Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Znów mam niezłe zaległości. W pracy sajgon, montujemy aplikację o duży grant i do tego walczyłam z przeziębieniem.

Wtorek 18/09/2012

1h Pilates, boso :oczko:

Pierwsze zajęcia z Pilatesu w naszym uczelnianym centrum sportowym, wypadły pozytywnie, pomimo obaw po wysłuchaniu różnych opinii. Nie było od razu na ostro jak seans hardcorów z bieganie.pl, ale dokładna praca od podstaw, jak lubię. I mój kręgosłup też.

Środa 19/09/2012

45' żwawo, buty Ligth Silence

Pierwszy bieg lunchowy z koleżanką z pracy, zahaczyłyśmy nieco o pagórki w lesie, ale głownie nad jeziorem. Szybciej niż easy, dobry trening psyche. Koleżanka ma chłopaka barefoot runnera i rozważa romans z jakimiś lżejszymi butami, zostałam mianowana konsultantem na potrzeby tego zakupu. :oczko:

W piątek miał być trening na piłkach, ale uszczęśliwiono nas seminarium w przerwie lunchowej. :wrrwrr:

Sobota 22/09/2012

35' znów żwawiej niż easy, buty SKORA FORM

Wczorajszy wieczór w pracy walcząc z oprogramowaniem i wykresami, wróciłam b. późno wkurzona na maksa. Dziś też mi sporo dnia zjadło. Niewielki bieg funkcjonalny wieczorem, fajnie, że mąż postanowił dołączyć. Niefajnie, że od poniedziałku lekko czuję...czyżby znów tibialisa posterior? :wrr: Lewego.
Kiprun
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

No i z tego zamieszania zapomniałam o jeszcze jednym biegowym akcencie w tym tygodniu - czwartkowej konferencji Blaise'a Dubois z The Running Clinic czy w zasadzie z La clinique du coureur, bo on frankofon i to nawet w Szwajcarii zrodzony. Ponad dwie godziny jego wykładu minęły bardzo szybko, facet ma talent to przekazywania wiedzy na lekko i z humorem. Sporo rzeczy nie było dla mnie nowych z racji, że czytuję bloga Blaise'a, jestem aktualnie gdzieś w 2/3 książki Pete Larsona, a następna w kolejce jest ta Jaya Dicharry.

Wśród organizatorów tego wydarzenia był mój pan doktor od kontuzji, fizjoterapeuta Jonathan i ekipa tego sklepu biegowego, gdzie mają minimale. Czyli okazuje się, że dzięki kontuzjom poznałam już całą śmietankę lokalnego naturalnego światka biegowego. :hahaha:

O czym dokładniej mówił Blaise to streszczę w jakiejś dogodniejszej porze.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 23/09/2012

Przed południem - mały akcencik wysokościowy czyli Via Ferrata de La Videmanette, z 2130m na 2285m n.p.m. na szczyt Le Rubli. Wersja nr 2, średniotrudna (ranking 3 na 5), tym razem nie porwaliśmy się nieświadomie na wersję hardcore. Trasa nie była tak wyczerpująca fizycznie jak ostatnia, bez bardziej-niż-pionowych-ścian, wymagała częściej pewności siebie niż siły czy szczególnej techniki. Czyli miałam niezły trening mimo wszystko, bo mogłabym mieć Strachajło na drugie imię. :hejhej:

Wieczorem - nie łatwo było znów wskoczyć w sportowe ciuszki i ruszyć w ciemną noc, ale się udało.

long run 1h25' w tym 20'+10' podbiegu, buty SKORA FORM

Byłam prawie zdecydowana przełożyć to na poniedziałek, ale ostatecznie wyszłam z założeniem, że pobiegnę tyle, na ile się będę czuć. Ponieważ wciąż wierzę, że za 3 tygodnie będę mogła rzucić sobie wyzwanie, to należało wreszcie nieco podbiegów zaliczyć. Pozstanowiłam na dobry początek wczołgać się pod katedrę a w zasadzie ciut wyżej nawet pod zamek. Udało się. Potem zbiegałam drogą okrężną aż do jeziora. Z około godziną na liczniku byłam jakieś 4 minuty od domu, oj ciągnęło. Ale duch zatryumfował nad materią i dorobiłam jeszcze pętelkę w tym 10' podbiegu. Oj dumna z siebie byłam. I kompletnie przepocona. Łydka nieźle, biegłam w skarperach ponoć kompresyjnych, może to trochę pomogło.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 25/09/2012

W południe:
Pilates 1h

Wieczorem:
20' rozgrzewki + podbiegi: 5x40'' p=3' 5x1'10'' 1x2'30'' + 12' schłodzenie; buty SKORA FORM

Bardzo się grzebałam i zasiedziałam sie w pracy tak, że pojawiła się myśl, że na trening późnawo. Ale w sumie co za różnica, wyjść o 20ej czy 22ej. I tak ciemno. :oczko: :hahaha: Najciężej wyjść z domu, a potem to już pójdzie. Po wejściu do domu więc żadnego siadania tylko wskok w biegowe ciuszki i dawaj. Wymarzyłam sobie na dziś podbiegi. Najpierw zrobiłam kółeczko luźno - właśnie, muszę się pochwalić, że dziś bardzo ładnie byłam rozluźniona na zbiegach. Po 20 minutach stanęłam u stóp dzisiejszego wyzwania - podbieg wzdłuż metra. Na początek podbiegłam 5 razy pierwszą część - tempo na wyczucie, na tyle szybkie, na ile się dało, na koniec każdego powtórzenia ciężkawo, bez dużej rezerwy. Po przerwie 5 razy druga, dłuższa część, tempo nieco wolniejsze zatem. Na ostatnim powtórzeniu zdecydowanie bolało. I wtedy struchtałam całą drogę w dół i jako puentą poleciałam naraz oba podbiegi wraz z łączącym je przelotem nad stacją metra. Schłodzenie na pętelce też nieco pod górę ale sporo delikatniej. Nogi niosły ładnie, satysfakcja z treningu ogromna.

I w ogóle dziś nastąpił przełom w moim związku ze SKORAmi, po poradzie mediatora poszliśmy na kompromis i usunęliśmy to, co nas najbardziej dzieliło (w tym wypadku wkładkę), co pozwoliło nacieśnić więzy (sznurówek) i tak oto nareszcie staliśmy się dwoje jednym ciałem jak należy. Najlepszy dowód - w czasie dzisiejszego treningu po rozgrzewce po prostu nie myślałam w jakich butach biegnę. :usmiech:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 27/09/2012

35' żwawo na głodniaka :bum:, buty SKORA FORM

Znów bieganko z koleżanką z pracy. Dzień zaczął się wcześnie bo musiałam przed pracą wreszcie wymienić swoje prawo jazdy, potem w pracy robiłam trzy rzeczy naraz, zapuściłyśmy eksperyment i udało się urwać pobiegać. Kawałek świetnej pogody pomiędzy ulewami, trochę zawiewało, ale temperatura dla biegaczy idealna. Garmin dalej w śpiączce, więc tempo na czuja. Od początku nieźle mi burczało w brzuchu, czułam też nieco wczesno poranne wstawanie. Od połowy biegło się coraz ciężej i ciężej, oddech się pogłębiał, dyszałam coraz głośniej. Myślałam, że koleżanka nie komentuje przez grzeczność. Konwersacja nam coraz bardziej siadała, wreszcie zaległa cisza. Ostatni km naprawdę na oparach. Powiedziałam koleżance, że dziś to poczułam przebieżkę, że było szybciej niż ja zwykle biegam. Ona - że dla niej też szybciej i dość ciężko. :hahaha: Czyli nakręcałyśmy się nawzajem na tempo nieświadomie, a tak realnie dla obu było za szybko. Może to za obiadem tak goniłyśmy. :bum:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 28/09/2012

1h Swissball

To właśnie te zajęcia, na które nie poszłam tydzień temu przez seminarium. Dziś się już udało i zdecydowanie nie opuszczę kolejnych bez powodu. Było rewelacyjnie, grupka niewielka, prowadząca z świetnym podejściem. Nie nudziłam się ani przez moment, ćwiczenia były oryginalne, na przemian elementy siłowe i odprężenie, masaż kręgosłupa itp. Zdaje się, że to godzinka zabawy była, tylko czemu mam wobec tego takie zakwasy w core? :hahaha:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 29/09/2012

ok.1h10' biegu; buty SKORA FORM

Rano byliśmy w górach na 'La Desalpe' czyli folklorystycznej imprezie z okazji zakończenia sezonu wypasu bydła. Pomimo padającego deszczu było fajnie, przemarsze pięknie udekorowanych stad krów, zespół grający na rogach alpejskich, grupa dzwonników, 'lancer de drapeau', pokaz wyrobu lokalnego sera. I oczywiście degustacja lokalnych specjałów.

Pod wieczór wreszcie przestało padać i po powrocie do Lozanny poszłam biegać z małżonkiem i jednym nowym kolegą. Było 10 minut dobiegu na miejsce zbiórki i potem około gdziny wspólnie. Tempo nie zawsze konwersacyjne. Na mokrym asfalcie SKORA trzymają dosyć dobrze, nawer z górki. Na błotku też nie czułam się niestabilnie.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

W ramach uzupełnienia materiał poglądowy na temat "La Desaple"

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ostatnio zmieniony 30 wrz 2012, 22:36 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

A dziś nie było biegania, zbyt się wypompowałam wspinając. Zdjęć nie ma za wiele, mgła była taka, że widoczność czasem z 5m tylko. Przedpołudnie więc pod dachem:
Obrazek

ale z otwartymi ścianami, normalnie w tle byłaby piękna górksa panorama, a tak jest mgła. :oczko:

Po południu była Via Ferrata, ale mnie rozsądek nakazał wystąpić w roli fotografa jedynie, trasa w sporej części przewieszona, ślisko, a ja już miałam mocno zmęczone ręce. Fotki jakie zrobiłam - raczej mgliste. :wrr: Ale mam kilka słonecznych z poprzedniej niedzieli:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten szczyt zdobywaliśmy:
Obrazek

A wokół były takie widoki (większość zdjęć krajobrazu nieostra :wrr: )
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 02/10/2012

Pilates 1h

Jest coraz ciężej, ale to dobrze, bo powinno się coraz lżej biegać. :taktak:

long run 1h40' z tego 40' pod gorę; buty SKORA FORM

Wczoraj znów nie pobiegłam planowanego longa, ale udało się dokonać skutecznej transplantacji i z dwóch niedziałająych garminów mam jednego działającego. :hej: A dziś już nie było zmiłuj, wróciłam dość wcześnie z pracy (na rowerku, ale starałam się nie zmęczyć), przebrałam i ruszyłam. Dzień był przepiękny i ciepły, ale wieczorami szybciutko już temperatura spada. Na początek się zdawało, że za bardzo nie mam mocy, ale postanowiłam jak na rowerku - na niskie przełożenie, ale kręcić uparcie. I tak dokręciłam aż do jeziorka Sauvebelin. Plan był taki, aby biec po górę póki siły i oświetlona droga, byłam pozytywnie zaskoczona w obu aspektach. :oczko: Na zbiegu starałam się rozluźniać, a koncówka człapana na płaskim była już dosyć ciężka.


Zapomniałam napisać - przebiegi ostatnio nie powalają, ale wygląda na to, że udało się spacyfikować piszczący piszczelowy. :taktak:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 04/10/2012

37'biegu w tempie, hmmm, nieco bolesnym; buty SKORA

Z koleżanką z pracy, między aperitifem a wyjściem do restauracji (koledzy z grupy wypuścili ładną publikację). Przez pierwsze minuty padało, potem w zasadzie już nie. Nogi ciężkie, zmęczone. Nawierzchnia śliska, SKORA dalej trzymaja nieźle. Pod względem namakania też nie jest tragicznie.

Piątek 05/10/2012

1h Swissball

Ciężko, upociłam się jak mysz i jakoś ogólnie mi nie szło (koordynacja, zaufanie), chyba trzeba odpocząć.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 06/10/2012

nie do końca zamierzony long run, 1h30' niekoniecznie easy; buty SKORA FORM

Pierwotny plan na dzisiaj to był bieg lisią sciężką - szlakiem wytyczonym wzdłuż rzeczki Vuachery od jeziora do lasów nad Lozanną. Ale realnie stwierdziłam, że jeśli już czuję się zmęczona, tu mnie taka wyprawa (jakieś 500m D+) raczej zabije niż wzmocni. :oczko: A przy okazji nagabywano mnie na jakieś wspólne międzynarodowe bieganko. I tak w duecie polsko-portugalskim przebiegliśmy trasę '10km de Lausanne' z pewnym okładem. A jutro miała być wyprawa ku lodowcowi, ale ma tak lać, że odwołana. :smutek:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 08/10/2012

ok.42' biegu, buty SKORA FORM

Po odpoczynku niedzielnym dziś w południe ruszyliśmy na trasę z koleżanką z pracy i małżonkiem własnym. Trochę nas deszcz postraszył, ale w sumie to znów nam uszło na sucho. Tempo nieco spokojniejsze niż zwykle, ale mięśnie troszkę czują. Pewnie następne bieganko w środę, a potem już odpoczynek przed sobotnim wyzwaniem.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 09/10/2012

Pilates 1h

Nawet nie było zbyt ciężko, trochę zmęczenia mieśni odczułam w środę.

Czwartek 11/10/2012

ok.40' biegu, buty SKORA

Znów w południe z koleżanką, znów zapomniałam spojrzeć na zegarek, jak wybiegałyśmy ale około 40' było, zresztą biegłyśmy po znanej pętelce. Starałam się, żeby było lajtowo, by nogi (i nie tylko) były świeże na sobotę. W sumie, to planowałam pobiegać wczoraj, ale naprawdę co rusz lało, a w pracy sajgon dodatkowo.

No nic, pozostaje wierzyć, że w sobotę będzie dobrze. To tylko 17km...i 850m+/850m-. Cel - ukończyć. Założone tempo - brak. Limit - muszę się zameldować na punkcie kontrolnym na 12.5km nie później niż po 3h. Trochę mam tremę.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 13/10/2012

Les defis du jubile; Defi no 3 Saint-Maurice - Evionnaz; 17km 850m+/850m-
czas - yyy zapomniałam spojrzeć na zegarek na końcu, pomiędzy 2h30-2h40; buty NB WT110


Edit: pojawily sie oficjalne wyniki: czas calkowity 2h38 (bieg+postoje)
miedzyczasy: Verrosaz: 1h01' (7km, 450m+)
Mex: 1h06' (5.5km, 400m+/150m-)
Evionnaz: 31' (4.5km, 700m-)


Hmm, od czego by tu zacząć?

Z jednej strony miałam ochotę pobiec w tej imprezie już w zeszłym roku, z drugiej strony 850m+ trochę budziło strach.

Co to za impreza? To oryginalny sposób w jaki najstarsze na zachodzie nieprzerwanie działające opactwo przygotowuje się do jubileusze swego 1500 lecia w roku 2015. W okolicy wytyczono 68km pętle ścieżek biblijnych, które oferują podróż po regionie i podróż duchową dla tych, którzy mają na to ochotę. Na trasie jest 7 punktów kontrolnych i każdy indywidualnie podejmuje wyzwanie, do którego z nich chce dotrzeć w tym roku. W roku przyszłym można kontynuować z tego miejsca, by dokończyć pętle. Czas jest mierzony (są limity na dotarcie do każdego punktu i na możliwość kontynuowania), ale nie ma klasyfikacji wg czasów tylko wg pokonanego dystansu. Nie ma w zasadzie DNF, na każdym punkcie można zdecydować, że to meta lub biegnie się dalej. Żywienie na trasie jest pół-samodzielne, na punktach jest picie i drobne przekąski, ale na całą długą trasę to na pewno za mało.

Moim wyzwaniem było dotarcie do miejscowości Evionnaz. W przeddzień uważnie studiowałam trasę - był dostępny przebieg na Google Earth i tekstowy przewodnik "krok po kroku", drukowałam dokładne mapy okolicy na wypadek zagubienia. Zakupiłam jakieś tam żele itp. Martwiły mnie nie przetestowane wcześniej kijki i dręczyła wątpliwość, czy nie powinnam była zapisać się na start o 7 rano zamiast o 9ej.

Spałam nieźle, pobudka przed siódmą, za oknem ciemno, jednak cieszę się, że nie startuję o tej porze. Owsianka na śniadanie, pakowanie rzeczy i mąż wiezie mnie na start. Byłam w zasadzie gotowa jechać pociągiem, a on się zaoferował, że jednak będzie ze mną - bardzo mi to pomogło. :usmiech: Na miejscu szybki odbiór numeru startowego...i od razu medalu. Jest mocno rześko, planowałam biec w koszulce z długim rękawem, na która na podróż założyłam bluzę, ale wcale nie mam teraz ochoty tej bluzy ściągać. Ale pewnie szybko się zgrzeję na podejściu. I jak tu przypiąć numer, kombinuję tysiąc razy. Wreszcie zaczyna się odprawa, podają ostatnie modyfikacje trasy - po starcie będzie tylko 300-400m płaskiego na rozgrzewkę i od razu porządnie pod górę. Na te słowa (nie jako jedyna :oczko: ) odpinam kije od plecaka i rozkładam na długość marszową. Na zwolnione miejsce na plecaku mocuję numer.

Zbieramy się przy bramie, wita nas kilkoma słowami opat, który w tym roku też bierze udział - jako piechur. Buziak od męża, którzy żegna mnie słowami - napisz smsa w momencie kiedy pożałujsze, że się zapisałaś. :bum: Ruszamy, spokojnie, żadnych przepychanek na starcie. Po raz pierwszy w życiu biegnę na czele wyścigu. :oczko: Oczywiście szybko daję się wyprzedzić, bo to dopiero rozgrzewka. Kije w jednej ręce, jak u innych i nie za bardzo to wygodne. Skręcamy na ścieżkę pod górę i w zasadzie wszyscy idą. Nie jakiś tam spacerek, dajemy w dobrym tempie. Z kolejnymi serpentynami większość grupy mi ucieka, choć kogoś tam też wyprzedzam. Szybko to podejście daje w kość niemniej nie żałuję, raczej mam obawy, bo nawet na lekkich wypłaszczeniach ciężko się do biegu poderwać. Trochę kombinacji jak tu wygodnie biec z kijkami - na płaskim jeszcze nie przerabiałam. Oznaczenia są gęsto rozłożone i nie było w sumie potrzeby wczoraj studiować trasy, choć mam dzięki temu możliwość usytuować się na dystansie.

Po niedługim czasie nie widzę nikogo przed sobą ani za sobą, jestem ja sama i trasa. Chmury się rozeszły, coraz więcej błękitu i piękne słońce. Oblewa piętrzący się zaraz na wprost lekko przysypany śniegiem skalisty szczyt. Jest przepięknie i czuję się bardzo szczęśliwa, potrafię się cieszyć każdym aspektem tej drogi. A tu już pokazuje się dzwonnica kościoła w Verrosaz. Punkt kontrolny, pamiątkowe zdjęcie, uśmiechnięte starsze panie serwują herbatkę z miodem. Wypytuję o nazwę pięknej góry, która na nas spogląda - to jeden z dziewięciu "Zębów Południa" (Dents du Midi). Dziękuję serdecznie i ruszam na strome błotniste podejście.

Wciągam żelik, ulepek okropny, ale wierzę, że przyda się nieco energii. Poprzednio były głównie pastwiska, teraz wokół las. Wspaniałą atmosferę psują tylko odgłosy polowania bardzo blisko przebiegu trasy. Dwa mostki na rzece (baaardzo śliskie - mokre + pokryte spadłymi liśćmi) i skręt na wąską ścieżynkę skrajem urwiska. Na początek raczej płasko choć strumyczki do przeskakiwania, potem przejście za wodospadem pod ochorną skalnej przewieszki i hop, znowu ostro w górę. Do tego w zasadzie w płynącym strumieniu. Pod koniec tempo podchodzenia zaczyna spadać, ale to już prawie koniec. Dotarłam na najwyższy punkt i wciąż mnóstwo czasu do limitu na punkcie drugim, który jest niecałe 2km dalej w uroczej górskiej wiosce. Wąziutkie brukowane uliczki, na których ubłocone buty nieźle się ślizgają. Bardzo malowniczo, punkt kontrolny rozłożony na jednym ze skrzyżowań. Zobaczywszy isostar zamiast wspaniałej herbatki naprawdę nieco się rozczarowałam. Nie zostaję długo, panowie z obsługi punktu życzą mi dobrego zbiegu. Niektórzy wiedzą, że zbiegi lubię bardzo, bardzo, ale tutaj jest - bagatela - do zgubienia całe uciułane 850m przewyższenia na przestrzeni jakiś 4km. Nawet na odprawie upominali, by się tu pilnować.

Droga asfaltowa podąża długimi serpentynami, a nasz szlak daje prosto w dół tnąc te łuki. Jest naprawdę technicznie. Są kawałki w lesie - czyli błotko plus liście; kawałki po luźnym suchym żwirku lub też killer - błotko z niestabilnymi okrągłymi kamieniami pokryte liśćmi na wierzchu. Kilka poślizgów, ale szczęśliwie żadnego upadku. Jest trudno, ale wciąż radość w środku przeogromna. Cięcie serpentym się kończy i zwalniam nieco na kolejnym śliskim mostu, za którym chwilę płasko. Dopiero teraz czuję, jak dostały w tyłek czwórki, ale udaje się je jakoś rozbujać. Końcówka po asfalcie, ostatni zakręt i widzę dzwonnice w Evionnaz. Wpadam na metę z olbrzymim uśmiechem. Panie pytają - koniec czy biegnę dalej. Nawet kusi (czuję się wspaniale!), ale to najpierw 5km rąbania asfaltem a potem 600m w górę - za dużo na ten rok. Oficjalnie składam kijki :oczko: i raczę się herbatką. Okazuje się, że czeka na mnie mąż, który jednak postanowił nie wracać do Lozanny, tylko źle wykalkulował, z której strony przybiegnę i nieco się zagapił. Przygotował dla mnie też zestaw regeneracyjny. Czy już wspominałam, że było fantastycznie? :hej: Komu by się chciało ścigać na ulicy, jak są takie imprezy? :spoko:

Edit2: no i jest medal

Obrazek

Obrazek
Ostatnio zmieniony 17 paź 2012, 22:38 przez strasb, łącznie zmieniany 2 razy.
ODPOWIEDZ