6.12 - 10km Pierwszy Bieg Mikołajkowy( późno wieczorny)- 40'.36'', razem z rozgrzewką 14,3 km
Poszło jakoś choć wiatr wiał w oczy i życie nie rozpieszczało
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
. Ale może po kolei. Po doniesieniach z Błoń, że jest nieco ślisko nastrój bojowy nieco zelżał, wychodzę z domu o 19.40 a tu pada śnieg, u mnie na wsi ślisko na drodze, jadę i myślę po co mi ten start, trzeba było wczoraj nabiegać 20-parę km i dziś się luzować a nie latać w pogodę co psa nie wygonisz
![:wrr:](./images/smilies/wrr.gif)
Na miejscu zimno, wieje i pada, szybko się rejestruje, dostaje numer 42 i biegnę sobie testowe kółko w celach rozgrzewkowych i sprawdzających trasę. Moje startówki NB, które optymistycznie przywdziałem okazują się nad wyraz przyczepne, robię kilka szybkich przebieżek i nie jest najgorzej mimo, że trasa jest biała. Niestety na najdłuższej prostej jest mocno pod wiatr a śnieg wali w oczy, pompon od czapki mikołajowej rytmicznie i irytująco puka mnie w głowę - masz głupku czego chciałeś, bieganie pod wiatr w śniegu i do tego w idiotycznym stroju Mikołaja
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
. Kółko zaliczone, lekkie opóźnienie bo na bieg niespodziewanie zgłasza się sporo ludzi ponad plan (270 osób), ale koło 21.15 startujemy, trudno wyczuć gdzie jest linia startu bo ciemno i zaśnieżone a do tego nie ma linii, wciskam więc Garmina i stąd jest moja dycha, taktykę postanawiam dopasować do rozwoju wypadków. Początek biegnie mi się doskonale mimo lekkiego slalomowania charakterystycznego dla startów w takich biegach, pierwszy kilometr (z wiatrem) pomimo bardzo śliskiego nawrotu zamykam w 3.53, drugi pod wiatr w 4.08 - tu wpadam na pomysł by powalczyć o życiówkę, że to nie jest takie nierealne choć nieco szalone - śnieg przestał padać więc może dlatego. Biegnę gdzieś w drugiej grupie, która szybko topnieje i zostajemy w trzech, biegniemy kilometry z wiatrem po ok 4.02-4,04 - te pod wiatr po 4.08-4.12, od piątego kilometra zaczyna być coś nie tak z moim żołądkiem, pewnie znacie to uczucie gdy w czasie biegania nagle nadyma się brzuch i trzeba salwować się szybką wizytą w najbliższych krzakach
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
. Na 5km mam czas 20.12 a mi dochodzi nowa motywacja, kto będzie szybszy, ja czy "sraczka" (przepraszam za wyrażenie), biegnie mi się coraz trudniej, zostajemy już we dwóch, pod wiatr się zmieniamy ale trudno się zasłonić i te kilometry dużo kosztują. Na dziewiątym kilometrze (pod wiatr) mój partner słabnie a ja dociskany wewnętrznie coraz mocniej przyspieszam, na ostatniej prostej idę ile w fabryce zostało (3.55) z jedną myślą w głowie - teraz jak mnie "szczyści" to i tak dobiegnę
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Meta, nie wiem, który jestem, szybko do kibelka - dałem radę i sam sobie zaimponowałem - jestem twardszy niż stonka po piętnastym oprysku
Wnioski: ta dycha była trudna, bez porównania z tą którą biegałem po tej samej trasie końcem października, czas lepszy o 13 sekund i niby w zawodach ale te warunki. Trening, który poczyniam od 4 tygodni fajnie działa, prędkość podniosłem może nie jakoś bardzo ale teraz tą prędkość mam na pewnym luzie, po prostu lepiej się czuje biegnąc koło 4 minut, pewnie gdyby nie wiatr to czas by był koło 40 minut - ale gdybaniem to sobie można.... Niemniej optymizmem powiało
Pozdrowienia dla Grześka, z którym dane nam było się poznać
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
.