Ech... co tu napisać?
Po niedzielnym długim bieganiu w poniedziałek zaczął mnie pobolewać prawy piszczel na wysokości 1/3 długości startując od kostki ale pomyślałem, że to pewnie znów Shin Splint daje o sobie znać. Pierwsza myśl - 25km po twardym to za dużo albo raczej za szybko taki dystans bo w sumie dało mi to 53km/tydzień a ze względu na mój krótki staż biegowy i jak mniemam kontuzjolubność moich stawów i innych części ciała to był błąd. We wtorek większy ból i utrudnione chodzenie - zacząłem kuleć na prawą nogę, a ból jakby troszkę inny niż przy Shin. Środa - ból zdecydowanie większy i pierwsze czarne myśli, że coś jest bardziej nie tak niż mi się wydawało. Co robić? Poczekam do końca tygodnia i zobaczymy czy porada lekarska będzie konieczna. Noc z środy na czwartek - kompletnie nie mogę postawić nogi na prawej stopie!! Stoczyłem ogromną walkę żeby dojść w nocy do toalety... Poranek i decyzja - S.O.R. oraz myśl czy piszczel nie wytrzymał i poddał się zmęczeniu jakie mu zgotowałem. Przenikliwy ból, poruszam się wolniej niż mijająca mnie starsza pani o lasce
S.O.R. - Kilka pytań, tu puk, tam puk... skierowanie na RTG - myślałem, że sobie popatrzę pierwszy na moje zdjęcie, a tu zonk, bo dają je na płycie CD - postęp technologiczny jak widać. Powrót do gabinetu i przeświadczenie, że to złamanie zmęczeniowe bo ból całkiem podobny do tego, który w dzieciństwie towarzyszył złamaniu nogi w śródstopiu. Kłębią się czarne myśli, że gips, że praca, że jak tu się synkiem opiekować (bo żona wraca po macierzyńskim do pracy), że z psem nie wyjdę na spacer, że, że, że... dużo tych ŻE...
Gabinet - (Doktor) panie Piotrze nie widzę żadnych zmian w obrębie kości - RADOŚĆ!!! Niepohamowana radość...
Okazało się, że mam bardzo silnie przeciążone podudzie, muszę przez kilka dni starać się nie chodzić, smarować maścią (Voltaren), chłodzić miejsce bólu i zażywać lek przeciwzapalny, którego nazwy nie pamiętam ale jest na receptę i jest to w sumie mocna dawka Diclofenacu (pani w aptece powiedziała, żeby przy tym leku nie przesadzać z Voltarenem)... Ech...
Mimo wszytko jestem szczęśliwy, że piszczel jest cały, że to w sumie z takiej perspektywy "tylko" przeciążenie choć i tak plany idą w łeb. Na pewno nie będę startował w połówce we wrześniu, trzeba odpocząć. Starty nie uciekną, a zdrowie łatwo zgubić... Kolejna i do tego bardzo bolesna lekcja odebrana. Może było za szybko, może za dużo? Nie wiem nie znam odpowiedzi ale wiem, że spróbuję teraz spokojniej dozować kolejne jednostki treningowe oraz dodam jak najwięcej ćwiczeń uzupełniających żeby minimalizować to ryzyko związane z tym sportem...
Wiem, że nie przestanę marzyć... a przekraczanie linii mety jest jak spełnianie marzeń...
Pozdrawiam i odpoczywam (pewnie co najmniej 2 tygodnie)