Niedziela 14 października - 13 Poznań Maraton - Mój pierwszy spartański
Ukończyłam 13 Poznań Maraton
Impreza wspaniała. W moim rankingu - Nr 1 (Maratony w których brałam udział w Polsce)
Na razie muszę się ogarnąć, ale relację na pewno opiszę
Tak więc relacja:
Impreza świetna pod każdym względem.
W sobotę po południu odebrałam pakiet startowy i pokręciłam się chwilę na targach towarzyszących biegowi. Mieliśmy też swoje stoisko Spartańskie obsługiwane przez panie ze stowarzyszenia „ Jestem na TAK” opiekujące się przedszkolem dla dzieci niepełnosprawnych Orzeszek. Po targach krążyły także wolontariuszki z puszkami.
Zdecydowanie najbardziej obleganym miejscem na hali wystawienniczej by ło stoisko Brooksa i wydawnictwa galaktyka na którym to Skott Jurek podpisywał swoje książki . Kolejka „ do źródełka” była jednak tak długa ze skutecznie mnie zniechęciła.
Krótka odprawa "Spartańska" przy makaronie na Pasta Party

i wieczór na rynku w Poznaniu...
Poranek bardzo wcześnie - na śniadanie dwa naleśniki z dżemem i kawa i wio do Centrum wystawienniczego , bo o 7.00 miała pojawić sie TV aby nakręcić reportaż o Przedszkolu Orzeszek i Spartanach
Musze przyznać ,ze czułam się dość dziwnie kiedy podczas przebierania się towarzyszyła nam kamera i filmowała po kolei każdy ruch - dobrze,ze potem większość wycięli

Opowiadaliśmy wyczerpująco na szereg pytań kto? po co? i dlaczego ?
Skończyliśmy po 8.00
Jeszcze kilka zdjęć przed startem
Chłopaki odtańczyli Hakę w ramach rozgrzewki i ruszyliśmy...
Było dość rześko, ale świeciło słońce i biegło się przyjemnie. Wiele osób które nas mijały pytały do którego kilometra biegniemy...Całość??? Nie możliwe, w tym stroju??? Wszyscy razem???
To wbrew pozorom jest najtrudniejsza kwestia - biec wspólnym tempem 42 km. Nawet jeżeli biegnie się wolno( a założyliśmyz góry tempo 6:30 min/km) to sprawia to kłopot. Szczególnie po 30 km
Chłopaki maja jeszcze trudniej bo tarcze ciążą a hełmy nie są w ogóle przewiewne.
Maraton w Poznaniu miał jedna niesamowita cechę - praktycznie przez całą trasę towarzyszyli nam kibice. Dopingowali, dodawali otuchy robili zdjęcia, grali,śpiewali, trąbili i czynili niesamowity raban - dodawało to skrzydeł. Nie czułam zmęczenia przez większość trasy , mimo niedawnego maratonu w Warszawie.
Muszę z całą sprawiedliwością przyznać, że kibice Poznańscy przebili i to z nawiązka Warszawiaków. To naprawdę dawało niesamowita dawkę pozytywnej energii.
Biegliśmy przez cały maraton ( nie licząc jednej przerwy na odtańczenie Haki dla kibiców i biegaczy i jednej przerwy technicznej na Tojtojki ( w końcu nie wypada aby spartanin w hełmie i z tarczą sikał pod drzewem

)
Koło 30 km zaczęło się nam dawać we znaki zmęczenie. Mnie dokuczały biodra - czułam każdą nierówność podłoża. Byłam do tego potwornie głodna...
Jednak kiedy się biegnie w szyku bojowym każdy zagryza zęby i chowa słabostki własne do kieszeni. Biegnie się dalej ze śpiewem na ustach i uśmiechem i udaje się ,że wszystko jest w jak najlepszym porządku...I tak właściwie odczuwał to każdy z nas. Pod tym względem fajniej mieć na głowie hełm- można się za nim schować i sobie choć chwilę pocierpieć w spokoju, zebrać siły i biec dalej.
Ostatnie kilometry ze śpiewem na ustach.
Na ostatnim zakręcie podbiegł nasz "kolega organizacyjny" i mówi,ze tuż za nim czekają już ojcowie dzieci z Orzeszka z dziećmi w wózkach aby już wspólnie dobiec do mety...a nam już nogi i ręce od sprzętu odmawiają posłuszeństwa . Męskie tarcze są z tworzywa ale jednak swoje ważą i nie ułatwiaja chłopakom biegu.
Zamieniłam więc na ochotnika swoją włócznię na wózek z przedszkolakiem i tak przebiegliśmy już razem ostatnie 500m
Meta i łzy w oczach.
Za metą uścisk dłoni wzruszonego ojca " Dziękujemy WAM bardzo"
I dla takich chwil warto być z nimi. Choć osiągamy fatalny czas to i tak jesteśmy szczęśliwi. A na życiówki będzie jeszcze nie jedna okazja.
Zebraliśmy dla Orzeszka kilka tysięcy złotych. To niewiele, ale dla nich bardzo cenne.
Jeżeli macie ochotę zobaczyć efekt pracy reporterów to zapraszam
http://www.tvp.pl/poznan/spoleczenstwo/ ... 12/8819804