Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 listopada 2012
Wcięło mi ostatni wpis (z 27.11). Było w nim mi.in. to:
1) Zakładałam biegać przez godzinę. Wyszło 58minut, w tym czasie przebiegłam 10.7km po 5:25
2) Nadal bez patrzenia na licznik, tylko po 1km kontrolnie, potem już tylko słyszałam pikanie po każdym kaemie.
3) Podsumowanie listopada, ale zapomniałam, że będę chciała wyjść dzisiaj pobiegać, więc nieaktualne.
4) I coś co wzbudziło chyba największe emocje: Ściąć włosy czy nie ściąć?
Dzisiaj
Nie wiedziałam, czy pobiegam czy nie. Okropne, przeokropne zmęczenie i zamulenie. Brak apetytu, na nic nie miałam chęci - ani na leżenie na kanapie, ani na bieganie.Ale jednocześnie wiedziałam, że jeśli nie pójdę biegać, będę czuć się jeszcze gorzej. W ciągu tygodnia ostatnio kompletnie nie mam czasu na treningi, z wyjątkiem dnia, kiedy mogę pójść rano. I czuję, że mi tego brakuje!
Znów bieg bez licznika. Założenie znów to samo - godzina. I jak przybiegłam do domu i sprawdziłam, ile przebiegłam, to paczem i niewierzem. Tempo prawie równe. Po raz kolejny to się zdarzyło, że jak nie patrzyłam na tempo w trakcie biegu, to poszczególne kilometry wychodziły w zbliżonych tempach.
Dzisiaj było tak:
1-6:04
2-5:46
3-5:47
4-5:47
5-5:45
6-5:47
7-5:44
8-5:25
9-5:07
10-5:15
0.68-5:12
OD 8km zaczął się wiadukt, a że dobrze mi się na niego wbiegało, to i szybciej. A potem to już samo się tak biegło. Co prawda byłam pewna, żem od 8km zeszła poniżej 5/km, no ale okazało się, że to złudzenie było
A specjalnie dla fan-clubu "Na głowie loki, a w głowie ptoki" - na razie decyzja został odsunięta w czasie na czas tzw. nieokreślony, czyli może 2 miesiące, a może tydzień. A...po takim jednym miłym zdarzeniu...sobie powiedziałam, że może jednak warto? A poza tym, muszę mieć czym zarzucić, jak między 3:55 a 4:05 chłopaki rzucają, jakby np na obozowym sylwestrze gdzieś się nagle taki utwór z głośników wydobył...
Listopad
153.37km
Wcięło mi ostatni wpis (z 27.11). Było w nim mi.in. to:
1) Zakładałam biegać przez godzinę. Wyszło 58minut, w tym czasie przebiegłam 10.7km po 5:25
2) Nadal bez patrzenia na licznik, tylko po 1km kontrolnie, potem już tylko słyszałam pikanie po każdym kaemie.
3) Podsumowanie listopada, ale zapomniałam, że będę chciała wyjść dzisiaj pobiegać, więc nieaktualne.
4) I coś co wzbudziło chyba największe emocje: Ściąć włosy czy nie ściąć?
Dzisiaj
Nie wiedziałam, czy pobiegam czy nie. Okropne, przeokropne zmęczenie i zamulenie. Brak apetytu, na nic nie miałam chęci - ani na leżenie na kanapie, ani na bieganie.Ale jednocześnie wiedziałam, że jeśli nie pójdę biegać, będę czuć się jeszcze gorzej. W ciągu tygodnia ostatnio kompletnie nie mam czasu na treningi, z wyjątkiem dnia, kiedy mogę pójść rano. I czuję, że mi tego brakuje!
Znów bieg bez licznika. Założenie znów to samo - godzina. I jak przybiegłam do domu i sprawdziłam, ile przebiegłam, to paczem i niewierzem. Tempo prawie równe. Po raz kolejny to się zdarzyło, że jak nie patrzyłam na tempo w trakcie biegu, to poszczególne kilometry wychodziły w zbliżonych tempach.
Dzisiaj było tak:
1-6:04
2-5:46
3-5:47
4-5:47
5-5:45
6-5:47
7-5:44
8-5:25
9-5:07
10-5:15
0.68-5:12
OD 8km zaczął się wiadukt, a że dobrze mi się na niego wbiegało, to i szybciej. A potem to już samo się tak biegło. Co prawda byłam pewna, żem od 8km zeszła poniżej 5/km, no ale okazało się, że to złudzenie było
A specjalnie dla fan-clubu "Na głowie loki, a w głowie ptoki" - na razie decyzja został odsunięta w czasie na czas tzw. nieokreślony, czyli może 2 miesiące, a może tydzień. A...po takim jednym miłym zdarzeniu...sobie powiedziałam, że może jednak warto? A poza tym, muszę mieć czym zarzucić, jak między 3:55 a 4:05 chłopaki rzucają, jakby np na obozowym sylwestrze gdzieś się nagle taki utwór z głośników wydobył...
Listopad
153.37km
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 grudnia 2012
Pomyłam okna, posprzątałam Chatkę Puchatka i pobiegłam.
Dzisiaj wypowiedziałam wojnę moim saddlebags, które jak co roku uaktywniają się o tej porze i znikają w okolicach lata. Tak więc - jaka mawia forumowa Scarlett Johanson (tak tak Martyna, to o Tobie! ) chciałam przypomnieć nóżkom, że mogą szybciej biegać. W związku z tym początkowy plan na dyszkę uległ zmianie.
Najpierw 2km po 5:33 i 5:34
Potem zaczęłam przyspieszać:
3-5:19
4-5:20
5-5:14
6-4:57
7-5:02
Schłodzenie 0.64km po 5:27
No, lekko nie było. Garminiak wciąż ustawiony tak, że tylko czas pokazuje, więc jak biegłam 7km to już nie mogłam się doczekać, kiedy mi odpika pełny kilometr.
Jutro pewnie coś dłuższego.
Pomyłam okna, posprzątałam Chatkę Puchatka i pobiegłam.
Dzisiaj wypowiedziałam wojnę moim saddlebags, które jak co roku uaktywniają się o tej porze i znikają w okolicach lata. Tak więc - jaka mawia forumowa Scarlett Johanson (tak tak Martyna, to o Tobie! ) chciałam przypomnieć nóżkom, że mogą szybciej biegać. W związku z tym początkowy plan na dyszkę uległ zmianie.
Najpierw 2km po 5:33 i 5:34
Potem zaczęłam przyspieszać:
3-5:19
4-5:20
5-5:14
6-4:57
7-5:02
Schłodzenie 0.64km po 5:27
No, lekko nie było. Garminiak wciąż ustawiony tak, że tylko czas pokazuje, więc jak biegłam 7km to już nie mogłam się doczekać, kiedy mi odpika pełny kilometr.
Jutro pewnie coś dłuższego.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
2 grudnia 2012
Nie ma to, jak w niedzielę obudzić się przed 7 rano...
Poprzewracałam się z boku na bok, ale już się nie udało zasnąć, więc cóż było robić...
14.19km po 5:34
Setki 10 szt. Wydawało mi się, że się do nich przyłożyłam, że tym razem gnałam niczym antylopa, że teraz to już na pewno każda poniżej 4/km... yhym...
A tymczasem: 4:15/ 4:20/ 4:10/ 3:56/ 4:16/ 3:44/ 4:31/ 4:11/ 4:48/ 3:50
Musiałam porozciągać prawy brzuchaty łydki, bo zaczął strajkować, ale przytrzymałam go za którąś serią i puścił.
Powrót 3.10km po 5:50 wolniutko, milutko, bo jednak troszkę się zmęczyłam
Nie ma to, jak w niedzielę obudzić się przed 7 rano...
Poprzewracałam się z boku na bok, ale już się nie udało zasnąć, więc cóż było robić...
14.19km po 5:34
Setki 10 szt. Wydawało mi się, że się do nich przyłożyłam, że tym razem gnałam niczym antylopa, że teraz to już na pewno każda poniżej 4/km... yhym...
A tymczasem: 4:15/ 4:20/ 4:10/ 3:56/ 4:16/ 3:44/ 4:31/ 4:11/ 4:48/ 3:50
Musiałam porozciągać prawy brzuchaty łydki, bo zaczął strajkować, ale przytrzymałam go za którąś serią i puścił.
Powrót 3.10km po 5:50 wolniutko, milutko, bo jednak troszkę się zmęczyłam
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
7 grudnia 2012
11.38km po 5:25
Ależ mi się dzisiaj dobrze biegało. Śnieg, biało, zimno - lajkuję
Ostatnie kilometry równo, szybko, bez wysiłku, szkoda że trzeba było kończyć - naprawdę żałowałam, ale odkuję się w niedzielę. Ha!
Jak już skończyłam, to wyglądałam tak jak na obozie w Kętach w 2011r.
Tutaj widać tylko rzęsy (no i moje te...zmarszczki... ) ale dzisiaj miałam opaskę, więc mogłam zobaczyć jak to mieć siwiznę na głowie
11.38km po 5:25
Ależ mi się dzisiaj dobrze biegało. Śnieg, biało, zimno - lajkuję
Ostatnie kilometry równo, szybko, bez wysiłku, szkoda że trzeba było kończyć - naprawdę żałowałam, ale odkuję się w niedzielę. Ha!
Jak już skończyłam, to wyglądałam tak jak na obozie w Kętach w 2011r.
Tutaj widać tylko rzęsy (no i moje te...zmarszczki... ) ale dzisiaj miałam opaskę, więc mogłam zobaczyć jak to mieć siwiznę na głowie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 grudnia 2012
Zaspałam więc miałam czas tylko na 15.44km po 5:30. Ostatnie 440m w ramach przebieżki po 4:46.
Coby nie powiedzieć - jest zimno. Fajnie się biega w takich temperaturach
ps. wczoraj fryzjer - trzeba było usunąć, to co zniszczone przez lato. Ale i tak fun club może odetchnąć z ulgą
Zaspałam więc miałam czas tylko na 15.44km po 5:30. Ostatnie 440m w ramach przebieżki po 4:46.
Coby nie powiedzieć - jest zimno. Fajnie się biega w takich temperaturach
ps. wczoraj fryzjer - trzeba było usunąć, to co zniszczone przez lato. Ale i tak fun club może odetchnąć z ulgą
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
11 grudnia 2012
Zapowiadali -7 st. w nocy, wyszłam rano i...łe tam...ciepło jakoś...Gdzie ten obiecany mróz, ja się pytam?
10.90km po 5:32
Myślałam, że końcówka będzie szybsza, ale chodnik nieodśnieżony na ostatniej długiej prostej, to i wolniej było: 10ty km po 5:27, a 900m po 5:26.
W ramach solidarności ze znajomymi Morsami polewam lodowatą wodą nogi po rannym prysznicu, nie tylko po treningu. Fajnie ale na tyle wrażeń mi wystarczy... bywa to wyzwaniem, latem to normalka, ale zimą...
Zapowiadali -7 st. w nocy, wyszłam rano i...łe tam...ciepło jakoś...Gdzie ten obiecany mróz, ja się pytam?
10.90km po 5:32
Myślałam, że końcówka będzie szybsza, ale chodnik nieodśnieżony na ostatniej długiej prostej, to i wolniej było: 10ty km po 5:27, a 900m po 5:26.
W ramach solidarności ze znajomymi Morsami polewam lodowatą wodą nogi po rannym prysznicu, nie tylko po treningu. Fajnie ale na tyle wrażeń mi wystarczy... bywa to wyzwaniem, latem to normalka, ale zimą...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
14 grudnia 2012
Dzięki Wam wszystkim za życzenia Uwielbiam mieć urodziny, od rana chichrałam się jak dzieciak A jeszcze wczoraj na fb dostałam takie śpiewane życzenia, że myślałam, że ze śmiechu spadnę z kanapy. Jak będę wiedzieć, jak ten filmik wrzucić tutaj, to nie omieszkam bo jest cudny
Wczoraj był leniwy dzień - nigdzie się nie spieszyłam, łaziłam po sklepach (się zrobiło zakupy urodzinowe, a co!) a na koniec ubrałam choinkę
Nawet powstała przez moment myśl w mojej głowie, coby iść pobiegać urodzinowo....ale nie chciało mi się
Tak więc nadrobiłam dzisiaj.
18.5km po 5:30 18ty km po 5:09, a 500m w ramach przyspieszenia przebieżkowego po 5:06.
Momentami ciężko było, bo śnieg - nad zalewem ubity i trudno się biegło. Btw, fajny rytm można załapać, kiedy po jednej stronie woda, po drugiej pola, obie strony białe, a w uszach Adela.
Ale już wiadukt sztuk 2 wszedł elegancko, nawet coś na kształt tylnego wahadła udało mi się wyprodukować Była godność osobista
Jutro idę do lasu. Z chłopakami. Biegać rzecz jasna nie wiem, o czym sobie pomyśleliście, o Wy niecnoty....
Dzięki Wam wszystkim za życzenia Uwielbiam mieć urodziny, od rana chichrałam się jak dzieciak A jeszcze wczoraj na fb dostałam takie śpiewane życzenia, że myślałam, że ze śmiechu spadnę z kanapy. Jak będę wiedzieć, jak ten filmik wrzucić tutaj, to nie omieszkam bo jest cudny
Wczoraj był leniwy dzień - nigdzie się nie spieszyłam, łaziłam po sklepach (się zrobiło zakupy urodzinowe, a co!) a na koniec ubrałam choinkę
Nawet powstała przez moment myśl w mojej głowie, coby iść pobiegać urodzinowo....ale nie chciało mi się
Tak więc nadrobiłam dzisiaj.
18.5km po 5:30 18ty km po 5:09, a 500m w ramach przyspieszenia przebieżkowego po 5:06.
Momentami ciężko było, bo śnieg - nad zalewem ubity i trudno się biegło. Btw, fajny rytm można załapać, kiedy po jednej stronie woda, po drugiej pola, obie strony białe, a w uszach Adela.
Ale już wiadukt sztuk 2 wszedł elegancko, nawet coś na kształt tylnego wahadła udało mi się wyprodukować Była godność osobista
Jutro idę do lasu. Z chłopakami. Biegać rzecz jasna nie wiem, o czym sobie pomyśleliście, o Wy niecnoty....
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 grudnia 2012
Las. Śnieg. Cross. Ojacie Krosowy trening nigdy nie jest dla mnie łatwy, a w zimie tym bardziej.
Czułam w nogach te wczorajsze 18.5km. Założenie było 6 pętli, każda niecałe 2km. Przez mniej więcej 2,5pętli biegliśmy razem, potem chłopaki** przyspieszyły, a ja biegłam sama, wolno. Po 10km stwierdziłam, że to będzie już moja ostatnia pętla, bo jutro też chciałabym pobiegać, więc nie ma sensu się zarzynać. Dobiłam do 11km, w tył zwrot i powrót do auta 1,6km. Ostatnie 660 m mocniej, ok 5:17/km. Na tym miałam zakończyć, ale kiedy mnie odwozili, utknęliśmy w mini-korku przed przejazdem PKP niedaleko mojej chatki Puchatka, więc stwierdziłam, że szybciej dobiegnę niż dojedziemy. No i ukulał się prawie kilometr.
Ogółem dzisiaj: 13.42km, średnio wyszło po 5:57.
13ty km po 5:13
420m po 5:21
**Lubię z nimi biegać. Fajne, inteligentne chłopaki. No i oszczędzają mi tekstów typu: "gdyby spalono wszystkie książki na świecie czytałbym z twoich oczu....
Las. Śnieg. Cross. Ojacie Krosowy trening nigdy nie jest dla mnie łatwy, a w zimie tym bardziej.
Czułam w nogach te wczorajsze 18.5km. Założenie było 6 pętli, każda niecałe 2km. Przez mniej więcej 2,5pętli biegliśmy razem, potem chłopaki** przyspieszyły, a ja biegłam sama, wolno. Po 10km stwierdziłam, że to będzie już moja ostatnia pętla, bo jutro też chciałabym pobiegać, więc nie ma sensu się zarzynać. Dobiłam do 11km, w tył zwrot i powrót do auta 1,6km. Ostatnie 660 m mocniej, ok 5:17/km. Na tym miałam zakończyć, ale kiedy mnie odwozili, utknęliśmy w mini-korku przed przejazdem PKP niedaleko mojej chatki Puchatka, więc stwierdziłam, że szybciej dobiegnę niż dojedziemy. No i ukulał się prawie kilometr.
Ogółem dzisiaj: 13.42km, średnio wyszło po 5:57.
13ty km po 5:13
420m po 5:21
**Lubię z nimi biegać. Fajne, inteligentne chłopaki. No i oszczędzają mi tekstów typu: "gdyby spalono wszystkie książki na świecie czytałbym z twoich oczu....
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 grudnia 2012
19km po 5:48
Miałam iść w las, ale koledze pasowała inna godzina, więc biegałam nad zalewem. Myślałam, że ścieżki w miarę używalne, a były gorsze niż chodniki. Niekiedy lód, więc trzeba było uważać.
Na dodatek twarzą wychodził mi chyba cały tłuszcz ze spożytych wczoraj kalorii i nie było fajnie, no nie było...
Kalorie pochodziły z tego oto tortu niespodzianki od znajomych
a jak już powoli zbierałam się do domku, to na stół wjechała pizza domowa, pyyycha
Jak jeszcze dodam, że wczoraj zrobiłam muffiny i wyszły mi genialne, to wiecie...było co spalać
Może następnym razem uda się coś szybciej. Choć na dystans z ostatnich 3 dni (18.5/13.42/19) i tak jest ok.
19km po 5:48
Miałam iść w las, ale koledze pasowała inna godzina, więc biegałam nad zalewem. Myślałam, że ścieżki w miarę używalne, a były gorsze niż chodniki. Niekiedy lód, więc trzeba było uważać.
Na dodatek twarzą wychodził mi chyba cały tłuszcz ze spożytych wczoraj kalorii i nie było fajnie, no nie było...
Kalorie pochodziły z tego oto tortu niespodzianki od znajomych
a jak już powoli zbierałam się do domku, to na stół wjechała pizza domowa, pyyycha
Jak jeszcze dodam, że wczoraj zrobiłam muffiny i wyszły mi genialne, to wiecie...było co spalać
Może następnym razem uda się coś szybciej. Choć na dystans z ostatnich 3 dni (18.5/13.42/19) i tak jest ok.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
18 grudnia 2012
Lekka furia od rana. Najpierw nie mogło mi się założyć szkło kontaktowe - martwa rzecz, a sprytna - jakimś cudem wywinęło się w płynie na drugą stronę i po prostu samo dawało znać, że nie tędy droga.
Furia nr 2 - gps nie mógł załapać. No mgła była gęsta, ale bez przesady... czekałam ponad 5min, w końcu zrobiła się 6:10 i stwierdziłam, że nie mam już czasu ani chęci czekać dalej i pognałam. Garmin chwilę później przestał stroić focha i załapał.
No, ale musiałam nadrobić stracony czas, wobec tego wyszło ciut szybciej niż w weekend.
Nawet dobrze, bo w założeniu miało być szybciej.
10.7km po 5:24
1-5:37
2-5:27
3-5:31
4-5:28
5-5:31
6-5:23
7-5:18
8-5:23
9-5:24
10-5:13
700m-4:56
No to udanego dnia
Lekka furia od rana. Najpierw nie mogło mi się założyć szkło kontaktowe - martwa rzecz, a sprytna - jakimś cudem wywinęło się w płynie na drugą stronę i po prostu samo dawało znać, że nie tędy droga.
Furia nr 2 - gps nie mógł załapać. No mgła była gęsta, ale bez przesady... czekałam ponad 5min, w końcu zrobiła się 6:10 i stwierdziłam, że nie mam już czasu ani chęci czekać dalej i pognałam. Garmin chwilę później przestał stroić focha i załapał.
No, ale musiałam nadrobić stracony czas, wobec tego wyszło ciut szybciej niż w weekend.
Nawet dobrze, bo w założeniu miało być szybciej.
10.7km po 5:24
1-5:37
2-5:27
3-5:31
4-5:28
5-5:31
6-5:23
7-5:18
8-5:23
9-5:24
10-5:13
700m-4:56
No to udanego dnia
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
21 grudnia 2012
Chciałam biegać w środę. Zmęczenie górą.
Chciałam biegać wczoraj. Zmęczenie nadal górą.
Dziś w końcu ja zwyciężyłam
Mróz dopisał, więc biegło się wyśmienicie. Najpierw chciałam zrobić ok 15km, ale potem koncepcja uległa zmianie na rzecz przebieżek. Dlatego najpierw wskoczyło 7km po 5:25. Potem setki sztuk 10: 3:57/ 4:18/ 4:19/ 4:02/ 3:59/ 3:50/ 3:55/ 4:01/ 3:46/ 3:55. Powrót 4.17km po 5:11 Ostatni pełny kilometr po 4:54. Jak zwykle zasługa wiaduktu, jak już się na niego wtelepię i zbiegam, to łatwiej utrzymać szybsze tempo. Zaraz po tym jak zbiegam, jest znów lekko pod górkę. Ale mi lekko wtedy nie jest...
Trochę teraz pobiegam, trzeba zrobić miejsce na świąteczne przysmaki, bo przy stole jest tak jak w tej piosence
No i trzeba się przyszykować na tę kieckę, co ją nabyłam na sylwka. Na wszelki wypadek wezmę coś jeszcze, jakby się okazało, że dobrze gotują
ps. hit na sobotę - 'twój ojciec był chyba złodziejem...ukradł wszystkie gwiazdy z nieba i schował je w twoich oczach'...
Chciałam biegać w środę. Zmęczenie górą.
Chciałam biegać wczoraj. Zmęczenie nadal górą.
Dziś w końcu ja zwyciężyłam
Mróz dopisał, więc biegło się wyśmienicie. Najpierw chciałam zrobić ok 15km, ale potem koncepcja uległa zmianie na rzecz przebieżek. Dlatego najpierw wskoczyło 7km po 5:25. Potem setki sztuk 10: 3:57/ 4:18/ 4:19/ 4:02/ 3:59/ 3:50/ 3:55/ 4:01/ 3:46/ 3:55. Powrót 4.17km po 5:11 Ostatni pełny kilometr po 4:54. Jak zwykle zasługa wiaduktu, jak już się na niego wtelepię i zbiegam, to łatwiej utrzymać szybsze tempo. Zaraz po tym jak zbiegam, jest znów lekko pod górkę. Ale mi lekko wtedy nie jest...
Trochę teraz pobiegam, trzeba zrobić miejsce na świąteczne przysmaki, bo przy stole jest tak jak w tej piosence
No i trzeba się przyszykować na tę kieckę, co ją nabyłam na sylwka. Na wszelki wypadek wezmę coś jeszcze, jakby się okazało, że dobrze gotują
ps. hit na sobotę - 'twój ojciec był chyba złodziejem...ukradł wszystkie gwiazdy z nieba i schował je w twoich oczach'...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
22 grudnia 2012
Umówiłam się z chłopakami w lesie. Miałam dobiec, ok 4.5 - 5km, 10km i wrócić.
Oczywiście gnałam na ostatnią chwilę (czemu ja się nigdy nie mogę wyrobić, żeby ze spokojem zdążyć... Przeważnie wychodzę last minute, albo się spóźniam... ) 5:24/ 5:24/ 5:14/ 5:21.
No i dobiegam, zostało jeszcze kilkaset metrów, zadowolona, że ich auto mnie nigdzie po drodze nie mijało, myślę sobie - będę przed nimi, yes yes yes! A tu nagle patrzę, jakaś grupka biegaczy w moim kierunku zmierza...coraz bliżej są...patrzę - jednak oni górą! Byli przede mną.
Wyłączyłam na chwilę stoper, no i zapomniałam go włączyć - przy pomniało mi się chyba po 500m albo i dłużej.
Po jakimś czasie wg planów - zawróciłam, a oni pobiegli dalej. Nie powiem, cykor lekki był, szczególnie ze względu na to, że po drodze mijaliśmy porytą świeżo ziemię...dziki panie, dziki....Na wszelki wypadek oglądałam drzewa, na które EWENTUALNIE mogłabym wskoczyć jakby coś ten teges...
Niewątpliwym plusem (jednak) samotnego hasania po lesie jest to, że można sobie podskoczyć rytmicznie-spontanicznie, albo inne takie figury biegowe...bo nikt nie widzi...no chyba, że te dzikie dziki
Po drodze spotkanie z jakimś owczarkiem. Oczy miał takie jak wilk - szare, wyraziste, przepiękne! Gdybym była wilczycą powiedziałabym mu: "masz może mapę? Bo zgubiłam się w twoich oczach..." No, ale że nie jestem to poczekałam, aż nie będzie mnie atakował i pobiegłam dalej.
W każdym bądź razie Garminiak zanotował łącznie 20.49km po 5:42. Plus zapomniany dystans, pewnie wpadło dzisiaj 21kaemów.
Umówiłam się z chłopakami w lesie. Miałam dobiec, ok 4.5 - 5km, 10km i wrócić.
Oczywiście gnałam na ostatnią chwilę (czemu ja się nigdy nie mogę wyrobić, żeby ze spokojem zdążyć... Przeważnie wychodzę last minute, albo się spóźniam... ) 5:24/ 5:24/ 5:14/ 5:21.
No i dobiegam, zostało jeszcze kilkaset metrów, zadowolona, że ich auto mnie nigdzie po drodze nie mijało, myślę sobie - będę przed nimi, yes yes yes! A tu nagle patrzę, jakaś grupka biegaczy w moim kierunku zmierza...coraz bliżej są...patrzę - jednak oni górą! Byli przede mną.
Wyłączyłam na chwilę stoper, no i zapomniałam go włączyć - przy pomniało mi się chyba po 500m albo i dłużej.
Po jakimś czasie wg planów - zawróciłam, a oni pobiegli dalej. Nie powiem, cykor lekki był, szczególnie ze względu na to, że po drodze mijaliśmy porytą świeżo ziemię...dziki panie, dziki....Na wszelki wypadek oglądałam drzewa, na które EWENTUALNIE mogłabym wskoczyć jakby coś ten teges...
Niewątpliwym plusem (jednak) samotnego hasania po lesie jest to, że można sobie podskoczyć rytmicznie-spontanicznie, albo inne takie figury biegowe...bo nikt nie widzi...no chyba, że te dzikie dziki
Po drodze spotkanie z jakimś owczarkiem. Oczy miał takie jak wilk - szare, wyraziste, przepiękne! Gdybym była wilczycą powiedziałabym mu: "masz może mapę? Bo zgubiłam się w twoich oczach..." No, ale że nie jestem to poczekałam, aż nie będzie mnie atakował i pobiegłam dalej.
W każdym bądź razie Garminiak zanotował łącznie 20.49km po 5:42. Plus zapomniany dystans, pewnie wpadło dzisiaj 21kaemów.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
23 grudnia 2012
10km po 5:25
Ostatnie 3km ciut szybciej: 5:15/ 5:11/ 5:13
A ostatnia długa prosta - masakra! Po 500m musiałam się zatrzymać, żeby złapać oddech. Wiatr taki, że w uszach (pomimo słuchawek i opaski) miałam dźwięk, jakby jakieś maszyny coś piłowały. Wobec tego, solidarność z morsami była dzisiaj wyczynem
Wczoraj muffinki, dzisiaj ciasto orzechowo-jabłkowo-cynamonowe.
A! Przy pobiegowym śniadaniu poczytałam trochę wywiadu z P. Małaszyńskim (gdyż jestem jedną z tych, którzy przy jedzeniu czytają ) ze styczniowego numeru PANI. No, na szczęście wygląda na to, że nie tylko ładne opakowanie
Jutro jeszcze się pewnie pojawię, z zapiskiem i życzeniami, a tymczasem...udanej niedzieli
10km po 5:25
Ostatnie 3km ciut szybciej: 5:15/ 5:11/ 5:13
A ostatnia długa prosta - masakra! Po 500m musiałam się zatrzymać, żeby złapać oddech. Wiatr taki, że w uszach (pomimo słuchawek i opaski) miałam dźwięk, jakby jakieś maszyny coś piłowały. Wobec tego, solidarność z morsami była dzisiaj wyczynem
Wczoraj muffinki, dzisiaj ciasto orzechowo-jabłkowo-cynamonowe.
A! Przy pobiegowym śniadaniu poczytałam trochę wywiadu z P. Małaszyńskim (gdyż jestem jedną z tych, którzy przy jedzeniu czytają ) ze styczniowego numeru PANI. No, na szczęście wygląda na to, że nie tylko ładne opakowanie
Jutro jeszcze się pewnie pojawię, z zapiskiem i życzeniami, a tymczasem...udanej niedzieli
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
24 grudnia 2012
Ale czy kotlet daje rozsądność...?
Rano - przez 40min odsuwanie w czasie pt. "jeszcze 5minut..." Abo szłam spać po północy, za sprawą tego oto tutaj pieczonego na zamówienie rodziny:
Potem jeszcze pakowanie prezentów, się udało się
W końcu wydostałam się z objęć Morfeusza-Orfeusza? Nigdy nie pamiętam, który to był ten od snów
Wyjście...zaskoczenie...niby zapowiadali odwilż, ale może się będą mylić...?
Dzisiejszy trening mógłby mieć motto przewodnie: "Call me Jagger, I've got his moves"
No, na początku tip-topy, potem ciut lepiej, potem lodowisko. Udało się jednak znaleźć przyzwoity fragment podłoża i nawet jeden kaem pomknąć chyżo po 5:36, zdaje się. Wiadukt z godnością, acz wolniej ze względów oczywistych.
A tak to wyszło 12.36km po 5:54.
Cały dystans bez niespodzianek, aż...Pod samiutkim samiusieńkim blokiem wywinęłabym takiego orła, że renifery zdjęłyby poroże i pokulały ze śmiechu. Razem ze mną
Jutro free.
A tymczasem...
W natłoku rubasznych brodaczy, dzwonków i wesołych piosenek życzę Wam Bożego Narodzenia. To Miłość się rodzi, wielka choć maleńka. Daje Siłę, Pokój, Radość, Wesele i Nadzieję, że w jakiejkolwiek sytuacji ONa jest i trwa.
Jeśli tylko otworzymy Jej drzwi - obdaruje nas bardziej, niż jakiekolwiek prezenty pod-choinkowe. Czego Wam i sobie życzę
Ale czy kotlet daje rozsądność...?
Rano - przez 40min odsuwanie w czasie pt. "jeszcze 5minut..." Abo szłam spać po północy, za sprawą tego oto tutaj pieczonego na zamówienie rodziny:
Potem jeszcze pakowanie prezentów, się udało się
W końcu wydostałam się z objęć Morfeusza-Orfeusza? Nigdy nie pamiętam, który to był ten od snów
Wyjście...zaskoczenie...niby zapowiadali odwilż, ale może się będą mylić...?
Dzisiejszy trening mógłby mieć motto przewodnie: "Call me Jagger, I've got his moves"
No, na początku tip-topy, potem ciut lepiej, potem lodowisko. Udało się jednak znaleźć przyzwoity fragment podłoża i nawet jeden kaem pomknąć chyżo po 5:36, zdaje się. Wiadukt z godnością, acz wolniej ze względów oczywistych.
A tak to wyszło 12.36km po 5:54.
Cały dystans bez niespodzianek, aż...Pod samiutkim samiusieńkim blokiem wywinęłabym takiego orła, że renifery zdjęłyby poroże i pokulały ze śmiechu. Razem ze mną
Jutro free.
A tymczasem...
W natłoku rubasznych brodaczy, dzwonków i wesołych piosenek życzę Wam Bożego Narodzenia. To Miłość się rodzi, wielka choć maleńka. Daje Siłę, Pokój, Radość, Wesele i Nadzieję, że w jakiejkolwiek sytuacji ONa jest i trwa.
Jeśli tylko otworzymy Jej drzwi - obdaruje nas bardziej, niż jakiekolwiek prezenty pod-choinkowe. Czego Wam i sobie życzę