Tak sobie myślę ,że może wartałoby zrobić jakieś miesięczne podsumowanie. Styczeń był ciężkim miesiącem ale zakończony happy endem
Pierwsze treningi po przerwie były frustrujące. Dopadła mnie mania prawidłowej postawy, bieganie przestało cieszyć. Już sama nie wiedziałam czy wolniejsze tempo, większe zmęczenie, jest wynikiem skupiania się na niuansach technicznych, czy może ta przerwa aż tak mnie zamuliła. Nie można wszystkiego zwalać na śnieg, choć były dni kiedy miałam go serdecznie dosyć.
Biegowy miesiąc zaczęłam dopiero 9-go stycznia, pierwsze biegania to tempo ponad 7min/km. Trochę się tym denerwowałam. No.. nie trochę, bardzo. Nerwus jestem

Później jeden trening bez czasomierza. Miałam wtedy jakieś dziwne załamanie, de facto walczyłam z tym żeby się po drodze nie rozbeczeć, ale wtedy niemożliwością byłoby biec i się nie dusić, więc jakoś to przetrwałam. Następny bieg na 5,4km i wyskoczył jakiś rekord na endomondo, ale pomyślałam ,że na pewno trasa źle poprowadzona albo stoper musiał się wyłączyć i załączyć. Uwierzyłam, kiedy Marcin sprawdził trasę i okazało się ,że jest dobrze wyznaczona a potem w niewiele gorszym tempie pobiegliśmy 7,5km. Najpiękniej było wczoraj, ale o tym już było
Cieszą mnie teraz małe rzeczy. Staram się biec na luzie, nie wymagać od siebie za dużo. Cieszę się ,że "wyszłam" z dołka. Wczorajsza godzina w ruchu jest powodem do zadowolenia.
Ilość treningów: 8
Dystans: 47,58km
Czas: 5h34m18s
Dodatkowo dwa razy siatkówka. Tęskniłam za tym.