A co teraz...?
A teraz styczeń. Styczeń zaczął się właściwie w ostatnią sobotę grudnia podbiegami dwukilometrowymi na Święty Krzyż. Takie mini- Morskie Oko.
W niedzielę - ministart na 8 km w mini biegu sylwestrowym w Szydłowie (więcej na aniabiega), 38 minut, zdecydowanie tylna część stawki, ale tam duże nagrody są, więc co robić...
W poniedziałek - logistyka sylwestrowa bezbiegowa.
W Nowy Rok - spokojne 16 km. Więcej mi się nie chciało, bo betonowy kierat to nie las, a w lesie się nie dało.
Środa - tylko hala.
Czwartek- rano spokojne 12,5, wieczorem basen.
Piatek - 12 bardzo wolno.
Sobota - Falenica, przyzwoicie (50:17)
Niedziela - 24 km po mostach warszawskich i pomiędzy.
Jeszcze mi trochę brakuje przyspieszenia, ale po Falenicy błysnęło optymizmem.
============================================================
Edit na koniec kwietnia:
1. 15 km - Chomiczówka, 1:09:08 (atestowany personal best)
2. 21,097 km - Warszawa, 1:36:07 (personal best)
3. 42,195 km - Barcelona, 3:27:41 (personal best)
Do tego przyzwoicie pobiegana Falenica(choć bez życiówki), 2x 2.miejsce na Kabatach, wygrana na krótszym dystansie Biegu Wedla.
Biegowo początek roku był co najmniej udany.
Do tego nauczyłam się pływać grzbietem, żabą i (już prawie) kraulem.
Pora na kolejne cele. Celem głównym jest 35. Maraton Warszawski.
Co do czasu - to się okaże
