P@weł - na przekór...
Moderator: infernal
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Ja tu zajęty skrobaniem o plecaku, a Piąta Kolumna nie śpi....
Oto co "kret" w osobie teściowej wymyślił dziś popołudniem:
Dziś media doniosły o udaremnieniu zamachu bombowego na elity władzy naszego kraju...ABW zapomniała jednak wpaść do mnie i internować teściową...
Oto co "kret" w osobie teściowej wymyślił dziś popołudniem:
Dziś media doniosły o udaremnieniu zamachu bombowego na elity władzy naszego kraju...ABW zapomniała jednak wpaść do mnie i internować teściową...
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 24.11.2012r.
16 dzień bez poważniejszego biegania (niecałej 5-ki sprzed ponad tygodnia nie liczę)...Wpierw stopa, potem jakieś paskudztwo zatokowe...Najgorsze jest to, że od zeszłego poniedziałku jestem na antybiotyku i nie czuje się lepiej ..Lek kończy się jutro, czeka mnie pewnie poniedziałkowa kolejna wizyta u "znachorki" i kolejne eksperymentowanie pt. "Hmm nie pomogło, to może inny lek...". Medycyna skutku, nie przyczyny....Fizycznie nie jest źle, ale wysięk z zatok wciąż dokuczliwy, pokasłuję i zdaję sobie sprawę z tego, że z biegania nici...Do zajęć w biurze wróciłem w czwartek, tak w pełnym wymiarze, bo już w środę musiałem robić to i owo...
Szlag mnie trafia...Jako człowiek, który uwielbia ruch, żyje rozpięty pomiędzy pracą biurową, konsekwencją życiowych wyborów, a pasją aktywności fizycznej, bo w ruchu się spalam, wpadam coraz głębiej w deprechę... Mam przed sobą kolejny "pusty" weekend, wczoraj odwoziłem córkę na tenisa, ale nad Rusałkę nie pobiegłem...Teraz, gdy jakimś zrządzeniem pogodowym, wciąż utrzymuje się u nas przyjazna temperatura 5-10stp. na plusie, ja snuje się z kąta w kąt po domu i pewnie stanę na nogi, gdy będzie biało i mroźnie...
Omijam z kilometra wagę, bo chyba by mnie dobiła...Skoro biegając, spalam ok 1000kcal jednorazowo, strach pomyśleć, jaką po dwóch tygodniach cholernego bezruchu niespodziankę szykuje dla mnie to małe, wredne urządzenie
Jest niewielki plus..Godzinę temu deportowano ode mnie teściową.."Era pieczonych rogalików" i innych słodkich pokus dobiegła końca, następna dopiero za miesiąc ... Moja teściowa to złoty i kochany człowiek, w sumie smutno...A jak miałem czysto w domu , nie pamiętam kiedy ostatnio mieszkanie się tak świeciło...
Wybaczcie taki smętny i niebiegowy wpis..
Pozdrawiam wszystkich "zaglądających do mnie", cieszcie się chwilą i nadawajcie jej sens
16 dzień bez poważniejszego biegania (niecałej 5-ki sprzed ponad tygodnia nie liczę)...Wpierw stopa, potem jakieś paskudztwo zatokowe...Najgorsze jest to, że od zeszłego poniedziałku jestem na antybiotyku i nie czuje się lepiej ..Lek kończy się jutro, czeka mnie pewnie poniedziałkowa kolejna wizyta u "znachorki" i kolejne eksperymentowanie pt. "Hmm nie pomogło, to może inny lek...". Medycyna skutku, nie przyczyny....Fizycznie nie jest źle, ale wysięk z zatok wciąż dokuczliwy, pokasłuję i zdaję sobie sprawę z tego, że z biegania nici...Do zajęć w biurze wróciłem w czwartek, tak w pełnym wymiarze, bo już w środę musiałem robić to i owo...
Szlag mnie trafia...Jako człowiek, który uwielbia ruch, żyje rozpięty pomiędzy pracą biurową, konsekwencją życiowych wyborów, a pasją aktywności fizycznej, bo w ruchu się spalam, wpadam coraz głębiej w deprechę... Mam przed sobą kolejny "pusty" weekend, wczoraj odwoziłem córkę na tenisa, ale nad Rusałkę nie pobiegłem...Teraz, gdy jakimś zrządzeniem pogodowym, wciąż utrzymuje się u nas przyjazna temperatura 5-10stp. na plusie, ja snuje się z kąta w kąt po domu i pewnie stanę na nogi, gdy będzie biało i mroźnie...
Omijam z kilometra wagę, bo chyba by mnie dobiła...Skoro biegając, spalam ok 1000kcal jednorazowo, strach pomyśleć, jaką po dwóch tygodniach cholernego bezruchu niespodziankę szykuje dla mnie to małe, wredne urządzenie
Jest niewielki plus..Godzinę temu deportowano ode mnie teściową.."Era pieczonych rogalików" i innych słodkich pokus dobiegła końca, następna dopiero za miesiąc ... Moja teściowa to złoty i kochany człowiek, w sumie smutno...A jak miałem czysto w domu , nie pamiętam kiedy ostatnio mieszkanie się tak świeciło...
Wybaczcie taki smętny i niebiegowy wpis..
Pozdrawiam wszystkich "zaglądających do mnie", cieszcie się chwilą i nadawajcie jej sens
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 27.11.2012r.
Wiedziałem, że dziś nie wytrzymam . Spakowałem się i na 21:00 pojechałem na koszykówkę..W sumie to czułem się słabo jakoś, ale dałem radę i nawet całkiem nieźle się grało..Antybiotyk podobno osłabia nieco..podobno, bo po dwóch tygodniach w bezruchu mogę być po prostu ociężały i zastały...Nie było tragicznie, można nawet powiedzieć, że nie było źle...Znak to że mogę pomału myśleć o jakimś delikatnym potruchtaniu
Wiedziałem, że dziś nie wytrzymam . Spakowałem się i na 21:00 pojechałem na koszykówkę..W sumie to czułem się słabo jakoś, ale dałem radę i nawet całkiem nieźle się grało..Antybiotyk podobno osłabia nieco..podobno, bo po dwóch tygodniach w bezruchu mogę być po prostu ociężały i zastały...Nie było tragicznie, można nawet powiedzieć, że nie było źle...Znak to że mogę pomału myśleć o jakimś delikatnym potruchtaniu
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Środa 28.11.2012r.
Pogoda dziś taka, że gdyby nie natłok zajęć, człowiek pobiegłby autostradą pod prąd, albo upił się do zaniku świadomości Niestety zajęcia okazały się na tyle zajmujące (8:00-20:30), że uleciała gdzieś ochota na cokolwiek poza błogim odpoczynkiem.
Dziś wrócił Garmin. Nowy. Fajnie, choć ekspresowo nie było. Działa. Niestety trzeba go kalibrować, co oznacza wycieczkę na stadion. Przycisk podświetlenia też działa - może się przydać o tej porze czasem. Mam nadzieję wielką, że ekran nie będzie zachodził parą po kilku km. Ale jak to bywa jest małe ALE. Wysłałem grafitowo-czerwony, wrócił...grafitowy . Kiedy kupowałem i zdecydowałem się na FR60 z racji funkcji, wybrałem tego pierwszego, bo mi się najzwyklej w świecie podobał. Grafitowy nie. Wcześniej miałem grafitowy damski i go sprzedałem. Niby bzdeta, ale irytuje. To jakby autem z wadą pojechać do serwisu gwarancyjnego, a oni go grzecznie wymienili.... Na biały . Bo innego nie mają. Bez pytania, co Ty na to. Bo przecie jeździ i tak samo wyposażone. A że kolor inny, niż wybrałeś..cóż..."peszek"..Może kręcę nosem, może mi ktoś wypomni, że wybredny jestem...Lubię jednak mieć to, co lubię. Zwłaszcza, gdy to kosztuje.
Kiepski dzień miałem, frustracja narasta. Trzeba ją zadeptać na stadionie. Czym prędzej..
Pogoda dziś taka, że gdyby nie natłok zajęć, człowiek pobiegłby autostradą pod prąd, albo upił się do zaniku świadomości Niestety zajęcia okazały się na tyle zajmujące (8:00-20:30), że uleciała gdzieś ochota na cokolwiek poza błogim odpoczynkiem.
Dziś wrócił Garmin. Nowy. Fajnie, choć ekspresowo nie było. Działa. Niestety trzeba go kalibrować, co oznacza wycieczkę na stadion. Przycisk podświetlenia też działa - może się przydać o tej porze czasem. Mam nadzieję wielką, że ekran nie będzie zachodził parą po kilku km. Ale jak to bywa jest małe ALE. Wysłałem grafitowo-czerwony, wrócił...grafitowy . Kiedy kupowałem i zdecydowałem się na FR60 z racji funkcji, wybrałem tego pierwszego, bo mi się najzwyklej w świecie podobał. Grafitowy nie. Wcześniej miałem grafitowy damski i go sprzedałem. Niby bzdeta, ale irytuje. To jakby autem z wadą pojechać do serwisu gwarancyjnego, a oni go grzecznie wymienili.... Na biały . Bo innego nie mają. Bez pytania, co Ty na to. Bo przecie jeździ i tak samo wyposażone. A że kolor inny, niż wybrałeś..cóż..."peszek"..Może kręcę nosem, może mi ktoś wypomni, że wybredny jestem...Lubię jednak mieć to, co lubię. Zwłaszcza, gdy to kosztuje.
Kiepski dzień miałem, frustracja narasta. Trzeba ją zadeptać na stadionie. Czym prędzej..
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 30.11.2012r.
Każdego dnia zastanawiałem się, czy już spróbować..Niestety, wciąż mam zawalony nos i pokasłuję (jakby mnie coś drażniło cały czas w oskrzelach), a więc zastanawiałem się nad wieloma sprawami. Czekałem na okazję i ta nadeszła dziś, bo jak co piątek córcia miała swoje zajęcia, a ja ją tam wożę..W sąsiedztwo mojego biegowego jeziora i stadionu, gdzie odbywają się zajęcia BBL ...Formalnie powodem dzisiejszego wypadu, była konieczność sprawdzenia i kalibracji "nowego" Garmina, czyli egzemplarza, który przyjechał z serwisu za zamianę..
Plany na dziś..
Po 18tej do domciu, potem szybkie przebieranko, córka do auta i na korty tak, by być tam jeszcze przed 19tą..
Niestety..mobilizacja była, ale czas poleciał szybko i dotarłem na miejsce na 19tą..Potem krótki dobieg (a właściwie "dotrucht"), kilka ćwiczeń rozgrzewkowych przed stadionem..I pytanie: czy nad Rusałkę, czy jednak na tartan i kalibracja?..Późno...Wygrało to drugie, choć na samą bieżnię wchodziłem nieco niepewnie..Na płotku wokół "stało" wyraźnie napisane: nieupoważnionym...W półmroku przesunęły się po torach jak zjawy dwa cienie, co mnie bardziej ośmieliło do pokonania ostatniej przeszkody, czyli barierki..
Miałem kilka falstartów, bo poustawiane "nowe" ekrany w tempie fast zrobiły mi na ręce małą dyskotekę, musiałem nad tym zapanować..Udało mi się przebiec ok. 10 kółek (nie wiem ile, wszystkich nie rejestrowałem na endo), nie wszystko zostało poprawnie zarejestrowane, ale znów miałem presję czasu. Moja "60-tka" najpierw nie chciała widzieć footpoda , ale "w wyniku presji" ugięła się ..Pomiarowo zrobiłem 3 kółka, a potem jeszcze kilka sprawdzających. Niestety zabrakło czasu na korekty, musiałem truchtać na korty, bo się trening córki kończył...Napisałem "niestety", bo po ostatniej testowej 400-ce zegarek pokazał mi 0,39km, a więc z małym błędem...
Wrażenia..
Cóż..Garmin pewnie do poprawki jeszcze..na pewno przy świetle naturalnym, bo z czołówką mało wygodnie...Forma??...Szału nie ma, ewidentnie czułem, że była przerwa..Sporo wysiłku włożyłem w pierwsze kółka, choć przecie tempo nieforsowne, a pomiarowe...Tych kilka km miało mi odpowiedzieć, czy nie "zaszaleć" i nie wstać czasem jutro wcześniej, by stawić się na pierwszym w życiu Grand Prix..(tak, tak, namowy kolegów zasiały rozterki)..Odpowiedź mam jasną: nie ma raczej sensu, bo dość łapczywie łykałem tlen, czułem, że coś ze mną nie tak, że do prawidłowej dyspozycji brak mi sporo jeszcze, że nogi nie niosą i sił mało....Stopa tak nie boli, ale też czułem, że dawno nie szukałem śródstopiem gruntu, że nadal nie jest zupełnie ok ...Gdy wybiegałem ze stadionu, mocowałem się z katarem i pokasływałem...
Statystyki nie dołączam, bo nie było to typowe bieganie dystansu, a jedynie wieczorne "błąkanie się" po ciemku po stadionie , żeby ustawić urządzenie..
Co dalej - nie wiem...Czy jeszcze dać sobie odpust, czy wejść w rytm spokojnych truchtań co 2-3 dni?...Przemyśliwuję...
A tymczasem wszystkim, którzy jutro będą po raz drugi sprawdzać się na trasie ZBN, życzę życiówek i trzymam kciuki..
Każdego dnia zastanawiałem się, czy już spróbować..Niestety, wciąż mam zawalony nos i pokasłuję (jakby mnie coś drażniło cały czas w oskrzelach), a więc zastanawiałem się nad wieloma sprawami. Czekałem na okazję i ta nadeszła dziś, bo jak co piątek córcia miała swoje zajęcia, a ja ją tam wożę..W sąsiedztwo mojego biegowego jeziora i stadionu, gdzie odbywają się zajęcia BBL ...Formalnie powodem dzisiejszego wypadu, była konieczność sprawdzenia i kalibracji "nowego" Garmina, czyli egzemplarza, który przyjechał z serwisu za zamianę..
Plany na dziś..
Po 18tej do domciu, potem szybkie przebieranko, córka do auta i na korty tak, by być tam jeszcze przed 19tą..
Niestety..mobilizacja była, ale czas poleciał szybko i dotarłem na miejsce na 19tą..Potem krótki dobieg (a właściwie "dotrucht"), kilka ćwiczeń rozgrzewkowych przed stadionem..I pytanie: czy nad Rusałkę, czy jednak na tartan i kalibracja?..Późno...Wygrało to drugie, choć na samą bieżnię wchodziłem nieco niepewnie..Na płotku wokół "stało" wyraźnie napisane: nieupoważnionym...W półmroku przesunęły się po torach jak zjawy dwa cienie, co mnie bardziej ośmieliło do pokonania ostatniej przeszkody, czyli barierki..
Miałem kilka falstartów, bo poustawiane "nowe" ekrany w tempie fast zrobiły mi na ręce małą dyskotekę, musiałem nad tym zapanować..Udało mi się przebiec ok. 10 kółek (nie wiem ile, wszystkich nie rejestrowałem na endo), nie wszystko zostało poprawnie zarejestrowane, ale znów miałem presję czasu. Moja "60-tka" najpierw nie chciała widzieć footpoda , ale "w wyniku presji" ugięła się ..Pomiarowo zrobiłem 3 kółka, a potem jeszcze kilka sprawdzających. Niestety zabrakło czasu na korekty, musiałem truchtać na korty, bo się trening córki kończył...Napisałem "niestety", bo po ostatniej testowej 400-ce zegarek pokazał mi 0,39km, a więc z małym błędem...
Wrażenia..
Cóż..Garmin pewnie do poprawki jeszcze..na pewno przy świetle naturalnym, bo z czołówką mało wygodnie...Forma??...Szału nie ma, ewidentnie czułem, że była przerwa..Sporo wysiłku włożyłem w pierwsze kółka, choć przecie tempo nieforsowne, a pomiarowe...Tych kilka km miało mi odpowiedzieć, czy nie "zaszaleć" i nie wstać czasem jutro wcześniej, by stawić się na pierwszym w życiu Grand Prix..(tak, tak, namowy kolegów zasiały rozterki)..Odpowiedź mam jasną: nie ma raczej sensu, bo dość łapczywie łykałem tlen, czułem, że coś ze mną nie tak, że do prawidłowej dyspozycji brak mi sporo jeszcze, że nogi nie niosą i sił mało....Stopa tak nie boli, ale też czułem, że dawno nie szukałem śródstopiem gruntu, że nadal nie jest zupełnie ok ...Gdy wybiegałem ze stadionu, mocowałem się z katarem i pokasływałem...
Statystyki nie dołączam, bo nie było to typowe bieganie dystansu, a jedynie wieczorne "błąkanie się" po ciemku po stadionie , żeby ustawić urządzenie..
Co dalej - nie wiem...Czy jeszcze dać sobie odpust, czy wejść w rytm spokojnych truchtań co 2-3 dni?...Przemyśliwuję...
A tymczasem wszystkim, którzy jutro będą po raz drugi sprawdzać się na trasie ZBN, życzę życiówek i trzymam kciuki..
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 01.12.2012r.
No i mamy grudzień..Niedługo minie mi rok od momentu, gdy pierwszy raz w sposób kontrolowany, czyli wg planu i z endo na ramieniu, przebyłem swoje pierwsze 3,88km marszem i biegiem..
Dziś odpuściłem GP, ale nie chciałem dnia stracić zupełnie. Poranek i przedpołudnie były dziś ładne, nawet słonko zaglądało do okien, ale zaniepokoił mnie mocno mms od moich znajomych z Pomorza, którzy pytali: "Biegasz? Bo u nas miałbyś problem.." i posłali taki obrazek:
Reakcja była natychmiastowa - jeszcze przed 14:00 wpakowałem się w auto i podjechałem na Śródkę, na stadion, żeby sprawdzić i ewentualnie skorygować wczorajszą kalibracje FR60 i przy okazji zrobić na bieżni kilka kółek, zanim to "COŚ" do nas dotrze... W drodze upajałem się słońcem, suchym asfaltem i miałem nadzieję, że "COŚ" jednak przejdzie bokiem
Ostatnio, gdy byłem na tym stadionie, był turniej chłopięcy w piłę, więc i trochę kibiców, i ruch wokół stadionu, i mało miejsc do parkowania..Tym razem - bajka! Cisza, spokój, na murawie kilku chłopaków grało na jedną bramkę, a na tartanie tylko jedna dziewczyna pomału sobie truchtała...
Pięknie Warunki idealne..Zrobiłem sobie kółko rozgrzewkowe, a potem już do pracy - troszkę przesadziłem z tym tempem kalibracyjnym, bo pierwsze trzy kółka wyszły ok. 5:30. Kalibrując urządzenie, tempo trzyma się na wyczucie, a powinno być zbliżone do treningowego. No dobra - trochę tak chciałem, ale potem, sprawdzając na wolniejszym biegu, Garmin pokazał mi na kolejnych kółkach ok. 10m za mało. W końcu raz jeszcze uruchomiłem kalibrację, tym razem biegłem 6:15-6:30 i po trzech kółkach ustawiłem na nowo. Na koniec jeszcze 400m dla sprawdzenia - wyszło równo 0,4km, więc będzie, myślę, OK
W międzyczasie mocno się zachmurzyło.
Pierwszy raz zdarzyło mi się usłyszeć w słuchawkach, że mój SE Neo V stracił sygnał GPS , ale to chyba nie miało nic wspólnego z pogodą, a raczej z fochem telefonu..Kiedy skończyłem i zacząłem rozciąganie...z nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu... Jestem z tych, którzy kochają zimę...w górach , na nizinie (jako kierowca) zdecydowanie mniej...
W związku z zegarkiem zaniepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz. Powodem wizyty w serwisie, wymiany i konieczności ponownej kalibracji było nadmierne parowanie szybki. Dziś nie biegałem długo, a jednak szybka znów zaczęła parować...
Przed wysyłką, na wcześniejszych treningach, dłuższych, wieczornych, czyli przy świetle czołówki, ekran pokrywał się tak parą pomału, ale coraz bardziej. W świetle dziennym, jak teraz miałem okazję zobaczyć, ta para nie jest taką przeszkodą - owszem, widać gorzej, ale widać, światło czołówki odbija się od zaparowanej szybki i bardziej ogranicza to możliwość czytania wskazań..Nie mam wyjścia, muszę obserwować, jak będzie podczas dłuższych biegań, zwłaszcza tych z własnym światłem...
No i mamy grudzień..Niedługo minie mi rok od momentu, gdy pierwszy raz w sposób kontrolowany, czyli wg planu i z endo na ramieniu, przebyłem swoje pierwsze 3,88km marszem i biegiem..
Dziś odpuściłem GP, ale nie chciałem dnia stracić zupełnie. Poranek i przedpołudnie były dziś ładne, nawet słonko zaglądało do okien, ale zaniepokoił mnie mocno mms od moich znajomych z Pomorza, którzy pytali: "Biegasz? Bo u nas miałbyś problem.." i posłali taki obrazek:
Reakcja była natychmiastowa - jeszcze przed 14:00 wpakowałem się w auto i podjechałem na Śródkę, na stadion, żeby sprawdzić i ewentualnie skorygować wczorajszą kalibracje FR60 i przy okazji zrobić na bieżni kilka kółek, zanim to "COŚ" do nas dotrze... W drodze upajałem się słońcem, suchym asfaltem i miałem nadzieję, że "COŚ" jednak przejdzie bokiem
Ostatnio, gdy byłem na tym stadionie, był turniej chłopięcy w piłę, więc i trochę kibiców, i ruch wokół stadionu, i mało miejsc do parkowania..Tym razem - bajka! Cisza, spokój, na murawie kilku chłopaków grało na jedną bramkę, a na tartanie tylko jedna dziewczyna pomału sobie truchtała...
Pięknie Warunki idealne..Zrobiłem sobie kółko rozgrzewkowe, a potem już do pracy - troszkę przesadziłem z tym tempem kalibracyjnym, bo pierwsze trzy kółka wyszły ok. 5:30. Kalibrując urządzenie, tempo trzyma się na wyczucie, a powinno być zbliżone do treningowego. No dobra - trochę tak chciałem, ale potem, sprawdzając na wolniejszym biegu, Garmin pokazał mi na kolejnych kółkach ok. 10m za mało. W końcu raz jeszcze uruchomiłem kalibrację, tym razem biegłem 6:15-6:30 i po trzech kółkach ustawiłem na nowo. Na koniec jeszcze 400m dla sprawdzenia - wyszło równo 0,4km, więc będzie, myślę, OK
W międzyczasie mocno się zachmurzyło.
Pierwszy raz zdarzyło mi się usłyszeć w słuchawkach, że mój SE Neo V stracił sygnał GPS , ale to chyba nie miało nic wspólnego z pogodą, a raczej z fochem telefonu..Kiedy skończyłem i zacząłem rozciąganie...z nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu... Jestem z tych, którzy kochają zimę...w górach , na nizinie (jako kierowca) zdecydowanie mniej...
W związku z zegarkiem zaniepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz. Powodem wizyty w serwisie, wymiany i konieczności ponownej kalibracji było nadmierne parowanie szybki. Dziś nie biegałem długo, a jednak szybka znów zaczęła parować...
Przed wysyłką, na wcześniejszych treningach, dłuższych, wieczornych, czyli przy świetle czołówki, ekran pokrywał się tak parą pomału, ale coraz bardziej. W świetle dziennym, jak teraz miałem okazję zobaczyć, ta para nie jest taką przeszkodą - owszem, widać gorzej, ale widać, światło czołówki odbija się od zaparowanej szybki i bardziej ogranicza to możliwość czytania wskazań..Nie mam wyjścia, muszę obserwować, jak będzie podczas dłuższych biegań, zwłaszcza tych z własnym światłem...
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 02.12.2012r.
Ładna pogoda. Słonecznie, choć zza delikatnej chmurki, ale jasno - to najważniejsze. Ostatnie dni, deszczowe, były tak ciemne, że w południe miało się wrażenie, że to już wieczór..
Plany na dziś..
Co prawda niewiele, ale truchtałem i przedwczoraj, i wczoraj, żal, żeby i dziś sobie odpuścić (zawziąłem się ). Tym bardziej, że niedziela to dzień spotkań Z Biegiem Natury, również nad moim tradycyjnym wybiegiem, czyli J. Rusałka. A zatem mobilizacja na pokładzie i na 11:00 na zajęcia. Zaparkowałem pod stadionem, a kiedy ruszyłem w stronę wiaduktu, naprzeciw mnie biegła już grupa, na czele z Tomkiem, którego znam od lat z innych aktywności oraz kilkoma poznanymi jeszcze w marcu na BBL osobami. Dzisiaj na początek zajęcia na stadionie pod zjednoczonymi siłami Yacoola, prowadzącego BBL i dowodzących ZBN, Piotrem i Moniką. Ale najpierw dwa kółeczka w tempie 5:45 z przebieżką na finisz - rozgrzewkowe .
Po przypomnieniu podstaw koordynacji ruchowej w bieganiu kolej przyszła na skipy A-B-C, które prezentował Adam, czyli Jackowy Wzorzec . Troszkę "poskipowaliśmy", zwracając uwagę na pracę całego ciała. Wieloskok był tylko dla chętnych. Mimo fajnej pogody, było jednak chłodno, więc szybko stygliśmy, gdy popadaliśmy w bezruch.. Na zakończenie więc prowadzenie przejął Piotr z Moniką, z którymi spokojnym truchtem zostawiliśmy za sobą stadion i pobiegliśmy małym kółkiem wokół Rusałki. Pierwszy raz miałem okazję biec w towarzystwie innych biegaczy , w dodatku w tempie 6:30-7:00, była więc okazja na pogadania. Wraz z prowadzącą, Moniką i z dwiema miłymi dziewczynami oraz pieskiem zabezpieczaliśmy tyły - w końcu nic nas nie goniło Porozmawialiśmy o bieganiu i nie tylko. Kółeczko zleciało..nie wiadomo kiedy. To tylko dowód na to, jak wielki udział w wysiłku odgrywa nasz umysł - to tu budzi się "zwierz" , ale też tu powstają wątpliwości, tu "odlicza się" czas do końca, tu euforia miesza się z załamaniem..Umysł steruje poprawnością lub nie naszego poruszania się, stymuluje nasze tempo..Potrafi też się wyłączyć, gdy go czymś zajmiemy..np. gadaniem
Po powrocie w okolice wiaduktu krótkie rozciąganko, cześć-cześć i do domciu.
Podsumowanie 1..
Trasa: Stadion - dwa kółka+przebieżka
Temperatura: ~3-5stp.
Start: 11:06
Czas: 5:20 (Garmin)
Dystans: 0,9 km (Garmin)
Tempo śr.: 5:52 (G)
Max tempo: 3:23 (G)..wow
Śr. HR: 153bpm
Max HR: 167bpm
Śr. kad.: 82spm
Max kad.:107spm
Podsumowanie 2..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko
Temperatura: ~3-5stp.
Start: 11:38
Czas: 29:48 (Garmin)
Dystans: 4,12/3,71 km (Garmin/endo)..coś mi tu autopauza w G. zamieszała
Tempo śr.: 7:10/6:44 (G/e)
Max tempo: 4:48/5:41 (G/e)
Śr. HR: 162bpm
Max HR: 177bpm
Śr. kad.: 78spm
Max kad.:84spm
Wrażenia..
Naprawdę przyjemnie spędzone niedzielne południe, świetna pogoda, fajni pozytywni ludzie z uśmiechem na ustach, miły powrót i miłe powitanie przez "starych znajomych"..Naprawdę sympatycznie i pożytecznie spędzony czas Tak miło, że nawet fotki nie zrobiłem (no umysł zajęty gadulstwem )..Mam nadzieję chociaż, że Agata wrzuci na YT nasze skipowanie
Ładna pogoda. Słonecznie, choć zza delikatnej chmurki, ale jasno - to najważniejsze. Ostatnie dni, deszczowe, były tak ciemne, że w południe miało się wrażenie, że to już wieczór..
Plany na dziś..
Co prawda niewiele, ale truchtałem i przedwczoraj, i wczoraj, żal, żeby i dziś sobie odpuścić (zawziąłem się ). Tym bardziej, że niedziela to dzień spotkań Z Biegiem Natury, również nad moim tradycyjnym wybiegiem, czyli J. Rusałka. A zatem mobilizacja na pokładzie i na 11:00 na zajęcia. Zaparkowałem pod stadionem, a kiedy ruszyłem w stronę wiaduktu, naprzeciw mnie biegła już grupa, na czele z Tomkiem, którego znam od lat z innych aktywności oraz kilkoma poznanymi jeszcze w marcu na BBL osobami. Dzisiaj na początek zajęcia na stadionie pod zjednoczonymi siłami Yacoola, prowadzącego BBL i dowodzących ZBN, Piotrem i Moniką. Ale najpierw dwa kółeczka w tempie 5:45 z przebieżką na finisz - rozgrzewkowe .
Po przypomnieniu podstaw koordynacji ruchowej w bieganiu kolej przyszła na skipy A-B-C, które prezentował Adam, czyli Jackowy Wzorzec . Troszkę "poskipowaliśmy", zwracając uwagę na pracę całego ciała. Wieloskok był tylko dla chętnych. Mimo fajnej pogody, było jednak chłodno, więc szybko stygliśmy, gdy popadaliśmy w bezruch.. Na zakończenie więc prowadzenie przejął Piotr z Moniką, z którymi spokojnym truchtem zostawiliśmy za sobą stadion i pobiegliśmy małym kółkiem wokół Rusałki. Pierwszy raz miałem okazję biec w towarzystwie innych biegaczy , w dodatku w tempie 6:30-7:00, była więc okazja na pogadania. Wraz z prowadzącą, Moniką i z dwiema miłymi dziewczynami oraz pieskiem zabezpieczaliśmy tyły - w końcu nic nas nie goniło Porozmawialiśmy o bieganiu i nie tylko. Kółeczko zleciało..nie wiadomo kiedy. To tylko dowód na to, jak wielki udział w wysiłku odgrywa nasz umysł - to tu budzi się "zwierz" , ale też tu powstają wątpliwości, tu "odlicza się" czas do końca, tu euforia miesza się z załamaniem..Umysł steruje poprawnością lub nie naszego poruszania się, stymuluje nasze tempo..Potrafi też się wyłączyć, gdy go czymś zajmiemy..np. gadaniem
Po powrocie w okolice wiaduktu krótkie rozciąganko, cześć-cześć i do domciu.
Podsumowanie 1..
Trasa: Stadion - dwa kółka+przebieżka
Temperatura: ~3-5stp.
Start: 11:06
Czas: 5:20 (Garmin)
Dystans: 0,9 km (Garmin)
Tempo śr.: 5:52 (G)
Max tempo: 3:23 (G)..wow
Śr. HR: 153bpm
Max HR: 167bpm
Śr. kad.: 82spm
Max kad.:107spm
Podsumowanie 2..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko
Temperatura: ~3-5stp.
Start: 11:38
Czas: 29:48 (Garmin)
Dystans: 4,12/3,71 km (Garmin/endo)..coś mi tu autopauza w G. zamieszała
Tempo śr.: 7:10/6:44 (G/e)
Max tempo: 4:48/5:41 (G/e)
Śr. HR: 162bpm
Max HR: 177bpm
Śr. kad.: 78spm
Max kad.:84spm
Wrażenia..
Naprawdę przyjemnie spędzone niedzielne południe, świetna pogoda, fajni pozytywni ludzie z uśmiechem na ustach, miły powrót i miłe powitanie przez "starych znajomych"..Naprawdę sympatycznie i pożytecznie spędzony czas Tak miło, że nawet fotki nie zrobiłem (no umysł zajęty gadulstwem )..Mam nadzieję chociaż, że Agata wrzuci na YT nasze skipowanie
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 06.12.2012r.
Mikołajki...Sporo osób biegnie dziś w dziwnych strojach gdzieś tam ..Trzymam kciuki..
Fakt - od początku tygodnia plan był napięty, wyszło "niebiegowo", ale nie w bezruchu - wręcz przeciwnie: po piątkowym i sobotnim truchtaniu stadionowym, niedzielnym ZBN nad Rusałką, w poniedziałek - koszykówka, wtorek - ergometr, siłownia, wczoraj - ..no wczoraj praca do 21ej i jakoś brakowało paliwa (czułem lekkie przesilenie, codziennie było coś)....Choć pauza miała w sumie planowy charakter, bo biegać chcę iść dziś i spróbować połączyć to z wizytą na siłowni/basenie..A wszystko dlatego że...
No właśnie..pogięło mnie..Miałem, póki co, nie startować, bo moje czasy i forma jakoś nie są hurraoptymistyczne..Ale wczoraj w nocy, chyba w jakiejś nocnej zwidzie (dodam, że nie piłem), zgłosiłem akces do Moraskich Serpentyn Potem długą chwilę zastanawiałem się nad tym, jak dziecko, które coś poważnego zbroiło..Przecie nie biegałem jeszcze w zawodach Teren mi nieznany..no, jedynie biuro zawodów dobrze, bo tam mam salę, basen i siłownię, ale na zewnątrz..ni hu hu.
Tak to jest, gdy w łepetynie coś zaświta - winni są moi koledzy, którzy we wtorek sobie tak swobodnie gadali na siłowni o biegu, a Tomek wręcz pożegnał się: to do soboty, Paweł! ...No i masz Ci..I co ja bidulek będę te pół godziny w nieznanym lesie w sobotę robił..pewnie drogi szukał..albo płuc
Dziś mam taki plan właśnie, żeby nie być całkiem zielonym, pojechać wcześniej na siłownię i przed nią powęszyć trochę po tym lasku..Jeśli się dziś nie zgubię, w sobotę powinienem wrócić jakoś...
Kurcze..odbiło mi..jak babcię kocham...6:00/km w porywach....rozdziewiczać mi się zachciało..
Mikołajki...Sporo osób biegnie dziś w dziwnych strojach gdzieś tam ..Trzymam kciuki..
Fakt - od początku tygodnia plan był napięty, wyszło "niebiegowo", ale nie w bezruchu - wręcz przeciwnie: po piątkowym i sobotnim truchtaniu stadionowym, niedzielnym ZBN nad Rusałką, w poniedziałek - koszykówka, wtorek - ergometr, siłownia, wczoraj - ..no wczoraj praca do 21ej i jakoś brakowało paliwa (czułem lekkie przesilenie, codziennie było coś)....Choć pauza miała w sumie planowy charakter, bo biegać chcę iść dziś i spróbować połączyć to z wizytą na siłowni/basenie..A wszystko dlatego że...
No właśnie..pogięło mnie..Miałem, póki co, nie startować, bo moje czasy i forma jakoś nie są hurraoptymistyczne..Ale wczoraj w nocy, chyba w jakiejś nocnej zwidzie (dodam, że nie piłem), zgłosiłem akces do Moraskich Serpentyn Potem długą chwilę zastanawiałem się nad tym, jak dziecko, które coś poważnego zbroiło..Przecie nie biegałem jeszcze w zawodach Teren mi nieznany..no, jedynie biuro zawodów dobrze, bo tam mam salę, basen i siłownię, ale na zewnątrz..ni hu hu.
Tak to jest, gdy w łepetynie coś zaświta - winni są moi koledzy, którzy we wtorek sobie tak swobodnie gadali na siłowni o biegu, a Tomek wręcz pożegnał się: to do soboty, Paweł! ...No i masz Ci..I co ja bidulek będę te pół godziny w nieznanym lesie w sobotę robił..pewnie drogi szukał..albo płuc
Dziś mam taki plan właśnie, żeby nie być całkiem zielonym, pojechać wcześniej na siłownię i przed nią powęszyć trochę po tym lasku..Jeśli się dziś nie zgubię, w sobotę powinienem wrócić jakoś...
Kurcze..odbiło mi..jak babcię kocham...6:00/km w porywach....rozdziewiczać mi się zachciało..
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Czwartku c.d.
Słowo się rzekło..
Plan na dziś..
Przebiec trasę Serpentyn, nieco po omacku, bo po zmroku, ale nie ma innej możliwości..A potem na ergometr i może basen.
A zatem 18ta z minutami do auta i wio..Korki, jeden za drugim, warunki do jazdy kiepskie, ślisko, po drodze wypadek na trzypasmowym odcinku - niby dwa drożne, ale przecie my, Polacy, musimy zwolnić do 5km/h, żeby sobie popatrzeć.. Na jednym ze ślimaczych kawałków odprowadzam z rezygnacją i zazdrością wzrokiem dziewczynę, biegnącą chodnikiem i oddalającą się w szybkim tempie ..Żeby dojechać na Morasko, muszę przeciąć miasto z południa na północ, normalnie w 20minut, teraz jadę już trzy kwadranse..Wreszcie na miejscu. Jestem od razu gotowy, więc tylko czapka na łeb, czołówka na czapkę, na tył głowy buff, bo mi dziś coś zimno i w drogę. Temperatura spada, szykuje się zimna noc..Jest ok. -3stp., do tego mocno zacina śnieg. Trasa dla mnie nowa, las nieznany, ale postudiowałem wcześniej jpg-a, mam nadzieję się nie zgubić. Na początku gaszę gestem latarkę, bo śnieg odbija resztki rozproszonego światła i widać całkiem nieźle. Nie chcę się spieszyć, raczej chcę przetruchtać cały odcinek i zapamiętać, gdzie podbieg, a gdzie zbieg, gdzie trzeba uważać, a gdzie można szybciej zasuwać. W sumie to pierwszy raz tej zimy (choć kalendarzowo jesień jeszcze) biegnę w śniegu. Badam przyczepność (w końcu buty nie-trailowe), śnieg jest świeży, więc nie jest źle. W kieszeni mam kupione w Lidlu kolce:
przetestuję je na koniec, czy da się w czymś takim bezproblemowo biec.
Trasa Serpentyn:
wije się nieco, ale ja wstęp do niej (fragment otwartej przestrzeni) trochę upraszczam, bo oznaczeń brak, a teren dla mnie nowy. Wbiegam w lasek, lekko z górki, a potem w lewo i płasko wzdłuż rowu. Na końcu niespodzianka - przeprawa po europaletach, albo czymś do nich podobnym - ciekawe ilu w sobotę zaliczy tu kontakt z matką ziemią ..Zapalam czołówkę, choć dałbym radę bez..Truchtam wg planu w głowie, niestety za daleko. Muszę na moment spauzować urządzenia, podejrzeć mapę w komórce i kawałek wrócić... Odnajduję właściwy szlak i już go nie gubię do końca. Droga faktycznie zawija raz w te, raz we wte. Biegnąc znów wzdłuż rowu zastanawiam się, co będzie, gdy ktoś będzie chciał mijać - jest wąsko, na szerokość jednej osoby..Dalej mostek, delikatny podbieg i znów na otwartej przestrzeni z zawijasami. Czas mam beznadziejny, minę jak nic 30', ale nie to było celem biegu. Czuję się jednak zmęczony , co budzi znów pytania, czy występ ma sens. Gdy dobiegam do parkingu, mam na liczniku 5,60km, czas..lepiej nie mówić..Buduje troszkę myśl, że to nie jest trasa na rekordy..Chwilka rozciągania i na buty naciągam kolce, żeby je sprawdzić. Truchtam z pół km, jest ok, nawet bardziej niż ok. W miękkim śniegu, na naturalnym podłożu prawie ich nie czuć, czuć troszkę zwiększoną masę buta. Na twardszej nawierzchni, ubitej przez auta, ciut gorzej ale tragedii nie ma. Można będzie się nimi wspomóc w sobotę .
Zabieram z auta graty i idę na siłownię, na ergometr. Daję sobie upust, robiąc 10km, przeplatając zwykłe tempo mocniejszymi akcentami. Kawałek fajnej pracy i sporo potu. Potem brzuszki i na chwilę na basen. Śmieję się, że mam taki mini triathlon ..
Podsumowanie..
Trasa: Lasek za Campusem Morasko
Temperatura: -3stp.
Start: 20:09
Czas: 35:52/36:46 (Garmin/endo)
Dystans: 5,60/5,54 km
Tempo śr.: 6:24/6:38 (G/e)
Max tempo: 5:27/4:33 (G/e)
Śr. HR: 162bpm
Max HR: 178bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 95spm
Samopoczucie w trakcie biegu (1-10): 5
Samopoczucie w po biegu (1-10): 7
Wrażenia..
Czuję przerwę od biegania w nogach..Nie umiem złapać rytmu, za to łatwo łapię zmęczenie. Dusza się wyrywa, nogi zostają. Tym razem nie miało być szybko, a zapoznawczo, ale i tak jakoś kiepsko mi się pobiegło..Zgubiłem drogę, musiałem się cofać, miałem więc chwilę pauzy, ale też i irytacji, bo musiałem wygrzebać w komórce ściągę z jpg-iem....Trasa - śmieszna, podoba mi się, bo lasek nie robi wrażenia puszczy, a jednak udało się gdzieś te przynajmniej 4km zagospodarować..Całość nie jest sprinterska, nie da się tu czasu zawrotnego osiągnąć nawet "przecinakom", tym bardziej mnie to cieszy, bo traktuję ten bieg czysto zabawowo Zresztą...jeśli udałoby mi swoje "105kg żywego biegowego szczęścia" rozpędzić do zawrotnej prędkości 5:30 i trochę ją przytrzymać, już będę happy ..Może zejdę poniżej 30'...- każdy wynik z przedziału 25-30 biorę w ciemno. W końcu to mają być moje pierwsze zawody ...
Aaa..Z takich drobiazgów dzisiejszych godnych wspomnienia - zasiliłem dziś czołówkę Eneloopami, może i delikatnie mniej światła dają (1.2 zamiast 1.5V), ale żadnego dyskomfortu nie ma (zresztą naładowane i tak były lepsze niż moje baterie, które już kilka razy sobie popracowały). Ciekawe, czy ktoś z Was używa Pure Energy i jaką ma o nich opinie?
Opaskę z telefonem zamocowałem dziś sobie (bardziej dla ochrony przed padającym śniegiem), zamiast na ramieniu, powyżej wewnętrznej strony przegubu prawej dłoni. Miałem wygodny dostęp, niestety rękawiczki Kalenji, pomimo specjalnego zakończenia palca wskazującego, obsługi nie ułatwiają..Jabra Sport łapała zasięg bez kłopotu.
PS. Trzymajta kciuki w sobotę ok. 11:30, żeby ani ratownictwo medyczne, ani policyjny śmigłowiec i psy nie mieli extra pracy na weekend
Słowo się rzekło..
Plan na dziś..
Przebiec trasę Serpentyn, nieco po omacku, bo po zmroku, ale nie ma innej możliwości..A potem na ergometr i może basen.
A zatem 18ta z minutami do auta i wio..Korki, jeden za drugim, warunki do jazdy kiepskie, ślisko, po drodze wypadek na trzypasmowym odcinku - niby dwa drożne, ale przecie my, Polacy, musimy zwolnić do 5km/h, żeby sobie popatrzeć.. Na jednym ze ślimaczych kawałków odprowadzam z rezygnacją i zazdrością wzrokiem dziewczynę, biegnącą chodnikiem i oddalającą się w szybkim tempie ..Żeby dojechać na Morasko, muszę przeciąć miasto z południa na północ, normalnie w 20minut, teraz jadę już trzy kwadranse..Wreszcie na miejscu. Jestem od razu gotowy, więc tylko czapka na łeb, czołówka na czapkę, na tył głowy buff, bo mi dziś coś zimno i w drogę. Temperatura spada, szykuje się zimna noc..Jest ok. -3stp., do tego mocno zacina śnieg. Trasa dla mnie nowa, las nieznany, ale postudiowałem wcześniej jpg-a, mam nadzieję się nie zgubić. Na początku gaszę gestem latarkę, bo śnieg odbija resztki rozproszonego światła i widać całkiem nieźle. Nie chcę się spieszyć, raczej chcę przetruchtać cały odcinek i zapamiętać, gdzie podbieg, a gdzie zbieg, gdzie trzeba uważać, a gdzie można szybciej zasuwać. W sumie to pierwszy raz tej zimy (choć kalendarzowo jesień jeszcze) biegnę w śniegu. Badam przyczepność (w końcu buty nie-trailowe), śnieg jest świeży, więc nie jest źle. W kieszeni mam kupione w Lidlu kolce:
przetestuję je na koniec, czy da się w czymś takim bezproblemowo biec.
Trasa Serpentyn:
wije się nieco, ale ja wstęp do niej (fragment otwartej przestrzeni) trochę upraszczam, bo oznaczeń brak, a teren dla mnie nowy. Wbiegam w lasek, lekko z górki, a potem w lewo i płasko wzdłuż rowu. Na końcu niespodzianka - przeprawa po europaletach, albo czymś do nich podobnym - ciekawe ilu w sobotę zaliczy tu kontakt z matką ziemią ..Zapalam czołówkę, choć dałbym radę bez..Truchtam wg planu w głowie, niestety za daleko. Muszę na moment spauzować urządzenia, podejrzeć mapę w komórce i kawałek wrócić... Odnajduję właściwy szlak i już go nie gubię do końca. Droga faktycznie zawija raz w te, raz we wte. Biegnąc znów wzdłuż rowu zastanawiam się, co będzie, gdy ktoś będzie chciał mijać - jest wąsko, na szerokość jednej osoby..Dalej mostek, delikatny podbieg i znów na otwartej przestrzeni z zawijasami. Czas mam beznadziejny, minę jak nic 30', ale nie to było celem biegu. Czuję się jednak zmęczony , co budzi znów pytania, czy występ ma sens. Gdy dobiegam do parkingu, mam na liczniku 5,60km, czas..lepiej nie mówić..Buduje troszkę myśl, że to nie jest trasa na rekordy..Chwilka rozciągania i na buty naciągam kolce, żeby je sprawdzić. Truchtam z pół km, jest ok, nawet bardziej niż ok. W miękkim śniegu, na naturalnym podłożu prawie ich nie czuć, czuć troszkę zwiększoną masę buta. Na twardszej nawierzchni, ubitej przez auta, ciut gorzej ale tragedii nie ma. Można będzie się nimi wspomóc w sobotę .
Zabieram z auta graty i idę na siłownię, na ergometr. Daję sobie upust, robiąc 10km, przeplatając zwykłe tempo mocniejszymi akcentami. Kawałek fajnej pracy i sporo potu. Potem brzuszki i na chwilę na basen. Śmieję się, że mam taki mini triathlon ..
Podsumowanie..
Trasa: Lasek za Campusem Morasko
Temperatura: -3stp.
Start: 20:09
Czas: 35:52/36:46 (Garmin/endo)
Dystans: 5,60/5,54 km
Tempo śr.: 6:24/6:38 (G/e)
Max tempo: 5:27/4:33 (G/e)
Śr. HR: 162bpm
Max HR: 178bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 95spm
Samopoczucie w trakcie biegu (1-10): 5
Samopoczucie w po biegu (1-10): 7
Wrażenia..
Czuję przerwę od biegania w nogach..Nie umiem złapać rytmu, za to łatwo łapię zmęczenie. Dusza się wyrywa, nogi zostają. Tym razem nie miało być szybko, a zapoznawczo, ale i tak jakoś kiepsko mi się pobiegło..Zgubiłem drogę, musiałem się cofać, miałem więc chwilę pauzy, ale też i irytacji, bo musiałem wygrzebać w komórce ściągę z jpg-iem....Trasa - śmieszna, podoba mi się, bo lasek nie robi wrażenia puszczy, a jednak udało się gdzieś te przynajmniej 4km zagospodarować..Całość nie jest sprinterska, nie da się tu czasu zawrotnego osiągnąć nawet "przecinakom", tym bardziej mnie to cieszy, bo traktuję ten bieg czysto zabawowo Zresztą...jeśli udałoby mi swoje "105kg żywego biegowego szczęścia" rozpędzić do zawrotnej prędkości 5:30 i trochę ją przytrzymać, już będę happy ..Może zejdę poniżej 30'...- każdy wynik z przedziału 25-30 biorę w ciemno. W końcu to mają być moje pierwsze zawody ...
Aaa..Z takich drobiazgów dzisiejszych godnych wspomnienia - zasiliłem dziś czołówkę Eneloopami, może i delikatnie mniej światła dają (1.2 zamiast 1.5V), ale żadnego dyskomfortu nie ma (zresztą naładowane i tak były lepsze niż moje baterie, które już kilka razy sobie popracowały). Ciekawe, czy ktoś z Was używa Pure Energy i jaką ma o nich opinie?
Opaskę z telefonem zamocowałem dziś sobie (bardziej dla ochrony przed padającym śniegiem), zamiast na ramieniu, powyżej wewnętrznej strony przegubu prawej dłoni. Miałem wygodny dostęp, niestety rękawiczki Kalenji, pomimo specjalnego zakończenia palca wskazującego, obsługi nie ułatwiają..Jabra Sport łapała zasięg bez kłopotu.
PS. Trzymajta kciuki w sobotę ok. 11:30, żeby ani ratownictwo medyczne, ani policyjny śmigłowiec i psy nie mieli extra pracy na weekend
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 08.12.2012r.
Plany na dziś..
Dzień zawodów ..Wczoraj wieczorem zjawił się u nas gość na weekend, więc niestety nie udało mi się dziś odespać, jak to zwykle w weekend robię ..Ale rano mobilizacja była Wieczorem już sobie uszykowałem to i tamto, żeby przed wyjazdem nerwowo nie szukać..Naładowałem też aku do lustrzanki, bo umowa z moimi dziewczynami była taka, że dojadą na sam start i będą focić...
Oczywiście jak się ktoś spieszy, nagle czas przyspiesza. Wyjechałem, wydawało się z zapasem, ale znów korki wprowadziły nerwówkę. Dojechałem jednak na Morasko na czas i miałem jeszcze kwadrans na "zalogowanie się" w biurze zawodów. Na miejscu wszystko bardzo sprawnie zorganizowane, fajne studentki w dużej liczbie informowały o wszystkim i pomagały, dzięki czemu wydanie chipa i zostawienie klamotów w depozycie trwało chwilkę..Sporo ludzi zgromadziło się wewnątrz, by sobie tutaj pogadać i wstępnie się porozciągnąć, bo za szybą było -6stp.
Ja przyjechałem ubrany, prawie gotowy, więc po założeniu chipa i "przyagrafkowaniu" numerka, potruchtałem sobie "oblukać" teren startu i pierwszych 500m, rozgrzewając się tak, jak to robię przed każdym bieganiem.
W drodze założyłem kolce, sprawdzając, by były dobrze zamocowane - nie chciałbym mieć niespodzianki w biegu Przyglądałem się ukradkiem innym uczestnikom podczas rundek rozgrzewkowych i nikt poza mną kolców nie miał..Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo czułem się jakbym używał niedozwolonych środków dopingowych , z drugiej zaś strony - jako żółtodziób i debiutant - zadumałem się, że być może kolce nie są odpowiednie na tą pogodę i trasę, skoro jestem osamotniony ...(na mecie okazało się, że nie byłem jedyny)..
Start przesunął się o kwadrans. Najpierw dzieciaki pobiegły swoje 700m, potem uszykowaliśmy się i my. Start został przygotowany specjalnie bardzo szeroko, aby wszyscy mogli ruszyć jednocześnie i nie było potrzeby dzielenia czasu na netto i brutto. Tuż przed startem rozglądałem się, szukając wzrokiem dziewczyn, ale znalazłem tylko kolegę, Tomka, którego namowie zawdzięczam dzisiejsze uczestnictwo.
Ruszyliśmy o 11:30. Od razu miałem zonka, bo odpaliłem Garmina i endo, to, zamiast ruszyć, zamknęło się W biegu więc odpalałem aplikację powtórnie - dobrze, że moja Neo V-ka szybko łapie satelity, endo ruszyło z małym poślizgiem. W międzyczasie grupa już się rozciągnęła na pustej przestrzeni, postanowiłem więc przeskoczyć nieco do przodu, odrobinę nadrobić i zacząłem mijać osoby bezpośrednio przede mną. Bardzo przydał się ten czwartkowy, wieczorny rekonesans, miałem orientację w trasie, mogłem myśleć o rozłożeniu sił..Nie chciałem na początek przesadzić, rzut oka na zegarek pokazał niewiele ponad 5:00.. Pierwsza serpentyna prowadziła w pobliże startu, tu dojrzałem dziewczyny, ale zaskoczyło mnie, że nie robią zdjęć , tylko coś tam machają komórką...Stawka się rozciągnęła, a ja nie byłem ostatni i to mnie bardzo podbudowało..Na zbiegach przyspieszałem, na niewielkich podbiegach regulowałem tempo..Znów mnie wzięło na wyprzedzanie, minąłem kolejne osoby, bo wiedziałem, że dalej będzie wąsko i kłopotliwie..Głos rozsądku mówił mi: nie wyrywaj się, jeszcze połowa dystansu ..Wiedziałem, że wybieg z lasu wiedzie przez mostek i delikatnie pod górkę..Gdy znów znalazłem się na otwartej przestrzeni czułem zmęczenie i odpływ sił..Meta była w zasięgu wzroku, ale droga do niej wiodła zakrętasami jeszcze przez niecały kilometr. Tempo siadło zdecydowanie, pomyślałem, że zrywać się będę dopiero 100m przed metą..Oj, poczułem już zmęczenie (pewnie przez bliskość mety), miałem głęboki oddech i drobne z nim kłopoty (o czym dalej), co najważniejsze jednak zaledwie dwie-trzy osoby na całym dystansie mnie wyprzedzały i nawet teraz na koniec nikt się nie kwapił..Dopiero na ostatnich 50-100 metrach jakiś chłopak z prawej próbował, ale wtedy nagle swobodnie przyspieszyłem, dopingując go, by zrobił to samo i minąłem metę przed nim Zdziwiłem tym sam siebie - byłem mocno zmęczony, a tu nagle taki przypływ energii ...Chwilę dochodziłem do siebie w truchcie, zanim poszedłem po herbatę i zameldowałem się w biurze na zdaniu chipa i odbiorze ciuchów..Bardzo mnie cieszyła perspektywa prysznica, no i dotarło do mnie, że właśnie ukończyłem ZAWODY ostatnie, w jakich brałem udział, miały miejsce - jeśli dobrze pamiętam - na AWFowych studiach, na obozie sportowym i nie liczę ich, bo były na zaliczenie. Dziś był udział dobrowolny, a więc prawdziwy debiut ...Aha..czas??? A czy to ważne?? Ok, ok...nie złamałem nawet 30 minut, wg Garmina zabrakło mi sporo, ok. 30 sekund, ale gdy mijałem metę widziałem na zegarze chyba 30:12..Zweryfikuję, jak opublikują wyniki.
Podsumowanie.. - ...endo miało falstart
Trasa: Serpentyny Moraskie 5km Bieg I - lasek za Campusem Morasko
Temperatura: -6stp.
Start: 11:30
Czas: 30:28 (Garmin)
Dystans: 5,10 km
Tempo śr.: 5:58/6:05 (G/e)
Max tempo: 3:54/5:05 (G/e)
Śr. HR: 167bpm
Max HR: 176bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 102spm
Samopoczucie w trakcie biegu (1-10): 5
Samopoczucie w po biegu (1-10): 8..choć szybko jakoś wypocząłem..
Wrażenia..
Świetne. Zima pełna gębą, mróz, choć słonko w czasie biegu zaczęło się przeciskać przez chmury. Chciałem trzymać tempo, ale później już tylko raz po raz kontrolnie zaglądałem na zegarek, gdy chciałem przyspieszać. Biegłem bardziej na samopoczucie. W pierwszej, szybszej części "wiozłem się" na tych przede mną, bo biegli ok. 5:00-6:00, a to dawało nadzieję na zejście poniżej 30'..Później, gdy towarzystwo się przerzedziło, a doszło zmęczenie, "ten zły wewnętrzny głos" powstrzymywał mnie przed wyprzedzaniem tych, którzy już nie trzymali sześciu minut..No ale cały bieg to było nowe doświadczenie i oczywiście zupełnie inne, niż to treningowe. Ten bieg był pokręcony, trasa nie dawała szans na dobry czas i tym szybkim, i tym z ogona...Odczuwało się to, co mi bardzo odpowiadało - atmosferę małego biegowego święta, a nie wyścigu kto szybciej . Jestem zadowolony. Dziś już relaks, jutro nad Rusałkę na zajęcia z ZBN.
Aha..dwie kwestie. Oddech. Poczułem w biegu, że nie zaleczyłem przeziębienia - pomijając zwykłe objawy kataru, które w takich okolicznościach dają podwójnie o sobie znać, miałem dziwne uczucie przy głębokim oddechu, że coś w oskrzelach próbuje mi się oderwać, że nie mogę wziąć głębszego oddechu...Nigdy tak nie miałem, żebym miał odczucie zmniejszonej pojemności płuc..Niepokoiło mnie to w biegu..
No i druga niespodzianka - nie będę miał zdjęć. Brak aparatu u dziewczyn, który dostrzegłem na początku biegu, nie był przypadkowy...Moja córka, mimo przypominania, nie włożyła zabranej wieczorem "na chwilę" karty...Zorientowała się dopiero na linii startu/mety...Teraz muszę liczyć, że wcisnąłem się gdzieś "na kliszę" organizatorom...
Kolce dały radę. Kilka razy przetarłem o coś, ale wystarczy żwawiej nogę podnosić i nie ma problemu. Czułem się w nich pewnie.
Plany na dziś..
Dzień zawodów ..Wczoraj wieczorem zjawił się u nas gość na weekend, więc niestety nie udało mi się dziś odespać, jak to zwykle w weekend robię ..Ale rano mobilizacja była Wieczorem już sobie uszykowałem to i tamto, żeby przed wyjazdem nerwowo nie szukać..Naładowałem też aku do lustrzanki, bo umowa z moimi dziewczynami była taka, że dojadą na sam start i będą focić...
Oczywiście jak się ktoś spieszy, nagle czas przyspiesza. Wyjechałem, wydawało się z zapasem, ale znów korki wprowadziły nerwówkę. Dojechałem jednak na Morasko na czas i miałem jeszcze kwadrans na "zalogowanie się" w biurze zawodów. Na miejscu wszystko bardzo sprawnie zorganizowane, fajne studentki w dużej liczbie informowały o wszystkim i pomagały, dzięki czemu wydanie chipa i zostawienie klamotów w depozycie trwało chwilkę..Sporo ludzi zgromadziło się wewnątrz, by sobie tutaj pogadać i wstępnie się porozciągnąć, bo za szybą było -6stp.
Ja przyjechałem ubrany, prawie gotowy, więc po założeniu chipa i "przyagrafkowaniu" numerka, potruchtałem sobie "oblukać" teren startu i pierwszych 500m, rozgrzewając się tak, jak to robię przed każdym bieganiem.
W drodze założyłem kolce, sprawdzając, by były dobrze zamocowane - nie chciałbym mieć niespodzianki w biegu Przyglądałem się ukradkiem innym uczestnikom podczas rundek rozgrzewkowych i nikt poza mną kolców nie miał..Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo czułem się jakbym używał niedozwolonych środków dopingowych , z drugiej zaś strony - jako żółtodziób i debiutant - zadumałem się, że być może kolce nie są odpowiednie na tą pogodę i trasę, skoro jestem osamotniony ...(na mecie okazało się, że nie byłem jedyny)..
Start przesunął się o kwadrans. Najpierw dzieciaki pobiegły swoje 700m, potem uszykowaliśmy się i my. Start został przygotowany specjalnie bardzo szeroko, aby wszyscy mogli ruszyć jednocześnie i nie było potrzeby dzielenia czasu na netto i brutto. Tuż przed startem rozglądałem się, szukając wzrokiem dziewczyn, ale znalazłem tylko kolegę, Tomka, którego namowie zawdzięczam dzisiejsze uczestnictwo.
Ruszyliśmy o 11:30. Od razu miałem zonka, bo odpaliłem Garmina i endo, to, zamiast ruszyć, zamknęło się W biegu więc odpalałem aplikację powtórnie - dobrze, że moja Neo V-ka szybko łapie satelity, endo ruszyło z małym poślizgiem. W międzyczasie grupa już się rozciągnęła na pustej przestrzeni, postanowiłem więc przeskoczyć nieco do przodu, odrobinę nadrobić i zacząłem mijać osoby bezpośrednio przede mną. Bardzo przydał się ten czwartkowy, wieczorny rekonesans, miałem orientację w trasie, mogłem myśleć o rozłożeniu sił..Nie chciałem na początek przesadzić, rzut oka na zegarek pokazał niewiele ponad 5:00.. Pierwsza serpentyna prowadziła w pobliże startu, tu dojrzałem dziewczyny, ale zaskoczyło mnie, że nie robią zdjęć , tylko coś tam machają komórką...Stawka się rozciągnęła, a ja nie byłem ostatni i to mnie bardzo podbudowało..Na zbiegach przyspieszałem, na niewielkich podbiegach regulowałem tempo..Znów mnie wzięło na wyprzedzanie, minąłem kolejne osoby, bo wiedziałem, że dalej będzie wąsko i kłopotliwie..Głos rozsądku mówił mi: nie wyrywaj się, jeszcze połowa dystansu ..Wiedziałem, że wybieg z lasu wiedzie przez mostek i delikatnie pod górkę..Gdy znów znalazłem się na otwartej przestrzeni czułem zmęczenie i odpływ sił..Meta była w zasięgu wzroku, ale droga do niej wiodła zakrętasami jeszcze przez niecały kilometr. Tempo siadło zdecydowanie, pomyślałem, że zrywać się będę dopiero 100m przed metą..Oj, poczułem już zmęczenie (pewnie przez bliskość mety), miałem głęboki oddech i drobne z nim kłopoty (o czym dalej), co najważniejsze jednak zaledwie dwie-trzy osoby na całym dystansie mnie wyprzedzały i nawet teraz na koniec nikt się nie kwapił..Dopiero na ostatnich 50-100 metrach jakiś chłopak z prawej próbował, ale wtedy nagle swobodnie przyspieszyłem, dopingując go, by zrobił to samo i minąłem metę przed nim Zdziwiłem tym sam siebie - byłem mocno zmęczony, a tu nagle taki przypływ energii ...Chwilę dochodziłem do siebie w truchcie, zanim poszedłem po herbatę i zameldowałem się w biurze na zdaniu chipa i odbiorze ciuchów..Bardzo mnie cieszyła perspektywa prysznica, no i dotarło do mnie, że właśnie ukończyłem ZAWODY ostatnie, w jakich brałem udział, miały miejsce - jeśli dobrze pamiętam - na AWFowych studiach, na obozie sportowym i nie liczę ich, bo były na zaliczenie. Dziś był udział dobrowolny, a więc prawdziwy debiut ...Aha..czas??? A czy to ważne?? Ok, ok...nie złamałem nawet 30 minut, wg Garmina zabrakło mi sporo, ok. 30 sekund, ale gdy mijałem metę widziałem na zegarze chyba 30:12..Zweryfikuję, jak opublikują wyniki.
Podsumowanie.. - ...endo miało falstart
Trasa: Serpentyny Moraskie 5km Bieg I - lasek za Campusem Morasko
Temperatura: -6stp.
Start: 11:30
Czas: 30:28 (Garmin)
Dystans: 5,10 km
Tempo śr.: 5:58/6:05 (G/e)
Max tempo: 3:54/5:05 (G/e)
Śr. HR: 167bpm
Max HR: 176bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 102spm
Samopoczucie w trakcie biegu (1-10): 5
Samopoczucie w po biegu (1-10): 8..choć szybko jakoś wypocząłem..
Wrażenia..
Świetne. Zima pełna gębą, mróz, choć słonko w czasie biegu zaczęło się przeciskać przez chmury. Chciałem trzymać tempo, ale później już tylko raz po raz kontrolnie zaglądałem na zegarek, gdy chciałem przyspieszać. Biegłem bardziej na samopoczucie. W pierwszej, szybszej części "wiozłem się" na tych przede mną, bo biegli ok. 5:00-6:00, a to dawało nadzieję na zejście poniżej 30'..Później, gdy towarzystwo się przerzedziło, a doszło zmęczenie, "ten zły wewnętrzny głos" powstrzymywał mnie przed wyprzedzaniem tych, którzy już nie trzymali sześciu minut..No ale cały bieg to było nowe doświadczenie i oczywiście zupełnie inne, niż to treningowe. Ten bieg był pokręcony, trasa nie dawała szans na dobry czas i tym szybkim, i tym z ogona...Odczuwało się to, co mi bardzo odpowiadało - atmosferę małego biegowego święta, a nie wyścigu kto szybciej . Jestem zadowolony. Dziś już relaks, jutro nad Rusałkę na zajęcia z ZBN.
Aha..dwie kwestie. Oddech. Poczułem w biegu, że nie zaleczyłem przeziębienia - pomijając zwykłe objawy kataru, które w takich okolicznościach dają podwójnie o sobie znać, miałem dziwne uczucie przy głębokim oddechu, że coś w oskrzelach próbuje mi się oderwać, że nie mogę wziąć głębszego oddechu...Nigdy tak nie miałem, żebym miał odczucie zmniejszonej pojemności płuc..Niepokoiło mnie to w biegu..
No i druga niespodzianka - nie będę miał zdjęć. Brak aparatu u dziewczyn, który dostrzegłem na początku biegu, nie był przypadkowy...Moja córka, mimo przypominania, nie włożyła zabranej wieczorem "na chwilę" karty...Zorientowała się dopiero na linii startu/mety...Teraz muszę liczyć, że wcisnąłem się gdzieś "na kliszę" organizatorom...
Kolce dały radę. Kilka razy przetarłem o coś, ale wystarczy żwawiej nogę podnosić i nie ma problemu. Czułem się w nich pewnie.
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota - w uzupełnieniu
Wg nieoficjalnych wyników: 30:28, czyli dokładnie tak jak mi pokazał Garmin. Mój pierwszy (nie-)oficjalny czas zawodów Miejsce..153, ale jeszcze parę osób po mnie przybiegło, to mnie cieszy . Co do ilości uczestników, w odniesieniu do GP, bieg był niemal kameralny (174ech ludków) - ciekawe, jak będzie obsadzona druga odsłona
No i jeszcze coś miłego z Garmina: kończyłem bieg w tempie 4:16.., czyli finisz mi się udał
Wg nieoficjalnych wyników: 30:28, czyli dokładnie tak jak mi pokazał Garmin. Mój pierwszy (nie-)oficjalny czas zawodów Miejsce..153, ale jeszcze parę osób po mnie przybiegło, to mnie cieszy . Co do ilości uczestników, w odniesieniu do GP, bieg był niemal kameralny (174ech ludków) - ciekawe, jak będzie obsadzona druga odsłona
No i jeszcze coś miłego z Garmina: kończyłem bieg w tempie 4:16.., czyli finisz mi się udał
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 09.12.2012r.
Plan na dziś..
Godz. 11:00, J. Rusałka, spotkanie Z Biegiem Natury..
Dziś wypełzły na poznańskie drogi chyba nawet stare polonezy policyjne, bo radio CB aż huczało od informacji, gdzie trwa polowanie..Chłodno, -6stp, niebo zachmurzone, ale słonko walczy jak może, by się przebić. Nad Rusałką pięknie i malowniczo, szadź na drzewach łagodzi moje ogólnie kiepskie nastawienie do zimy.
Grupka dziś jest liczniejsza, czekamy kilka minut, przebierając czym się da w miejscu, w międzyczasie z każdej strony ktoś dobiega. Pojawia się Piotr Książkiewicz - organizator GP Poznania, obecnie cyklu Z Biegiem Natuy, a potem Piotrek Karolak alias Kulawy, który przyprowadza z lasu niedobitki grupy z godz. 10tej. Jest nas ok. 15 osób + Monika i dwóch Piotrków. Truchtamy tradycyjnie małym kółkiem wokół Rusałki, ale niespodzianka jest za mostkiem, gdzie odchodzi ścieżka do Strzeszynka. Na podbiegu robimy dziś dość "żwawe", ale luźne przebieżki. Pięć nam starczy, tym bardziej, że grupka, która się na te sprinty nie zdecydowała zdążyła już "odtruchtać" kawałek. Biegniemy więc ich śladem, aż do miejsca spotkania przy wiadukcie. Tu tradycyjny stretching, który udało mi się uwiecznić
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko z przebieżkami na podbiegu
Temperatura: -6stp.
Start: 11:06
Czas: 34:39 (Garmin)
Dystans: 4,93/5,02 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:57/7:10 (G/e)..no ale stawaliśmy po drodze dwa razy, przy podbiegach również
Max tempo: 2:51/3:40 (G/e)..podbiegi po sprintersku
Śr. HR: 153bpm
Max HR: 170bpm
Śr. kad.: 81spm
Max kad.:113spm..pewnie na wypoczynkowych zbiegach tak drobiłem nóżkami
Wrażenia..
Bardzo fajna jest ta formuła spotkań, bo tempo pozwala spokojnie nacieszyć się okolicą, a i pogadać można, wreszcie gębę do kogoś otworzyć Po wczorajszym moim "przecieraniu" Moraska taki relaks jak znalazł . A i zagadnąć można Monikę i Piotra o to i owo ..
W suplemencie pobiegowym, przed wyjazdem, mieliśmy jeszcze krótkie odpalanie "na pych" auta jednej z koleżanek..Cóż, zima nie ma litości dla motoryzacji..
Plan na dziś..
Godz. 11:00, J. Rusałka, spotkanie Z Biegiem Natury..
Dziś wypełzły na poznańskie drogi chyba nawet stare polonezy policyjne, bo radio CB aż huczało od informacji, gdzie trwa polowanie..Chłodno, -6stp, niebo zachmurzone, ale słonko walczy jak może, by się przebić. Nad Rusałką pięknie i malowniczo, szadź na drzewach łagodzi moje ogólnie kiepskie nastawienie do zimy.
Grupka dziś jest liczniejsza, czekamy kilka minut, przebierając czym się da w miejscu, w międzyczasie z każdej strony ktoś dobiega. Pojawia się Piotr Książkiewicz - organizator GP Poznania, obecnie cyklu Z Biegiem Natuy, a potem Piotrek Karolak alias Kulawy, który przyprowadza z lasu niedobitki grupy z godz. 10tej. Jest nas ok. 15 osób + Monika i dwóch Piotrków. Truchtamy tradycyjnie małym kółkiem wokół Rusałki, ale niespodzianka jest za mostkiem, gdzie odchodzi ścieżka do Strzeszynka. Na podbiegu robimy dziś dość "żwawe", ale luźne przebieżki. Pięć nam starczy, tym bardziej, że grupka, która się na te sprinty nie zdecydowała zdążyła już "odtruchtać" kawałek. Biegniemy więc ich śladem, aż do miejsca spotkania przy wiadukcie. Tu tradycyjny stretching, który udało mi się uwiecznić
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko z przebieżkami na podbiegu
Temperatura: -6stp.
Start: 11:06
Czas: 34:39 (Garmin)
Dystans: 4,93/5,02 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:57/7:10 (G/e)..no ale stawaliśmy po drodze dwa razy, przy podbiegach również
Max tempo: 2:51/3:40 (G/e)..podbiegi po sprintersku
Śr. HR: 153bpm
Max HR: 170bpm
Śr. kad.: 81spm
Max kad.:113spm..pewnie na wypoczynkowych zbiegach tak drobiłem nóżkami
Wrażenia..
Bardzo fajna jest ta formuła spotkań, bo tempo pozwala spokojnie nacieszyć się okolicą, a i pogadać można, wreszcie gębę do kogoś otworzyć Po wczorajszym moim "przecieraniu" Moraska taki relaks jak znalazł . A i zagadnąć można Monikę i Piotra o to i owo ..
W suplemencie pobiegowym, przed wyjazdem, mieliśmy jeszcze krótkie odpalanie "na pych" auta jednej z koleżanek..Cóż, zima nie ma litości dla motoryzacji..
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Środa 12.12.2012r.
Dziś gratka dla numerologów .."12.12.12"...Ja, po poniedziałkowej koszykówce i wtorkowym ergometrze na siłowni, środę zaplanowałem biegowo..
Plan na dziś..
Na dworze -7stp., ale z nieba nic nie pada. Póki co mamy w Poznaniu max 5-10cm śniegu, nie ma więc tragedii. Nad Rusałką nie byłem od niedzieli, ciekawi mnie, co tam zastanę. Dziś nic ambitnego: potruchtam wokół może kółeczko, a może coś więcej. Jeśli utrzymam tempo treningowe, a nie będę galopował, wplotę przebieżki.
Jak każdego roboczego dnia, wczoraj znów mam kłopot z czasem. Miałem szalony dzień, od rana do 15:30 cały czas w ruchu, śmigałem autem po całym mieście, załatwiałem wiele spraw. I jak co dnia niemal, po obiedzie, dopada mnie straszliwa senność..(qrcze, trzeba zbadać sobie cukier)...Kończę dzień pracy w ulubiony sposób: w ostoi zamierzchłych czasów, w kolejce na poczcie. Na szczęście mam w komórce Tapatalk, czas płynie na czytaniu nowych wpisów na forum ...Niestety TEN czas, który miałem spędzać już na bieganiu..
Nad Rusałkę ruszam po 21ej, tak późno o tej mrocznej porze jeszcze tam nie biegałem. Przyznam, że nie mam żadnych lęków z gatunków tych, które moim domownikom każą się stukać w głowę na wieść, że tam się wybieram, jednak bieganie tam wieczorem - w ciszy, mroku rozświetlanym latarką, pustce ludzkiej jest średnio-fajnym doświadczeniem - zdecydowanie wolę tam truchtać za dnia. Na szczęście jest ze mną moja muzyka
Vis a vis stadionu, przy którym parkuję, a który o tej porze tonie w ciemnościach, jest mała ostoja cywilizacji - szkoła jazdy. Dziś tam ćwiczy zaledwie jedno auto , no ale dobre i to, by zostawić pojazd w tych i tak mało komfortowych okolicznościach. Chłód jest dziś jakiś przejmujący, na tyle, że po raz pierwszy skracam rozgrzewkę, byleby już JAK NAJSZYBCIEJ ZACZĄĆ BIEC...Zakładam kolce, żeby czuć się pewniej..
Pierwszy kilometr jak zwykle najwolniejszy, rozgrzewkowy, później mój zwykły trucht w okolicy 6:00. Głowa płata mi psikusy, cały czas "wewnętrzny przyjaciel" powtarza: daj sobie luz..zimno, głucho, nogi nie niosą, zostawiłeś tam auto, nie ma ludzi, jacyś kolesie robili dziwne kółko niedaleko Twojego auta - może specjalnie?..popatrz, nikt nie biega, może jednak zawrócisz?...itp, itd.....Ale jestem zawzięty. Dochodzą dwie "pepki" z endo od sympatycznych koleżanek (w tym miejscu raz jeszcze: serdecznie dziękuję!!), robi mi się raźniej. Mostek, podbieg, pół drogi za mną...Muzyka gra coś smętnego - niestety endo nie dopracowało obsługi utworów z moich słuchawek, więc nie mam jak pchnąć do przodu repertuaru bez sięgania do telefonu. Nie chce mi się, jedne co chcę, to do przodu...Nagle skok adrenaliny: mija mnie ni z tąd, ni z owąd starszy gość (starszy ode mnie ), pojawia się tuż obok mojego lewego ramienia nagle i zaskakująco , mija mnie i zasuwa jak maszyna do przodu..."Ten to ma tempo - myślę - w dodatku biegnie po ciemku"..Zamykam kółko z dobrym samopoczuciem, bo złapałem swój rytm, postanawiam więc dobiec piątkę trasą GP, przy okazji robiąc krótkie przebieżki (15-20"). Okazuje się, że mimo śniegu, da się ładniej pobiec Kolce ratują Gdy dobiegam z powrotem do auta mam za sobą 6km..."szału nie ma", myślę, "ale zawsze coś"..No i zimno mi nie jest. Marzę jednak o ciepłej herbacie z cytryną, więc wskakuję do bolida i opuszczam to średnio gościnne miejsce ...
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko + suplement + przebieżki
Temperatura: -7stp.
Start: 21:12
Czas: 39:06 (Garmin)
Dystans: 6,15/6,10 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:27 (G/e)..
Max tempo: 4:11/4:44 (G/e)..
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 171bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.:93spm
Wrażenia..
Jestem kontent Środa była bez migania się od ruchu, a powodów było ze sto - na odchodne widziałem stukanie się po głowach w domu ("O tej porze?? Nad Rusałke?? Nie boisz się?? Żebyś chociaż miał wysoka polisę.. "). Było zimno, ciemno, dla normalnego człowieka średnio sympatycznie - no ale zakładam, że się na takiego nie kwalifikuję ..Tak dla testu zasłoniłem usta buffem na początek, ale zaraz mi się odechciało - jakoś mnie wkurzało trochę..Ciężko mi się rozkręcało, ale potem załapałem rytm. W przebieżki próbowałem wpleść więcej luzu, jeśli o luzie w bieganiu po średnio przyczepnej nawierzchni można w ogóle mówić (człowiek zawsze delikatnie się spina). Teraz czwartek na ergometr (siłownia), w piątek może szybkie kółko podczas treningu córki, a sobota i niedziela obowiązkowo na zajęciach biegowych
Mam szansę na tydzień wypełniony każdego dnia ruchem - i to mnie cieszy
Dziś gratka dla numerologów .."12.12.12"...Ja, po poniedziałkowej koszykówce i wtorkowym ergometrze na siłowni, środę zaplanowałem biegowo..
Plan na dziś..
Na dworze -7stp., ale z nieba nic nie pada. Póki co mamy w Poznaniu max 5-10cm śniegu, nie ma więc tragedii. Nad Rusałką nie byłem od niedzieli, ciekawi mnie, co tam zastanę. Dziś nic ambitnego: potruchtam wokół może kółeczko, a może coś więcej. Jeśli utrzymam tempo treningowe, a nie będę galopował, wplotę przebieżki.
Jak każdego roboczego dnia, wczoraj znów mam kłopot z czasem. Miałem szalony dzień, od rana do 15:30 cały czas w ruchu, śmigałem autem po całym mieście, załatwiałem wiele spraw. I jak co dnia niemal, po obiedzie, dopada mnie straszliwa senność..(qrcze, trzeba zbadać sobie cukier)...Kończę dzień pracy w ulubiony sposób: w ostoi zamierzchłych czasów, w kolejce na poczcie. Na szczęście mam w komórce Tapatalk, czas płynie na czytaniu nowych wpisów na forum ...Niestety TEN czas, który miałem spędzać już na bieganiu..
Nad Rusałkę ruszam po 21ej, tak późno o tej mrocznej porze jeszcze tam nie biegałem. Przyznam, że nie mam żadnych lęków z gatunków tych, które moim domownikom każą się stukać w głowę na wieść, że tam się wybieram, jednak bieganie tam wieczorem - w ciszy, mroku rozświetlanym latarką, pustce ludzkiej jest średnio-fajnym doświadczeniem - zdecydowanie wolę tam truchtać za dnia. Na szczęście jest ze mną moja muzyka
Vis a vis stadionu, przy którym parkuję, a który o tej porze tonie w ciemnościach, jest mała ostoja cywilizacji - szkoła jazdy. Dziś tam ćwiczy zaledwie jedno auto , no ale dobre i to, by zostawić pojazd w tych i tak mało komfortowych okolicznościach. Chłód jest dziś jakiś przejmujący, na tyle, że po raz pierwszy skracam rozgrzewkę, byleby już JAK NAJSZYBCIEJ ZACZĄĆ BIEC...Zakładam kolce, żeby czuć się pewniej..
Pierwszy kilometr jak zwykle najwolniejszy, rozgrzewkowy, później mój zwykły trucht w okolicy 6:00. Głowa płata mi psikusy, cały czas "wewnętrzny przyjaciel" powtarza: daj sobie luz..zimno, głucho, nogi nie niosą, zostawiłeś tam auto, nie ma ludzi, jacyś kolesie robili dziwne kółko niedaleko Twojego auta - może specjalnie?..popatrz, nikt nie biega, może jednak zawrócisz?...itp, itd.....Ale jestem zawzięty. Dochodzą dwie "pepki" z endo od sympatycznych koleżanek (w tym miejscu raz jeszcze: serdecznie dziękuję!!), robi mi się raźniej. Mostek, podbieg, pół drogi za mną...Muzyka gra coś smętnego - niestety endo nie dopracowało obsługi utworów z moich słuchawek, więc nie mam jak pchnąć do przodu repertuaru bez sięgania do telefonu. Nie chce mi się, jedne co chcę, to do przodu...Nagle skok adrenaliny: mija mnie ni z tąd, ni z owąd starszy gość (starszy ode mnie ), pojawia się tuż obok mojego lewego ramienia nagle i zaskakująco , mija mnie i zasuwa jak maszyna do przodu..."Ten to ma tempo - myślę - w dodatku biegnie po ciemku"..Zamykam kółko z dobrym samopoczuciem, bo złapałem swój rytm, postanawiam więc dobiec piątkę trasą GP, przy okazji robiąc krótkie przebieżki (15-20"). Okazuje się, że mimo śniegu, da się ładniej pobiec Kolce ratują Gdy dobiegam z powrotem do auta mam za sobą 6km..."szału nie ma", myślę, "ale zawsze coś"..No i zimno mi nie jest. Marzę jednak o ciepłej herbacie z cytryną, więc wskakuję do bolida i opuszczam to średnio gościnne miejsce ...
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko + suplement + przebieżki
Temperatura: -7stp.
Start: 21:12
Czas: 39:06 (Garmin)
Dystans: 6,15/6,10 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:27 (G/e)..
Max tempo: 4:11/4:44 (G/e)..
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 171bpm
Śr. kad.: 83spm
Max kad.:93spm
Wrażenia..
Jestem kontent Środa była bez migania się od ruchu, a powodów było ze sto - na odchodne widziałem stukanie się po głowach w domu ("O tej porze?? Nad Rusałke?? Nie boisz się?? Żebyś chociaż miał wysoka polisę.. "). Było zimno, ciemno, dla normalnego człowieka średnio sympatycznie - no ale zakładam, że się na takiego nie kwalifikuję ..Tak dla testu zasłoniłem usta buffem na początek, ale zaraz mi się odechciało - jakoś mnie wkurzało trochę..Ciężko mi się rozkręcało, ale potem załapałem rytm. W przebieżki próbowałem wpleść więcej luzu, jeśli o luzie w bieganiu po średnio przyczepnej nawierzchni można w ogóle mówić (człowiek zawsze delikatnie się spina). Teraz czwartek na ergometr (siłownia), w piątek może szybkie kółko podczas treningu córki, a sobota i niedziela obowiązkowo na zajęciach biegowych
Mam szansę na tydzień wypełniony każdego dnia ruchem - i to mnie cieszy
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 14.12.2012r.
Plany na dziś..
Po wczorajszym ergometrze, ćwiczeniach na siłowni i chwili na basenie, pora na pobieganie..Dziś znów trening córki, więc okazja jest. Tym razem chcę jednak wybrać się 10-15' wcześniej, by mieć je w zapasie i zamknąć chociaż "piątkę"
Pogoda - idzie ocieplenie, jeszcze tego nie czuć bezpośrednio, ale temperatura tylko kilka stopni na minusie, więc jest dobrze. Córcia odstawiona pod kort, a ja w drogę. Tradycyjnie - początek spokojnie, potem tempo stabilizuje się ~6:00. Kolce, choć nie są niezbędne, pomagają w stabilnym przemieszczaniu się do przodu..Biegnie mi się wyjątkowo lekko, choć bieganie z czołówką po lesie znajomą trasą może nieco nużyć...Pomaga mi muzyka..Na przeciwnym do plaży brzegu widzę światła samochodu.."Tutaj??? Przecie jest zakaz.." - myślę. No ale gdy się zbliżam, wszystko jest jasne - nasi dzielni mundurowi zapędzili się w te strony i właśnie legitymowali nieco zdziwionego chłopaka z piwem w dłoni..(może dusza romantyczna, chciał spokojnie skonsumować porcje piątkowego chmielu na łonie natury, a oni mu nie dali...a może zabłądził z nagromadzenia trunku..nie wiem). Kiedy minąłem radiowóz i wykonujących swoje czynności służbowe "misiaków", dogonił mnie promień ich latarki..rychło się zorientowali, że ktoś ich minął Gdy dobiegłem do mostku, miałem cztery km z groszem, postanowiłem dobiec piątkę, kierując się na kładkę nad torami..Pobiegłem więc wzdłuż nasypu, węższą ścieżką, a droga stopniowo się podnosiła, co zacząłem czuć w nogach i oddechu. Zrobiłem wreszcie mocniejszy podbieg, mając nadzieję, że wbiegam na kładkę, a tu..uppps.."kładki niet".. Cóż, mój błąd, za dnia lepiej widać, do kładki miałem jeszcze jakieś 100-150 metrów wznoszącego się terenu, a potem znów ostro w górę i byłem nad torami. Tu endo zakomunikowało zamknięcie "piątki", a ja dalej - już tempem "wychłodzeniowym" dobiegłem, z innej niż zwykle strony, do kortów.
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko + powrót przez kładkę nad torami
Temperatura: -3stp..idzie odwilż
Start: 19:07
Czas: 37:36 (Garmin)
Dystans: 5,80/5,72 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:29/6:36 (G/e)..
Max tempo: 5:46/4:56 (G/e)..
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 173bpm
Śr. kad.: 82spm
Max kad.:87spm
Wrażenia..
Udało mi się dziś wszystko: przyjechać wcześniej, przebiec "piątkę", przetestować wariant powrotu przez kładkę, co mi zapewnia realizację dystansu, zdążyć na końcowe 15' zajęć córki A warto było - Ola coraz lepiej sobie radzi, wymiany są coraz dłuższe, a co najważniejsze - myśli na korcie A ja..miałem okazję pobiegać wzdłuż siatki w roli chłopca do podawania piłek
Kolejny dzień ruchu zaliczony. Jutro oficjalny powrót na sobotni BBL
Plany na dziś..
Po wczorajszym ergometrze, ćwiczeniach na siłowni i chwili na basenie, pora na pobieganie..Dziś znów trening córki, więc okazja jest. Tym razem chcę jednak wybrać się 10-15' wcześniej, by mieć je w zapasie i zamknąć chociaż "piątkę"
Pogoda - idzie ocieplenie, jeszcze tego nie czuć bezpośrednio, ale temperatura tylko kilka stopni na minusie, więc jest dobrze. Córcia odstawiona pod kort, a ja w drogę. Tradycyjnie - początek spokojnie, potem tempo stabilizuje się ~6:00. Kolce, choć nie są niezbędne, pomagają w stabilnym przemieszczaniu się do przodu..Biegnie mi się wyjątkowo lekko, choć bieganie z czołówką po lesie znajomą trasą może nieco nużyć...Pomaga mi muzyka..Na przeciwnym do plaży brzegu widzę światła samochodu.."Tutaj??? Przecie jest zakaz.." - myślę. No ale gdy się zbliżam, wszystko jest jasne - nasi dzielni mundurowi zapędzili się w te strony i właśnie legitymowali nieco zdziwionego chłopaka z piwem w dłoni..(może dusza romantyczna, chciał spokojnie skonsumować porcje piątkowego chmielu na łonie natury, a oni mu nie dali...a może zabłądził z nagromadzenia trunku..nie wiem). Kiedy minąłem radiowóz i wykonujących swoje czynności służbowe "misiaków", dogonił mnie promień ich latarki..rychło się zorientowali, że ktoś ich minął Gdy dobiegłem do mostku, miałem cztery km z groszem, postanowiłem dobiec piątkę, kierując się na kładkę nad torami..Pobiegłem więc wzdłuż nasypu, węższą ścieżką, a droga stopniowo się podnosiła, co zacząłem czuć w nogach i oddechu. Zrobiłem wreszcie mocniejszy podbieg, mając nadzieję, że wbiegam na kładkę, a tu..uppps.."kładki niet".. Cóż, mój błąd, za dnia lepiej widać, do kładki miałem jeszcze jakieś 100-150 metrów wznoszącego się terenu, a potem znów ostro w górę i byłem nad torami. Tu endo zakomunikowało zamknięcie "piątki", a ja dalej - już tempem "wychłodzeniowym" dobiegłem, z innej niż zwykle strony, do kortów.
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - małe kółko + powrót przez kładkę nad torami
Temperatura: -3stp..idzie odwilż
Start: 19:07
Czas: 37:36 (Garmin)
Dystans: 5,80/5,72 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:29/6:36 (G/e)..
Max tempo: 5:46/4:56 (G/e)..
Śr. HR: 157bpm
Max HR: 173bpm
Śr. kad.: 82spm
Max kad.:87spm
Wrażenia..
Udało mi się dziś wszystko: przyjechać wcześniej, przebiec "piątkę", przetestować wariant powrotu przez kładkę, co mi zapewnia realizację dystansu, zdążyć na końcowe 15' zajęć córki A warto było - Ola coraz lepiej sobie radzi, wymiany są coraz dłuższe, a co najważniejsze - myśli na korcie A ja..miałem okazję pobiegać wzdłuż siatki w roli chłopca do podawania piłek
Kolejny dzień ruchu zaliczony. Jutro oficjalny powrót na sobotni BBL
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
- P@weł
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1587
- Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 15.12.2012r.
Plany na dziś..
Powrót po wielu miesiącach nieobecności na zajęcia BBL..Wiele spraw stawało w poprzek, dopiero jesienią zrobiłem przyczajkę, teraz zaliczyłem już niedzielne połączone ZBN i BBL, czas na sobotę.
Nie wszystko ułożyło się po mojej myśli...Już w trakcie powrotu z wczorajszego "rusałkowania" dostałem info, że kilku dawno niewidzianych znajomych wpadnie do biura i szykuje się mała spontan-imprezka..Potrwało "to to" do północy, oczywiście prohibicji nie było..Obudziłem się dziś znerwicowany zanim zaryczał budzik (no bo nie mogłem dziś zaspać - nie dziś!), a wtedy uświadomiłem sobie mało sympatyczny fakt, że nie wiadomo, czy będę mógł usiąść tak od razu za kółko.. ..
Na szczęście wszystko było ok (masa się na coś przydaje ) śniadanko, kawa, ciuchy i jazda..
Na zewnątrz chlapa..Zaczęło się - zima w odwrocie, ale pewnie na krótko..Przyjemnie ciepło się zrobiło, 3 stopnie na plusie..Wow! Oby tylko nocą nie zmroziło..Jestem przed stadionem o 9:30, kilka osób truchta wokół, dołączam do rozgrzewki, ale po pierwszym kółku już Yacool zaczyna zajęcia..
Nigdy nie miałem poważnych problemów z koordynacją, ale ćwiczenia, które dziś aplikuje, rozbrajają mnie zupełnie..Co gorsza - bokiem wychodzi wczorajsze balowanie , bo gasnę w oczach, a właściwie czuję się, jakbym w panice biegał z wtyczką i szukał gniazdka z prądem Prawa myli mi się z lewą, ruch ramieniem w tył z tym w przód - masakra..Wyglądam i czuję się jak outsider , do tego zdyszany.."Do cholery", myślę, "ostatni raz imprezuję przed treningiem"...
Ćwiczenia mają nas nauczyć koordynacji, odgrzebać i pobudzić powiązania mięśniowo-nerwowe prawej i lewej strony ciała, nauczyć nas współpracy górnych kończyn z dolnymi w odpowiednim powiązaniu, a nie przypadkowo i chaotycznie.
Yacool pociesza, że dzisiejsza dawka nie jest łatwa, wymaga pracy, jest to taki..prezent świąteczny . Szkoda, że nie ma materiału wideo, bo można by tak w zaciszu domowo-parkowo-leśnym poćwiczyć..gdy nikt nie patrzy ...
Nakręciliśmy się dziś ramionami za wszystkie czasy, co ja przynajmniej czuję..Na koniec 50-metrowe przebieżki, na jak największym luzie - dotykanie piętą tartanu zabronione! ...
Yacool kontroluje, koryguje, wyjaśnia, jedni podpatrują drugich...
O 10:30 kończymy. Ciało czuje trening, szare komórki też ..Koło auta decyduję, że skoro popracowałem w pocie czoła, należy mi się w nagrodę trochę relaksu. Będzie więc tradycyjne kółeczko wokół Rusałki w tempie ~7:00 Biegałem tu wczoraj, będę jutro, a więc dziś luźniutki truchcik..Z nieba zaczyna kapać już nie mżawka, a drobny deszcz, więc zamiana wiatrówki na moją Regattę i szur-szur nad jeziorko....Tego mi było trzeba, pełen relaks przy muzyce W dodatku - za dnia Bieganie tu po zmroku ma swoje zalety, bardziej jednak przypomina trening wg rozkładu jazdy - dopiero w świetle dnia wzrok odbiera właściwą porcję bodźców i czuje się prawdziwą przyjemność. Mimo szuranego tempa, kółko szybko mija. Wariant z wydłużeniem trasy w stronę Strzeszynka pozwala mi uzbierać >5km. Nie dużo, ale ostatnio 5-6km staje się zimowym standardem, zwłaszcza, jeśli mam zajęcia ruchowe codziennie.
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - odrobinę wyciągnięte małe kółko
Temperatura: 3stp..odwilż
Start: 10:41
Czas: 36:32 (Garmin)
Dystans: 5,26/5,14 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:57/7:18 (G/e)..
Max tempo: 5:46/5:58 (G/e)..
Śr. HR: 156bpm
Max HR: 168bpm
Śr. kad.: 84spm
Max kad.:87spm
Wrażenia..
BBL to wykuwanie techniki, praca nad sobą, nauka o tym, co robi nasze ciało w biegu i tego, co robić powinno..Nie jest to łatwy chleb, ale ma zapewne podnieść wydajność i ekonomię biegania. To też kawałek fajnej zabawy.
Nad Rusałką był odpoczynek dziś. Niestety dało znać o sobie znów troszkę śródstopie.. , ale fakt faktem trochę zaniedbałem zalecane masowanie, muszę wrócić do tego..Jutro spotkanie ZBN, może zjawią się Ci, których zachęcałem, będzie okazja do poznania się offline'owo
Plany na dziś..
Powrót po wielu miesiącach nieobecności na zajęcia BBL..Wiele spraw stawało w poprzek, dopiero jesienią zrobiłem przyczajkę, teraz zaliczyłem już niedzielne połączone ZBN i BBL, czas na sobotę.
Nie wszystko ułożyło się po mojej myśli...Już w trakcie powrotu z wczorajszego "rusałkowania" dostałem info, że kilku dawno niewidzianych znajomych wpadnie do biura i szykuje się mała spontan-imprezka..Potrwało "to to" do północy, oczywiście prohibicji nie było..Obudziłem się dziś znerwicowany zanim zaryczał budzik (no bo nie mogłem dziś zaspać - nie dziś!), a wtedy uświadomiłem sobie mało sympatyczny fakt, że nie wiadomo, czy będę mógł usiąść tak od razu za kółko.. ..
Na szczęście wszystko było ok (masa się na coś przydaje ) śniadanko, kawa, ciuchy i jazda..
Na zewnątrz chlapa..Zaczęło się - zima w odwrocie, ale pewnie na krótko..Przyjemnie ciepło się zrobiło, 3 stopnie na plusie..Wow! Oby tylko nocą nie zmroziło..Jestem przed stadionem o 9:30, kilka osób truchta wokół, dołączam do rozgrzewki, ale po pierwszym kółku już Yacool zaczyna zajęcia..
Nigdy nie miałem poważnych problemów z koordynacją, ale ćwiczenia, które dziś aplikuje, rozbrajają mnie zupełnie..Co gorsza - bokiem wychodzi wczorajsze balowanie , bo gasnę w oczach, a właściwie czuję się, jakbym w panice biegał z wtyczką i szukał gniazdka z prądem Prawa myli mi się z lewą, ruch ramieniem w tył z tym w przód - masakra..Wyglądam i czuję się jak outsider , do tego zdyszany.."Do cholery", myślę, "ostatni raz imprezuję przed treningiem"...
Ćwiczenia mają nas nauczyć koordynacji, odgrzebać i pobudzić powiązania mięśniowo-nerwowe prawej i lewej strony ciała, nauczyć nas współpracy górnych kończyn z dolnymi w odpowiednim powiązaniu, a nie przypadkowo i chaotycznie.
Yacool pociesza, że dzisiejsza dawka nie jest łatwa, wymaga pracy, jest to taki..prezent świąteczny . Szkoda, że nie ma materiału wideo, bo można by tak w zaciszu domowo-parkowo-leśnym poćwiczyć..gdy nikt nie patrzy ...
Nakręciliśmy się dziś ramionami za wszystkie czasy, co ja przynajmniej czuję..Na koniec 50-metrowe przebieżki, na jak największym luzie - dotykanie piętą tartanu zabronione! ...
Yacool kontroluje, koryguje, wyjaśnia, jedni podpatrują drugich...
O 10:30 kończymy. Ciało czuje trening, szare komórki też ..Koło auta decyduję, że skoro popracowałem w pocie czoła, należy mi się w nagrodę trochę relaksu. Będzie więc tradycyjne kółeczko wokół Rusałki w tempie ~7:00 Biegałem tu wczoraj, będę jutro, a więc dziś luźniutki truchcik..Z nieba zaczyna kapać już nie mżawka, a drobny deszcz, więc zamiana wiatrówki na moją Regattę i szur-szur nad jeziorko....Tego mi było trzeba, pełen relaks przy muzyce W dodatku - za dnia Bieganie tu po zmroku ma swoje zalety, bardziej jednak przypomina trening wg rozkładu jazdy - dopiero w świetle dnia wzrok odbiera właściwą porcję bodźców i czuje się prawdziwą przyjemność. Mimo szuranego tempa, kółko szybko mija. Wariant z wydłużeniem trasy w stronę Strzeszynka pozwala mi uzbierać >5km. Nie dużo, ale ostatnio 5-6km staje się zimowym standardem, zwłaszcza, jeśli mam zajęcia ruchowe codziennie.
Podsumowanie..
Trasa: J. Rusałka - odrobinę wyciągnięte małe kółko
Temperatura: 3stp..odwilż
Start: 10:41
Czas: 36:32 (Garmin)
Dystans: 5,26/5,14 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:57/7:18 (G/e)..
Max tempo: 5:46/5:58 (G/e)..
Śr. HR: 156bpm
Max HR: 168bpm
Śr. kad.: 84spm
Max kad.:87spm
Wrażenia..
BBL to wykuwanie techniki, praca nad sobą, nauka o tym, co robi nasze ciało w biegu i tego, co robić powinno..Nie jest to łatwy chleb, ale ma zapewne podnieść wydajność i ekonomię biegania. To też kawałek fajnej zabawy.
Nad Rusałką był odpoczynek dziś. Niestety dało znać o sobie znów troszkę śródstopie.. , ale fakt faktem trochę zaniedbałem zalecane masowanie, muszę wrócić do tego..Jutro spotkanie ZBN, może zjawią się Ci, których zachęcałem, będzie okazja do poznania się offline'owo
P@weł...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu
Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte
Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...