29.01.2013
Niestety zaplanowany na wczoraj trening wypadł (a tyle się namęczyłem, żeby jakoś sensownie ułożyć plan), obowiązki domowe wygrały z przyjemnością. Jednak, jak mówi przysłowie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i miałem cały dzień na przemyślenia analizy itd. Jednak najlepsze pomysły przychodzą w nocy i po prawie całonocnych przeszukiwaniach netu i układaniem sobie w głowie różnych koncepcji nad ranem zadałem "sobie jedno (no może więcej) zaje...e ważne pytanie...": jaki cel chcę osiągnąć? Odpowiedź brzmiała: Chcę biegać regularnie... Pojawiło się następne: Właściwie dlaczego zacząłem biegać? Bo, miałem dość siedzenia, chciałem poprawić kondycję, Jolka mnie zmotywowała, chciałem schudnąć i najważniejsze wystartować w biegu na 10 km (kosmiczny wtedy dystans). No właśnie start na 10 km... Od tego czasu zmieniłem dietę, zacząłem plan 10-tygodniowy, biegam, chudnę zbliżam się do celu startu na 10 km... Co będzie jak osiągnę ten cel? Czy przestanę biegać? Co będzie jak już schudnę? Czy przestanę biegać? NIE... Polubiłem to jak cholera... Więc czym ja się stresuję i wk...m, że nie chudnę??? Przecież to tylko efekt uboczny celu... A nawet przecież jak nie schudnę to ma to też swoje dobre strony. Więcej kasy na gadżety, bo nie muszę wymieniać całej garderoby

Tak więc zluzuj chłopie... Bez spinek... Rób dalej swoje i czerp z tego przyjemność... Amen.
A dziś spontaniczny wyskok na siłownię.
Rozgrzewka - 5 km na bieżni od tempa 7:30 do 5:00 min/km
Czas - 30:00
Ćwiczenia ogólnorozwojowe
Czas - 40 min
Coraz lepiej czuję się na siłowni i na bieżni, choć wolę teren. No ii stanowczo wolę ranne treningi gdy całą salę mam praktycznie dla siebie. Dziś był taki tłum, że trzeba było stać w kolejce...
No i audiobooki nie dla mnie... Za wiele myśli... Muzyka zawsze brzmi w tle, a tu nie potrafię się skupić na tekście...
Jutro w planie bieganie. Złapałem już trasę ok 12 km... Sobota niestety mi wypadła...