najgorsze miało dopiero nadejść. 
Psychicznie już się nastawiałem: "Pamiętaj, teraz już tylko 10 km, dasz radę. Dyszka to lekki trening, to pikuś". Celowo w mojej motywacji omijam ostatnie dwa kilometry. Zawsze tak mam :)
Do 33 km utrzymuję jeszcze tempo, ale czuję, że nogi zaczynają boleć. W szczególności uda oraz lewa łydka. Powoli zaczynam czuć się jak Pinokio, nogi jak z drewna. 34-ty kilometr jeszcze daję radę, tłumaczę sobie, że ściany nie będzie, że właśnie ja kruszę :) 35-ty jest wolniejszy, od wszystkich poprzednich, ale biegnę, daję radę. Podbiegi dają się we znaki, ogromny ból czuję w nogach. Aby sie zmotywować, mówię sobie sprawdzone moje stare myśli: jeszcze jeden, a potem zobaczymy, ale dasz radę. Ktoś z tłumu krzyczy do idącego biegacza: "Boli, po to tu jesteś, ma boleć". Ja ten ból czuję bardzo dokładnie. Kolejne kilometry udaje mi się przełamać, tempo szybsze, w okolicach: 5:30. Wiem, że mam zapas z początku biegu, ale zające oddaliły się ode mnie na 34-tym. Od 35-tego kilometra mam wrażenie, że biegniemy cały czas pod lekką górkę. Na 40-tym kilometrze ból coraz większy, cieszy mnie każdy kibic na trasie, wszyscy dopingują. Nie mam siły, ale biegnę nie zatrzymuję się i nie maszeruję, jeszcze. Patrzę na zagarek, kurcze, 3:45 jest dalej w zasięgu, nawet jak pobiegnę po 6:00. Muszę zawalczyć. Dam radę. Po znaczniku z 40-tym kilometrem widzę punkt odżywczy i ... podbieg. Na punkcie odżywczym nie jem już banana, ale wybieram najbardziej zapełnione kubki z wodą :). W marszu popijam dwa i biorę trzeci. Dalej lekko maszeruję, wypijam i powoli zaczynam biec. 41 kilometr wyjdzie po 6:11, ale już niedaleko. Dam radę. Wiem, że czeka mnie jeszcze Most Dworcowy, czyli kolejny ... podbieg. Jak już go widzę to ... cieszę się, że wbiegamy na niego w połowie. Patrzę na zegarek, jest szansa na złamanie 3:45, ale nie wziąłem pod uwagę, że kilometraż na Garminie jest większy. Widzę już targi, jest dobrze, jeszcze dwa zakręty i koniec. Dużo kibiców motywuje, ostatni zakręt, widzę już metę, nie to nie meta, tylko dwie napompowane bramy, a za nimi ... meta. Na zegarze 3:47:xx, patrzę na zegarek 3:45:28, po zatrzymaniu!!! Jest życiówka i to jaka!!! Łzy mi sie wkradają do oczu, córka woła: Tata, Tata. Jestem niesamowicie wzruszony, tak bardzo chce mi się płakać. Radość jest ogromna. 

Medal wisi na szyi, dostaję folię termiczną i szukam czegoś do picia. Jest super. 
Nogi są niesamowicie sztywne i niesamowicie bolą. Wiem, że muszę ściągnąć chipa ze sznurowadeł, próbuję kucnąć i ... nie daję rady. Po kilku próbach udaje sie oddać chipa. Po wyjściu ze strefy medalowej buziaki dla córy i rodzinki, a następnie szatnia i REWELACYJNY masaż. 

Najważniejsze jest to, że poprawiłem życiówkę o około 27 min!!! Plan zrealizowałem w 100%. 
Caly bieg, organizacja, kibice wszystko na TAK. To była super impreza i sentymentalny Poznań :)
Jedyny minus to dzisiejszy ból: uda, łydki i stopy, ale ból ten przypomina o świetnej imprezie :)

Teraz odpoczynek:)

P.S. Tak na koniec. Przed biegiem zastanawiałem się czy biec z muzyką czy bez. Biegłem bez i biegło się świetnie :)
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Dzisiaj jeszcze trochę nie biegowo.

Dalej odpoczywam :)
Na szczęście już mnie nic nie boli, w miarę doszedłem do siebie.
Niestety nie obyło się bez ofiar. Dwa duże paluchy powiedziały pas i przemalowały się na fioletowo, no i zaczynają boleć. Kurcze da się z takimi palcami biegać? Nie będzie bolało?

Jedyny wniosek po Poznaniu, to kwestia doboru butów.
Biegłem w Nikach Lunarswiftach i uważam, że jednak był to zły wybór. Podczas treningów osiągałem w tych butach granicę 30 km, ale jak widać powyżej tej granicy, buty nie służą stopom (przynajmniej moim). Wcześniej, nigdy po maratonie nie bolały mnie stopy, tak, jak było to po Poznaniu. Ból był niesamowity i utrzymywał się prawie trzy dni. No i na dodatek te paznokcie.
Wydaje mi się, że minusem tych butów (dla moich stóp) jest to, że w środkowej części buta nie ma żadnego utwardzenia, żadnego plastikowego elementu, tylko sama pianka. I ta pianka wykończyła moje stopy, ponieważ stopa mogła się wyginać w różne strony.

A poza tym się pochwalę, bo na Expo zakupiłem: buciki, choć mam obawy czy na maraton będą się nadawały. Ale na krótsze dystanse, jak najbardziej :)

P.S. Aha, no i czas zmienić tytuł bloga :)
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Ni to biegowo, ni to nic ...

Od maratonu wyszedłem pobiegać raptem trzy razy, fatalnie. Albo nie ma czasu, albo chęci, albo po prostu za dużo obowiązków.
Mimo wszystko chcę biegać i mocno walczę sam ze sobą, aby się zebrać do, w miarę, regularnego treningu.

Wstępnie wiem, że chciałbym spróbować podejść do 03:30 na wiosnę, ale bez solidnego treningu będzie to mrzonka.
Obecnie żadnych startów, może jedynie spróbuję symbolicznie przebiec dyszkę na Sylwestra.

Jakby na to nie patrzeć przydałoby się już rozpocząć przygotowania.
A to na rozgrzanie :) -> http://www.youtube.com/watch?v=dPZQ7ZLy3MI

P.S. No i buciki czekają w szafie :)
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

04-11-2012

Trening:
Rozgrzewka: 2,26 km
Dystans główny: 11,86 km, śr. tempo: 05:38, śr. tętno: 161, czas: 1:06:58

06-11-2012

Trening:
Rozgrzewka: 0,66 km
Dystans główny: 7,26 km, śr. tempo: 05:33, śr. tętno: 157, czas: 40:19

10-11-2012

Trening: BBL - 2 x 12' + p. 3'
Rozgrzewka: 0,71 km
Dystans główny: 5,32 km, śr. tempo: 05:05, śr. tętno: 163, czas: 27:02

11-11-2012

Trening: Rower
Dystans: 2 x 12,5 km

12-11-2012

Trening: Basen
Dystans: 0,625 km

13-11-2012

Trening:
Rozgrzewka: 0,74 km
Dystans główny: 7,69 km, śr. tempo: 05:34, śr. tętno: 160, czas: 42:49

Podsumowanie:
Jakoś dalej nie mogę podjąć stałego treningu. Ostatnio przez bolące kolano. Niestety miałem już dwa treningi, które musiałem wcześniej zakończyć, bo ... nie dało się biegnąć, a na drugi dzień dziwne uczucie w lewym kolanie. Co, jak co, ale takiego bólu w kolanie jeszcze nie miałem.
Podczas moich marnych prób treningu dwa raz skusiłem się na bieg z moją młodszą córką :), która ma niecałe 3 miesiące. Biegłem z wózkiem do biegania, po równiusieńkim asfalcie, małej się nieźle podobało, bo ... całą trasę przespała :) Jakby na to nie patrzeć niezłą atrakcją jest facet w rajtkach z wózkiem przed sobą. Jak na nasze polskie warunki, ludzie patrzyli, jakby co najmniej zobaczyli kosmitę :)
Na chwilę obecną zastanawiam się, ile jeszcze powinienem sobie zrobić przerwy, aby kolano doszło do siebie i co w ogóle o tym kolanie sądzić. Chciałbym wytrzymać tydzień ... nie biegając, ale kusi mnie sobotni BBL.

Wczoraj usłyszałem wywiad z Klarą, niesamowicie spodobały mi się jej piosenki. Gorąco polecam: http://www.youtube.com/watch?v=iWuh2B_3g7I
Ostatnio zmieniony 16 lis 2012, 11:36 przez plusch, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

15-11-2012

Trening: Basen
Dystans: 1,025 km, czas: 00:40

Podsumowanie:
Wczoraj tylko basen, żaba naprzemiennie z kraulem.
Na koniec sauna.
Dzisiaj niestety delikatnie znowu czuję lewe kolano :(
Motywacyjnie zapisuję się na bieg Sylwestrowy.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

No to se k@#$%!!! pobiegałem...

18-11-2012

Trening:
Rozgrzewka: 2,3 km
Dystans: 5,38 km, śr. tempo: 05:42, śr. tętno: 151, czas: 30:40
Temperatura: +5 st. C

Podsumowanie:
Oj, dzisiaj to była niezła porażka. Po czterech dniach przerwy chciałem spróbować czy dzisiaj będę odczuwał jakieś bolesności. Niestety po 5 km czułem już kolano. Kurcze, nie wiem co jest grane odkąd wznowiłem trening po maratonie to cały czas jest jakaś lipa.
Lewe kolano boli mnie od zewnętrznej strony, rozciąganie niewiele pomaga. Pytanie, ile powinienem zaaplikować sobie przerwy.
Żeby było ciekawiej, po biegu rozciągałem się w domu i w momencie jak opuszczałem prawą nogę to wyrżnąłem kolanem w parapet.
Zatem po południu bolały mnie już oba kolana. :(

W tym tygodniu, w miarę dostępnego czasu trochę siłowni, basen i sauna. Najbliższy bieg w przyszłą niedzielę, lecz nie więcej niż 6 km, aby przetestować kolano. Jak będzie bolało to zmykam do ortopedy.
No niedobrze!!
Tak się czuję: http://www.youtube.com/watch?v=fd6PQA_W6M8 :)
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Marne biegania próby ...

Szczerze mówiąc to nawet nie bardzo chce mi się pisać. Cały czas nie mogę pozbyć się bólu. Górna granica mojego biegu to około 7-7,5 km, po czym zaczyna się ból w zewnętrznej części lewego kolana. Ból zawsze ten sam, ćmienie, które z czasem narasta i powoduje wręcz lekkie kulenie.

Nie wiem co mam zrobić, rozciągam się, robię przerwy po biegu z bólem. Być może powinienem jeszcze skrócić dystans, aby jeszcze spokojniej wejść w fazę biegania. Naprawdę jestem niesamowicie rozgoryczony. Mój ostatni kilometraż jest praktycznie zerowy.

Wygląda na to, że będę musiał zrobić sobie, albo dłuższą przerwę, albo ułożyć plan stopniowego "wchodzenia" w fazę biegania.

No cóż, i takie są uroki biegania ...
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Dawno mnie nie było. Postaram się napisać kilka słów o wczorajszym Biegu Sylwestrowym oraz po krótce podsumuję 2012-ty rok.

IX Krakowski Bieg Sylwestrowy
Długo się zastanawiałem czy wziąć w nim udział, ale zdecydował fakt, że będzie to dla mnie z jednej strony test obecnych sił i obecnego poziomu biegowego. Z drugiej strony będzie to motywator na dobry start, na nowy sezon. Obawy co do biegu, wynikały przede wszystkim z faktu słabego przebiegu z ostatniego czasu. W grudniu biegałem kilka razy, na początku jakieś bóle w kolanie, później porządne przeziębienie całkowicie wyeliminowało bieganie.
Przed samym Sylwestrowym pobiegałem dwa razy. Na dzień przed Dyszką jakoś w ogóle nie miałem motywacji, ale obiecałem sobie, że spróbuję. Na bieg niestety nie przebrałem się, no i ... nie wiadomo było jak się ubrać, bo rano było 5 stopni oraz słońce. Założyłem T-shirt, cieplejszą bluzę i na to jeszcze jeden T-shirt.
Początek biegu dość ostry, jak na mnie, tempo 4:36 do 6-tego kilometra. Gorzej z tętnem, na drugim miałem już 180, ale trzymałem się tego, aby nie przekraczało tej wartości. Co gorsza w połowie biegu było mi niesamowicie gorąco, za dużo warstw na sobie dawało się we znaki. Żeby było jeszcze ciekawiej, to po nawrotce myślałem, że wiatr zmiecie mnie z trasy. Pierwsza myśl - "teraz już wiem,
dlaczego tak lekko mi się biegło pierwsze pięć kilometrów". Na 6-tym kilometrze tętno powyżej 191 ... i rośnie. Był moment, że myślałem, że się zatrzymam. Moja motywacja została wystawiona na próbę, jak minęła mnie ... Pamela Anderson, a pod koniec ... Renifer na świętym Mikołaju. Pomimo lekkiego kryzysu, zacisnąłem zęby i dobiegłem.
Na mecie czas netto: 47:15, gorzej niż życiówka, ale lepiej niż rok temu na Sylwestrowym. Biorąc pod uwagę mój ostatni okres treningowy, to i tak dobrze.

Walka była niezła, ale atmosfera biegu super!!!

Podsumowanie 2012

Jeśli chodzi o rok 2012, to był to mój pełen rok biegowy (przebieg 1445 km).
Był to rok pełen życiówek:
- w biegach na 10 km udawało mi się sukcesywnie bić rekordy. Najlepszy czas uzyskałem w maju (Bieg Skawiński): 46:08. W kolejnych startach na tym dystansie osiągi moje krążyły wokół wartości 46:xx, ale lepszego czasu nie udało mi się wykręcić, udało mi się zbliżyć do wyznaczonej granicy w Warszawie (Bieg Powstania Warszawskiego): 46:31 w bardzo gorących warunkach.
- pierwszy start na 15 km i bardzo dobry czas. Pamiętam, że pogoda spłatała Prima Aprilisowy żart w Chorzowie, gdyż biegliśmy 01. kwietnia skryci ogromnymi płatkami śniegu. Pomimo "ciekawych" warunków atmosferycznych czas: 01:16:19
- w półmaratonie sukcesywnie poprawiane czasy. Najlepszy czas w Bytomiu: 01:39:05, w który aż trudno było mi uwierzyć. Przebiegłem również bardzo fajny nocny bieg w Rybniku z super atmosferą, na który i pewnie wybiorę się w 2013-tym roku.
- na koniec wisienka, czyli starty w maratonach. Przebiegłem trzy. Pierwszy niezapomniany w Krakowie i czas powyżej 4h, gdzie miałem nadzieję, zejść poniżej 4-ki ... Kolejny start w Edynburgu, w temperaturze ponad 20 st.C. Czas gorszy, aniżeli w Krakowie. Ostatni mój start to maraton w Poznaniu, na sentymentalnie bliskich mi terenach. I świetnie mi poszło, czas: 03:45:28, życiówka z niesamowitym nadmiarem

Cały sezon od strony wyników bardzo dobry, zdarzało się, że czasem narzekałem na różne bóle, ale taki to właśnie urok biegania :)

W przyszłym roku dwa moje główne starty to maratony: Wiedeń (kwiecień) i Berlin (wrzesień) i to głównie do nich będę się przygotowywał.
Jeśli chodzi o cele:
- maraton zejść do 03:30
- półmaraton, zejść do 01:35
- dyszka: poniżej 45

Powyższe cele będą, jak najbardziej realne, jeśli trening będzie regularny, no i kilometraż większy.
Zobaczymy.

A w NOWYM ROKU wszystkim życzę, przede wszystkim niesamowitej radości z biegania oraz samych życiówek.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

02-01-2013

Trening: Podbieg
Dystans: 9,28 km, śr. tempo: 5:57, śr. tętno: 160, czas: 55:14
Pogoda: ok. +5 st.C, w miarę ciepło, bezwietrznie

Ćwiczenia:
GR: 5 min po biegu

Podsumowanie:
Spróbowałem wczoraj podbieg, tak dla zróżnicowania, aby zrobić coś innego. Chciałem również dać kolanu motywację do innego wysiłku. Biegnąc, tylko czekałem kiedy zacznie boleć. Podczas biegu delikatnie czułem kolano, ale suma sumarum finalnie nie było źle.
Gorzej z oddechem i tętnem, jestem cienki jak dętka, podbiegając na Kopiec myślałem, że wypluję płuca. Długa droga przede mną. Bylebym nie stracił motywacji.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

No cóż, marne to moje bieganie.
W ostatnim czasie albo mało czasu, albo biegam krótkie odcinki.
Na chwilę obecną będę startował w Półmaratonie Marzanny. Myślałem o próbie złamania 01:40, ale może być ciężko, bardziej realnie bliżej mi do złamania 01:45, ale również może to być bolesne. Zobaczymy.
Cieszę się, że mogę zacząć sezon.

Po połówce wyprawa do Wiednia, na maraton. Najgorsze, że zaspałem z wyrobieniem dokumentów dla maluchów, mam nadzieję, że nasza PWPW da radę i na czas otrzymam papiery.
Jeszcze jutro lekkie rozbieganie i do ... niedzieli.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

Dzisiaj przygotowania do Półmaratonu.
Lekkie rozbieganie. Coś mi się wydaje, że mam dość wysokie tętno, a to nie wróży niczego dobrego w jutrzejszym biegu.
Podczas biegu próbowałem również rozeznać w co się powinienem ubrać. I szczerze mówiąc, po prostu nie wiem.
Ciężki będzie dylemat co włożyć na górę. Najprawdopodobniej będzie to bluza i T-shirt, oby się nie przegrzać.
Co do tempa, to postaram się trzymać wartości 05:00 lub nieznacznie mniej.

Według prognozy ma być jutro ok -3 st.C, ale słonecznie, myślę, że pogoda bądź, co bądź będzie sojusznikiem.
Do jutra :)

Aha, spróbuję również buciki Adasie Feather, w którym nie mam za dużo wybiegane.
Awatar użytkownika
plusch
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 367
Rejestracja: 17 paź 2011, 18:43
Życiówka na 10k: 00:51:47
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Kraków

Nieprzeczytany post

24-03-2013

Trening: X Półmaraton Marzanny
Dystans: 21,097 km, śr. tempo: 04:49, śr. tętno: 174, czas: 01:42:18
Temperatura: - 3 st. C

Podsumowanie:
No, ładnie było. Życiówki brak, ale plan zrealizowany w 100%, tak jak zakładałem.
Jeszcze rano miałem dylemat, co tu ubra, jak pobiec. Weryfikowałem czasu z innych moich półmaratonów. Utwierdziłem się w decyzji, aby trzymać się tempa 05:00 i dodatkowo patrzeć na tętno, do jakiego poziomu skoczy.
Po wyjściu z depozytu zrobiło mi się trochę zimno (było ok. -3 st.C), założyłem na siebie tylko dwie bluzy (jedną cienką, drugą grubszą). Nic to, pomyślałem, jak będę biegł, to się rozgrzeję. Tak też było, z wyjątkami, gdzie trochę wiało.

Pierwszy kilometr to takie rozeznanie, ustawiłem się w strefie daleko za balonem na 01:50. Chciałem sprawdzić, jakie będzie tempo, a i również nie wypuścić się pędem zza szybką prędkością. Pierwsza dziesiątka, powiedziałbym, że była raczej spokojna. Czasy poniżej 05:00, oddechowo ok. Zależało mi, żeby to utrzymać. W głowie była myśl, dobiec do 11 km-tra, później będzie jeszcze dyszka, którą można przyspieszyć, jak będą siły. Poza tym, po obiegnięciu Wawelu, wyskakujemy na bulwary, gdzie zawsze wieje, lepiej oszczędzić siły na walkę z wiatrem.
Żeliki wchłonąłem (jeden przed biegiem) pozostałe na 7 i ok. 12 km-tra. O dziwo, po wbiegnięciu na Bulwary nie było tak źle z wiatrem, w nogach była siła, zatem lekko przyspieszyłem, przynajmniej tak mi się wydawało. W rzeczywistości, praktycznie utrzymywałem wcześniejsze tempo. Ale moc była.
W głowie widziałem już końcówkę trasy czyli wbiegnięcie na Błonia i ... dwa kółka wokół nich, ale byłem bardzo pozytywnie nastawiony.
Po wbiegnięciu na Błonia niesamowicie uniosłem się na duchu i zacząłem przyspieszać. Ostatnie kilometry to tempa:
16 km - 04:49
17 km - 04:40
18 km - 04:38
19 km - 04:41
20 km - 04:35
21 km - 04:15
Niesamowicie budowało mnie wyprzedzanie innych. W głowie miałem filmik*, który oglądałem wczoraj i dzisiaj rano (pokazując go żonie). Wiedziałem, że znowu realizuję moje marzenie, wiedziałem, że dobiegnięcie do mety jest przede wszystkim w moim sercu (a później w głowie), nogi nie miały znaczenia.
Na 18-tym km-trze miła niespodzianka, jak przebiegam obok mety (ponieważ mijaliśmy ją po zewnętrznym torze) i słyszę głos konferansjera: "... wbiega kolejny biegacz, czas 01:27 ..." i myślę sobie: nie jest źle, będzie dobry czas.
Do końca biegu miałem niesamowite siły, tylko wyprzedzanie.
A na mecie świetny medal i bardzo dobry czas. Później szybka kawa, banan i do domu.

Poza tym, warto wspomnieć, w tym roku, oprawa biegu bardzo dobra, brawa dla organizatorów!

* a dla wszystkich wątpiących w swoje możliwości i walczących z brakiem motywacji na wszelkich frontach, mocno polecam świetny wykład Jacka Walkiewicza!
ODPOWIEDZ