Ostatnio, będąc na przebieżce w lesie, wróciłam do domu z pasażerem na gapę. Szkód chyba żadnych poczynić nie zdołał, bo jakkolwiek rumień w miejscu ukłucia mi się zrobił, to jednak nie miał on charakteru pełzającego tylko trzymał się w jednym miejscu, więc boreliozę wykluczam. No chyba,że coś się później jeszcze objawi...
Przekopałam cały internet w poszukiwaniu najlepszego zabezpieczenia i jedyne, co ma jakąś udowodnioną skuteczność to preparaty zawierające N,N-Dietylo-m-toluamid ( w skrócie deet). Jest na rynku kilka produktów z deet, ale jak sobie głębiej posprawdzałam, to nabrałam poważnych wątpliwości. Otóż deet-u nie można stosować na tkaniny sztuczne, bo potrafi wyżreć dziurę albo wręcz rozpuścić tkaninę. Odpada więc popsikanie poliestrowych koszulek i spodenek. Można teoretycznie stosować na skórę, ale...deet zaliczany jest do pestycydów, ma skutki uboczne działające na układ nerwowy - a przenikanie przez skórę, przynajmniej w jakimś stopniu, jest prawie pewne. Jakoś nie mam chęci aplikować sobie toksycznego pestycydu na skórę. A zatem jak tego "czegoś" używać? Na ubranie nie, bo wypali, na skórę nie, bo przeniknie...
Czego wy używacie,biegając po lesie czy łąkach,żeby się zabezpieczyć? Czy w ogóle się zabezpieczacie przed kleszczami? Jakie preparaty są skuteczne? Bez nazw oczywiście ( żeby nie było,że reklama), ale może chociaż podacie aktywny składnik.
W tę sobotę chcę znowu polatać po lesie, ale ,mówiąc szczerze, to jakoś mi chęci odeszły,żeby biegać bez ochrony. Licho nie śpi, a ja, ze swoim pechem, na pewno tym razem coś złapię.
